Kiedy na korcie numer 1 zakończył się ćwierćfinałowy pojedynek dwóch niemieckich tenisistek, a na korcie centralnym Novak Djoković przegrał drugiego seta, Agnieszka Radwańska wychodziła na kort numer 14 umieszczony pomiędzy dwoma głównymi arenami Wimbledonu. Publiczność dopisała, sporo było kibiców z Polski. Pierwszy mecz w turnieju legend panie zagrały prawie na serio.
Z czwórki najsolidniej prezentowała się nasza tenisistka: świetne czucie piłki, piękne loby i woleje, to mogło się podobać. Nie brakowało efektownych akcji. Panie przypomniały kibicom, że tenis to nie uderzanie piłki z całą mocą, ale finezja i pomysł na grę. Miło było znów zobaczyć w akcji zawodniczki, które jeszcze kilka lat temu rządziły na światowych kortach. Po spotkaniu panie rozdawały autografy, pozowały do wspólnych zdjęć z kibicami. Tu znowu Agnieszka wiodła prym. Jej magia nadal działa na Wimbledonie.
Z tej czwórki Agnieszka prezentowała się chyba najsolidniej, choć trenuje tylko raz w tygodniu, ale za to regularnie. Super, że udało się połączyć grę w turnieju legend z czysto towarzyskimi spotkaniami. Nareszcie mamy czas porozmawiać z innymi dziewczynami, powspominać. Wreszcie jesteśmy na luzie - powiedział nam Dawid Celt, mąż Agnieszki.
W czasie, gdy Agnieszka grała, a Dawid oglądał mecz żony ich syn Jakub bawił się w… przedszkolu na Aorangi Park.
- To kapitalna sprawa, takie przedszkole. Oddajemy tam Kubę na kilka godzin dziennie i wtedy możemy potrenować czy spotkać się ze znajomymi. Jest bardzo profesjonalnie prowadzone, są gry i zabawy. Syn ciągnie do innych dzieci, lubi się z nimi bawić. On ma zabawę, my trochę czasu dla siebie – dodaje Dawid Celt.
Wcześniej podczas spotkania z mediami na tarasie centrum prasowego, obok m.in. Martiny Hingis czy Kim Clijsters Agnieszka rozmawiała z dziennikarzami z całego świata.
- Teraz wyjście na kort jest ogromną przyjemnością, mam pełen luz. Najlepszy jest ten wymiar towarzyski, że po kilku latach mogę się spotkać z dziewczynami, z którymi rywalizowałam na korcie. Jeleny Janković, z którą gram, nie widziałam chyba z siedem lat. Jest do obgadania sporo rzeczy. Turniej legend to dla mnie takie wakacje z rakietą, choć wiadomo, że jak wychodzi się na kort, to chce się wygrać.
Polka i Serbka w kolejnych meczach powalczą z deblami D. Hantuchova - L. Robson i C. Dellacqua - A. Molik. Zwyciężczynie grupy awansują do finału.
Agnieszka Bialik z Londynu