Spis treści
Czytelniczka jest przytłoczona obowiązkami
Piszę do Państwa, bo nie mam z kim podzielić się swoimi troskami. Mam 65 lat i choć w życiu wiele przeżyłam, coraz częściej czuję, że dźwiganie obowiązków, które na mnie spadają, jest ponad moje siły. Rok temu zmarł mój mąż, z którym przeżyłam ponad cztery dekady. Od tamtej pory jestem sama, a moje zdrowie również daje o sobie znać – nadciśnienie i bolące stawy sprawiają, że sprzątanie czy gotowanie nie są już takie proste. Mimo to staram się nie narzekać i robić wszystko, co w mojej mocy, by żyć godnie.
Problemy zaczynają się, gdy nadchodzą Wielkanoc oraz święta Bożego Narodzenia. Kiedyś były one dla mnie czasem radości, ale dziś wiążą się głównie z ciężarem i stresem. Co roku wszystkie moje dzieci – mam ich troje – wraz z rodzinami przyjeżdżają do mnie na Wigilię. Mój najstarszy syn ma żonę i troje dzieci, drugi syn żonę i dziecko, a najmłodsza córka partnera. To łącznie aż 10 osób. Każde z nich oczekuje, że przywitam ich jak dawniej, z bogato zastawionym stołem i serdeczną atmosferą. Niby to piękne, że chcą spędzać ten czas razem, ale nikt nigdy mnie nie pyta, czy dam radę wszystko przygotować i czy mam na to siły. Mówiąc brutalnie – rodzina przyjeżdża i mnie objada! Nie mam już sił ani pieniędzy.
„Jestem wykończona”
Z trójki moich dzieci tylko jedna synowa mnie wspiera. Ona i mój syn przyjeżdżają kilka godzin wcześniej, pomagając w ostatnich przygotowaniach. Zawsze przywożą dwa gotowe dania – to dla mnie ogromna ulga. Druga synowa przywozi tylko ciasto, a córka wraz ze swoim chłopakiem siadają do stołu na gotowe, tłumacząc się dalekim dojazdem. Wszyscy jedzą, cieszą się, rozmawiają – a ja? Ja jestem wykończona już zanim Wigilia się zacznie.
Z moją skromną emeryturą po mężu z trudem wiążę koniec z końcem. Świąteczne zakupy to dla mnie ogromne obciążenie finansowe – mięso, ryby, składniki na ciasta, jakieś przekąski… Po świętach zostaję z niemal pustym portfelem, a do końca stycznia muszę liczyć każdy grosz. Wnuki dorastają, a każde liczy na choć drobny upominek. Czasami mam wrażenie, że dzieci nie zdają sobie sprawy, w jakiej jestem sytuacji. Czy naprawdę nie widzą, że to dla mnie zbyt wiele? Czy nie mogą choć raz zapytać, jak mogą mi pomóc?
„Czy miłość nie powinna iść w dwie strony?”
Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, jakbym nie kochała moich dzieci i wnuków. To przecież moje największe szczęście. Ale czy miłość nie powinna iść w dwie strony? Marzę o tym, by ktoś pomyślał o mnie – o tym, jak się czuję, ile mam sił, czy nie potrzebuję wsparcia. Nawet proste gesty, jak wspólne sprzątanie po kolacji czy przygotowanie większości potraw, byłyby dla mnie wielką ulgą. Zamiast tego mam wrażenie, że jestem wykorzystywana. Wstydzę się zwrócić dzieciom uwagę, by się na mnie nie obraziły. Serce mi się kraję, gdy pomyślę, że mogliby nie przyjechać i miałabym zostać w domu sama jak palec.
Piszę ten list z nadzieją, że może ktoś zrozumie moją sytuację. Może są inne osoby, które czują to samo co ja. Czy naprawdę tak trudno podzielić się obowiązkami, zwłaszcza gdy dotyczy to rodziny?
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Stronę Kobiet codziennie; Obserwuj StronaKobiet.pl!
Kobieta
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!
- Lidia Popiel wyjawia sekret o Bogusławie Lindzie. Tak naprawdę wygląda ich związek