Bielsk Podlaski. Kurdyjka apeluje do rodaków, aby nie przybywali na Białoruś (WIDEO)

Izolda Hukałowicz
Kurdyjka apeluje do rodaków. Prosi, aby nie kierowali się na Białoruś (kadr z filmu).
Kurdyjka apeluje do rodaków. Prosi, aby nie kierowali się na Białoruś (kadr z filmu).
Kurdyjka hospitalizowana w szpitalu w Bielsku Podlaskim wystosowała apel do rodaków mieszkających w Iraku, w którym prosiła, aby nie próbowali kierować się na Białoruś. Apel został nagrany w formie filmu i wysłany do kurdyjskiej telewizji w Iraku.

W połowie listopada do szpitala w Bielsku Podlaskim trafiła Kurdyjka (obywatelka Iraku) wraz z 8-letnim synkiem. Jej mąż oraz starsza córka trafili z kolei do szpitala w Hajnówce.

– Kobieta była skrajnie odwodniona i wyczerpana – informuje Mirosław Reczko, dyrektor bielskiego szpitala. – Zwykle migranci przebywają u nas dobę, natomiast ona była w na tyle złym stanie, że wymagała leczenia przez dwa dni. Chłopczyk z kolei czuł się dobrze. Oboje zostali wypisani we wtorek (16.11) i zabrani przez Straż Graniczną do ośrodka dla uchodźców.

Przeczytaj też:

Zanim jednak kobieta opuściła szpital, wzięła udział w nagraniu filmiku wideo, w którym apelowała do rodaków, aby nie kierowali się na Białoruś i nie próbowali tędy przedostać się do Europy Zachodniej. Kurdyjka tłumaczyła, jak wygląda sytuacja na granicy białoruskiej, opowiadała o warunkach, jakie tam panują. Szpital przekazał nagranie kurdyjskiej telewizji działającej w Iraku.

Obejrzyj nagranie apelu Kurdyjki z bielskiego szpitala:

Nagranie filmiku to jedno z działań, w które zaangażował się Arsalan Azzaddin, koordynator SOR oraz wicedyrektor do spraw medycznych w szpitalu w Bielsku Podlaskim. Lekarz jest z pochodzenia Kurdem.

– On robi, co może, aby pomóc tym ludziom, nie tylko medycznie – mówi Mirosław Reczko. – Udziela bowiem wielu wywiadów, aby powstrzymać napływ kolejnych migrantów. Stara się tłumaczyć władzom z Iraku i z Kurdystanu irackiego, co się tu dzieje. Efektem jego działań było m.in. zamknięcie obydwu konsulatów białoruskich w Iraku.

Lekarz udziela licznych wywiadów stacjom z Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych, m.in. CNN czy CBS. Odbijają się one szerokim echem i docierają do władz Iraku i władz kurdyjskich.

– Arsalan robi wszystko, aby pomóc rozwiązać ten problem od podstaw, a więc nie dopuścić do wyjazdu tych ludzi z ojczyzny. Problem jest wielki i każda para rąk, która jest w stanie coś zdziałać na arenie międzynarodowej, jest cenna – podkreśla Reczko.

Przeczytaj też:

Koordynator SOR-u działa nie tylko na arenie międzynarodowej, ale też lokalnie. Pomaga okolicznym szpitalom oraz Straży Granicznej w komunikacji z migrantami.

Większość cudzoziemców, którzy trafiają do szpitala w Bielsku Podlaskim to iraccy Kurdowie. Są też Syryjczycy, Afgańczycy, sporadycznie ludzie narodowości afrykańskiej, np. niedawno hospitalizowany był tu mężczyzna z Konga, który od 8 lat błąkał się po świecie i starał się przedostać do Europy Zachodniej.

– Z rozmów, które prowadzi Arsalan z migrantami wynika, że w ogromnej większości to nie są ludzie biedni – mówi dyrektor szpitala w Bielsku. – Zresztą samo dostanie się do Europy to koszt nawet kilkunastu tysięcy euro. To są ludzie, którzy mieli gdzie mieszkać, żyli w naprawdę dobrych warunkach. Problem jest innej natury – oni nie mają tam zajęcia, możliwości zarobkowania. To ludzie młodzi, którzy pokończyli studia i zderzają się z trudną sytuacją na rynku pracy. I nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Dlatego szukają swojej szansy w Europie.

Mirosław Reczko podkreśla, że migranci nie zdają sobie sprawy z tego, że są narzędziem w rękach reżimu białoruskiego.

– Jechali tutaj, nie wiedząc, co ich czeka. Powiedziano im, że za kilka godzin będą w Niemczech. Oni chyba też nie mają wyobrażenia geograficznego. Na początku wysyłano ich do Lipska, ale nie do niemieckiego Lipska, tylko białoruskiego, o czym nie mieli pojęcia. Myślę, że po prostu są zdeterminowani, aby dokonać zmiany w swoim życiu. Słyszą od znajomych, którzy wyemigrowali, że tutaj jest inny poziom życia, inne standardy. I też chcą tak żyć.

Dyrektor bielskiego szpitala mówi, że problem przemytu ludzi do Europy Zachodniej odbywa się na ogromną skalę wieloma szlakami: przez Grecję, Turcję, kraje bałkańskie.

– U nas też to się odbywało, ale dopóki Łukaszenka nie zaczął ściągać tłumów na granicę polsko-białoruską, to o tym się tak nie mówiło. Gdyż skala była dużo mniejsza. Niemniej ten napływ wieloma szlakami cały czas trwa i dlatego tak ważne są działania u źródła, aby to powstrzymać. Pomagamy migrantom medycznie i staramy się, na ile możemy, uświadamiać tych ludzi oddalonych tysiące kilometrów od nas, że jeśli zdecydują się wyjechać z ojczyzny, to ze zwykłej, szarej codzienności trafią w miejsce, które zagraża ich życiu. Dosłownie. Równolegle z kobietą z Iraku trafili do nas bowiem dwaj Syryjczycy znalezieni pod Orlą, którzy błąkali się tygodniami po lasach i byli już w stanie prawie agonalnym – nie chodzili, nie reagowali, byli odwodnieni, wyziębieni, nie przyjmowali pokarmów. Gdyby ktoś znalazł ich kilka godzin później, to już by nie żyli. W takie realia trafiają ludzie, którzy mają nadzieję na lepsze życie.

Przeczytaj też:

Obecnie w bielskim szpitalu przebywa dwoje Afgańczyków oraz Syryjka, która poroniła po białoruskiej stronie i jest zakażona koronawirusem. Prawie codziennie na bielski SOR przywożeni są cudzoziemcy, którzy po udzieleniu pomocy zabierani są przez Straż Graniczną.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet