Tuż obok ronda Grzegórzeckiego firma Orion Investment chce postawić nawet trzy bloki mieszkalne. Rozpoczęła już rozbiórkę starych kamienic. Ma na te prace pozwolenie budowlane z magistratu. Problem w tym, że w jednym z budynków do wyburzenia wciąż mieszka rodzina. Matka z trójką dzieci - nastolatków, którym dwa lata temu umarł ojciec. Teraz znaleźli się na placu budowy...
Inwestor chce się ich pozbyć, ale kobieta nie dostała nakazu eksmisji. - Przyszli w lipcu. Powiedzieli, że tu staną bloki. Nie miałam żadnej sprawy o eksmisję. Teraz zjawiają się co jakiś czas, już nie rozmawiają. Tylko utrudniają mi życie, koparki pracują cały czas - mówi Stanisława Pietrzak.
Kłótnia o prąd
Zniszczono już część budynku zamieszkiwanego przez kobietę, w którym znajduje się instalacja elektryczna. W minionym tygodniu pojawili się tam pracownicy z firmy Tauron. Obecny na miejscu przedstawiciel dewelopera domagał się odłączenia prądu. Byliśmy tam, wstawiliśmy się za kobietą. Elektrycy nie przystali na żądania dewelopera, zabezpieczyli tylko przewody.
Doszło do kłótni. - Mają panowie to odłączyć! - żądał przedstawiciel dewelopera. - Nie mamy takiego zgłoszenia, przyjechaliśmy zabezpieczyć przewody. Kto to w ogóle zburzył i je uszkodził? Przecież tu ktoś mieszka - dziwił się pracownik firmy Tauron.
Mężczyzna reprezentujący Orion na to nie odpowiedział. Nie okazywał prawa własności do terenu, tylko mapy instalacji elektrycznej. - Przecież równie dobrze można wezwać policję, bo doszło tutaj do zniszczenia mienia - zwrócił uwagę pracownik Tauron.
Przedstawiciel dewelopera nie chciał ani nam, ani kobiecie, udzielać żadnych wyjaśnień. Wyrzucił dziennikarza z placu budowy, „bo to zagrażało jego bezpieczeństwu”. A co z kobietą, która żyje wśród buldożerów, koparek i ciężarówek co chwila wywożących gruz? Zapytaliśmy, ale nie odpowiedział. Wezwaliśmy więc policję, by nadzorowała sytuację. Ostatecznie instalację elektryczną Tauron zabezpieczył. W weekend rodzina miała prąd.
Trudna sytuacja
Stanisława Pietrzak w kamienicy przy ul. Grzegórzecka 32A mieszka od 16 lat. Zajmuje około 60-metrowy lokal - dwa pokoje i kuchnię. Mieszkanie jest urządzone raczej skromnie. Wcześniej właścicielem kamienicy była prywatna osoba. Partner pani Stanisławy spisał z nią umowę najmu. Płacili regularnie czynsz i za media.
Później kamienicę kupiła firma. Z nią też partner kobiety, ojciec trójki jej dzieci, spisał umowę najmu. Było to jeszcze w roku 2013. Czynsz był płacony. Ale kamienica jeszcze kilka razy zmieniała właścicieli - sprzedawana wraz z lokatorami.
Dwa lata temu partner pani Stanisławy zmarł.
- Przestałam płacić czynsz, bo nie było komu. Chciałam płacić nowemu właścicielowi, ale nie było żadnego kontaktu z jego strony - dodaje kobieta. Pracuje jako pomoc kuchenna w restauracji. Korzysta też z pomocy społecznej. Samotnie wychowuje trójkę dzieci. Nie mają renty po ojcu. Mimo to regularnie płaci za media.
Jest chora, ma problemy ze strunami głosowymi. Pył unoszący się na placu budowy z pewnością jej nie służy.
Nie posiada meldunku, właściciele budynku nie wyrazili na to zgody.
Zdaniem dewelopera
Dopiero po przykrej sytuacji na placu rozbiórki prezes Orion Investment skontaktował się z nami.
- Chodziło o rozłączenie instalacji elektrycznej, której, według informacji z Tauronu, nie powinno być w sąsiednim rozbieranym budynku - przekonuje Tadeusz Marszalik, prezes firmy Orion Investment.
Ale pracownicy Tauron twierdzili, że instalacja ze zniszczonej części domu doprowadza prąd do mieszkania Pietrzaków.
Prezes Marszalik twierdzi, że zamieszkiwany budynek na razie nie jest burzony. - W czasie rozbiórki sąsiednich budynków były i są wyznaczane strefy rozbiórki, na razie nietrwałe, potem teren będzie trwale zabezpieczony - tłumaczy.
Kto zatem zniszczył cześć budynku, gdzie mieszka kobieta? Nie wiadomo. I ważniejsze pytanie - dlaczego kamienica nie jest pusta?
- Wcześniejsi właściciele nieruchomości dostarczyli nam oświadczenia, że budynek jest opróżniony. Ta pani nie ma i nie miała żadnej umowy najmu, posiadał ją konkubent, i to na lokal użytkowy, a nie mieszkanie. Ona nie ma żadnego prawa do przybywania w tym budynku - mówi prezes Marszalik. - Nie płaci czynszu, podobnie jak bezdomni, którzy koczują w nieruchomości. Może zostać usunięta przy asyście policji i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Deweloper zdaje się traktować kobietę jako bezdomną, ale ta żyje od lat w urządzonym mieszkaniu. Przyznał, że pisał do Urzędu Miasta Krakowa, policji, straży miejskiej, aby panią Pietrzak usunąć, ale urzędnicy do tego się nie kwapią. Bo musieliby rodzinie zapewnić inny lokal.
Starania o mieszkanie
Okazuje się, że kobieta stara się o mieszkanie komunalne już od... 2007 roku! Nie stać ją na wynajem lokum na wolnym rynku. Napisała wniosek do gminy, argumentując go złym stanem technicznym mieszkania przy ulicy Grzegórzeckiej. Niestety, nie posiadała umowy najmu na nie, więc odmówiono. Kolejny wniosek złożyła w kwietniu 2015 r., ale wtedy zwrócono uwagę, że zameldowana jest jeszcze w Kasinie Wielkiej (choć tam od lat nie mieszka, bo nie ma gdzie), więc nie można jej było też zakwalifikować jako osoby bezdomnej do przydziału lokalu.
Kobieta jeszcze w 2015 wymeldowała się z Kasiny i w 2016 jej wniosek o mieszkanie został w końcu pozytywnie rozpatrzony. Ale ma szansę je dostać dopiero w roku 2018.
Deweloper twierdzi, że chciał pomóc. - Po zakupie nieruchomości rok temu, proponowaliśmy znalezienie innego lokum. Pani stwierdziła, że może płacić za nie 800 złotych, a my wyrównywalibyśmy ewentualne różnicę w czynszu, oczywiście w granicach rozsądku - mówi prezes firmy Orion. - Tak byłoby do czasu, aż rodzinie nie zostanie przydzielony lokal. Pani wstępnie się zgodziła, a później wycofała.
- To nie było nic pewnego, obietnice, mówiono o jakimś hotelu. Czemu nie podjęto rozmów wcześniej? Jakie miałaby tam warunki czteroosobowa rodzina? - odpowiada pani Stanisława. Urząd miasta, który brał udział w negocjacjach, informuje, że kobiecie oferowano... hostel.
Magistrat zapewnia, że „na bieżąco monitoruje sprawę”. Dziś ma dojść do spotkania urzędników z deweloperem.
Tymczasem w oświadczeniu Rzecznika Prawo Obywatelskich czytamy: „Nikogo nie można samowolnie „wyrzucić” z mieszkania. Konieczne jest wystąpienie do sądu z powództwem o nakazanie opróżnienia lokalu”.
W przypadku matki zajmującej się nieletnimi sąd musi nakazać gminie przydział mieszkania. Ale to może być lokal socjalny, gdzie przysługuje kilka metrów kwadratowych na osobę. Pani Stanisława chce, aby ją eksmitowano, bo to da jej czas do momentu przyznania większego lokalu komunalnego.
- Ja się stąd wyprowadzę, potrzebuję tylko czasu, aby mieć godne warunki dla dzieci - zapewnia.
Życie na placu budowy
Nie wykluczone, że deweloper nie chce występować do sądu, aby usunąć rodzinę w cywilizowany sposób, bo proces może długo potrwać. A firma już chce wyczyścić teren, jest bliska uzyskania pozwoleń budowlanych na bloki.
- Jemu się spieszy, buldożery już jeżdżą mi pod oknami. Dzieci nie mają jak się uczyć, jak zaprosić kolegów do domu, bo się wstydzą - opowiada pani Stanisława. - Jak można było dać pozwolenie na rozbiórkę domu, w którym ktoś mieszka?
Magistrat w tej kwestii nam nie odpowiedział. Ale dla urzędników często ważne są dokumenty, a nie stan faktyczny. Wydział Architektury UMK zgodę na rozbiórkę wydał, choć Wydział Mieszkalnictwa nie znalazł dla rodzinny lokum, a jej trudną sytuację zna też MOPS.
Poinformowaliśmy Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, że na placu budowy i w domu do rozbiórki przebywa kobieta z dziećmi. Okazuje się, że inwestycja była kontrolowana 12 kwietnia, a roboty rozbiórkowe... nakazano wstrzymać. Czy deweloper się zastosował? Ciężarówki w minionym tygodniu nadal wywoziły stamtąd gruz. Inspektorat zapowiada kolejne kontrole. Do sprawy jeszcze powrócimy.
Autor: Piotr Rąpalski, Gazeta Krakowska
Follow https://twitter.com/gaz_krakowskaBiznes
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!