Jeśli wchodzisz między wrony, musisz krakać tak jak one - ta zasada jest aktualna zwłaszcza w czasie podróżowania, bo czasem jednym błahym gestem można zrazić do siebie gospodarza albo przeciwnie - błędnie oceniając czyjeś intencje, odebrać sobie szansę na fantastyczną przygodę.
Wielu turystów, nie chcąc narażać się na zbyt duże zderzenie kulturowe, wybiera kraje pozornie nie różniące się kulturowo od naszego. Takim są np. Stany Zjednoczone. Wydawać by się mogło, że Amerykanie są tylko trochę bardziej pewni siebie i że na tym różnice się kończą. Tymczasem wybierając się za wielką wodę, musimy pamiętać, że USA... napiwkami stoi.
- Gdy tam pracowałem, wielokrotnie zwracano mi na to uwagę. Podczas piątkowych spotkań szef podkreślał nawet, że jeśli gdzieś wychodzimy, to reprezentujemy nie tylko siebie, ale jego jako pracodawcę, więc mamy zostawiać napiwki. W Stanach ludzie - jeśli mówimy o barmanach czy kelnerach - zarabiają na tym więcej, niż dostają pensji - opowiada Patryk Szymański, opolski podróżnik, autor poradników o tanim podróżowaniu.
Co ważne, napiwki powinny być zostawiane nie tylko kelnerom, ale też barmanom. Jaka powinna być ich wysokość? Co najmniej 20 proc. wartości zamówienia.
Amerykanie są też bardzo wrażliwi na swoim punkcie. Można to zauważyć zwłaszcza podczas robienia zdjęć w miastach. - Byłem kilka razy zaczepiony i poproszony o usunięcie zdjęcia. W dwóch sytuacjach osoby przeze mnie sfotografowane były nawet agresywne. Tu nie chodzi o to, że ktoś obawia się, że źle wygląda. To raczej kwestia prywatności, która jest czułym punktem Amerykanów - opowiada Patryk Szymański.
Pamiętajmy też, kiedy ktoś pyta nas „How are you?”, czyli „jak się masz”, to nie jest prawdziwe zapytanie wynikające z troski czy też zaproszenie do rozmowy. - To raczej wymiana pozdrowień, więc wystrzegajmy się odpowiedzi w polskim stylu, czyli „tak sobie” czy „bywało lepiej”. To jest źle widziane. Miałem koleżankę w pracy, która na amerykańskie „jak się masz?” odpowiadała „po polsku”. Po kilku dniach szef zaprosił ją na rozmowę i zapytał, o co jej chodzi? Czy coś się jej nie podoba? - mówi Szymański.
Jednym z bardzo modnych ostatnio kierunków jest Gruzja - co nie dziwi, bo kraj jest piękny, gościnny, szczególnie dla Polaków. Jeśli ktoś się tam wybiera, warto dołączyć do tradycyjnej supry (czyli kolacji gruzińskiej), ale trzeba być czujnym. Na suprze wznosi się 14 tradycyjnych gruzińskich toastów. W tym czasie nie można przerywać osobie mówiącej pod żadnym pozorem, nie ma też przyzwolenia na jedzenie czy picie. - To jest straszliwy dyshonor, dla tej osoby. Należy po prostu siedzieć i słuchać - mówi Szymański.
Te toasty, które wznosi się na suprze, są tradycyjne i niezmienne, np. za przodków czy aniołów stróżów albo Matkę Boską. - One zaczynają się regułką, a potem przechodzi się do spraw osobistych. Kiedy pierwsza osoba wygłosi swój toast, następna może przejąć pałeczkę. Kiedy przejmie ktoś inny - także nie wolno mu przerywać, nawet gdyby burczało nam brzuchu - mówi Szymański.
Jeszcze większym nietaktem będzie wznoszenie toastów piwem, można to robić tylko winem albo wódką, bo złocisty trunek jest zarezerwowany dla toastów obraźliwych. - Dlatego Gruzini często używają go, kiedy piją za Rosję albo za Putina - wyjaśnia Szymański.
W Indiach i Nepalu nie podaje się lewej ręki, bo w tych krajach nie używa się także papieru toaletowego i z tego powodu ręka lewa uważana jest za nieczystą, a leworęczni są straszliwie dyskryminowani.
- Tam też nie pokazuje się na nikogo palcem. To też jest bardzo obraźliwe - wyjaśnia Szymański.
Będąc w Indiach (często też w innych azjatyckich krajach) trzeba się przygotować na to, że ludzie będą się na nas gapili. Straszliwie gapili. - Początkowo to może być dość przerażające, ale niegroźne. W Indiach gapienie się jest normalne. Hindusi często nawet podchodzą do obiektu swojego zainteresowania, jakim jest biały człowiek, ale tylko kręcą się blisko, bo są na tyle nieśmiali, że nie potrafią zwyczajnie zagadać. Europejczyk może czuć się skrępowany, bo będzie mu się wydawało, że ktoś chce go okraść, a to nieprawda - tłumaczy Szymański.
Bardzo powszechne w Indiach jest także dotykanie. Hindusi klepią, opierają się w autobusie, aby sobie pospać - i to nie oznacza niczego. W wielu częściach świata bariera fizyczności, sfery intymnej czy dotyku jest bardzo mocno przesunięta. - W Azji coś takiego nie istnieje. Miałem taką sytuację np. w Nepalu, że w autobusie podeszła do mnie jakaś babuleńka, pogłaskała mnie po głowie i usiadała mi na kolanach. Takie rzeczy są tam na porządku dziennym.
W Azji, szczególnie w Chinach, np. podawanie wizytówek jedną ręką jest z kolei traktowane jako lekceważące. - W Kraju Środka spotkałem się także z tym, że z takim samym namaszczeniem wręcza się również pieniądze: oburącz i nawet z takim lekkim pokłonem - wyjaśnia Przemysław Supernak, opolski podróżnik i autor bloga SuperGlob.
Ciekawostką dotyczącą zarówno Indii, jak i Nepalu czy wielu krajów arabskich jest to, że mężczyźni bardzo intensywnie okazują sobie czułość. - Całują się publicznie, chodzą za rękę i jest to normalny objaw przyjaźni, a nie związek homoseksualny - wyjaśnia Supernak.
By zyskać szacunek, należy się też targować i to dotyczy nie tylko Azji, ale i krajów arabskich. Zakupy to dla tych nacji swego rodzaju teatr, a jeśli kupimy coś za pierwszą cenę, to uznają nas za przysłowiowego „leszcza”. Każdy, kto był w Azji, wie, że jej mieszkańcy - w przeciwieństwie do np. Amerykanów - chętnie dają się fotografować, pokazując przy tym ułożone w literę „V” palce. To oznacza, że ta osoba chce zwrócić na siebie uwagę. Pamiętajmy, by takiego znaku nie powielać na Wyspach. Bo w Wielkiej Brytanii dwa palce w geście znanym powszechnie jako „peace” (czyli pokój) będą oznaczały dla niego to samo co jeden palec… środkowy. Skąd się to wzięło?
- W czasie wojen pomiędzy plemionami w Wielkiej Brytanii a wikingami ci drudzy, kiedy podpływali do fortów, byli ostrzeliwani z łuków. Kiedy udało im się takiego łucznika złapać, to ucinali im jeden lub dwa palce. Tak powstał ten gest, ci łucznicy, którzy je jeszcze mieli palce ,pokazywali je wikingom, mówiąc jakby: „widzisz, wciąż mam wszystko na swoim miejscu, wciąż mogę cię zastrzelić” - opowiada Szymański.
Tym, co różni różne narodowości jest też poczucie czasu. Szczególnie widać to w Afryce, gdzie nie ma np. rozkładów jazdy, a autobus odjeżdża, kiedy uzbiera się tylu pasażerów, aby go wypełnić. Jak pisze w swojej książce o Etiopii Martyna Wojciechowska, w Afryce wymyślono czas, w Europie - zegarek.
- Ludzie w Afryce nie wiedzą, co to jest czas wolny. Nie ma takiego rozgraniczenia. Może to wynikać z pogody. Bo kiedy w Afryce słupki rtęci wskazują 30 stopni, to jest to inne 30 stopni niż u nas. Tam słońce jest jakby bardziej kłujące, w związku z czym wszystko odbywa się wolniej. Jakby czas płynął tam innym rytmem - wyjaśnia Szymański.
Jedną z recept na udaną podróż jest skromne i pokorne przyjmowanie wszelkich objawów gościnności. - Często jesteśmy tacy, że czujemy się zakłopotani, kiedy ktoś chce nam coś dać. Myślimy, że to nie wypada. To błąd, bo takie zachowanie będzie traktowane jako poczucie wyższości z naszej strony - wyjaśnia Supernak i podaje przykład z Mongolii. - Docierasz do jakiejś wioski. Jesteś tam jedynym białym od 10 lat i wszyscy traktują cię jak królową. Chcą to wyrazić poprzez poczęstowanie cię swoją najlepszą potrawą, „crème de la crème” kuchni mongolskich stepów. Tym najlepszym kąskiem jest tam… pływające oko owcy. Odmowa zjedzenia tego to jest potwarz dla gospodarza.
W Mongolii jest więcej ciekawostek. Wchodząc do jurty, nie można nadepnąć na próg. Kiedyś zabijano takiego człowieka, bo takie działanie zakłóca harmonię magicznych mocy.
Miejscem zderzeń kulturowych są na pewno świątynie. - Wiadomo, że trzeba pamiętać tam o odpowiednim stroju. Przed wejściem do świątyni hinduistycznej, buddyjskiej czy meczetu trzeba bezwzględnie zdjąć buty, założyć za to długie spodnie i rękawy - dlatego pamiętajmy, żeby takie rzeczy zapakować do plecaka nawet jeśli panują wokół upały. W świątyniach hinduistycznych można bardzo często spotkać informację, że nie ma do niej wstępu kobieta podczas menstruacji, bo jest wtedy uważana za nieczystą. Nie mam pojęcia, jak to sprawdzają, ale taki zakaz istnieje - mówi Supernak.
Szczególny kodeks obowiązuje nie tylko w świątyniach, ale miejscach świętych w ogóle. Takim jest np. Annapurna (ośmiotysięcznik, dziesiąty co do wysokości szczyt Ziemi (8091 m n.p.m.). - Kiedy robiliśmy tam trekking, dowiedzieliśmy się, że nie możemy jeść mięsa na tym terenie. Nie można tam też pluć na ziemię, ani załatwiać swoich potrzeb pod chmurką. Nie grożą za to kary formalne, ale można się spotkać z wielkim ostracyzmem - mówi Supernak. Panuje jeszcze jedna zasada: ze świętych miejsc nie wolno niczego zabierać, nawet przysłowiowego kamyczka na szczęście. - Kiedy byliśmy na Uluru (to święta góra Aborygenów i jedna z największych atrakcji turystycznych Australii, słynny czerwony monolit zlokalizowany w sercu kontynentu - red.), natknęliśmy się na skrzynkę z kamieniami i księgę. Zastanawialiśmy się, co to jest i do czego służy. Okazało się, że do skrzyni wracały kawałki skały, które ludzie zabierali ze sobą z Uluru do domu na pamiątkę, mimo zakazów i ostrzeżeń. Aborygeni wierzą, że takie zachowanie może rozzłościć duchy, ściągając klątwę na delikwenta. Książka zawierała opowieści „ku przestrodze” ludzi, którzy zakazu nie uszanowali, a na Uluru wrócili oddać to, co zabrali, bo tylko w taki sposób mogli cofnąć klątwę - opowiadali Andrzej Budnik i Alicja Rapsiewicz podczas II Opolskiego Festiwalu Podróżniczego.
Ciekawostka
Są też kraje, które bardzo dbają o czystość na ulicach. I tak w Singapurze za wyrzucenie papierka, gumy czy niedopałka papierosa na ulicy grozi więzienie, a już na pewno areszt plus oczywiście bardzo wysoka kara pieniężna.
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!