- Antosia zachorowała, gdy miała pięć lat i wtedy też miała pierwszą biopsję - mówi Małgorzata Racek. - Nigdy tego nie zapomnę. Musiałam wyjść z gabinetu zabiegowego, bo nie dałam rady patrzeć na cierpienie mojego dziecka.
Pięcioletnia Antosia musiała okrakiem usiąść na krześle i wygiąć plecy w łuk, aby lekarz mógł wkłuć się w kręgosłup. Dziecko broni się przed bólem jak umie i może. Wyrywa się, wije, krzyczy, sztywnieje.
- Aby osiągnąć ten łuk kręgosłupa pielęgniarka położyła się na karku mojego dziecka, siłą usiłowała wymusić pożądaną pozycję, odbywały się tam dantejskie sceny - mówi Małgorzata Racek. - Te nakłucia to były najgorsze momenty w całym naszym leczeniu. To są tortury.
Podczas dwóch lat leczenia Antosia przeszła trzynaście nakłuć lędźwiowych i cztery biopsje szpiku. Kolejna czeka ją w listopadzie.
- Lekarze w Poznaniu zapewniali nas, że znieczulenie miejscowe przy tego typu nakłuciach to standard, że narkoza w takich przypadkach jest ryzykowna i niebezpieczna - mówi Małgorzata. - A parę dni temu przeczytaliśmy na forum dla rodziców dzieci z białaczką i chorobami szpiku, że to jest standard tylko w pięciu szpitalach. Wszędzie indziej w Polsce, w całej Europie i na świecie, nawet w Chinach i Iranie dzieci nie muszą cierpieć, bo nikt nie poddaje w wątpliwość zasadności znieczulenia ogólnego.
Rodzice małych pacjentów z Poznania czują się oszukani. Mają ogromny żal do szpitala, który stosuje tak barbarzyńskie i okrutne praktyki.
ZOBACZ TAKŻE
Dlaczego co kraj, to inne szczepienia dzieci?
Źródło: Dzień Dobry TVN
- Byłem, jestem i będę zawsze za tym, aby ograniczać wszelkie dolegliwości związane z procedurami diagnostycznymi i terapeutycznymi, choć rzeczywiście nie zawsze takie znieczulenie ogólne jest wskazane - mówi profesor Jacek Wachowiak, kierownik Kliniki Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej Szpitala Klinicznego im. Jonschera UM w Poznaniu. - U nas jest wola, aby wprowadzić kwestię znieczuleń, ale na dzień dzisiejszy mamy pewne ograniczenia.
W poznańskiej klinice dzieci przed nakłuciem lędźwiowym lub biopsją szpiku otrzymują leki zmniejszające poziom lęku, które w żaden sposób nie ograniczają bólu. Potem dostają nasiękowe znieczulenie miejscowe, które również nie przynosi pożądanego efektu.
- W skali jednego tygodnia nakłuć lędźwiowych przeprowadzamy od pięciu do dziesięciu, czasami trochę więcej, biopsji szpiku natomiast, nie więcej niż dziesięć - szacuje prof. Wachowiak. - W obecnych warunkach nie bylibyśmy w stanie podawać tym wszystkim pacjentom znieczulenia ogólnego, bo nie dysponujemy taką liczbą sal operacyjnych. Znieczulenie ogólne musi być bowiem wykonywane na bloku operacyjnym. Sytuacja może zmienić się po oddaniu do użytku budowanego właśnie bloku.
Lekarze zatrudnieni na oddziale onkologii i hematologii pediatrycznej przyznają, że widzą jeszcze jeden problem. To liczba pracujących w szpitalu anestezjologów. Nie ulega wątpliwości, że gdyby każdy pacjent wymagający nakłucia lędźwiowego lub szpiku miał mieć standardowo znieczulenie ogólne, szpital musiałby zatrudnić dodatkowego specjalistę.
- Ja nie ustalam ani wskazań do znieczulenia, ani do zabiegów, to nie są moje kompetencje - mówi dr Paweł Daszkiewicz, dyrektor placówki. - To anestezjolog decyduje o przebiegu znieczulenia.
Rodzice małych pacjentów onkologicznych liczą na zmiany w poznańskim szpitalu. - Tego, co przeżyły nasze dzieci nie da się już cofnąć, ale kolejni pacjenci nie powinni przechodzić tego koszmaru - mówi Małgorzata Racek.
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!