Agnieszka Klukowska jest prezeską fundacji Innowacyjny Klub Rodzica. Przez lata była odpowiedzialna z szkolenia, pracę z ludźmi w dziale HR. Wszystko zmieniło się po urodzeniu drugiego syna. Na urlopie macierzyńskim zdecydowała się diametralnie zmienić swoje życie.
- To wyszło na szkoleniu w sali zabaw z dotacji unijnych - mówi Klukowska. - Spotkałam się z Asią (Piskorską - przyp. red.) po latach. Rozmawiałyśmy o tym, że chciałybyśmy chodzić na szkolenia, ale na matki z małymi dziećmi krzywo się patrzy. Chcesz się doszkolić, by wrócić na rynek pracy, ale nie masz takiej możliwości. Postanowiłyśmy to, jeszcze z innymi mamami: Anetą Wadecką i Martą Wolańską zmienić.
Tak zaczęła się walka, by stworzyć w Zielonej Górze miejsce zarówno dla dorosłych, jak i dzieci, z którego oferty mogłyby skorzystać obie grupy. Agnieszka Klukowska jak powie, że coś zrobi, to uprze się i doprowadzi sprawę do końca. W końcu udało się zdobyć pomieszczenia, w których mógłby ruszyć klub. Pani Agnieszka dostała klucze do pomieszczeń, które kiedyś były... sklepem monopolowym. Gołe, szare ściany, a w środku stare piece kaflowe: - Sama je rozbierałam, skuwałam własnymi rękoma. Piwnica nie miała podłogi. Nie było nic. Z tyłu były magazyny, toalety bez ciepłej wody. Wszystko po kolei robiłam, razem z mężem, własnymi siłami.
W mieście poinformowano ją, że istnieje coś takiego, jak budżet obywatelski. - Doczytałam na czym to polega, złożyliśmy projekt i zaczęłyśmy z dziewczynami starać się o głosy. Organizowałyśmy happeningi, robiłyśmy akcje na ulicach. Udało nam się zebrać 888 głosów, co dało nam dofinansowanie. Dostałyśmy wtedy 120 tys. ale okazało się, że inwestycja wymaga więcej pieniędzy, ze względu na piwnicę, którą trzeba było wyremontować, by wilgoć nie szła na inne mieszkania. Remont miał wynieść drugie tyle...
Ale Agnieszka Klukowska i wtedy się nie poddała: - Udałam się do urzędu miasta. Powiedziałam, żeby dofinansowali mi tę inwestycję, a ja zrobię wszystko własnymi rękoma, chociaż bym miała nauczyć się kłaść sama płytki, to zrobię to. Usłyszałam, że jestem zdeterminowana i mi zależy. Okazało się, że w budżecie obywatelskim zostały jakieś wolne środki, więc miasto zdecydowało się dołożyć do tej inwestycji. I się zaczęło...
- Nie żałuję, że się tego podjęłam, choć wiele razy miałam ochotę to rzucić i powiedzieć: „Nie dam rady”. Co mi dało siłę, żeby się jednak nie poddać? Moja rodzina. Mąż, dzieci. Poza tym, miałam tę świadomość, że mieszkańcy oddali na nasz projekt głos, więc nie możemy ich zawieść. Remont trwał półtora roku. W końcu się udało - dodaje. Ale działalność w klubie to jedno. Zielonogórzanie powoli przyzwyczajają się do tego, że jeśli w mieście organizowana jest akcja charytatywna, do Innowacyjnego Klubu Rodzica na pewno na nie niej zabraknie. Jak mówi radny Paweł Wysocki (Zielona Razem): - Agnieszka to złota osoba. Zawsze chętna do pomocy. Poznałem ją na jednej z imprez „Bieg z książką” i już wtedy pokazała się, jako otwarta, zdeterminowana osobą - stwierdza radny. Skąd czas i siły na to, by pomagać przy akcjach charytatywnych, kiedy na głowie praca w fundacji, opieka nad domem i dwoma synami?
- Z chęci pomagania - śmieje się Klukowska. - Odkąd sama mam niepełnosprawne dziecko to wiem, że można nabrać pokory. Ile dzieci w szpitalach choruje... Dlatego chcemy pomagać w akcjach. Nie robię tego, żeby się pokazać. Tylko po to, żeby pomóc. Nie mogę nikomu nic kupić, bo mnie na to nie stać. Ale mogę dać trochę uśmiechu, pracy, zaangażowania.
Co robi w wolnym czasie? Obecnie wycina choinki na dekoracje, na kolejne warsztaty w siedzibie klubu... Jej dom powoli zamienia się w warsztat, w którym pracuje do nocy, by przygotować materiały na wydarzenia w klubie. Udało jej się wygospodarować godzinę w tygodniu, by pograć w squasha. Jaką dobrą rzecz zrobiła dla siebie samej? Poszła do okulisty. Śmieje się, że zajęło jej to tylko... 3 lata.
Mówi, że marzenia ma całkiem prozaiczne: - Jako fundacja, chciałabym, żeby ta nasza działalność wypaliła. By służyła ludziom. To miejsce powstało z potrzeby serca. I chciałabym, żeby też tak pomagało. A marzenia prywatne? Całkiem proste, ale bardzo ważne. Żeby rodzina była zdrowa. Ma też pomysłów na kilka kolejnych miesięcy szkoleń i warsztatów w swej placówce. I wciąż powtarza: - Nie robię niczego, czego nie robiłyby inne mamy...
Do Zielonej Góry przyjechała na studia prosto z Górnego Śląska. A mąż za nią. I mówi, że stabilizacja w życiu rodzinnym pozwala jej się wyszaleć w fundacji.
W Winnym Grodzie, po latach spotkała aktora, Marcina Wiśniewskiego, który pochodzi z tej samej miejscowości, co ona: – Razem trenowaliśmy nurkowanie w klubie sportowym Nautilus- śmieje się zielonogórski Bachus. Stwierdza też, że zawsze pomagają sobie w potrzebie: - Jak przy zbieraniu głosów w budżecie obywatelskim, gdzie w nieco bardziej zimowym stroju jako Bachus, zachęcałem do głosowania na klub... Pochodzimy ze Śląska, a na takie osoby, jak Agnieszka, to u nas się mówi: „cholernie silna babka”. Nigdy nie widziałem u Agi grymasu, niemocy. Zawsze robi to, co wymyśli. Po prostu silna babka ze Śląska.
Zobacz też: Lubuskie rekordy. Z czego słynie nasz region?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!