Klub dla swingersów, czyli fanów seksu grupowego. Mieszkańcy są oburzeni, ale niewiele mogą zrobić. Bo organizator inauguracyjnej imprezy w Lublińcu tłumaczy w rozmowie z portalem natemat.pl, że spotkania są zamknięte i przypadkowe osoby nie mają na nie wstępu.
– To moja prywatna impreza. Kameralna na 300 osób. Nikt nie wejdzie tutaj po prostu z ulicy. To wybrane grono. Dostać się można tylko przez rekomendację. Nie rozumiem tej wrzawy. W Polsce działa 30 klubów, najbliższy w Czeladzi. A jak organizowałem podobną imprezę w Pałacu Kultury w Warszawie dla dwóch tysięcy osób, to nikt się nie interesował - mówił organizator jeszcze przed otwarciem imprezy dla portalu natemat.pl.
Władze Lublińca nie ukrywają, że otwarcie i działalność klubu w mieście im się nie podoba, ale bezradnie rozkładają ręce.
- Nigdy nie ukrywałem, że mam konserwatywne poglądy i działalność klubu mi się nie podoba. Ale miasto nie ma żadnych narzędzi, aby taką działalność uniemożliwić - mówi Edward Maniura, burmistrz Lublińca. - Zwróciłem się o analizę tego problemu dla prawników. Oni ocenią, czy w jakikolwiek sposób jako miasto możemy interweniować.Anna Jonczyk-Drzymała, wiceburmistrz Lublińca dodaje, że sprawa z klubem przypomina jej problem z dopalaczami. - Też było dużo hałasu, staraliśmy się go rozwiązać, ale nie było możliwości.
Sprawą nie zajmują się ani prokuratura, ani policja.
- Podczas otwarcia nie było żadnych incydentów - mówi Iwona Ochman, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Lublińcu.
Iwona Ochman jest równocześnie radna miejską i na razie nie słyszała, aby ktokolwiek z radnych proponował przyjęcie przez Radę Miasta specjalnego stanowiska w tej sprawie.
Jak udało się nam dowiedzieć od anonimowego informatora, w dniu otwarcia policja sprawdzała klub, ale było podobno "miło, grzecznie, przyjemnie".
Internauci są podzieleni. Wielu z nich jest oburzonych, ale niektórzy zwracają uwagę, że takie kluby są już w innych miastach, a tam nikt nie zwraca na nie uwagi. To prawda. W woj. śląskim swingers kluby funkcjonują m.in. w Częstochowie, Czeladzi i Bielsku-Białej. W każdym z nich mechanizm jest ten sam. Imprezy reklamuje się jako spotkania prywatne, a samo miejsce również określa się prywatnym.
Tymczasem właściciele lokalu chwalą się, że w klubie przygotowano m.in. takie atrakcje, jak: erotyczna dyskoteka, spa (sauny, jacuzzi), strefę masażu, kopulodrom, strefę kinową z projektorem, łóżko wodne, oralium, glory hole, ogród, huśtawkę, strefę bdsm, szatnie i prysznice. Klub zapewnia też podstawowe środki higieny osobistej a także prezerwatywy i lubrykanty.
Program sobotniej imprezy był prosty. Od godz. 20 do godz. 23 uczestnicy mieli czas na zapoznanie i zabawę przy muzyce, a od 23 do 5 rano na igraszki.
W klubie obowiązuje całkowity zakaż używania telefonów komórkowych i robienia zdjęć. Wszystkie elektroniczne urządzenia i wierzchnią garderobę należy zostawić w szatni. Wejście na imprezę kosztuje 200 zł od pary. Samotni panowie płacą więcej - 250 zł, ale samotne panie wchodzą za darmo. Trzeba jednak mieć również rekomendację.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika P (@prive.swingersclub) 14 Sty, 2017 o 6:21 PST
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika P (@prive.swingersclub) 13 Sty, 2017 o 9:32 PST