W "leśnym" przedszkolu zabawki to szyszka, kij, kałuża

Anna Mizera-Nowicka
Zofia Lewandowska i Katarzyna Rosińska  zorganizowały leśne przedszkole na wzór tych, które od lat istnieją w Niemczech i Skandynawii. W Polsce jest takich przedszkoli kilka. „Wilczki” spędzają na powietrzu cały dzień
Zofia Lewandowska i Katarzyna Rosińska zorganizowały leśne przedszkole na wzór tych, które od lat istnieją w Niemczech i Skandynawii. W Polsce jest takich przedszkoli kilka. „Wilczki” spędzają na powietrzu cały dzień Michał Lewandowski
Maluchy z leśnego przedszkola Wilczek będą kreatywne, samodzielne i zahartowane. Nauczą się szacunku do natury i życia w zgodzie z nią - tłumaczą założycielki pierwszej takiej placówki w Trójmieście.

Jadąc ul. Spacerową, muszę skręcić ostro w lewo i wjechać w las, na Gołębiewo. Mijam Borodzieja i na leśnym skrzyżowaniu skręcam w prawo. Potem jest jeszcze kilka takich leśnych skrzyżowań i jestem na miejscu - w Stajni Leśna Polana, czyli w bazie leśnego przedszkola Wilczek. Całe szczęście, trafiłam! Miałam co prawda telefon do jednej z nauczycielek, ale co z tego, skoro ostrzegła mnie, że mogą tu być problemy z zasięgiem.

- Pani tutaj pierwszy raz? - zagaduje mnie na miejscu Beata Gruszka, która właśnie przywiozła do tego przedszkola 3,5-letniego Tymka i 2-letnią Asię.

Do przedszkola, czyli gdzie? Rozglądam się, zdezorientowana. Widzę kilka stajni. Do jednej z nich pani Karolina prowadzi dzieci. Idę za nią. I okazuje się, że baza przedszkola jest tu. Drewniany budynek podzielono jakąś drewnianą dyktą na dwie części. W jednej nadal mieszka klacz Lady. W drugiej powstała baza dla sześciu przedszkolaków - „wilczków”. Na podłodze leży kilka materacyków, stoi kilka stolików i krzesełek. Wiszą dziecięce prace.

Jest godzina dziewiąta, więc dzieci dopiero się schodzą. Opiekunka czyta dwóm chłopcom bajkę o słoniu Pomelo.

- Wspólne czytanie buduje więź. Łatwiej jest się rozstać dzieciom z rodzicami - tłumaczy Katarzyna, jedna z założycielek tego leśnego przedszkola.

Dwie dziewczynki - 2-latka oraz 6-latka - bawią się na zewnątrz. Huśtają się na linie i biegają. Ponieważ zrobiło im się za ciepło, ściągają sobie czapki i kurtki. Gdy zrobi im się zimno, przecież je założą. Jest około pięciu stopni Celsjusza...

W międzyczasie pojawia się 3-letni Franek. Lubi się trochę potarzać po ziemi - w trawie, liściach, leżąc na wilgotnej glebie, podłubać w niej patykiem. Ale w pewnym momencie cały nieruchomieje. Nasłuchuje.

- To ptaszek - mówi cicho.

Wszyscy czekają na ostatniego z „wilczków”. Dopiero jak będą w komplecie, pójdą w las. Bez względu na to czy będzie świecić słońce, będzie ulewa, czy śnieżyca. W końcu to leśne przedszkole.

Leśne przedszkole Wilczek to pierwsza taka placówka w Trójmieście. Działa od października, na razie trzy razy w tygodniu, od godz. 7.30 do 17. Założyły ją skandynawistka Zofia Lewandowska i biolożka, ornitolożka Katarzyna Rosińska.

- Zosia, mieszkając w Norwegii, obserwowała, jak przedszkola tam funkcjonują. Od dawna myślała o tym, by u nas też otworzyć leśne przedszkole. Ja z kolei jestem związana z alternatywną edukacją przyrodniczą i gdy się spotkałyśmy na kursie pedagogiki dzikiej przyrody, postanowiłyśmy, że połączymy siły - opowiada Katarzyna Rosińska. - Wzorem są dla nas przedszkola skandynawskie, ale i niemieckie. Zanim otworzyłyśmy Wilczka, kontaktowałyśmy się z innymi przedszkolami leśnymi. Byłyśmy między innymi w białostockim Puszczyku.

Założycielki Wilczka zalety leśnych przedszkoli mogą wyliczać bez końca. Przekonują, że jeśli dzieci przez prawie cały dzień przebywają na świeżym powietrzu, wzmacnia się ich układ immunologiczny. Hartują się. Rzadziej chorują, bo nie siedzą w tradycyjnej przedszkolnej sali pełnej zarazków.

Dzieci nie mają tu zabawek, dlatego są... kreatywne.

- Dzięki temu że wierzymy w ich kompetencje, uczą się samodzielności i nabierają pewności siebie. Uczymy je odpowiedzialności i dbania o siebie. Te kompetencje potem ważne są w życiu dorosłym - mówi Katarzyna Rosińska. - Ważne jest też to, że mają kontakt z naturą. Jego brak, czyli tak zwany deficyt natury, może powodować u dziecka napięcie, rozdrażnienie. Dzieci, które siedzą tylko w czterech ścianach, nie potrafią się skoncentrować na zadaniach, które wykonują, nie mają możliwości rozładowania stresu związanego z życiem w mieście. Ale naszych „wilczków” to nie dotyczy.

Na razie „wilczków” jest sześcioro. Najstarsza jest 6-letnia Zosia, która twierdzi, że nowe przedszkole „uwielbia”. - Tu można się wyszaleć! - krzyczy wesoło. Ze swobody chętnie korzysta też 5,5-letni Liam, który bardzo lubi ruch. Do watahy należy też 3,5-letni Tymek, który gdy idą w las, pierwszy biegnie, by ciągnąć wózek z podstawowym asortymentem. 3-letni Franek dopiero się przyzwyczaja. Dołączył w listopadzie, ale już chętnie penetruje teren stajni. Najmłodsze są 2,5-letnia Żywia - jak mówi jej opiekunka - „mistrz kałuż” - oraz 2-letnia Asia, która w jesienny poranek nie potrzebuje czapki, kurtki, rękawiczek. Jest zimnolubna - jak mówią jej opiekunki.

***

Pokonanie drogi do lasu zazwyczaj zajmuje trochę czasu. Tym razem Tymek jeszcze na terenie stajni znalazł jabłko, więc przed wyjściem karmi konia. Inne dzieci też by chciały jabłka, więc trzeba po nie wrócić. Opłaca się, bo radość dzieci, gdy koń, zjadając ich ogryzki, opluwa je, jest nie do opisania.

Po drodze jest wiele przerw. Bo Franek zauważył w błocie ślady konia. Bo Tymek ogląda sójki i kosy. Bo któraś z dziewczynek chce się pochwalić pani „szyszką z wąsami”.

- Z jakiego to drzewa? - pyta Katarzyna Rosińska. - To przecież daglezja. Pamiętacie? Dzieci potakują głowami.

Największą atrakcją dla maluchów są … kałuże. Czym większe, tym lepsze. Ale wchodzą w nie tylko te maluchy, które mają kalosze. Przedszkolaki już zdążyły się nauczyć - na własnej skórze - co się stanie, gdy przemoczą buty.

- Jeśli da się dzieciom wolność, one uczą się podejmować decyzje i same oceniać zagrożenie oraz skutki swoich decyzji. My oczywiście staramy się je nakierować, bo jeśli mają z czymś pierwszy raz do czynienia, to może im być trudno to ocenić. Zresztą same, jako osoby dorosłe, też wciąż wiele się uczymy, na przykład tego, że najlepsze są kalosze z pianką i polarowymi wkładkami. Zwykłe gumowe są za zimne - mówi jedna z założycielek przedszkola. Podkreśla, że nie ma dla nich złej pogody. Złe mogą być jedynie ubrania.

Co się stanie, gdy spadnie śnieg? Opiekunki przekonują, że tylko na to czekają. - Liczymy na to, że będzie go dużo. To doskonałe narzędzie do zabawy - mówi Katarzyna Rosińska. - Niektórzy straszą, że to będzie mroźna zima. Zima 100-lecia. Jeśli będzie naprawdę bardzo zimno, a temperatura spadnie poniżej -10 stopni, to pojedziemy do wcześniej umówionej sali przy kościele na Strzyży. Chcemy też znaleźć inne alternatywy, na przykład bibliotekę.

Śniegu nie boją się również rodzice maluchów. - Jak przez śnieg nie będzie jak dojechać, to dziewczyny przy ulicy Spacerowej będą czekały z saniami na dzieci. Zrobią kulig - śmieje się Beata Gruszka, mama Tymka i Asi. I po chwili dodaje: - Ja stawiam na porządne ubrania. Buty muszą być nowe, ale ubrania mogą być używane. Najważniejsze, by były najwyższej jakości.

***

Karolina Richert, mama 3-letniego Franka: - Franek jest dzieckiem zimnolubnym, więc razem z mężem postanowiliśmy, że nie będziemy go ciągle trzymać w pomieszczeniu. Przedszkole leśne wydawało się w sam raz dla niego. Poza tym w tradycyjnym przedszkolu balibyśmy się okresów, gdy większość dzieci choruje. Sądzimy, że tu uda się tego uniknąć. To dla nas ważne, bo Franek ma półrocznego brata. Oczywiście niektórzy członkowie naszej rodziny uważają, że przedszkole leśne to nasza kolejna fanaberia. Zaraz po podawaniu dziecku do picia tylko wody czy ograniczaniu słodyczy. Ale tłumaczymy im, że takie przedszkole niczym się nie różni od ferii i wakacji, które ja spędzałam kiedyś u babci na wsi. Wtedy też całe dnie było się na zewnątrz i nikt się tym nie przejmował.

Jakub Filek, tata 6-letniej Zosi: - Córka wcześniej chodziła do tradycyjnego przedszkola. Teraz mogła iść albo do szkoły, albo zostać w przedszkolu. Wykorzystaliśmy ten rok na przedszkole leśne. Nie da się porównać zajęć w dużej grupie, ciągle w sali, do małej grupy, która bawi się w plenerze. Tu jest lepiej. Nie boimy się zimy. Musimy się do niej po prostu dobrze przygotować. Mamy nadzieję, że teraz Zosia będzie chorować rzadziej.

Beata Gruszka, mama Tymka i Asi: - Zależało mi, żeby dzieci miały dużą dawkę ruchu i żeby liczba opiekunek była wystarczająca. Tu podoba mi się sposób, w jaki dziewczyny zajmują się dziećmi. Tymek chodził do innego przedszkola, oddalonego o 500 metrów od domu, ale w maju wszystko zaczęło się psuć. Z trzech opiekunek na 15 dzieci została jedna. Skończyły się spacery kilka razy dziennie. Cieszę się, że tutaj moje dzieci mają dużo swobody, ale jednocześnie wiedzą, że pewne granice je obowiązują.

- Bez względu na pogodę leśne przedszkola są jak najbardziej wskazane - uważa Ewa Borgosz, pedagog z Uniwersytetu SWPS. - Dziś dzieci za dużo przebywają w zamkniętych pomieszczeniach. Za wiele mają ograniczeń i przez to nie mogą się rozwijać. Na zewnątrz podejmują działania z własnej inicjatywy, same oceniają sytuację i ryzyko, hartują się, są w żywym kontakcie z przyrodą i naturą. Uczą się szacunku dla przyrody. Oczywiście można w budynku pokazywać filmy przyrodnicze, opowiadać o naturze, ale to nie jest to samo co w plenerze. Nawet obserwacja padającego deszczu czy śniegu to dla dziecka ciekawe doświadczenie. Odczuwa je wszystkimi zmysłami. Eskimosi też prawie cały czas są na zewnątrz, a temperatury mają niższe. Dziecku nic się nie stanie, jeśli zmoczy sobie nogi, a potem je wysuszy i wygrzeje. Jesteśmy nadopiekuńczy wobec małych dzieci w Polsce. Chronimy je przed rzeczami, które wcale im nie zagrażają. Ale nie każdy musi puszczać dziecko do takiego przedszkola. Niech to będzie wybór rodziców.

Dr Jarosław Skłucki, pediatra: - Każde dziecko codziennie powinno przebywać na świeżym powietrzu przynajmniej godzinę. Wtedy mniej choruje. Idea, by dzieci większość dnia spędzały na podwórku, nie jest jednak bliska mojemu sercu. Osobiście bałbym się rekomendować taki styl wychowania. Nie wiem, czy odporność dziecka może się tak szybko zbudować. Proces hartowania do trudny i długi proces. Myślę, że nie powinno się wrzucać dzieci na głęboką wodę. Nie zawsze warto kopiować pomysły z Zachodu. Skandynawowie inaczej żyją. Nawet gdy jest zimno, biegają w cienkich kurtkach i adidasach. Są inaczej wychowywani. Oni tę odporność budują od poczęcia.

***

Przedszkole Wilczek funkcjonuje od 1,5 miesiąca. W tym czasie tydzień chorowała Zosia. Pozostałe maluchy opuszczały jedynie pojedyncze dni.

- Raz w miesiącu jeździmy do miasta, by dzieci nam nie zdziczały - śmieje się Katarzyna Rosińska. - W przyszłym tygodniu idziemy na przykład do Muzeum Etnograficznego. Będziemy też w teatrze czy w kinie. Realizujemy autorski program nauczania, oparty na podstawie programowej.

anna.mizera@polskapress.pl

Komentarze 6

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Ł
Łukasz
NGO w Polsce może powadzić przedszkola bez rejestracji? na lewo??? To nie można tego nazwać przedszkolem.
W Polsce nie ma legalnych leśnych przedszkoli??? prawo nie pozwala? naprawdę proszę się doszkolić
b
brat
nie cały dzień, ale parę godzin tak
K
Katarzyna R.
Rzeczywiście przedszkole "Wilczek" nie jest zarejestrowane w kuratorium, ponieważ w Polsce nie ma takiego prawa, aby móc zarejestrować przedszkole leśne. Większość tego typu placówek w Polsce działa na zasadzie projektów prowadzonych przez organizacje pozarządowe i tak jest w tym przypadku. Osoby pracujące w przedszkolu mają wykształcenie odpowiednie do pracy z dziećmi.
K
Krol KiK
W lesie panuje niepozorny zabojca. Powoduje 80-siat chorob zakaznych, odkleszczowych sposrod ktorych tylko kleszczowe zapalenie mozgu jest jako tako rozpoznawalne. Inne juz nie. Wylamuje stawy i sadza na wozku inwalidzkim. To choroba mysliwych i partyzantow. Ludzi lasu. Co trzeci kleszcz zabija. Gratuluje Grazynka, iz nie poniosla je refleksja. Moze jak beda placily milionowe odszkodowania za nieuleczalna chorobe podopietrznych to cos do ptasich mozczkow dotrze.
A
Ania z Gdańska
Panie nie mają wykształcenia pedagogicznego w przedszkolu? Czynne tylko 3 dni w tygodniu? To naprawdę jest prawdziwe przedszkole podlegające pod kuratorium w gdańsku ? Pomijam już co 2 latek w przedszkolu... gdzie dzieci do przedszkola przyjmuje się od 3. To wygląda bardziej na prywatna wspólną opiekę rodziców
Z
Ziutek
A w zimie też cały dzień w plenerze?
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet