Choć minęły już ponad dwa lata od ukazania się w "Fakcie" artykułu o uwiedzeniu "kobiety z prowincji" przez byłego posła Stanisława Piętę, Izabela Pek nadal jest ofiarą ostracyzmu. W sieci yzywana jest od złodziejek, oszustek, prostytutek.
Izabela Pek z prawicą była związana od 2003 r. Wraz z Marcinem Horałą, Arturem Dziamborem, Michałem Bełbotem działała w Stowarzyszeniu Młodzi dla Gdyni. Później brała udział we wszystkich kampaniach Prawa i Sprawiedliwości, łącznie z pierwszą kampanią prezydencką Andrzeja Dudy.
Po tym, jak w atmosferze skandalu ujawniła romans z deklarującym przywiązanie do rodziny żonatym posłem, niemalże wszyscy dawni znajomi odwrócili się od niej.
- Przez wiele miesięcy po aferze media rozrywały mnie na strzępki - wspomina. - Trzech wydawców proponowało mi wydanie książki, ostatni tuż przed wyborami prezydenckim, z sugestią bym ,,wysadziła Dudę”. Nie były to propozycje z chęci odkłamania tego, co zostało w gazetach i sieci o mnie napisane, ani z czystej chęci pomocy. Liczyła się sensacja i skandal, dlatego pogoniłam emisariuszy. Jak ktoś będzie chciał wysłuchać naprawdę mojej historii, to wtedy usiądę z nim do rozmowy. Tylko żal, że nie odezwał się do mnie Janusz Schwertner z Onetu, czekałam na niego.
Za wszystko zapłaciła bardzo wysoką cenę. Zostały jej tylko zwierzęta. W organizacjach ekologicznych działa od 20 lat. Już jako nastolatka w 2001r. wraz z Jakubem Stępniakiem angażowali się w ratowanie koni i organizowanie koncertów charytatywnych w Operze Leśnej pod hasłem "Zwierzę też człowiek". Jej aktywność dostrzegł portal rolniczy „Świat rolnika".
- Nieformalnie radziłam prezydentowi Andrzejowi Dudzie, by zgłosił inicjatywę zastąpienia Straży Miejskiej Strażą dla Zwierząt, co pomoże w przeciągnięciu na stronę PiS miłośników zwierząt sympatyzujących z lewicą - mówi. - Dopiero teraz te idee pojawiły się w pisowskiej ustawie "Piątka dla zwierząt".
Wraz z matką opiekuje się schorowanymi psami i kotami. Założyły fundację "Zdążyć do domu". Dziś hospicjum ma 25 zwierząt pod opieką. W tym trzy psy i kilkadziesiąt kotów.
Katarzyna Kownacka, kierująca gdyńskim Ciapkowem potwierdza, że obie panie od lat zajmowały się starszymi, trudnymi staruszkami bez szans na adopcję.
Trudno w Gdyni znaleźć osoby i instytucje, które kierują zastrzeżenia wobec niewielkiego hospicjum dla zwierząt. Za to im dalej od Trójmiasta, tym więcej oskarżeń.
"Moje zwierzęta są gorsze niż twoje".
Hejt rozlał się 8 czerwca 2018 r., 10 dni po pierwszej publikacji w Fakcie. Najpierw ukazały się artykuły w tygodnikach "W sieci" i "Wprost", sugerujące m.in., że Izabela jest kobietą cyniczną i psychofanką prezydenta. Potem na "Czarnej liście organizacji prozwierzęcych" na Facebooku pojawił się wpisy dyskredytujące działalność gdynianek.
- Założono wątek z pytaniem, czy Symeona Pek i jej córka Izabela Pek są wiarygodne - mówi Izabela.- Hejt wypuszczony z tej listy miał kilkaset udostępnień. Okazało się, że - jak w piosence Kazika - przez politykę "moje zwierzęta są gorsze niż twoje".
Kiedy ogłosiła zbiórkę na na lek dla psa z rozszczepieniem kręgosłupa, odezwała się w sieci dawna posłanka, dziś sędzia Trybunału Konstytucyjnego, Krystyna Pawłowicz. Pod informacją o zbiórce zapytała, czy ktoś jeszcze ma do Izabeli zaufanie. Krótkie pytanie spowodowało wysyp nieprzychylnych komentarzy. Izę przyrównano do Hitlera działającego w muzeum holokaustu Yad Vashem. Pojawiła się też masa wpisów z anonimowych kont z nieprawdziwymi informacjami o rzekomych oszustwach i zarzutach stawianych Izabeli. Niektórzy autorzy sugerowali, że za pieniądze zbierane na zwierzęta poprawiła urodę, powiększając m.in. biust. To ją zabolało. Zrozumiała, że tłumaczenie za każdym razem, że biust ma naturalny, a pieniędzy nie zdefraudowała, nie ma sensu.
- Postanowiłam podjąć walkę z nieprawdziwymi oskarżeniami, mową nienawiści i osobami prześladującymi mnie w sieci - twierdzi dziś Izabela Pek. - Indywidualnie sadzę się z trzema osobami. Spraw było więcej, ale je poumarzano. Dwie kobiety siedzą w Niemczech i Holandii. Jak widać wystarczy wyjechać poza Polskę, stworzyć sobie lewe konto i stamtąd od rana do nocy oblewać szambem innego człowieka.
Jedną sprawę już wygrała. Sąd nakazał Magdalenie P. przeprosiny i zobowiązał ją do wpłaty 6 tys. zł na konto fundacji. Wyrok nie został wykonany. Magdalena P. się odwołała, przysłała też dokumenty o ogłoszonej upadłości.
Przed kilkoma tygodniami sąd wydał kolejny wyrok w sprawie internautki, która między innymi pisała: "Izabela w szukaniu chłopa ma wprawę, że na martwego psa pieniądze zbiera" i pytała publicznie "z takim bogaczem sypia, a na koty nie ma?".
- W trakcie rozprawy pani ta, z wykształcenia prawniczka, nasyłała na mnie dwukrotnie Inspekcję Weterynaryjną - mówi gdynianka. - Kontrole nie wykazały nieprawidłowości, ale trwały kilka godzin, co było to i dla mnie, i dla urzędników kłopotliwe. W czasie drugiej kontroli usłyszałam od pani inspektor, że sama jest gotowa zgłosić pozew o nękanie instytucji. I choć autorka wpisów w sprawie wytoczonej przez moją mamę przyznała się do jej zniesławienia i przeprosiła, to w moim przypadku ostatecznie Sąd Apelacyjny podtrzymał wydany w Gdyni wyrok uniewinniający. Nie sądzę, że to przypadek. Wyrok wydała sędzia Elżbieta Nawara, powołana przed dwoma laty prezes gdyńskiego Sądu Rejonowego, osobiście przedstawiona w Gdyni przez Łukasza Piebiaka, którego nazwisko pojawiło się w aferze hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Kobiety wymierzają karę
Atakują ją głównie kobiety. Niejaka Barbara, używająca hasztagu #Duda2020 pod każdym apelem o wsparcie fundacji zamieszczanym przez matkę Izabeli lub pod wpisem zachęcającym do pomocy hospicjum pisze: "Ta Pani to mamusia Izy Pek, tej od Pięty". Barbara ma ma przeszło 70 lat i mieszka w Rzeszowie.
Wśród osób, z którymi Izabela Pek walczy w sądach, jest także prawicowa blogerka, która w latach 2016-2017 współpracowała "w zakresie marketingu i PR" z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. W dyskusji na jednej ze stron internetowych nazywała Pek luksusową call girl, damą wątpliwej konduity i sugerowała, że poseł Pięta dał się wrobić.
- Pisała wprost, że jestem podstawioną prostytutką i "uszyłam operację” na szczytach władzy, zaplanowaną przez obcy wywiad - twierdzi Izabela. - W interakcji z jej wpisami na moim koncie każdorazowo pojawiał się wysyp obelżywych komentarzy. Wytoczyłam jej sprawę karną. Sprawa toczy się w Lublinie, a blogerka dostarcza zaświadczenia biegłego lekarza, że jest po trzech zawałach i nie może uczestniczyć w rozprawach. Teraz i w praktyce nigdy. Ale siedzieć całymi nocami przy komputerze i rozlewać po sieci falę nienawiści już może?
Przed trzema laty "Polityka" opublikowała artykuł "Bohaterki zapomnianych skandali", przywołując postacie Anety Krawczyk (oskarżyła działaczy Samoobrony o gwałty), Izabeli Marcinkiewicz (już rozwiedzionej z byłym premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem), Anny Jaruckiej, której zeznania przed sejmową komisją doprowadziły Włodzimierza Cimoszewicza do rezygnacji z udziału w wyborach prezydenckich, i posłanki Beaty Sawickiej, uwiedzionej przez agenta Tomka. Praktycznie tylko Aneta Krawczyk, wspierana zarówno przez Gazetę Wyborczą, jak i organizacje społeczne (nawet, gdy okazało się, że jej córka nie była dzieckiem ani Andrzeja Leppera ani Stanisława Łyżwińskiego) wyszła cało z zawieruchy, deklarując, że jest szczęśliwa. Pozostałe kobiety walczyły z traumą. Większość odmówiła rozmowy z dziennikarzem.
Jak mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS, nie jest przypadkiem, że w w razie wystąpienia skandalu obyczajowego największe koszty ponosi nie polityk, który zdradza żonę, ale jego kochanka. Nieprzypadkowo również to właśnie kobiety stanęły w pierwszej linii ataku na bohaterkę afery z byłym posłem PiS.
- Nasza kultura jest kulturą mizoginiczną - tłumaczy psycholog. - Dla kobiet przewidziany jest normatywny zestaw zachowań. Jeśli nie realizują wzorca matki Polki, są na każdym kroku karane. To kwestia norm społecznych i kultury niematerialnej znad Wisły. Powszechnie znane jest, że "funkcjonariuszkami" tego systemu są kobiety. To one znacznie silniej pilnują przyjętych standardów, a w wielu przypadkach, będąc na kierowniczych stanowiskach, przyjmują męski punkt widzenia, przestając wspierać inne panie. Kobiety są skłonne, by znaczniej surowiej karać wolność seksualną, są szczególnie pamiętliwe w przypadku uszczerbków na wizerunku publicznym. Według jednej z teorii, ograniczając wolność seksualną innych kobiet, utrzymują w cenie seks jako formę wiązania mężczyzn. Sednem problemu jest jednak paternalizm i męski świat.
Inna kwestia, że Izabela Pek może być uznana za podwójnie winną. Niektórzy uważają, że zdradziła i normy, i swoją formację, ujawniając - jako osoba wspierająca PiS - hipokryzję działacza oficjalnie głoszącego wierność tradycyjnemu małżeństwu. A kobietom się nie wybacza.
Wszyscy znają przypowieść o synu marnotrawnym. Za to marnotrawna córka nie pojawia się ani w Biblii, ani w innych przekazach.
- Córki marnotrawnej nie ma w naszej kulturze - przyznaje dr Baryła. - Kobieta może tylko w jeden sposób wykasować przewinę. Przez śmierć. Do dzisiaj w niektórych kulturach dochodzi do tzw. zabójstw honorowych. "Łagodniejszą" karą jest hejt i wykluczenie ze społeczności.
Może więc lepiej nie walczyć? Schować głowę w piasek? Przeczekać? - Cena jest wyraźnie wyższa w przypadku walki, ale tylko na krótką metę - twierdzi psycholog. - Nie można ukrywać się przez całe życie. W obu przypadkach ofiara ponosi ogromne koszty emocjonalne. Musi żyć życiem, którego żaden człowiek żadnemu człowiekowi życzyć nie powinien.
Słowo boli bardziej, niż uderzenie
Sprawy przed sądami się ciągną.
- Mój pełnomocnik w sprawie przeciwko Pawłowicz złożył pozew w lipcu ub. roku - mówi Izabela. - Do tej pory nie zadziało się nic. Nadal czekamy na termin rozprawy. Zamierzam złożyć zażalenie.
Mec. Maciej Urbański z gdyńskiej kancelarii Adwokaci i Radcy Prawni Urbański, Karolak sp.p. uważa, że jako społeczeństwo powinniśmy kibicować tego typu powództwom. Bo w końcu każdy z nas może kiedyś stać się ofiarą hejtu.
- Mamy do czynienia z bardzo groźnym zjawiskiem, a bezkarność autorów nienawistnych wpisów może sprawić, że będą puszczać kolejne hamulce - tłumaczy adwokat. - Jest to także kwestia pewnej świadomości sędziów, którzy być może powinni bardziej stanowczo uważać tego typu działania za niebezpieczne.
Mecenas Urbański przytacza rozmowę z pewnym sędzią z głębi Polski, który po umorzeniu śledztwa w sprawie hejtera, używającego mowy nienawiści na platformie internetowej zakładu pracy, prywatnie już tłumaczył:
- Wie pan, mecenasie, no on faktycznie zachował się źle, ale jak ja przed tą rozprawą i po niej mam ciężkie pobicia, znęcania się, oszustwa, to... jakoś tak trudno mi poczuć wagę takich tam wyzwisk.
Jednak skutki "takich tam wyzwisk" mogą być także tragiczne.
- Porównajmy atak słowem w sieci do uderzenia kogoś na ulicy - mówi Maciej Urbański. - Ból fizyczny może ustać, ale ból psychiczny, wywołany nienawistnym komentarzem, przypisującym np. niewinnej osobie defraudacje, zostaje na długo i może zrujnować jej życie. Wiedza ta powinna przebić się do sędziów. W przypadku hejterów nie liczyłbym na ich moralność i etykę, tylko na strach przed odpowiedzialnością i karą.
Kara daje też szansę na zablokowanie hejterów.
- Sąd może uznać, że doszło do naruszenia dóbr osobistych i może też nakazać usunięcie istniejących już wpisów. Co więcej może także (jak w głośnej ostatnio sprawie, którą wytoczył Zbigniew Boniek) uzyskać podobny nakaz zakazujący danym osobom rozpowszechniania informacji na jej temat w mediach społecznościowych
- dodaje mecenas Urbański.
Czerwona lampka
Kiedy pytam o bilans zysków i strat, Izabela Pek zawiesza głos.
- To ciężkie pytanie - mówi wreszcie. – Być może więcej bym zyskała milcząc. Nim poznałam Piętę byłam uśmiechniętą, aktywną dziewczyną. Miałam własną firmę, a prywatna działalność dawała możliwość rozwoju osobistego. Chciałam pracować w mediach, w końcu jestem absolwentką nauk politycznych i dziennikarstwa, a także filologii włoskiej, albo zająć się społecznym doradztwem. Dużo wcześniej, jeszcze bez pomocy Horały czy Pięty wyrobiłam kontakty, znałam wysokich rangą polityków, byłam zapraszana do telewizji. A dziś? Dawni koledzy są zmieszani. Znajomi dziennikarze mówią, że się spaliłam, wikłając w politykę. Są tacy, co uwierzyli, że mogę być agentką. Sen wariata.
To wszystko odbija się na jej stanie psychicznym. Zwłaszcza, że w życiu prywatnym doszło też ogromnego spustoszenia. Prócz matki nie może liczyć na nikogo.
- Przestałam utrzymywać kontakty towarzyskie - mówi. - Obawiam się, że mężczyźni, którzy do nich dążą, np. zapraszając tylko na kawę, mogą być podstawieni. Od razu w głowie zapala się czerwona lampka - najpierw uznam, że jest on mi bliski, pojawi się relacja, a potem spotkamy się na sali sądowej, gdzie będzie świadczył o moim braku moralności? Nie odbieram obcych telefonów. Czuję się uwięziona w czterech ścianach. Uśmiercona psychicznie.
Dlatego skoncentrowała się na pomocy zwierzętom. Żebrze o karmę, udostępnia zbiórki. Jest ciężko. Dzierżawa pomieszczenia dla kotów w pandemii wzrosła o 300 złotych. Płacą teraz 800 zł za miesiąc. Do tego miesięcznie idzie tona karmy. Zdaje sobie sprawę, że gdyby nie ujawniła romansu, prowokując hejterów, łatwiej byłby zdobywać środki na zwierzaki. Im byłoby lepiej, jej byłoby łatwiej.
Czy chciałaby cofnąć czas?
- Jestem osobą, dla której nie są ważne partykularne zyski za wszelką cenę - głos Izabeli nagle twardnieje. - Zrobiłabym to drugi raz.
POLECAMY NA STRONIE KOBIET:
Kobieta
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!