Rzecz działa się w Zakładzie Wychowania Fizycznego i Sportu wrocławskiej uczelni. W 2016 roku nazywała się Wyższą Szkołą Oficerską Wojsk Lądowych im. Tadeusza Kościuszki. Dziś jest Akademią Wojsk Lądowych. Bohaterkami tej historii są podporucznik Magdalena i pani Małgorzata. Obie prowadziły zajęcia ze słuchaczami uczelni. Podporucznik pracowała od 2015 roku. Pani Małgorzata jest cywilem. Pracowała pięć lat. Teraz walczy w sądzie pracy.
Meldunek o dyskryminacji
W kwietniu ubiegłego roku do Komendanta – Rektora szkoły wpłynął „Meldunek”. Podporucznik Magdalena i pani Małgorzata zażądały wszczęcia postępowania w sprawie dyskryminacji kobiet. Sprawcą miał być ówczesny szef Zakładu Wychowania Fizycznego i Sportu pułkownik D. Dziś już w cywilu. Odszedł z wojska i z uczelni. Z treści „Meldunku” wynika, że pułkownik nie raz dawał im do zrozumienia, że „kobiety gorzej sobie radzą z wykonywaniem obowiązków”. Często bez wcześniejszego powiadomienia przychodził na hospitacje ich zajęć. Wobec mężczyzn taki reżim nie był stosowany. „Pułkownik D. twierdzi, że nasze kompetencje nie są wystarczające do prowadzenia zajęć” - napisały.
Podporucznik Magdalena pracuje na uczelni od sierpnia 2015 roku. Skończyła Akademię Wychowania Fizycznego a potem kurs oficerski. W swojej skardze opisała zdarzenia, które – jej zdaniem – były wynikiem dyskryminacji. Przykład? Rozmowa z pułkownikiem gdy poprosiła o możliwość odebrania dni wolnych za służbowy wyjazd z żołnierzami na zawody sportowe do Warszawy. „Po nocach też pracowałaś” - zapytać miał pułkownik. Odebrała to jako grubiańską i obraźliwą uwagę. „Z podobnymi zachowaniami w stosunku do mojej osoby zmagam się każdego dnia. Myślałam początkowo, że jest to spowodowane tym, że jestem nowym pracownikiem, oficerem z krótkim stażem i w miarę upływu czasu to się zmieni, jednak to przybiera na sile, a ja już nie mogę pozwolić sobie na tego typu zachowania” - napisała w „Meldunku”.
Pani Małgorzata uprawiała kulturystykę. Jest m.in. trenerem ćwiczeń siłowych czy podnoszenia ciężarów. W szkole na Czajkowskiego prowadziła też zajęcia z lekkiej atletyki, piłki nożnej oraz pływania. Pułkownik D. nie raz w nich uczestniczył. I właśnie sprawa pływania była bezpośrednią przyczyną złożenia skargi.
To było na odprawie wszystkich pracowników Zakładu 1 kwietnia 2016. Wtedy to pułkownik zażądać miał od obu pań by udowodniły, że potrafią pływać. - Było około dziesięciu osób – opowiadał nam jeden ze świadków tego incydentu. - Powiedział, że nie wie czy one potrafią pływać. Nigdy wcześniej nie słyszałem, by ktokolwiek był proszony, żeby pokazał czy umie pływać. Przez osiem lat ani razu. Pani Gosia to pierwsza kobieta, która prowadziła zajęcia na uczelni. Słyszałem, że pułkownikowi to nie leżało. Podczas tej samej odprawy pułkownik żądał – nie pierwszy raz zresztą - też, by podporucznik Magdalena i pani Małgorzata podciągały się na drążkach. Podobnie jak to było z pływaniem, tylko od nich tego wymagał.
Komisja i śledztwo
Komendant – rektor szkoły powołał komisję, do wyjaśnienia skarg. Komisja zasugerowała, ze należałoby zawiadomić prokuraturę bo sprawa jest złożona i wielowątkowa. Wszczęto śledztwo. W listopadzie ubiegłego roku zostało umorzone. Ale obie panie zaskarżyły tę decyzję. Wojskowy sąd z Poznania nakazał wznowić śledztwo i uzupełnić je. Wciąż trwa.
Pułkownik D. przekonywał podczas swoich zeznań, że nie ma mowy o żadnej dyskryminacji. Po prostu chciał, żeby obie panie „samodzielnie” prowadziły zajęcia z pływania i chciał sprawdzić ich umiejętności. A jako przełożony miał do tego prawo. Sprawdzenie kwalifikacji to absolutnie nie dyskryminacja czy uwłaczanie godności. Nie miał najmniejszego zamiaru podważać czyichś kompetencji. Nie można – zeznawał – traktować jako obraźliwych jego słów, że ktoś czegoś robić nie umie czy robi coś nieprawidłowo. Jako przełożony ma prawo zwracać uwagę podwładnym. To, co one traktowały jak dyskryminację, pułkownik nazwał „próbą wyegzekwowania wysokiego poziomu nauczania".
- Prowadziłam zajęcia z pływania nie raz. Czasem z panem pułkownikiem a czasem nawet za niego – mówi nam pani Małgorzata. Podporucznik Magdalena choć pracowała krótko – też zajęcia takie prowadziła. Podobnie jako drugi instruktor. Również z pułkownikiem D. Obie zeznały w śledztwie, że czasem pułkownik wychodził z zajęć zostawiając je same. Wtedy nie miał wątpliwości, że sobie poradzą. Tymczasem 1 kwietnia zażądał by pokazały, że w ogóle umieją pływać.
Inni świadkowie – przesłuchiwani w śledztwie - byli podzieleni. Kilku z nich przekonywało, że nie miały powodów skarżyć się na pułkownika. Inni potwierdzali relacje obu pań. Jeden z oficerów twierdził, że widział przejawy psychicznego znęcania się, ale nie dyskryminacji ze względu na płeć. Przyznał, że pułkownik ma prawo sprawdzać umiejętności podwładnych ale powinno to dotyczyć wszystkich, a nie tylko kobiet.
Likwidacja stanowiska? A może zemsta?
Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa. Prowadzi je Wydział do spraw wojskowych Prokuratury Wrocław Fabryczna. Tymczasem w całej sprawie pojawił się dodatkowy problem. Pani Małgorzata została zwolniona z pracy. Doszło do tego w marcu czyli prawie rok po „Meldunku”. W trakcie rozpatrywania przez sąd zażalenia na umorzenie śledztwa. - Szkoła zawiadomiła prokuraturę o znęcaniu się a potem ofiarę zwalnia się z pracy – mówi dziś pani Małgorzata. Czuje się ofiarą zemsty.
Oficer prasowy Akademii Wojsk Lądowych kapitan Marcin Jasnowski zapewnia, że uczelnia zachowała się w tej sprawie prawidłowo i transparentnie. Po pierwszych skargach podporucznik Małgorzaty i pani Magdaleny powołano, w celu wyjaśnienia sprawy, komisję. Orzekła, że sprawa jest złożona i aby dochować zasady bezstronności należy zawiadomić prokuraturę.
- Pani podporucznik zaproponowano inne równorzędne stanowisko, poza Zakładem Wychowania Fizycznego i Sportu, gdzie przełożonym miała być kobieta, ale z nieznanych nam powodów nie przyjęła go i udała się na długotrwałe zwolnienie lekarskie – mówi nam kapitan. - Pomimo tego faktu, wciąż służy w uczelni i kilka miesięcy temu został zawarty z nią kolejny kontrakt. Obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim. Pułkownik, na którego panie się skarżyły, został przeniesiony do innej komórki. Obecnie - od wielu miesięcy – jest poza uczelnią. Odszedł z wojska.
Kapitan – rzecznik zapewnia, że nie ma żadnych represji za skargi. Pokazał to przykład pani podporucznik. - Pani Małgorzata była pracownikiem cywilnym. My jako uczelnia wojskowa realizujemy zadania dla Sił Zbrojnych RP – tłumaczy. - Zgodnie z wytycznymi i nowymi zadaniami, które przed nami stoją, zobligowani jesteśmy do zwiększenia liczby studentów wojskowych. Potrzebujemy więcej instruktorów wojskowych, a nie cywilnych, gdyż szkolenie studentów w mundurach posiada swoją specyfikę.
W Zakładzie Wychowania Fizycznego i Sportu będzie więcej zajęć z elementami sportowo-bojowymi. Tylko z tego powodu zlikwidowano stanowisko pracy pani Małgorzaty, w wyniku czego otrzymała wypowiedzenie stosunku pracy. W tej sprawie były przeprowadzone kontrole Rzecznika Praw Obywatelskich i Państwowej Inspekcji Pracy. Nie sformułowano żadnych zastrzeżeń. W omawianym okresie uczelnia nie zatrudniła nowego instruktora cywilnego w Zakładzie Wychowania Fizycznego i Sportu i nie jest planowane stworzenie nowego stanowiska cywilnego w tym zakładzie.
Problem w tym, że – jak mówi nam pani Małgorzata – nie zmieniły się programy zajęć. Nadal więc ktoś inny musi prowadzić te same zajęcia, które prowadziła ona. - Nadal też w Zakładzie Wychowania Fizycznego i Sportu pracują cywile. Często zatrudnieni krócej niż ja – mówi. I podtrzymuje swoją opinię, że jest ofiarą represji.