Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zamierza ograniczyć liczbę adopcji zagranicznych. To dobry pomysł?
Mam nadzieję, że zmiany będą rozsądne. Być może jeszcze bardziej uszczelnią system lub to, co dzieje się poza systemem. Jeśli jednak pójdziemy w kierunku zupełnego zakazu adopcji zagranicznych, to pewnie część dzieci straci w ogóle szansę na znalezienie domu i rodziców.
Do adopcji zagranicznych miały trafiać głównie dzieci niepełnosprawne i rodzeństwa. Ministerstwo podaje, że dzieci niepełnosprawne to 21 procent wysyłanych za granicę...
Czytaj też: Pomorski Ośrodek Adopcyjny w Gdańsku zaprosił przyszłych rodziców
Pewnie te dane są czymś poparte. Jednak są też dzieci, które pomimo różnych dysfunkcji nie mają orzeczonej niepełnosprawności lub u ich biologicznych rodziców występuje upośledzenie umysłowe albo choroba psychiczna. I choć brak takiego orzeczenia, mogą być narażone na pojawienie się problemów zdrowotnych. A tego polskie rodziny adopcyjne strasznie się boją. W naszym ośrodku są kandydaci, którzy najczęściej czekają na jedno, dwoje zdrowych małych dzieci, bez obciążeń zdrowotnych po stronie rodziców.
Jednak rozdzielacie 71 procent rodzeństw wysyłanych za granicę.
Bywa, że dzieje się tak już dużo wcześniej. Dzieci, decyzją sądu, trafiają do pieczy zastępczej i już wtedy często rodzeństwo trafia do różnych środowisk zastępczych. Jako ośrodki adopcyjne wchodzimy w życie dzieci dopiero w pewnym momencie i próbujemy połączyć rozdzielone rodzeństwa. To obowiązek ustawowy i oczywista potrzeba, by dzieci wychowywały się razem. Przy adopcjach zagranicznych mówimy także o sytuacji, gdy szukamy rodziny dla na przykład czworga dzieci w różnym wieku, gdy na przykład najstarsze z nich ma kilkanaście lat i wyraża chęć przysposobienia.
Jak są kwalifikowanie dzieci do adopcji zagranicznej?
Wszystko wynika wprost z przepisów prawa. Dzieci z uregulowaną sytuacją prawną są zgłaszane do ośrodka, który kwalifikuje do przysposobienia, określając głównie możliwości i gotowość dziecka do adopcji oraz jego potrzeby. Ośrodek ma bazę przeszkolonych kandydatów na rodziców. Są to osoby, które znamy, przygotowane do pełnienia roli rodzica adopcyjnego. Kandydatów szukamy przez 55 dni w województwie i wśród wszystkich rodzin zgłoszonych przez ośrodki adopcyjne w całym kraju. Dopiero gdy nie ma odpowiadających potrzebom dziecka, rozpoczyna się poszukiwanie rodzin poza Polską. Czasem trwa to miesiące, nawet lata. Przy czym zauważamy w naszym ośrodku, że liczba adopcji zagranicznych z roku na rok maleje.
Jakie są proporcje między liczbą adopcji zagranicznych a krajowych?
W Pomorskim Ośrodku Adopcyjnym w ubiegłym roku przeprowadziliśmy około 80 adopcji, w tym 11 zagranicznych, obejmujących 15 dzieci. Wśród wyjeżdżających były rodzeństwa, także dzieci starsze, nawet lata przebywające w pieczy zastępczej.
Zdarzyło się, że małe, zdrowe dziecko wyjeżdżało z kraju?
Tylko wtedy gdy łączyliśmy rodzinę. Starsze liczne rodzeństwo (albo dziecko z dysfunkcjami) już mieszkało za granicą, dołączały najmłodszy brat, siostra. Priorytetem jest, by dzieci wychowywały się razem. Jesteśmy elementem systemu wsparcia rodziny i dziecka, który zakłada głównie jego dobro. Zresztą na 100 procent wolnych prawnie, zgłoszonych do naszego ośrodka dzieci po diagnozach kwalifikujemy do adopcji zaledwie 30-35 procent.
Dlaczego tak mało?
Nigdy nie poszukujemy rodziny adopcyjnej wbrew dobru dziecka, nie wyrywamy dzieci ze środowiska. Jeśli w pieczy zastępczej jest liczne rodzeństwo, dzieci nie wyrażają chęci przysposobienia, są między nimi więzi czy też utrzymują kontakt z rodziną biologiczną i służy to ich dobru, to poszukujemy dla dzieci jak najlepszego środowiska zastępczego , niekoniecznie adopcyjnego.
Dyrektor Joanna Bartoszewska
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!