Anna Moyseowicz: Skąd pomysł na prestiżowy dom pogrzebowy, dodatkowo taki prowadzony głównie przez kobiety?
Klaudia Prymek:
Uważamy, że ta branża od lat dziewięćdziesiątych się nie zmieniła. Jest po prostu niefajna, nieładna, wszyscy oferują to samo. Chociaż jest 220 domów pogrzebowych w samej Warszawie, żaden z nich się nie wyróżnia niczym specjalnym. Każdy robi takie same pogrzeby, tak samo się reklamuje, ma taki sam wystrój. Wchodząc w tę branżę stwierdziłyśmy, że jeżeli mamy coś zmienić, to musimy iść pod prąd, robić coś innego. I tak się stało, wszystko mamy inne, a jak ktoś mówi, że coś nie wypada, to wiemy, że na pewno odpowiemy jego potrzebom. Robimy wszystko na opak niż każdy inny zakład pogrzebowy i myślę, że dobrze na tym wychodzimy.
A co to oznacza w praktyce? Jestem ciekawa, jak wygląda pogrzeb organizowany przez Panie.
Przede wszystkim robimy pogrzeby reżyserowane, czyli takie szyte na miarę, wyjątkowe, bardzo indywidualne, celebrujące życie osoby zmarłej. Nie chcemy, by był to po prostu pogrzeb jakiejś osoby, poznajemy zmarłego, długo rozmawiamy z rodziną, dużo słuchamy, co jest bardzo ważne w tej branży i rzadko spotykane, a później „szyjemy” taki pogrzeb, który jest po prostu wyjątkowy, tak, jak wyjątkowy jest każdy człowiek. Oczywiście nie ingerujemy przy tym w wybory rodzin. Robimy również bardzo klasyczne ceremonie pogrzebowe, katolickie, świeckie i zawsze ten zakres usług jest ustalany z rodziną, jak oni sobie to wyobrażają, ile tej indywidualności by chcieli przemycić do pogrzebu.
Czy mogłaby Pani opowiedzieć o ceremonii, która Pani najbardziej zapadł w pamięć?
Każdy pogrzeb dla mnie jest wyjątkowy, każdy niesie dla nas nowe wyzwanie, nie ma takiej jednej wyjątkowej ceremonii. Robimy wiele pogrzebów dzieci, a każdy z nich jest zupełnie inny. W pamięci zapadła mi ceremonia Zuzi z Rzeszowa, jej rodzice byli cudowni i do tej pory się przyjaźnimy. Mogę powiedzieć, że pozwolili nam na wszystko, bardzo nam zaufali w tym, co robimy, to było wyjątkowe.
Chciałabym też dopytać o skład zespołu. Czy w Waszym domu pogrzebowym pracują wyłącznie kobiety?
Nie, oczywiście mamy też panów, a to ze względu na ograniczoną wytrzymałość i możliwości siłowe. Pogrzeb absolutnie nie może wyglądać źle, nie robimy sobie żartów, nie bierzemy 150 kilogramowego nieboszczyka z trumną i nie próbujemy go nieść, bo nie dałybyśmy rady. Mamy cudownych facetów, którzy zrobią to lepiej od nas, ale jeżeli nam nasze możliwości pozwalają, to robimy i pogrzeby z trumną, i pogrzeby urnowe. Na tym też polega nasza wyjątkowość, kobiety wprowadzają do pogrzebu trochę delikatności i dużo więcej empatii, mamy nieco inne spojrzenie estetyczne na różne sprawy i dzięki temu te pogrzeby są inne, kobiece, otulone ciepłem. Co do liczebności, to rzeczywiście, w naszym zakładzie kobiety przeważają. Także ciała osób zmarłych przygotowuje kobieta i otacza je wyjątkową troską.
Wróćmy do początków zakładu. Mówiłyśmy już o tym, dlaczego Wasz dom pogrzebowy można nazwać prestiżowym, ale skąd pomysł, by był właśnie tak kobiecy?
Złożyło się na to wiele czynników, ale takim najważniejszym była niestety śmierć mojej córki. Jesteśmy dosyć dziwnym domem pogrzebowym, bo jesteśmy dla siebie bardziej jak rodzina, niż jak koledzy i koleżanki z pracy. Wszyscy się bardzo wspieramy. Zaczęło się od tego, że w tej trudnej dla mnie sytuacji życiowej moje przyjaciółki bardzo mnie wspierały, stanęły wtedy na wysokości zadania. W tamtym momencie wiedziałam, że nie chciałabym, by w tej sytuacji był ze mną ktoś inny. I tak narodził się pomysł na działalność. Raz przyszła do nas rodzina z Warszawy w sprawie pochówku 25-letniej dziewczyny, która została zamordowana. Była w wieku mojej córki. Stwierdziłyśmy, że nie powinni nieść jej w trumnie mężczyźni, tylko właśnie kobiety, żeby pokazać sprzeciw wobec tego, co się wydarzyło. My po prostu wiedziałyśmy, że to musi się tak odbyć, hołd kobiet dla kobiety.
Czyli działalność zaczęła się od przyjaźni, a później przekształciło we współpracę?
To działo się etapami. Bardzo mocno śledziłam w social mediach tę branżę, w tym Agę, która ma konto na Instagramie (pani_z_domu_pogrzebowego). Wiedziałam, że zrobię wszystko, by zechciała ze mną współpracować. Dreptałam za nią pół roku, aż sobie wydreptałam i teraz pracujemy razem. Z czasem doszły inne dziewczyny. Można powiedzieć, że jesteśmy takimi puzzlami, że jak jednej z nas jednego dnia nie ma, to w ekipie czegoś brakuje. Wszystkie się uzupełniamy, każda robi coś innego, ale każda jest bardzo potrzebna i wyjątkowa.
Czy często spotykają się Panie z komentarzami dotyczącymi płci, z hejtem?
Działamy niedługo, bo 3,5 roku. Spotykamy się z ogromnym hejtem ze strony kolegów z branży. Zdarza się też, że spotykamy się ze złym zrozumieniem ze strony księży w małych parafiach, na wsiach. Zazwyczaj jednak ludzie reagują dobrze, przeważa pozytywny odbiór. Bywa też tak, że jedziemy na pogrzeb i dalsza rodzina nie wie, że będzie damska obsługa, najpierw jest bardzo duża konsternacja, wystraszenie, a później ogromne podziękowania, bo – tu będę się chwalić – my się naprawdę znamy na swojej robocie i nie odstajemy od panów, a wręcz przeciwnie, wykonujemy pracę z dużo większą klasą. Później rodziny przychodzą, bo ktoś był na naszym pogrzebie i mówią, „tylko obsługa damska, my nie chcemy mężczyzn, my chcemy dziewczyny”, więc tak się dzieje, że robimy teraz więcej pogrzebów niż panowie.
Chciałabym jeszcze dopytać o prowadzenie ceremonii. Co wchodzi w zakres waszych usług?
Robimy bardzo indywidualne pogrzeby, więc wplatamy w nie elementy z życia danej osoby i to zawsze wychodzi już „w praniu”. Poprzez rodzinę poznajemy osobę zmarłą i dowiadujemy się, co lubiła. Zawsze ustalamy kolor przewodni, wtedy to też daje ładny efekt na cmentarzu. Mogę powiedzieć na przykładzie mojej córki, że ten indywidualizm jest bardzo ważny. Moja córka jeździła driftem, to było jej całe życie, pasja, więc na przykład dla mnie to był najgorszy, a zarazem najpiękniejszy moment w życiu, kiedy trumnę wkładano do grobu, jej koledzy z klubu odpalili wszystkie driftowe samochody i palili gumę. To było piękne, wzruszające, a zarazem niemal wyrywające serce z klatki piersiowej. Wplatamy w organizowane przez nas ceremonie właśnie takie momenty. Mieliśmy pana Andrzeja, który całe życie używał jednych perfum, więc jak robiliśmy pożegnanie u nas w domu pogrzebowym, to w dyfuzorach znajdowały się właśnie jego perfumy. Gdy rodzina wchodziła, to mówiła: „Ojej, Andrzej tu jest”. Mogłoby się wydawać, że to są drobne rzeczy, ale przepiękne i zostające w pamięci rodziny zapewne na całe życie. Na pogrzebie Pana Sojki ważne były kwiaty. Cały kościół był w mieczykach, które on kochał, dla żony to było ogromnie ważne. To był przepiękny, wyjątkowy pogrzeb. Przykładamy ogromną wagę do najmniejszych elementów i to naprawdę później jest widoczne. Zdajemy sobie sprawę, że to jest bardzo ważne dla rodziny. Ostatnie spotkanie z osobą zmarłą jest najważniejsze, bo już później, choć byśmy nie wiem, co robili, nie będzie kolejnego, zostaje tylko cmentarz.
Mówiła Pani o tym, że trzeba dobrze poznać i rodzinę, i osobę zmarłą. Jak wygląda rozmowa z rodziną, jak Panie zdobywają zaufanie i informacje?
Każdy jest zupełnie inny. To nie jest tak, że wszyscy przychodzą z otwartymi rękami i opowiadają swoje życiowe historie. Przede wszystkim poświęcamy bardzo dużo czasu i dajemy przestrzeń, żeby każdy mógł powiedzieć tyle, ile chce. Nie spieszymy się, nie gonimy, nie traktujemy ludzi jak kolejnych klientów, po prostu poświęcamy bardzo dużo czasu. Dziewczyny nawiązują dobre i silne kontakty z rodzinami. Tłumaczą, że zawsze można do nich zadzwonić, o każdej porze dnia i nocy, nawet po to, by choćby porozmawiać. Ludzie dzięki temu nabywają zaufanie i po jakimś czasie się otwierają.
Proszę jeszcze zdradzić zainteresowanym, gdzie panie działają?
Na razie działamy w samej Warszawie, ale mamy plany na rozszerzenie naszej działalności. Pracujemy nad umową franczyzową i będziemy chcieli być w każdym większym mieście.
Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Stronę Kobiet codziennie; Obserwuj StronaKobiet.pl!















