Spis treści
- „Z pomocą przychodzę ja”. Joanna Brodnicka zaczęła malować i czesać zmarłych przez przypadek
- „Chciałam fundować ludziom spokój”. Agnes Tołoczmańska zaczęła interesować się śmiercią, gdy była dzieckiem
- Po śmierci rosną włosy i paznokcie? Na czym polega praca tanatokosmetologa?
- Strach ma wielkie oczy. Co sprawia problemy w pracy tanatokosmetologa?
- Edukacja to podstawa! O tym musisz wiedzieć
Joanna Brodnicka i Agnes Tołoczmańska mają do czynienia ze śmiercią niemal na co dzień. Pierwsza z nich dorywczo zajmuje się tanatokosmetologią, wykonując osobom zmarłym makijaże i fryzury. Druga pracowała w tym zawodzie, kompleksowo przygotowując ciała do pochówku, a obecnie zajmuje się rozpowszechnianiem wiedzy na temat śmierci i wszystkiego, co z nią powiązane.
„Z pomocą przychodzę ja”. Joanna Brodnicka zaczęła malować i czesać zmarłych przez przypadek
Joanna Brodnicka na co dzień prowadzi firmę w Oleśnicy, zajmującą się wizażem i fryzjerstem. Współpracuje z zakładami pogrzebowymi, zajmując się dorywczo zwłokami. Jej historia rozpoczęła się, gdy była na praktykach fryzjerskich. W zakładzie pojawił się pan, który chciał przygotować swoją mamę do pochówku.
Na tamten moment absolutnie nie wyobrażałam sobie, abym mogła pracować przy zwłokach, dlatego odmówiłam, wtedy poszła moja była szefowa, która wróciła po tej usłudze tak dumna z siebie, że dało mi to do myślenia. Stwierdziłam, że może to będzie dobry moment, abym też przełamała swoje lęki. Przy kolejnym razie, gdy zgłosiła się do nas osoba prosząca o pomoc przy przygotowaniu ciała, poszłam. Wtedy pierwszy raz znalazłam się w prosektorium, bardzo mi się to spodobało. Zawsze lubiłam robić rzeczy, których nikt inny nie robi – opowiada.
Gdy po skończeniu praktyk otworzyła swój salon, stwierdziła, że dalej chce się rozwijać w temacie tanatokosmetologii i wybrała się na szkolenie z sanitarnego przygotowania zwłok. Obecnie, gdy ktoś potrzebuje trochę bardziej rozbudowanej niż standardowa usługi w kwestii przygotowania ciała, Joanna przychodzi z pomocą.
– O ile każdemu zaczesuje się włosy do tyłu czy pudruje nosek, to jeśli ktoś chce makijaż wykonany od początku do końca, pojawia się problem. Wtedy przychodzę ja – mówi kobieta.
„Chciałam fundować ludziom spokój”. Agnes Tołoczmańska zaczęła interesować się śmiercią, gdy była dzieckiem
Agnes Tołoczmańska także zajmuje się śmiercią, a jednocześnie jej działalność ma na celu pomoc żywym. Niegdyś zajmowała się tanatokosmetologią w pełnym jej zakresie, a obecnie pracuje, edukując o śmierci.
Jak zaczęła się jej przygoda z tak nietypowym tematem? W wieku 13 lat zastanawiała się, co się dzieje z ciałem po śmierci.
– Każdy wie, że istnieje coś takiego, jak pogrzeby, cmentarze, ale nigdy nikt nie chciał mi wytłumaczyć, czym jest pogrzeb, z czym się wiąże, co tam tak właściwie się dzieje. Dzieci w tym temacie są bardzo pomijane. Ja miałam już dostęp do internetu, zaczęłam szukać informacji, ale były one bardzo zdawkowe albo sensacyjne, nic, co by po prostu tłumaczyło sprawę. Śmieję się, że pierwszy pogrzeb zobaczyłam na makiecie, stał tam karawan, żałobnicy, mała trumna – opowiada.
Jak dodaje, z czasem to zainteresowanie rozeszło się po kościach, ale gdy miała 17 lat odeszła jej prababcia. Dziewczyna wówczas czuła silną potrzebę, by uczestniczyć w każdym momencie, zarówno w odejściu, jak i późniejszym załatwianiu formalności.
Razem z mamą i babcią byłyśmy razem w zakładzie pogrzebowym, w kościele. Gdy za pierwszym razem nie zabrały mnie do zakładu, to się na nie obraziłam – śmieje się. – Chciałam być wszędzie, zobaczyć, o co w tym chodzi. Miałam okazję pojechać do prosektorium, by pomóc ubrać prababcię do trumny. Każdy się spodziewał, że odmówię, ale ja od razu się zgodziłam. Tam poznałam przemiłego pana, technika sekcyjnego, który nie bał się mojego zainteresowania. Oczywiście przez pierwsze 20 minut stałam przerażona, patrząc w podłogę, bo tak mnie społeczeństwo nauczyło, że muszę się bać, ale ten pan bardzo mnie otworzył, zobaczył, że jestem zainteresowana tematem. Wtedy pierwszy raz widziałam narzędzia, które w przyszłości służyły mi do pracy – opowiada.
To doświadczenie sprawiło, że kobieta zdecydowała się na pracę ze zmarłymi i udała się na kurs tanatokosmetyki.
Choć mi to odradzano i sugerowano kryminalistykę, miałam w głowie to, z jakim szacunkiem ten technik sekcyjny przygotowywał moją babcię do trumny i z jaką troską podszedł do nas, ja też tak chciałam. Chciałam fundować ludziom spokój w trudnej, chaotycznej sytuacji.
Poszukiwania pracy nie były łatwe. Kobieta słyszała, że to zajęcie nie dla dziewczyn, którym brak siły psychicznej i fizycznej. Odmawiano jej ze względu na płeć lub tłumacząc, że ma zbyt wysokie kwalifikacje, przez co jej usługi miałyby być za drogie. Choć w żadnym zakładzie nie była zatrudniona na etat, pracowała dojeżdżając w różne miejsca Polski.
Po śmierci rosną włosy i paznokcie? Na czym polega praca tanatokosmetologa?
Tanatokosmetolog z definicji zajmuje się ciałami zmarłych od momentu, gdy te trafią do zakładu pogrzebowego. Musi umyć ciało, zabezpieczyć, w razie potrzeby pewne jego części odbudować. W przypadku zwłok po sekcji w specjany sposób je zabezpiecza i przygotowuje. Usuwa też ewentualne cewniki, stomie czy wenflony. Szczegółowy zakres obowiązków zależy od tego, w jakim stanie jest ciało. Gdy jest bardzo źle, zazwyczaj sięga się po balsamację, choć w większości nie ma takiej potrzeby.
Najczęściej jest to osoba starsza, u której plamy opadowe są intensywne, bo choroby układu krwionośnego dają się we znaki nawet po śmierci. Oczywiście ciało trzeba umyć, zabezpieczyć, bo puszczają zwieracze. Ciało po śmierci też bardzo wysycha, zapadają się gałki oczne, skóra robi się ciaśniejsza. To też jest związane z mitem, że po śmierci rosną włosy i paznokcie. To nie jest prawda, po prostu wyparowuje z nas woda, skóra się przykurcza i odsłania niewidoczne fragmenty skóry i włosów – tłumaczy Agnes.
Kolejno ciało trzeba ubrać, a na samym końcu podszywa się żuchwę i wykonuje makijaż, by przykryć plamy opadowe oraz by wykonać punkty ciepła, czyli zaczerwienione miejsca na twarzy, na które nie zwraca się uwagi za życia, ale których brak potęguje wrażenie trupiej bladości. Tanatokosmetolodzy zajmują się też odtwarzaniem opadniętych tkanek. Jeśli rodzina poprosi, to w międzyczasie goli się brodę, wąsa, robi fryzurę, można też pomalować paznokcie czy wykonać makijaż ozdobny. To wszystko ma stworzyć wrażenie zmarłego, który wygląda jakby spał.
Jak wyjaśnia Joanna, makijaż zwłok niewiele różni się od klasycznego. Podstawową różnicą jest zastosowanie formaliny, która jest środkiem konserwującym. W kufrze tanatokosmetolożki znajdują się kosmetyki, których używa się na co dzień, w tym znane powszechnie marki. Joanna czasami zajmuje się też paznokciami, ewentualnie zarostem czy strzyżeniem włosów. Często dostaje od rodziny zdjęcia zmarłego za życia, by przygotować go w tę ostatnią podróż w podobny sposób.
– Czasem zastanawiam się, czy nie pomylono osób, bo ciało potrafi się mocno zmienić, zwłaszcza, gdy powodem śmierci są choroba lub wypadki – mówi.
Przy pracy przy osobach starszych makijaże oraz fryzury są najczęściej stonowane, ale nie zawsze tak jest w przypadku młodszych osób. Joannie zdarzało się już doklejanie rzęs czy też malowanie ust na czerwono.
Strach ma wielkie oczy. Co sprawia problemy w pracy tanatokosmetologa?
Joanna na początku swojej pracy miała duży problem z przełamaniem psychicznym, nie wiedziała, jak się zachowa, gdy zobaczy ciało.
Wchodząc do prosektorium usłyszałam: „Pan Jakub nie wygląda najlepiej, nie przeraźcie się”, gdy to usłyszałam, to wtedy się przeraziłam. Okazało się, że strach ma wielkie oczy. Gdy nastąpił pierwszy kontakt, poczułam taki wewnętrzny spokój i do tej pory tak mam. Nie mówię, że się w ogóle nie stresuję, ale ten stres zostaje przed wejściem do prosektorium. Zaczynam pracę i się wyciszam – relacjonuje.
A co sprawia największy problem? Dla Joanny to pozycja, w której trzeba pracować, a także „siłowanie się”. Jak wspomina, ciała są bezwładne, osoba ważąca nawet jedyne 50 kilogramów potrafi przysporzyć sporo kłopotów. Ponadto do ciała leżącego w trumnie dostęp jest o wiele trudniejszy niż do tego na stole sekcyjnym.
Agnes zwraca uwagę na inne aspekty.
Technicznie najtrudniejsze były dla mnie wszystkie pierwsze razy, gdy zostałam z ciałem po wypadku czy z ciałem po sekcji. Kursy trwają śmiesznie krótko i człowiek uczy się tego, co mu się przytrafi na szkoleniu, nie można przygotować się do wszystkiego. Zdarzało się, że miałam przy sobie koleżankę albo kolegę z pracy, ale najczęściej nie miałam. Powtarzam, że ta praca jest bardzo kreatywna. Trzeba poradzić sobie z różnymi przypadkami, może okazać się, że odwrócimy ciało i okazuje się, że z tyłu ręki mamy dziurę, którą trzeba zszyć. Ale takie momenty bardzo dużo mnie uczyły – mówi.
Tanatokosmetologia jest też zajęciem, które może obciążać psychicznie. Joannie najtrudniej pracuje się z ciałami osób młodych, po samobójstwach czy wypadkach. Z kolei Agnes wspomina, gdy miała do czynienia z głośną sprawą. Musiała wtedy radzić sobie z emocjami innych pracowników zakładu, którzy mieli wątpliwości, czy dobrze zaopiekuje się ciałami i swoimi komentarzami umniejszali jej umiejętnościom.
To zajęcie ma jednak wiele plusów. Jak zaznaczają obie panie, głównym z nich jest pomoc rodzinom osób zmarłych w przejściu przez trudny dla nich okres.
– Jeżeli ciało wygląda źle, to potęguje złe odczucia rodziny, a jeśli jest odpowiednio przygotowane, to wydaje mi się, że tym osobom jest nieco lepiej i mi też, że mogłam zrobić coś dobrego dla kogoś w tak trudnym momencie – zaznacza Joanna.
Edukacja to podstawa! O tym musisz wiedzieć
W wielu zakładach pogrzebowych brakuje osób, które mogłyby wykonywać dodatkowe usługi oczekiwane przez rodzinę, jak pełen makijaż czy zafarbowanie włosów. Jak tłumaczy Agnes, w praktyce mało który zakład pogrzebowy w Polsce ma na swoim pokładzie tantokosmetologa. Większość nie posiada swojego zaplecza, chłodni, prosektorium, więc nie mają gdzie takiego specjalisty zatrudnić. Zakłady podnajmują chłodnię cmentarną czy przyszpitalną albo wszystko wykonują podwykonawcy.
W dzisiejszych czasach oddajemy zmarłego do zakładu pogrzebowego i nie wiemy, co się z nim będzie działo, kto się nim zajmie. Według mnie to niedopuszczalne, że coś takiego się dzieje, bo mamy tutaj duże pole do nadużyć. Może okazać się, że naszą ukochaną babcią zajmie się grabarz, który akurat znajdzie czas. Może to skończyć się tak, że mamy dziadka z ustami pomalowanymi błyszczykiem. Z czasem sami odebraliśmy sobie prawo, by wiedzieć, co się dzieje ze zmarłymi – mówi.
Agnes w międzyczasie zaczęła pisać bloga, dzieliła się wiedzą. Jednocześnie zauważyła, że nie jest jedyną kobietą, która ma problem ze znalezieniem pracy w branży funeralnej. Stworzyła więc webinary, które pomagały zainteresowanym zacząć karierę w tym kierunku.
– Ciągłe jeżdżenie po Polsce stało się uciążliwe, a edukacja przyszła do mnie sama. Po prostu odpowiedziałam na istniejącą potrzebę. Obecnie jestem edukatorką, a w prosektorium bywam dla moich bliskich i bliskich moich bliskch – opowiada.
Kobieta zaznacza, że gdy umiera nam ktoś bliski, to najważniejsze by pomimo trudnych emocji zwróić uwagę, jak jesteśmy w zakładzie pogrzebowym traktowani, czy nasze potrzeby są zauważane.
Jeśli coś nam nie pasuje, mamy wrażenie, że coś jest nie tak, to zawsze możemy po prostu wyjść i nie korzystać z usług danego zakładu. Jeśli zakład niczego nie ukrywa, podchodzi do klienta z empatią, to nie będzie się bać naszych pytań, jak np. „Kto będzie zajmował się ciałem mojego bliskiego?”. Tak samo, jeśli zależy nam na personalizowanej urnie czy trumnie, zakład też nie powinien mieć problemu ze sprowadzeniem towaru z hurtowni. Często godzimy się na to, co jest, a później nas ta decyzja gryzie, pamiętamy, że stało się inaczej, niż nasza bliska osoba by sobie życzyła. Nie bójmy się prosić, pytać o to, co się będzie działo, gdzie nasz zmarły będzie przebywał do czasu pogrzebu. Jeżeli zakład jest dobry, odpowie na te wszystkie pytania - podkreśla.
Jak zaznacza, jeśli jako społeczeństwo będziemy sprawdzać, jak tanatokosmetyka czy balsamacja zostały wykonane, to stanie się to normą, że usługi będą przebiegały prawidłowo i z poszanowaniem zdania rodziny zmarłego.
To jest jednak ostatni moment z najbliższą nam osobą, kolejnych już nie będzie, nie ma też prób generalnych. Warto się w tym zakresie edukować jeszcze przed traumatycznymi wydarzeniami żeby później, w stresowej sytuacji, nie była to dla nas nowość – dodaje.
Agnes jest pierwszą w Polsce edukatorką w temacie śmierci. Wraz z Małgorzatą Węglarz wydała książkę, pisze też do magazynu branży pogrzebowej i na portal z nekrologami, gdzie dzieli się wiedzą w przystępny sposób. Ponadto organizuje różne spotkania, jak spacery po Cmentarzu Centralnym w Szczecinie, gdzie można z nią porozmawiać.
– Staram się sprawiać, by edukacja o śmierci była ogólnodostępna. Żeby oswoić się z tym tematem często wystarczy rozmowa. Nie dziwię się, że ludzie się boją, bo to temat tabu. Otwarta rozmowa jest w stanie dużo zmienić i dużo oswoić, bo boimy się nieznanego. Śmierć i procesy pośmiertne to nie jest żadna wiedza tajemna – mówi.
Obie panie na pytanie o to, czy boją się śmierci, zaprzeczają.
Staram się czerpać wszystko, co najlepsze, nie myśleć o tym, co będzie jutro, bo jutra może nie być. Jestem bardziej obyta ze śmiercią, a jednocześnie mam duże chęci do życia. Ta praca spowodowała, że inaczej postrzegam życie i staram się doceniać każdy dzień – mówi Joanna.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Stronę Kobiet codziennie. Obserwuj StronaKobiet.pl!