Samotna, schorowana emerytka z wielkim sercem i legitymacją inspektora Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt nie jest w stanie wykarmić kilkudziesięciu środowiskowych kotów. By zwierzęta mogły przetrwać, potrzebna jest karma.
Ewa Włodkowska od wielu lat pomaga zwierzętom. Robiła to nawet wtedy, gdy w Polsce nie było jeszcze Ustawy o ochronie zwierząt. Walczyła z okrutnymi właścicielami dręczonych psów i kotów, nielegalnymi hodowlami i gospodarstwami rolnymi, gdzie krowy i konie stały po pas we własnych odchodach. Ratowała wolno żyjące zwierzęta, które ludzie głodzili, truli i katowali. Interweniowała zawsze wtedy, gdy inni rozkładali ręce.
Czytaj też: Samodzielne gimnazja znikają z edukacyjnej mapy Torunia
Była działaczką ogólnopolskich organizacji broniących praw zwierząt, a później współzałożycielką i prezeską Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt. I choć teraz - ze względów zdrowotnych - wycofała się w cień, wciąż zachowała legitymację inspektora TTOPZ. I w razie potrzeby robi z niej użytek.
Robota co wieczór
Panią Ewę wkrótce czeka operacja kolana, które coraz bardziej odmawia posłuszeństwa oraz zabieg na żylaki. W związku z tym, że coraz trudniej jej chodzić, do swoich podopiecznych przyjeżdża rowerem.
Co wieczór objeżdża ogródki działkowe w Kaszczorku szukając swoich pupili. W koszyczku ma miski, karmę i wszystko inne, co może okazać się potrzebne.
- Zaczynam około godz. 20 i kończę około 23. Wcześniej nie ma po co przychodzić, bo środowiskowe koty boją się ludzi, nie chcą się pokazać, są nieufne - opowiada Ewa Włodkowska. - Karmię je wszystkie, oglądam i staram się obłaskawić, by potem można je było wyłapać i poddać zabiegom sterylizacji i kastracji. Szczególną uwagę zwracam na młode, które bywają zagłodzone i chore. Zdarza się, że padają.
Pani Ewa kotami na działkach w Kaszczorku zajmuje się od 7 lat. Teraz jest ciężko, ale początki były znacznie gorsze. W krótkim czasie opiekunka musiała uśpić aż 15 zwierząt, tak były chore, zabiedzone i bez szans na ratunek. Od tamtej pory udało się wysterylizować 35 kotek i wykastrować 15 kotów. Zabiegi sfinansowało miasto.
Tel. kontaktowy do pani Ewy: 661 826 056
Ewa Włodkowska dokładnie nie wie, ile środowiskowych kotów ma pod swoją opieką. Może być ich 45, może nawet więcej. Wykarmienie ich wszystkich to ciężar bardzo trudny do udźwignięcia. Szczególnie wtedy, gdy jedynym źródłem utrzymania jest skromna emerytura.
- Ludzie myślą, że jak wyrzucą kotom resztki z obiadu, starą kiełbasę, do tego nawet nie pokrojoną lub skwarki, to robią im dobrze - mówi Ewa Włodkowska. - To przecież często zwierzęta po zabiegach sterylizacji, czasami wyciągane przez weterynarza z ciężkiej choroby. One muszą dostać taką karmę i witaminy, które są dla nich odpowiednie.
Przeczytaj także: Okradła Zielony Liść. Czy odda pieniądze?
Pani Ewa niektórym ze swoich podopiecznych nadała imiona. To Burasek, Krzywa Nóżka, Lusia, Myszka, Bandyta i Romek. Wiele z nich zaznało złego z rąk człowieka. Niektóre panicznie boją się dzieci, bo to one wyrządziły im krzywdę.
- Znalazłam tu kota, który był zupełnie ślepy, nie wiem, jak sobie radził. Inny miał nowotwór krtani. Jeszcze inny miał całe pokaleczone łapki - opowiada Ewa Włodkowska. - Wiele z tych kotów urodziło się tutaj, na działkach. Wiele jest też takich, które ludzie tu przywieźli z domów i porzucili. Widać, że to oswojone koty, które żyły z człowiekiem.
Jednym z nielicznych sprzymierzeńców Ewy Włodkowskiej jest pan Romuald. To na jego działce w specjalnie przygotowanych domkach mieszka m.in. kotka z młodymi. Jak te się tylko odchowają, ich matka pójdzie do sterylizacji. Znakiem rozpoznawczym będzie jej nacięte ucho, bo tak się znakuje koty po zabiegach.
Z własnych pieniędzy
- Boli mnie, że ludzie myślą, że za moją pracę ktoś mi płaci. Nie wierzą, że zajmuje się środowiskowymi zwierzętami społecznie, a karmę finansuję z własnych pieniędzy - dodaje Ewa Włodkowska. - Będę szczęśliwa, gdy dobrzy ludzie pomogą mi dźwigać ten ciężar. Wystarczy, że zamówią w Internecie, czy kupią karmę dla kotów. Nie muszą mi dawać grosza. Chodzi tylko o to, byśmy wszyscy poczuli się współodpowiedzialni za naszych braci mniejszych.
Tel. kontaktowy do pani Ewy: 661 826 056