Czy aktorstwo było Pani marzeniem z dzieciństwa, czy może taki plan na życie pojawił się z czasem?
Marzenie o aktorstwie pojawiło się u mnie już w liceum. A to za sprawą świetnej polonistki, która popchnęła mnie w stronę konkursów recytatorskich. Słowo pisane pochłonęło mnie wtedy bez reszty. Zaczęłam interesować się teatrem, oglądać spektakle: zarówno na żywo, jak i Teatr Telewizji. Pod koniec liceum byłam już w stu procentach pewna, że chcę zdawać do Akademii Teatralnej. I tak też zrobiłam. Dostałam się do Warszawskiej Akademii Teatralnej i wtedy na poważnie zaczęła się moja przygoda z aktorstwem.
Woli Pani grać w teatrze, serialach, czy może przy produkcjach filmowych? Czym te trzy światy się od siebie różnią?
Wszystkie wymienione płaszczyzny są dla mnie bardzo ważne. Praca przed kamerą i w teatrze wymaga nieco innych środków, praca na deskach teatru niesie ze sobą zaś więcej bieżącej ekscytacji: przecież nigdy nie wiemy, co się wydarzy podczas grania danego spektaklu, czy ktoś się nie pomyli, jak zareaguje publiczność, jaka danego dnia będzie energia, etc. Staram się zachowywać balans pomiędzy tymi trzema światami.
W Polsce jest już Pani znaną aktorką, która ma na koncie sporo ról i wcieleń. Ciężko było osiągnąć taki sukces?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ sukces jest rzeczą względną. W mojej ocenie najlepsze jeszcze przede mną. Wciąż pracuję na to, co wymarzyłam sobie zawodowo. Staram się koncentrować na tym, co tu i teraz i robić to najlepiej jak potrafię. Nie boję się ciężkiej pracy, bo szczerze kocham ten zawód i czekam na kolejne wyzwania, a to, co za mną zawsze traktuję jako ogromną naukę, która tylko powiększa moje doświadczenie. Jestem ogromnie wdzięczna za każdą kolejną przygodę i lekcję.
Poza polskimi, w swoim dorobku ma Pani również role w produkcjach zagranicznych, takich jak „Press” i „Bridget Jones 3”, a teraz w „97 minut”, gdzie w jedną z głównych postaci wciela się Alec Baldwin. Opowie Pani więcej o tej produkcji? Kogo Pani tam gra? Kto Pani partneruje?
W filmie „97 minut” gram postać Leiki, dziewczyny należącej do zorganizowanej grupy porywającej samolot. Jest to międzynarodowa produkcja z gwiazdorską obsadą. Oprócz Aleca Baldwina pojawili się w niej też tacy aktorzy jak Miana Burning czy Johnatan Rhys Meyers. To z nim mam najwięcej wspólnych scen. „97 minut” to trzymający w napięciu thriller, który został nakręcony w angielskim studiu filmowym, oddalonym zaledwie dwie godziny od Londynu. Dla mnie była to kolejna piękna przygoda i konfrontacja z najlepszymi profesjonalistami na Wyspach.
Jak dostała Pani tę rolę? Łatwo się przebić Polce przez te zagraniczne castingi? Jaka jest różnica w pracy na planie w Polsce w porównaniu z zagranicą?
Jako młoda absolwentka AT pojechałam na międzynarodowe warsztaty aktorskie do Berlina i tam dowiedziałam się o castingu do filmu kręconego w Irlandii Północnej. Wygrałam ten casting i od tamtej pory moja droga zawodowa stała się dwutorowa. Moją bazą była Warszawa (moje rodzinne miasto), ale zawsze, gdy pojawiała się szansa, żeby zagrać coś fajnego na Wyspach, byłam do dyspozycji mojej agencji w Londynie. Miałam i nadal mam tam drugiego agenta aktorskiego. Dzięki niemu dostałam rolę w moim ostatnim filmie. Nie jest łatwo się przebić, konkurencja jest ogromna, ale jako aktorka cieszę się z każdego angażu dla polskich artystów.
Myślę, że obecnie praca w Polsce i za granicą wygląda już bardzo podobnie. Największą różnicą w pracy na planach tu i tam jest szacunek, którym w przypadku Wysp obdarzony jest każdy członek ekipy, bez wyjątku. W Polsce, nie mieszcząc się na przykład w za mały kostium, wielokrotnie słyszałam, że moja budowa ciała jest specyficzna i ciężka do ubrania. Na zagranicznych planach to kostium ma pasować do aktora, nie odwrotnie. Całe szczęście u nas też to się już zmienia. Ciałopozytywność ma coraz lepszy wpływ także na naszą branżę.
W 2018 roku urodziła Pani córkę. Czy bała się Pani, co będzie dalej, jak potoczy się Pani dalsza kariera i całe życie?
Bardzo się bałam, czy dam radę pogodzić pracę z macierzyństwem, czy nie „wypadnę” z zawodu, czy dalej będę mogła grać w Anglii. Kiedy Mania pojawiła się na świecie, wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Ona była i jest dla nas najważniejsza. Moja cudowna mama bardzo mi pomaga. Dzięki niej mogę się realizować zawodowo i być spokojną o to, że moja córeczka ma najwspanialszy pod słońcem czas ze swoją babcią.
Jak udaje się Pani łączyć karierę aktorską z wychowywaniem córki?
Nie ukrywam, że jest to prawdziwa „kombinacja alpejska”. Dzielimy się opieką nad Manią między moim partnerem Przemkiem, który również intensywnie pracuje, moją mamą i mną.
Ostatnio jest mnie zdecydowanie więcej zawodowo w Polsce. Po pracy wracam do domu, wkładam telefon głęboko do szuflady i jestem tylko dla mojej rodziny.
Marianka ma już 4 lata, a Pani nie zwalnia tempa. Jak dziś wygląda wasz wspólny czas?
Nasz czas jest bardzo beztroski. Chodzimy na place zabaw, a kiedy jest zimniej – do sal zabaw, do kina, na spektakle. Uwielbiam czytać jej książeczki dla dzieci. Mania bardzo lubi wszelkie aktywności, więc chodzimy również na basen i do parku trampolin. Staram się zawsze wymyślić coś atrakcyjnego, co sprawi jej przyjemność. Wieczorem opowiadamy sobie wymyślone bajki. Coraz bardziej zaskakuje mnie jej kreatywność. Przy Mariance przypominam sobie, jak małe rzeczy mogą być piękne i za każdym razem żałuję, że my, „poważni dorośli”, czasami zatracamy umiejętność takiego patrzenia na świat.
Czy mała Marianka chce też być aktorką? Będzie jej Pani to doradzała czy odradzała?
Nie wiem jeszcze, czy chciałaby zostać aktorką. Na razie ma różne pomysły. Nie będę jej tego zawodu ani odradzać, ani doradzać. Chciałabym, by wybrała coś, czym naprawdę będzie się pasjonować. Na pewno opowiem jej o cieniach i blaskach tego zawodu, sama zdecyduje, kiedy przyjdzie na to pora.
Ze swoim partnerem prowadzi Pani podcast „Slow Talk”. Skąd pomysł na wspólny projekt w takiej właśnie formie?
Ten podcast zrodził się z potrzeby serca. Bardzo chcieliśmy mieć zawodowo coś wspólnego. Słuchamy różnych podcastów i brakowało nam takiego, w którym goście będą czuli się swobodnie, odpowiadając na pytania zadawane z dwóch różnych perspektyw. Przemek jest świetnym dziennikarzem i obserwując go podczas wywiadów, bardzo dużo się uczę. Cieszę się, że mamy coś swojego. Niedługo kończymy nagrywać pierwszy sezon. Mieliśmy tak wspaniałych gości, jak między innymi Krzysztof Czeczot, Paweł Domagała i Zuzia Grabowska, a ostatnio gościł u nas producent muzyczny Atutowy. Nasz podcast można znaleźć na platformie Spotify.
Jakie są Pani plany na najbliższy czas? Czy czuje się Pani spełniona jako kobieta?
Mam masę planów, zawodowych i prywatnych. W przygotowaniu jest już pewien „tajny projekt”, o którym nie mogę jeszcze za bardzo opowiadać. Premiera „97 minut” przewidziana jest na przyszły rok. Cały czas kręcimy też zdjęcia do „M jak miłość”. Mam również zaplanowaną trasę z moim monodramem, choć jednocześnie chodzi mi po głowie pomysł na nowy spektakl. Z projektem improwizowanym o nazwie „Musical Improwizowany” będzie mnie można zaś niebawem spotkać w stołecznym teatrze Komedia.
Co zaś do drugiej części pytania, prywatnie czuję się spełniona i kochana. Mam wspaniałą rodzinę. To najlepsze uczucie na świecie. A zawodowo? Sporo już za mną, ale mam poczucie, że najlepsze ciągle czeka na horyzoncie.