"Moja lalka!", pomyślała Irena Sierońska-Pikor, odkrywając ją w szafie podczas porządkowania w Tychach mieszkania po zmarłej mamie. To był prezent od chrzestnej na roczek (wtedy cała rodzina mieszkała w Chorzowie).
- Trochę się zdziwiłam, że się uchowała. Tak naprawdę, to nawet nie za bardzo pamiętam, żebym się nią bawiła. Znam ją raczej ze zdjęć. Mama zawsze powtarzała, że dostałam ją od cioci Loli - opowiada.
Nie czuła więzi z tą prawie nieznaną lalką i w pierwszym odruchu chciała ją po prostu wyrzucić, ale postanowiła na początek schować w piwnicy.
A niedługo potem poznałam kobietę, która kolekcjonuje różne stare przedmioty i spytałam, czy nie chciałaby takiej lalki. Spojrzała i powiedziała, że nie może jej przyjąć, ponieważ ma ona dużą wartość kolekcjonerską
- wspomina.
Okazało się bowiem, że jest to jedna ze słynnych „szrajerek”, czyli lalek produkowanych w kaliskiej fabryce Adama Szrajera. Może nie z czasów samego Szrajera czy chociażby jego synów, ale z ich fabryki, która po wojnie należała do Kaliskich Zakładów Przemysłu Terenowego i funkcjonowała do roku 1965.
Lalka Ireny, w stroju krakowskim, pochodzi z ostatnich lat tego zakładu. Irena dostała ją w maju 1961 r. na swoje pierwsze urodziny. W przyszłym roku minie więc 60 lat od tego momentu.
Zobacz koniecznie
W internecie roi się od zdjęć szrajerek i różnych historii z nimi związanych.
Krakowianka Ireny jest podobna do celuloidowej lalki, nad jaką rozwodzi się blogerka z Katowic, Urszula, która dostała ją od męża, a ten kupił ją od pewnej pani Marioli z Międzyrzecza. Przy transakcji usłyszał, że lalka była w rodzinie od początku lat 50. i że stanowiła raczej ozdobę, bo nie pozwalano się nią bawić. Zachowała się więc w idealnym stanie. Jedynie strój (też krakowski) wymagał odświeżenia.
Szrajerki miały wielkie oczy, pucułowate buzie, otwarte usta i namalowane zęby lub język, a także dość mocny makijaż, co nadawało im nieco demoniczny wygląd. Było w nich jednak coś hipnotyzującego, co sprawiało, że stawały się obiektem pożądania dziewczynek
- czytamy w książce pt. „Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach” Andrzeja Fedorowicza.
- Demoniczny wygląd, tak, prawda, ale nic hipnotyzującego w tym nie widzę. Mnie się raczej nie podobała - mówi Irena Sierońska -Pikor.
Jak już powiedzieliśmy, nie pamięta, by się nią bawiła, ale na pewno miała ją w rękach i jest tego ślad - wciśnięte oczy, co jeszcze bardziej pogłębia demoniczność spojrzenia. Kto wie, czy właśnie wtedy nie została dziecku odebrana i schowana, żeby do końca nie zniszczyło prezentu.
- Z dzieciństwa pamiętam dwie lalki, które dostałam z Niemiec. Były śliczne. Niestety, nie ma ich na żadnych zdjęciach. Nie zachowały się też w rzeczach po mamie - mówi Irena.
Zobacz koniecznie
Dla mamy były widać "normalne", a ta, którą zachowała, stanowiła dla niej wartość pewnie nie tylko z tego względu, że to był prezent od bratowej na roczek córki. Musiała wiedzieć, z jakiego renomowanego zakładu pochodzi. A poza tym była to wówczas lalka bardzo modna, na pewno droga i właśnie dlatego stała się prezentem od chrzestnej na tak ważne urodziny.
Lalki z kaliskiej fabryki były mniej lub bardziej skomplikowane w swojej budowie. Lalka Ireny należy niewątpliwie do tych bardziej. I do tego ten pełny, starannie uszyty, ze wszystkimi detalami strój krakowski.
- Miała jeszcze wianek, ale nie zachował się - mówi Irena.
Cała ta historia uświadomiła jej tylko, z jaką starannością chrzestna podeszła do jej pierwszych urodzin. Poznała wagę prezentu od niej. Ale jednak nadal chce się tej lalki pozbyć. Tyle tylko, że nie wrzuci do kosza. Poczeka na kolekcjonera.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
- Ślub córki Adama Małysza. Kto jest wybrankiem Karoliny Małysz?
- Znaki zodiaku, które będą bogate w 2021 roku. Na te osoby czekają duże pieniądze
- Ten dom w Zabrzu wygląda jak z bajki. Jest przepięknie oświetlony na święta
- Kalendarz z modelkami 2021. ProfiAuto pokazuje barwny świat warsztatu samochodowego