W tym roku Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej miało wręczyć Złote Globy po raz 75. Niestety – zamiast szampańskiego fetowania okrągłego jubileuszu, ceremonia, odbyła się w cieniu seksualnych afer, które wstrząsnęły amerykańskim przemysłem filmowym w ostatnich miesiącach. Ich niesławnymi bohaterami byli producent Harvey Weinstein i aktor Kevin Spacey. Nic dziwnego, że nazwiska te padały ze sceny – za sprawą złośliwych żartów prowadzącego uroczystość Setha Meyersa.
– Dla nominowanych mężczyzn na sali dzisiejszy wieczór będzie pierwszym od miesięcy, kiedy nie będą przerażeni, gdy usłyszą swoje nazwisko – dowcipkował komik.
Tuż przed niedzielną ceremonią, ponad 300 aktorek i reżyserek z Hollywood zawiązało publiczną inicjatywę „Time’s Up” („Czas minął”), której celem jest piętnowanie przemocy seksualnej mężczyzn wobec kobiet. Początkowo miały one zamiar całkowicie zbojkotować rozdanie Złotych Globów. Na kilka dni przed ceremonią postanowiły jednak złagodzić formę protestu – i przyjść na nią w czerni. Projektanci mody musieli więc stawać na głowie, aby wymyślić dla swych podopiecznych oryginalne suknie w tym samy kolorze. W efekcie uczestnicy gali tonęli w czernie – bo tylko trzy mniej znane aktorki ubrały się na czerwono.
Wszyscy zgodnie orzekli, że najbardziej efektownie wyglądała Catherine Zeta–Jones, śmiało odsłaniając swą zgrabną figurę. 48–letnia gwiazda pojawiła się na scenie u boku swego teścia – Kirka Douglasa. Występ legendarnego aktora, który w tym roku skończył 101 lat, był jednak dla niektórych komentatorów zgrzytem. Przypomnieli oni, że w Hollywood przez dekady krążyła plotka, jakoby gwiazdor „Spartacusa” zgwałcił zaledwie piętnastoletnią Natalie Wood i nigdy nie został za to osądzony.
Kulminacją tych nastrojów okazało się wystąpienie Oprah Winfrey. Słynna telewizyjna prezenterka (ale też aktorka) otrzymała jako pierwsza w historii czarnoskóra artystka honorową nagrodę Cecila B. DeMille’a za całokształt twórczości. Winfrey przypomniała o Recy Taylor, zmarłej przed kilkunastoma dniami czarnoskórej ofierze zbiorowego gwałtu z 1944 roku, która przez lata walczyła o ukaranie sprawców tej zbrodni, a z których ostatecznie żaden z nie został skazany.
– Chciałabym powiedzieć wszystkim dziewczynom, które nas oglądają, że na horyzoncie widać nowy dzień! I kiedy nadejdzie jego świt, będziemy to zawdzięczać mnóstwu niezwykłym kobietom, z których wiele jest tu dziś z nami i niektórym fenomenalnym mężczyznom. Wszyscy oni walczą o to, by zostać liderami, którzy wprowadzą nas w czasy, kiedy nikt nie będzie już musiał mówić „ja również” (ang. „me too” – jak słynna akcja) powiedziała prezenterka.
Amerykańskie media uznały to wystąpienie za początek kampanii wyborczej, która ma doprowadzić Winfrey do Białego Domu w 2020 roku.
Afery, które wstrząsnęły Hollywood w ostatnich miesiącach okazały się mieć również ogromny wpływ na rozdanie statuetek. W większości zwyciężyły filmy zaangażowane politycznie, stające w obronie pokrzywdzonych, którzy walczą o swoje prawa.
Największym triumfatorem ceremonii okazał się film „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”. Uznano go za najlepszy dramat, a trzy statuetki otrzymali jego twórcy – scenarzysta Martin McDonagh, grająca główną rolę aktorka Frances McDarmond i odtwarzający rolę drugoplanową Sam Rockwell. Obraz opowiada wstrząsającą historię matki, której córka została zgwałcona, zabita i spalona. Nie mogąc dojść sprawiedliwości, kobieta wykupuje ona trzy tablice reklamowe, na których umieszcza apel do komendanta policji, aby wytropiła sprawców.
Dwa Złotego Globy przyniósł „Kształt wody” Guillermo Del Toro – za reżyserię i za muzykę Alexandre’a Desplata. Meksykański reżyser opowiedział nam tym razem historię z czasów „zimnej wojny”. Jej głównymi bohaterkami są dwie pracownice tajnego laboratorium wojskowego, które odkrywają kulisy eksperymentu rządowego, mogącego mieć wpływ na przyszłe losy całego świata.
Również dwa Złote Globy otrzymali twórcy „Lady Bird”. Film uznano za najlepszą komedię roku, a grająca w nim główną rolę Soirise Roan zgarnęła statuetkę dla najlepszej aktorki w filmie komediowym. Obraz opowiada w dowcipny sposób o toksycznej relacji matki i córki, z których ta druga musi stawić czoła despotyzmowi tej pierwszej, aby móc określić u progu dorosłości swą tożsamość.
Najlepszym aktorem w dramacie okazał się Gary Oldman za rolę Winstona Churchilla w „Czas mroku”, a w komedii – James Franco za „Disaster Artist”.
Najlepszym filmem zagranicznym został niemiecki „W ułamku sekundy” Fatiha Akina, opisujący dramatyczne losy kobiety, której mąż i syn zginęli w zamachu zorganizowanym przez neonazistowską organizację terrorystyczną.
Wbrew przewidywaniom Złotego Globu dla najlepszej animacji nie otrzymał polsko–angielski „Twój Vincent”. Statuetka przypadła bowiem familijnej animacji o meksykańskim „Janku Muzykancie” – „Coco”.
– Trzeba pamiętać, że Złote Globy przyznawane są amerykańskim filmom. Bardzo rzadko zdarza się, by otrzymał je obraz spoza anglojęzycznego rynku. Nominacja dla „Twojego Vincenta” to i tak duże wyróżnienie. Pamiętajmy bowiem, że choć pod względem narracyjnym historia ta opowiedziana jest w uproszczony sposób, to jednak film z innej półki niż familijny „Coco” – wyjaśnia nam Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy.
Wśród produkcji telewizyjnych triumfatorem gali okazały się „Wielkie kłamstewka”. Po statuetki sięgnęli twórcy serialu w kategorii najlepszego miniserialu oraz Nicole Kidman, Laura Dern i Alexander Skasgard w kategoriach aktorskich.
KONIECZNIE ZOBACZCIE:
Co ty wiesz o Krakowie?