Skąd się wzięło u Pani zainteresowanie rzeczami vintage, jak to się zaczęło?
Jest to powiązane z moim zainteresowaniem historią, którą lubiłam od dziecka. Poszłam na studia związane z antropologią, ponieważ chciałam zajmować się historią XX wieku zawodowo i podczas studiów, oglądając archiwa, zwróciłam uwagę na dawne ubrania, sposobały mi się. Wcześniej interesował mnie styl goth albo lolita, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ubrania retro i vintage są tak dostępne. Gdy znalazłam pierwszą sukienkę w lumpeksie, to już poszło lawinowo.
Jaki okres Panią interesuje, czy jakiś konkretny przedział czasowy?
Najbardziej podoba mi się międzywojnie, lata 30. i 40., nieco mniej lata 50., bo jest to już inny styl, choć też zdarza mi się sięgąć po takie rzeczy. Głównie interesuje mnie okres od początku lat 30. do końca II wojny światowej.
Czy to możliwe, aby w lumpeksach znaleźć ubrania z tamtego okresu? Są to oryginalne rzeczy czy stylizowane na takie?
Da się znaleźć oryginalne rzeczy i ja szukam tylko takich, stylizowanych właściwie nie mam, chyba, że akurat czegoś bardzo potrzebuję i nie mogę absolutnie znaleźć, wtedy proszę krawcową o uszycie tego na starym wykroju. Poza tym wszystko to oryginały i jest ich w lumpeksach więcej, niż mogłoby się wydawać. Najstarsza bluzka, którą znalazłam jest z roku około 1890.
To kawał czasu! A jak zweryfikować okres, z którego pochodzi dane ubranie?
Na początku nie wiedziałam, jak to zrobić, ale im dłużej w tym jestem, tym więcej uczę się na temat konstrukcji ubrań, używanych kiedyś materiałów czy zapięć, bo zamki i guziki miewają sygnatury z nazwami firm. W czasach internetu łatwo to sprawdzić, wystarczy wpisać nazwę, by się wszystkiego dowiedzieć. Jest to nauka datowania, opatrzenia się z żurnalami, z wykrojami w gazetach, dużo da się powiedzieć właśnie na podstawie zamków, szwów i sposobów szycia. Oczywiście nie zawsze można wszystko zweryfikować, są takie rzeczy, o których niewiele wiadomo, na przykład ubrania robione na szydełku czy drutach, próba wydobycia informacji o nich jest jak wróżenie z fusów.
Wspominała Pani, że tych rzeczy w sklepach z odzieżą używaną jest więcej, niż mogłoby się wydawać. Jak to wygląda w praktyce, czy są specjalne sklepy bądź przynajmniej działy w lumpeksach z rzeczami vintage?
W zasadzie nie ma takich sklepów, istnieje jedna sieć, która od czasu do czasu ma dział bawarski, a tam jest upchnięte wszystko, co sprzedawcom się kojarzy z Bawarią, mogą tam się znaleźć nawet przedwojenne, niemieckie sukienki. Ale nie ma sieci lumpeksów z działem vintage w Polsce, trzeba przeglądać wszystko i liczyć na szczęście. Warto też szukać w sklepach blisko zachodniej granicy, co wynika z tego, że w Polsce takich ubrań mało się zachowało, a za granicą jest ich dużo i czasami przyjeżdżają też do nas.
Z jakich krajów?
Głównie z Niemiec, Anglii i Austrii, z tych krajów mamy dużo dostaw do Polski, a poza tym mnóstwo rzeczy zachowało się w Ameryce, ale ich trzeba szukać już w internecie, na zagranicznych stronach.
A czy pamięta Pani jakąś perełkę, którą Pani znalazła w wyjątkowo dobrej cenie? Czy należy liczyć się z tym, że lumpkesy narzucają ubraniom vintage wyższe kwoty?
Nie, nie narzucają. Zauważyłam, że jeśli towar jest wyselekcjonowany i rzeczy wycenione to można tam znaleźć współczesne, znane marki, a im mniejsze miasto i mniejszy lumpeks, z mniejszą selekcją towaru, tym większa szansa, że trafi się coś przedwojennego, na wagę lub w ostatnim dniu przed dostawą, gdy towar jest najtańszy. Trzeba wiedzieć, gdzie szukać. Pierwszą moją sukienkę z lat 30. trafiłam właśnie za trzy złote, a sprzedawczyni dziwiła się, po co mi ona. Co ciekawe, najwięcej jest taniej biżuterii, ponieważ ludzie na tym się znają najmniej. Zdarza mi się kupować przedwojenne, naturalne korale i perły za kilka czy kilkanaście złotych. To kwestia opatrzenia się, im więcej takich rzeczy miało się w rękach, tym jest łatwiej.
Czy zdarzyło się Pani odkryć jakieś szczególne historie dotyczące pojedynczych ubrań, na przykład zapiski dawnych właścicieli schowane w kieszeni? Można w ogóle opowiedzieć historię danej rzeczy?
Jest taka szansa i wiem, że czasami ludzie trafiają na takie ukryte elementy, na przykład kiedyś moja koleżanka rozbroiła guziki, ponieważ schodził z nich materiał, chciała je obić jeszcze raz, okazało się, że guziki to były tak naprawdę pokryte materiałem marki niemieckie z okresu Republiki Weimarskiej. Ja nie znalazłam akurat zapisków, ale mam torebkę od Pani, która walczyła w powstaniu warszawskim. Rozdawała swoje rzeczy wolontariuszom, którzy się nią zajmowali. Jednym z wolontariuszy była moja znajoma, która dała mi tę torbę i opowiedziała całą jej historię. Inną z ciekawych historii jest jedna z sukienek, w którą była wszyta moneta z napisami wybitymi cyrylicą. Wartość monety nie była wielka, ale była ona dość ciężka, służyła za taki obciążnik na samym dole, żeby sukienka nie podnosiła się na wietrze. Poza tym znam jeszcze inne ciekawe odkrycie, co prawda nie z lumpeksu, a ze cmentarza, bo w ramach wolontariatu ze stowarzyszeniem Denkmal Pomorze rekonstruuję niemieckie cmentarze. Kiedyś pod płytą nagrobną znaleziono sukienki ukryte w słoikach. To rzeczy z lat 30., które najprawdopodobniej ukryli Niemcy, uciekając przed Rosjanami. Liczyli oni na to, że wrócą jeszcze po swoje schowane skarby, ale nigdy tak się nie stało.
W jakim stanie zachowały się te suknie?
Zostały raz wyjęte ze słoika i to chyba był błąd. Mnie nie było przy tym odkryciu, ale osoby, które znalazły słoiki, otworzyły je. Materiał dostał powietrza i bardzo szybko zapleśniał. Suknie zostały ponownie tam spakowane i już więcej nie były wyciągne. Obecnie znajdują się one w muzeum cmentarnym, w kaplicy.
Gdzie Pani zakłada ubrania vintage, czy są to na przykład jakieś imprezy okazjonalne, a może spotkania miłośników tamtych czasów?
Noszę je na co dzień, to mój styl ubioru, nie mam innych ubrań w szafie, chyba, że rzeczy robocze. Jedynie gdy gdzieś wychodzę, to nie zawsze mam ochotę układać włosy, jak wówczas to robiono, są to fryzury dość trudne do zrobienia. Biorę też udział w sesjach zdjęciowych, staram się, by kontekst pasował do ubrania, by je opisać, podać skąd pochodzi, aby tło też było tematycznie z nim powiązane. Zdjęcia udostępniam u siebie na fanpage'u, opisując również historię danego miasta.
Z jakimi reakcjami się Pani spotyka, wychodząc w ubraniach vintage na ulicę?
To zależy między innymi od miasta. Zauważyłam, że we Wrocławiu było dużo więcej pozytywnych reakcji niż w Szczecinie. To też zależy od wieku i płci, z reguły kobiety starsze niż 25 lat reagują pozytywne, a osoby w wieku licealnym potrafią się śmiać i niemiło komentować. Niestety, ten strój generuje wiele zaczepek ze strony mężczyzn na ulicy i takie komentarze potrafią skutecznie zabić zabawę z takiego ubierania się, bo dla mnie to właśnie zabawa, forma sztuki i wyrazu siebie. Spotkałam się z uwagami, gwizdami, kiedyś ktoś mi zrobił nawet zdjęcie.
A jak wygląda rekonstrukcja ubrań, wykonuje ją Pani osobiście?
Jeżeli mogę, są jakieś dziury czy brakujące guziki, to tak, a jeżeli są duże zniszczenia, to czasem krawcowa, a czasem po prostu babcia pomagają mi je naprawić.
Wyobrażam sobie nasze ubrania za 100 lat, nie wiadomo, czy one w ogóle przetrwają do tego czasu. Jaka jest jakość Pani rzeczy, w jakim stanie jest materiał?
Trzymają się bardzo dobrze, materiały te są dużo lepszej jakości, niż obecne. Wówczas nie używano tych samych materiałów, które weszły do użytku po II wojnie światowej. Co ciekawe, stare, pierwsze nylony też są w zadziwiająco dobrym stanie. Jeśli pojawia się z czymś problem, to najczęśćiej z niciami, które się kruszą. Czasem trzeba je przeszyć, najlepiej wszystkie, żeby po każdym noszeniu nie łatać dziur, bo na przykład zrobi się dziura pod pachą. Myślę, że te materiały spokojnie przeżyją wszystkie ubrania z obecnych sieciówek. Wyjątkiem jest tylko dekada lat 20. zeszłego wieku, bo wtedy był kryzys, duża bieda, ludzie eksperymentowali też z ubraniami. Z tamtych lat do naszych czasów tych ubrań przetrwało albo bardzo mało, albo są tak delikatne, że rozpadają się w rękach.
Czy jest to pasja łatwa do realizacji, a może wręcz przeciwnie?
Wymaga na pewno dużo czasu. Jeśli ktoś pracuje od 8 do 16, to ma bardzo małe szanse, aby iść i coś znaleźć, nawet w dzień dostawy. W czasie pandemii bardzo rozwinął się handel internetowy. Nawet jeśli ktoś się tym nie interesuje, handluje ubraniami vintage. Z jednej strony na swój sposób handlarze je ratują, a z drugiej strony zabijają rynek dla pasjonatów. Taka osoba, która szuka rzeczy na sprzedaż najprawdopodobniej znajdzie je szybciej, niż ja. Mimo wszystko warto te ubrania ratować, bo jest ich coraz mniej. Ponadto coraz bardziej muzea doceniają ubrania i historię, jaką ze sobą niosą. Zwiększa się świadomość, że są formą sztuki i właśnie częścią przeszłości. Wiele opowiadają o historii społecznej, a każda dziura o czymś świadczy.