W niedzielę 26.10. odbyła się premiera Waszej książki „Rak”. To projekt współautorski – historia oparta na faktach, która opowiada o polskim „oszuście z Tindera”. Jak do tego doszło, że ją opisaliście i to w duecie?
Nadia Szagdaj: Zadzwonił do mnie mój bliski znajomy policjant, jak się potem okazało, pracujący nad sprawą i zapytał czy może przekazać numer telefonu jednemu facetowi, który szuka ghostwritera. Tym „facetem” był Grzegorz, prowadzący prywatne śledztwo i osobiście użerający się z systemem. Bycia autorem widmo mam już po kokardę i nie chcę tego więcej robić. To szybkie pieniądze i jednocześnie praca bez konsekwencji – napiszesz i masz to z głowy. Mnie to już jednak nie interesuje, bo po 13 wydanych pozycjach literackich i latach, w czasie których wypracowywałam markę nazwiska Szagdaj, nie bawię się w bycie głosem zza kulis.
Temat też nie jest prosty i dlatego ostatecznie zgodziłam się współpracować przy nim, bo uznałam, że odpowiednie podejście do sprawy pozwoli ją lepiej naświetlić. Grzegorz jest jednym z bohaterów tej książki i wiadomo, że na sprawę patrzy pod innym kątem niż ja. Książka traktuje o przemocy, a ja właśnie o przemocy głównie piszę. Wobec tego przystałam na tę propozycję i rzecz jasna, nie żałuję!
Możecie nam zdradzić skąd tytuł „Rak”?
Grzegorz Filarowski: Tytuł był bardzo ważnym elementem całej historii. Musiał pochodzić od zwierzęcia i źle się kojarzyć. To wynika z autentycznego podłoża tej historii.
Początkowo myśleliśmy, czy nie wykorzystać słowa „sęp”, ale taka nazwa już funkcjonuje. Poza tym doszliśmy do wniosku, że sęp nie budzi aż tak wielu skojarzeń jak właśnie „rak”
Oznacza śmiertelną chorobę, która atakuje ludzi w sposób niezauważalny. Niszczy ludzi, ich bliskich, pozostawiając po sobie rany na całe życie. Dodatkowo nie tylko można to słowo przypisać do naszego antybohatera, ale także doskonale opisuje ono nowotwór, jakim zarażony jest wymiar sprawiedliwości, niereagujący w porę na sygnały od ofiar przemocy, szczególnie finansowej. Szybko dostrzegliśmy, że to strzał w dziesiątkę. Ponadto „rak” to krótkie słowo, które łatwo zapamiętać.
Kim są bohaterowie „Raka”?
GF: Bohaterowie powieści to prawdziwe osoby, z różnych zakątków Polski, których los został spleciony przez działania jednego człowieka. Głównym bohaterem jest tu jednak Filip, który przechodzi przez bardzo nieprzyjemny rozwód. Ten właśnie rozwód stał się dla książkowego Raka idealnym momentem do ataku na kolejną ofiarę – także książkową Monikę, niemal już byłą żonę Filipa. Książka prezentuje też postać policjanta, o którym wspomniała Nadia. To on rozpracowuje seryjnego oszusta i damskiego boksera. Oczywiście postaci jest o wiele więcej, ale nie chcemy zdradzać za dużo.
NS: Możemy jednak powiedzieć, że są one nietuzinkowe, historia każdej jest inna. Ponieważ nie było w książce miejsca na opisanie każdego z autentycznych przypadków z osobna, skondensowaliśmy kilkadziesiąt ofiar oszusta do kilku. Każda z nich reprezentuje inne środowisko, dzięki czemu widzimy skalę działania Raka.
Pamiętajmy, że jest to opowieść o człowieku, który wykorzystywał kobiety do najróżniejszych celów, jednej ukradł auto, drugiej pieniądze, trzeciej godność, czwartej zdrowie, bijąc ją do nieprzytomności. Mamy do czynienia z osobą, która potrafiła użyć dzieci jako przynęty. Fabuła tej książki przypomina źle uszyty sweter, który trzeba rozpruć, by dojść do tego, co poszło źle. Nie zrobił tego jednak wymiar sprawiedliwości, a… Batman.
Czyli w „Raku” możemy spodziewać się… Batmana?!
GF: Tak. Batman jest dość częstym gościem na kartach książki. Jak wiadomo Batman do przede wszystkim superbohater, z zacięciem detektywistycznym. To symbol odwagi i nieustępliwości w walce z niesprawiedliwością. To przyświecało mi, gdy wzorem mojego bohatera z dzieciństwa zamówiłem kostium Batmana, który ubieram tylko na specjalne okazje: do przedszkola, szpitala – słowem na akcje charytatywne. To samo w książce robi Filip.
NS: Ostudzę tu wyobraźnię tych, którzy wyłapali: Rak, ofiary i Batman. Książka oparta jest na faktach i to trzeba podkreślić. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak barwna jest to opowieść. Grzesiek posiada strój Batmana, wystarczy zajrzeć na jego Facebook, by go zobaczyć. Siłą rzeczy, Filip też taki strój posiada. Dodam, że wydarzenia z książki dzieją się teraz, a życie pisze dla nas tom drugi.
Jak wyglądała praca nad książką? Czy bycie współautorami było wyzwaniem?
GF: To była wspaniała przygoda. Ja osobiście jestem nauczony pracy w zespole. Nadia także, ale praca w duecie nad książką, w dodatku opartą na moich osobistych przejściach, to było coś nowego, zarówno dla Nadii, jak i dla mnie. Bardzo szybko złapaliśmy wspólny rytm.
Pracowaliśmy scenariuszowo nad książką. Ja rozpisywałem sceny. Określałem czas i miejsca wydarzeń. Wrzucałem bohaterów i określałem relacje pomiędzy nimi w scenach. Nadia tym formom nadawała kształty, by w efekcie całości stworzyć rozdział za rozdziałem, który ja codziennie z zachwytem czytałem.
Brakuje mi tych momentów. Pisanie książki, która pomimo że traktuje o tak trudnych przeżyciach, było dla mnie czymś ekscytującym. Pierwszy raz muszę zdradzić, że mam pomysł na kolejną powieść i niewykluczone, że napiszemy ją także razem.
NS: Ja jestem typem samotnego wilka, więc w zespole musiałam się odnaleźć, ale nie przyszło mi to z trudem. Z Grzesiem dobrze się pracuje i – przede wszystkim – szybko. Jako dziennikarka jednak, pracowałam rano nad artykułami, a wieczorem nad książka. Lub rano nad książka, a wieczorem nad artykułami. To niełatwe tak pisać calusieńki dzień. To mnie wykańczało i momentami byłam bardzo sfrustrowana. Dobrze więc, że nie musiałam tego wszystkiego układać czy wymyślać, bo miałam układ sceny podany na talerzu. To była bardzo ścisła współpraca. Nie pisaliśmy: ja parzyste, Grzegorz nieparzyste rozdziały. Każdy pisaliśmy razem, a tam gdzie nas nie było, na co nie mieliśmy dowodów czy materiałów i potrzebna była moja wyobraźnia, tam się szczególnie wyżywałam, a już najchętniej w dialogach.
Co było najbardziej poruszające podczas pisania „Raka”?
GF: Prowadzę śledztwo od trzech lat i wydawało mi się, że nic mnie już nie zdziwi. A jednak…
Czym innym jest mówić do kogoś, że coś się stało, a zupełnie czym innym tą scenę napisać, a później przeczytać. Poczuć, co czuła ofiara napaści. Uzmysłowić sobie jej wołanie o pomoc. A na koniec usłyszeć ironiczny śmiech potwora, który poczuciem bezkarności dobija tych ludzi.
Osobiście bardzo porusza mnie także postać Cyi – policjanta, który także musi się przebijać przez swoje piekło, aby doprowadzić sprawę do końca. Jego walka z biurokracją i pogoń za przestępcą wzbudza emocje.
NS: Dla mnie największy problem stanowi znieczulica społeczna.
Wiem, że to, co napisaliśmy zderzy się ze ścianą, którą stanowią głosy typu: głupie, same się prosiły. Szkoda, że to tak wygląda.
Z pewnością żaden z tych głosów nie byłby już tak donośny, gdyby siostra czy mama, czy nawet bliska koleżanka padła ofiarą takiego Raka. Gdyby trzeba było jej zmieniać pieluchę po pobiciu, albo pocieszać, gdy straci oszczędności życia i wpadnie w tarapaty. Nikomu tego nie życzę, bo to tylko dodatkowe nieszczęście kolejnej ofiary, ale radzę się zastanowić, zanim wypowiemy słowa krytyki.
Nadia, wcześniej pisałaś z perspektywy kobiety, W „Raku” – mężczyzny. Jak się w tym odnalazłaś?
NS: To już druga moja powieść pisana z perspektywy mężczyzny. Pierwszą jest „Instynkt”, w którym głównym bohaterem jest policjant w przededniu emerytury.
W „Raku” tak naprawdę kierowałam się sytuacją kobiet, które znalazły się w trudnym położeniu.
I to ich położenie podpowiadało mi, jak powinnam prowadzić zarówno postać Filipa, jak i bohatera tytułowego. A poza tym, jak znajdowałam się pod ścianą, pytałam Grzegorza: jak się wtedy czułeś? I on odpowiadał.
Powiedzcie nam, dlaczego warto przeczytać „Raka”?
GF: Bo to książka, która w dobitny, ale elegancki sposób pokazuje czytelnikowi, jak nasze własne emocje, wynikające z życiowej sytuacja, mogą ściągnąć na nas i naszych najbliższych kłopoty. Doskonale wiemy, że takich „Raków” jest i będzie wielu, ale moim zdaniem, jeśli kilka osób dzięki tej książce nie przeżyje tego, co jej bohaterowie, to będziemy mieli powód do dumy, że udało się nam kogoś ostrzec.
Mnie osobiście zależy też na tym, aby człowiek, który aktualnie przebywa w areszcie, nigdy więcej nikogo nie skrzywdził. Mam nadzieję, że dzięki tej książce więcej ludzi dowie się, co robił i jak krzywdził ludzi.
NS: „Rak” to dokumentacja nie tylko prywatnych wydarzeń z życia kilku osób. To także książka na czasie, ukazująca naszą rzeczywistość, poruszająca ważne problemy, krzycząca o sprawiedliwość i większe zaangażowanie policji w przemoc domową. Mamy tyle wspaniałych organizacji, we Wrocławiu sprawą zajmuje się MOPS i powołany do tego interdyscyplinarny zespół ds. zwalczania przemocy, będący trzonem choćby takich kampanii jak „Wrocław bez przemocy”.
Ale co z prawem? Co z uczulaniem społeczeństwa na problem przemocy?
Robią to organizacje i stowarzyszenia, ale jak policja i wymiar sprawiedliwości przykładnie nie ukarzą jednego czy drugiego „raka”, społeczeństwo nie zrozumie, że ma do czynienia z przestępstwem. Warto więc sięgnąć po naszą książkę, by zobaczyć ogrom zniszczeń życiorysów, jaki przez 14 lat działalności poczynił książkowy Rak.
I przewrotnie – dla kogo „Rak” nie jest?
GF: „Rak” to jednak smutna historia. Poza kilkoma scenami, które mogą rozśmieszyć, raczej próżno szukać w niej wesołych momentów. Zatem jeśli ktoś poszukuje lekkiej powieści, to „Rak” nie jest dla niego. Jednak z tego, co mi wiadomo od kilku czytelników, którzy gustują w lekkiej literaturze, „Rak” także przypadł im do gustu. Więc jak widać ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Odpowiem może także przewrotnie, że jak znajdzie się ktoś, kto przeczytał i powie nam, że to książka nie dla niego, to wrócimy do tego pytania.
Dziękuję za rozmowę! Czekamy na kolejne części!
Promocje w Reserved
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!