„Wykład sopocki” noblistki, jak pół-żartobliwie określił go prowadzący spotkanie Jacek Żakowski, otworzył Tydzień Inspiracji, który uświetnia 30-lecie Grupy Ergo Hestia. Choć de facto był to nie tyle wykład, co garść luźnych refleksji wokół tematu „powrotu do normalności” po okresie pandemii.
Tokarczuk zastrzegła zresztą na wstępie, że – mimo odbytych studiów psychologicznych - nie pretenduje do roli naukowczyni. Pisarza widzi jako tego, który kojarzy odległe fakty i na tej podstawie buduje nowe światy.
- Nie, bo ta „normalność” nie była normalna. Był to świat największych nierówności ekonomicznych w dziejach ludzkości, świat zmierzający ku kompletnej katastrofie klimatycznej, świat, w którym ludzie poszukujący lepszego miejsca do życia, giną w morzu, świat gdzie w na niespotykaną skalę rozwinęła się przemysłowa hodowla zwierząt (którą Tokarczuk określiła jako „najokrutniejszy biznes”), gdzie wycina się lasy, gdzie ludzkość gnębią nowotwory, otyłość, a nadprodukcja śmieci dewastuje środowisko. To nie był normalny świat - posumowała noblistka.
- Literatura to szukanie alternatywnych punktów widzenia, kiedy to co oczywiste, przestaje być oczywiste - mówiła.
Swoje rozważanie pisarka rozpoczęła od postawienia pytania, czy w ogóle chcemy powrotu do takiej „normalności”, jaką znaliśmy sprzed pandemii. I od razu odpowiedziała:
A zatem co dalej? Przewidywanie przyszłości zawsze było intratnym biznesem. Wróżono niemal ze wszystkiego, nawet z kształtu pośladków (rumpomancja). Przy czym z reguły wróżbiarze mieli przede wszystkim na względzie to czego oczekiwały osoby, którym stawiali wróżbę i do ich oczekiwań dopasowywali swoje wizje.
Przewidywanie „racjonalne” w oparciu o to, co już wiemy też bywa – zdaniem pisarki - zawodne. Znanym przykładem są tu katastroficzne wizje z końca XIX wieku, przewidujące, że wielkie światowe metropolie już wkrótce będą borykać się z nierozwiązywalnym problemem usunięcia z ulic końskiego nawozu, którego przybywać będzie w tempie geometrycznym. Było to tuż przed wynalezieniem automobilu.
Tokarczuk proponuje do przewidywania przyszłości uważne czytanie literatury.
W sopockim wykładzie powoływała się na amerykańsko-chińskiego pisarza SF Teda Chianga i jego opowiadanie „Historia twojego życia”, na podstawie którego zrealizowano film „Nowy początek”. Postrzeganie czasu związane jest z językiem, a nasze języki są linearne – podkreśliła pisarka. W opowiadaniu Chianga ludzkość styka się z cywilizacją, gdzie obowiązuje myślenie nielinearne, ale koliste. Taki sposób myślenia unieważnia m.in. dylemat wolności i konieczności. W podobnym kierunku zmierzają prace amerykańskiego psychologa James Hillmana, autora tzw. teorii żołędzia, wg której rodzimy się już z całą zawartością naszego przeznaczenia.
Dalej było już bardziej przyziemnie i złowrogo zarazem.
- Czekają nas trzy rodzaje wojen – twierdzi autorka „Ksiąg Jakubowych”.
Pierwsza to wojna o tożsamość. Widzimy dziś, że podział na dwie płcie: kobiety i mężczyzn jest anachroniczny, a młode pokolenie kontestuje binarność płci w sposób konsekwentny i skuteczny. Rozmywają się tożsamości narodowe. Kwestionowana jest nawet tożsamość osobowa. W internecie rodzi się tulping (od tulpa – inny byt, który jest w nas), czyli karmienie w sobie innych osobowości.
- Z pozoru może to wyglądać na indukowanie w sobie psychozy - mówiła Tokarczuk. - Do tej pory psychologia kładła nacisk na potrzebę integracji osobowości. Teraz mówi się o osobowości proteuszowej, zmiennej. Jej zaletą jest to, że trudno będzie uchwycić takiego zmiennego obywatela. Systemy totalitarne, przede wszystkim ten panujący w Chinach, z pomocą sztucznej inteligencji uczą się rozpoznawać gesty, mimikę konkretnego człowieka. Chcą sprowadzić nas do jednego wymiaru, przyszpilić człowieka. W tym kontekście tulping jest antytotalitaryzmem.
Druga wojna – to wojna z patriarchatem, jako wielkim systemem politycznym gospodarczym, a także metafizycznym. Systemem niesprawiedliwym, hierarchicznym, budującym klasy, wykluczającym i przemocowym. Nie zawsze tak było. Autorka wspominała swoją wizytę w pozostałościach osady neolitycznej z okresu matriarchatu, odkrytej na terenie dzisiejszej Serbii, i zaskoczenie z jakim skonstatowała, że nie było tam żadnych murów obronnych czy innego rodzaju fortyfikacji. To wydaje się nie do pomyślenia, że istniały czasy, w których ludzie nie musieli się obawiać innych ludzi, kiedy nie była rabunków, najazdów, podbojów,
Co będzie po patriarchacie? Tokarczuk twierdzi, że o powrocie do matriarchatu nie może być mowy. Być może nadejdzie czas w którym uwolnimy w sobie dziecko? Będziemy poznawać świat poprzez zabawę. W tym świecie rządziłoby naturalne dziecięce współczucie i odruchowe poczucie bliskości do innych bytów, także tych pozaludzkich. Dla dziecka kotek czy króliczek jest taką sama żyjącą i czującą istotą, jak inny człowiek. Dzieci – co udowodniono empirycznie – nie widzą też różnic rasowych, dopóki dorośli ich tego nie nauczą. Taki system Tokarczuk proponuje nazwać „pueritariatem”, od łacińskiego „pueri” - dzieci.
I wreszcie trzecia wojna – wojna światów. Jesteśmy przypisani do naszych „baniek”, „niszy”, „kieszeni”. Coraz trudniej się z nich wydostać. Te światy powstały – zdawać by się mogło – wbrew logicznym i oczywistym podziałom. Jak to jest, że mieszkająca o tysiące kilometrów od mojego miejsca zamieszkania pisarka z Korei jest mi duchowo i kulturalnie bliższa, niż – powiedzmy – górale z Podhala, choć mieszkamy w tym samym kraju i mówimy tym samym (prawie) językiem – zastanawia się noblistka.
Pytana o przyszłość Olga Tokarczuk daleka jest od łatwego optymizmu. Przeciwnie, wieszczy katastrofę. Jeśli czegokolwiek możemy być pewni na temat przyszłości, to tego, że górę weźmie to co skrajne, ekstremalne.
Tu pisarka nawiązała do jednego z opowiadań Tove Johansson o Muminkach, którego bohaterką była Filifionka. Filifionka ceni porządek i chroni tradycję, dba o dom, sprząta, pije herbatkę z porcelanowej zastawy i cały czas drży ze strachu o to wszystko, żyjąc w oczekiwaniu nadchodzącej katastrofy. Swoimi obawami dzieli się z Gapsą. Ta jednak nie rozumie tych lęków, a Filifionkę uważa za neurotyczkę, osobę „ześwirowaną”. Rozmowa się nie klei, Gapsa odchodzi do swoich spraw, tymczasem Filifionka dostrzega nadciągającą znad morza burzę. Jej wymuskany domek zaczyna chwiać się w posadach, wiatr zrywa z niego dach, tłucze się delikatna porcelana, a Filifionka… przestaje się bać. Stoi w oku cyklonu, w obliczu tego, co zawsze ją przerażało i przeżywa swoiste katharsis. I my powinniśmy być gotowi na coś podobnego – zaakceptowanie faktu, że oto materializują się nasze najgorsze sny.
Dopytywana przez słuchaczy, domagających się choćby odrobiny optymizmu, nadziei, noblistka wskazała drogę, która może uchronić nas przed zagładą, choć jej zdaniem to bardzo mało prawdopodobny scenariusz. Zakłada on, że porzucimy egoizm, odnajdziemy w sobie uważność na los innych, sprzeciw wobec łamania prawa, a także zrezygnujemy masowo z jedzenia mięsa, które jest jedną z podstawowych przyczyn degradacji środowiska.
Za pocieszające pisarka uznaje też ustalenia naukowców według których, gdybyśmy jedną trzecią planety pozostawili w stanie naturalnym, bez naszej ingerencji, to na pozostałych dwóch trzecich, moglibyśmy żyć tak, jak do tej pory. Tokarczuk przyznała, że część pieniędzy z literackiej Nagrody Nobla przeznaczyła na wykup ziemi, którą pozostawia nieuprawianą i nieużytkowaną w żaden inny sposób, pozwalając by rządziła się tam sama natura. I namawia innych, by szli w jej ślady.
Kultura i rozrywka
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!