Spis treści
Robert Lewandowski obchodzi dzisiaj swoje 36 urodziny. Przyszedł na świat w Warszawie, dzieciństwo i wczesną młodość spędził w podwarszawskim Lesznie, gdzie mieszkał razem z rodzicami (absolwentami warszawskiej AWF) Iwoną i Krzysztofem oraz starszą o 3 lata siostrą Mileną. Od małego kopał piłkę, choć początkowo uprawiał, jak jego ojciec, judo, a siostra – jak ich mama – siatkówkę.
Odstrzeliła go Legia
Pierwszym klubem Lewandowskiego, zwanego w młodości „Bobkiem” (zdrobnienie od Roberta), był Partyzant Leszno, a kolejnym Varsovia, ze słynną „saharą” (piaszczystym boiskiem) przy stadionie Polonii Warszawa, do której trafił, gdy miał 9 lat. Po siedmiu latach przeszedł do Delty Warszawa, gdzie wystąpił w 17 meczach i strzelił 4 gole i po pół roku przeniósł się do Legii II Warszawa. W rezerwach Legii zagrał w 13 meczach i zdobył 2 bramki. Nie znalazł jednak uznania w oczach ówczesnego dyrektora pierwszej drużyny Mirosława Trzeciaka i trenera Jana Urbana – woleli Hiszpana Mikela Arruabarrenę z drugoligowej Tenerife.
„Lewy” w tym czasie przeżywał trudne chwile, bowiem w wieku 49 lat zmarł na raka jego ojciec. Matka przeniosła zagubionego chłopaka do Znicza Pruszków, niemal błagając Sylwiusza Muchę o przyjęcie Roberta do klubu. Kariera w Zniczu nabrała tempa. Zespół walczył o ekstraklasę, a mężniejący z dnia na dzień Lewandowski w dwa lata stał się najlepszym strzelcem drużyny – w 59 meczach strzelił aż 36 goli, zostając królem strzelców trzeciej i drugiej ligi. Były selekcjoner reprezentacji Polski Janusz Wójcik, który w owym czasie był doradcą prezesa Znicza i nieformalnym trenerem od razu dostrzegł talent w Robercie – mimo że był najmłodszy w zespole niemal natychmiast został zwolniony od noszenia przesuwanych bramek i pachołków. „On ma bramki strzelać, a nie nosić” – miał skomentować uwagi niepocieszonej starszyzny wobec forowanego Lewandowskiego słynny „Wujo”.
Do garnka „Kucharza”
Strzeleckie wyczyny „Lewego” w Zniczu nie uszły uwadze menedżerów. Podczas treningów zimowych w hali wypatrzył snajpera piłkarski agent, były napastnik Legii Cezary Kucharski i szybko znalazł dwudziestolatkowi odpowiedni klub. Mimo zainteresowania Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków oraz oferowania większych pieniędzy przez Cracovię „Kucharz” wybrał Lewandowskiemu Lecha Poznań, gdzie trenerem był przyszły selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda.
Wybór „Kolejorza” to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. „Lewy” przeprowadził się do Poznania ze swoją dziewczyną i przyszłą żoną Anią Stachurską, która wówczas uprawiała karate w KK Pruszków. W Lechu pod wodzą „Franza”, który stawiał w ataku na młodego napastnika, talent Roberta błyskawicznie się rozwinął – w ciągu dwóch sezonów Lewandowski w 58 meczach trafił 32 razy do siatki i został królem strzelców ekstraklasy, wydatnie pomagając „Kolejorzowi” w zdobyciu mistrzostwa Polski. Snajperskie popisy zaowocowały powołaniem do reprezentacji Polski prowadzonej przez holenderskiego selekcjonera Leo Beenhakkera. W debiucie w drużynie narodowej przeciwko San Marino (2:0) w wyjazdowym meczu kwalifikacji mistrzostw świata 2010 zdobył swoją pierwszą bramkę.
Milowy krok do Dortmundu
Dzięki temu trafił do notesów skautów poważnych europejskich firm. Mimo że Szachtar Donieck dawał worek złota, Kucharski wolał, aby jego zawodnik kontunuował grę na zachodzie Europy. Wybuch wulkanu na Islandii przeszkodził w wylocie do Anglii i zawarciu umowy z Blackburn Rovers. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – „Lewy” ostatecznie wylądował za 4,5 miliona euro w Borussii Dortmund, co było milowym krokiem w jego modelowo rozwijającej się karierze.
Pod okiem Jürgena Kloppa stworzył w BVB razem z Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem „zabójcze polskie trio”, choć początki nie były łatwe – w pierwszym sezonie przegrywał rywalizację o miejsce w ataku z Paragwajczykiem Lucasem Barriosem. Potem nastapiło jednak przełamanie i „Lewy” obudził w sobie demona. Z Borussią Dortmund sięgnął dwukrotnie po mistrzostwo Niemiec, zdobył Puchar Niemiec i Superpuchar Niemiec, a także dotarł do finału Ligi Mistrzów, po drodze strzelając Realowi Madryt (4:1) w półfinale na Signal Iduna Park aż cztery gole. Na zakończenie pobytu w Dortmundzie, gdy już od ponad pół roku wiedział, że przejdzie do największego konkurenta BVB – Bayernu Monachium, zgarnął pierwszą koronę króla strzelców Bundesligi.
Złoty deszcz w Monachium
Do Bayernu przeszedł na zasadzie transferu bezgotówkowego, po wygaśnięciu czteroletniego kontraktu z Borussią. W „Die Roten” osiągnął apogeum swoich możliwości. Z Bawarczykami zdobył wszystko, co było do zdobycia i ustanowił wszelkie możliwe rekordy strzeleckie na niemieckich boiskach – wdarł się „razem z futryną” do absolutnej czołówki najlepszych piłkarzy świata, konkurując o trofea z Leo Messim i Cristiano Ronaldo.
Z Bayernem, u boku najwybitniejszych trenerów globu Carlo Ancelottiego, Pepa Guardioli, Juppa Heynckesa czy Hansiego Flicka, został ośmiokrotnym mistrzem Niemiec, trzykrotnym triumfatorem Pucharu Niemiec, pięciokrotnym posiadaczem Superpucharu Niemiec i wreszcie zdobywcą Ligi Mistrzów, Superpucharu Europy i Klubowego Mistrzostwa Świata. Sześciokrotnie zakładał koronę króla strzelców Bundesligi. Wybierano go Piłkarzem Bundesligi, Bayernu, został najlepszym zagranicznym strzelcem w historii FCB, najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Bundesligi, zdobył pięć bramek w dziewięć minut jako rezerwowy w drugiej połowie meczu z VfL Wolfsburg (5:1), a także pobił rekord legendarnego „Bombardiera” Gerda Müllera, strzelając najwięcej goli w jednym sezonie Bundesligi. Dwukrotnie zdobył Złotego Buta dla najlepszego strzelca Eruopy i dwukrotnie wybierano go Piłkarzem Roku FIFA; nominowany był do Złotej Piłki „France Football”, ale wtedy, gdy nagroda mu się bezwzględnie należała, Francuzi z powodu pandemii akurat jej nie przyznali.
Zwrot akcji w Barcelonie
W 2022 roku po 8 latach gry w Bayernie postanowił w wieku 34 lat sprawdzić się w zupełnie innym futbolu i wybrał już z innym menedżerem (z Kucharskim rozstał się w atmosferze skandalu i do dzisiaj ciągnie się sprawa ich rozliczeń) Żydem Pinim Zahavim FC Barcelonę, w której u boku trenera Xaviego Hernandeza zdobył w pierwszym sezonie gry na Camp Nou mistrzostwo Hiszpanii i trofeum Pichichi, dla najlepszego strzelca LaLiga. Drugi rok w „Blaugranie” nie był już taki słodki – w lidze drużyna zajęła drugie miejsce za Realem Madryt, co uznano w Barcy za porażkę, „Lewy” po trofeo Pichichi tym razem nie sięgnął, ale udało mu się zachować miejsce w „Dumie Katalonii”, w przeciwieństwie do Xaviego, i rozpocząć nowy sezon z przytupem u starego znajomego z Bayernu Flicka – od dwóch goli na wyjeździe z Valencią (2:1).
RL9 znany na całym świecie
W tak zwanym międzyczasie w reprezentacji Polski niepostrzeżenie przeżył aż dziewięciu selekcjonerów (Beenhakker, Smuda, Waldemar Fornalik, Adam Nawałka, Jerzy Brzęczek, Paulo Sousa, Czesław Michniewicz, Fernando Santos i Michał Probierz), trzech prezesów PZPN (Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek i Cezary Kulesza) występując w drużynie narodowej aż 152 razy i zdobywając 83 bramki, a także czterokrotnie występując z Biało-Czerwonymi w Euro 2012, 2016, 2021, 2024 i dwukrotnie na mistrzostwach świata 2018 i 2022 – niestety, bez sukcesów, jakie święcił w klubowej piłce.
Przez niemal 20 lat Lewandowski znajdował się na ustach całej – nie tylko piłkarskiej – Polski i połowy Niemiec oraz co najmniej połowy piłkarskiego świata. W tym czasie rozsławił siebie i Polskę w różnych zakątkach globu. Nazwisko Lewandowski stało się marką, a monogram z numerem dziewięć RL9 – znakiem graficznym rozpoznawalnym nawet przez futbolowych laików. „Lewy” ze swoją żoną Anią stali się najsłynniejszą polską parą, której życie wzbudza zainteresowanie nie tylko nad Wisłą, ale także nad Renem, Tamizą i Loarą, za Pirenejami i nawet za Atlantykiem w obu Amerykach, a także na Bliskim i Dalekim Wschodzie, antypodach i na Czarnym Lądzie.
Niech więc Ci się nadal wiedzie, Robert!