Emisja pierwszych odcinków „Korony Królów” za nami. Zaskoczył Panią ten zmasowany atak na serial, jaki przetacza się w internecie?
Zaskoczyło mnie to, że w dwie godziny po zakończeniu dwóch pierwszych odcinków większość portali internetowych zdążyła już zamieścić recenzje. Nie przypominam sobie aż tak wielkiego zainteresowania żadną wcześniejszą produkcją telewizyjną.
Z czego to wynika, Pani zdaniem?
Odpowiedzi nie trzeba daleko szukać. Wynika to z tego, że telewizja publiczna nie ma w tej chwili, delikatnie mówiąc, dobrej prasy. Wielu - szczególnie w mainstreamowych mediach - czeka tylko na jakieś jej potknięcie. Nie miałam żadnej wątpliwości, że tak będzie, że rzucą się na nas wszyscy. A jeśli chodzi o oceny... Wielokrotnie w każdym wywiadzie, na swoim profilu na Facebooku, w postach internetowych pisałam, że idiotyczne i absolutnie nieuprawnione jest porównanie „Korony Królów” do „Gry o tron”, jakie zdarzyło się na początku produkcji. To jest telenowela - i powtarzałam to na okrągło. Ale każdy wie i słyszy to, co chce słyszeć.
I można by rzec - jak grochem o ścianę.
„Korona” ma prawo się komuś nie podobać. Ale w większości recenzji mamy do czynienia często ze zwykłym, złośliwym czepianiem się, opartym o niezbyt dogłębną wiedzę. Ponieważ, jeśli pisze się o tym, że modlitwa, od której zaczyna się pierwszy odcinek, „Zdrowaś Mario” pojawiła się dopiero w XVI wieku, to trzeba wiedzieć, że wtedy została ona wpisana do brewiarza przez papieża Piusa V, natomiast była znana dużo wcześniej. Pierwsze dwie części tej modlitwy są to cytaty z Nowego Testamentu. Niby więc o czymś wiemy i się mądrzymy w internecie, a potem okazuje się, że nie do końca wiemy. W wypadku opinii o „Koronie Królów” wszyscy są bardzo mądrzy. Już Stańczyk mawiał, że w Polsce wszyscy są lekarzami. Dziś wszyscy stali się historykami, szczególnie od średniowiecza, a także specjalistami od gatunków seriali, konstrukcji telenoweli i świetnie się na tym znają. OK, niech tak będzie. Ale chcę zauważyć, że wszyscy oni jednocześnie robią temu serialowi reklamę, bo jeśli tyle się o tym mówi i pisze, to bardzo wiele osób, które nawet mogło nie mieć takich planów, będzie chciało „Koronę Królów” obejrzeć, by wyrobić sobie własne zdanie. I ku niezadowoleniu szyderców może się okazać, że ktoś z tych ludzi przy naszym serialu zostanie... Wszędzie pisze się o modlitwie „Ave Maria”, a nie pisze się natomiast o tym, że jest to najlepsze „otwarcie” produkcji telewizyjnej od bardzo długiego czasu.
Bo też od bardzo długiego czasu nie mieliśmy historycznego serialu.
Mówię o czymś innym. Były seriale różne, współczesne, były programy telewizyjne bardzo mocno reklamowane, ale takiego otwarcia nie było. Jeżeli trzeci odcinek, który zresztą zanotował spadek widowni, co jest zrozumiałe, bo był to już powszedni dzień, miał oglądalność na poziomie prawie trzech milionów widzów, to jest to bardzo dobry wynik i mam nadzieję, że się utrzyma. Wie pani, ja jestem przyzwyczajona do internetowego hejtu, ale siła i zmasowanie tego ataku nawet mnie zaskoczyło. Jeżeli na pierwszej stronie portalu „Wyborczej” pojawiają się błyskawicznie informacje na temat serialu, to intencja jest jasna jak słońce. Wiadomo, z czego to przedziwne zainteresowanie wypływa.
Pisano o mnie na różnych forach internetowych, że jestem kolaborantką. Nic, tylko czekać, aż mi głowę ogolą
Z tego, żeby dołożyć prezesowi Kurskiemu?
Oczywiście, że tak! To jest bardzo widoczne i momentami bardzo tendencyjne. Wszystko jest złe, od a do zet. Na przykład cytowany jest dialog: „Chcę, żebyś dała mi syna, Następcę”. Wiadomo, że w królestwie kwestia sukcesji, następcy tronu to jest podstawowa sprawa. Wiadomo też, że to było największe nieszczęście Kazimierza Wielkiego, że miał on nieślubnych synów, natomiast ze związków formalnie zawartych miał wyłącznie córki. Żona króla odpowiada na to: „To zawitaj do mojego łoża, panie. Nie było cię dwa lata”. I ktoś pisze o tym: „Umarłem. Co za debilny dialog”. Co jest debilnego w tym dialogu? Na tej zasadzie można się uczepić każdego tekstu. Mogłabym wziąć fragment rozmowy z „Pulp Fiction” na temat nazw amerykańskich i francuskich hamburgerów i wyrwawszy rzecz z kontekstu stwierdzić, że ten dialog to największy debilizm świata. Ale przecież wiadomo, że on funkcjonuje doskonale w kontekście, w określonej konwencji. Chcę pokazać, że czepiając się w ten sposób, można się uczepić wszystkiego. Odpowiedź na to mam jedną: niech ktoś podejmie wyzwanie i zrobi coś lepszego. Sama chętnie obejrzę. Pewnie, że jest to relatywnie tania produkcja. Pewnie, że przy pierwszych odcinkach ekipa pracowała w biegu, bo scenariusz również był pisany w biegu. Ktoś mógłby powiedzieć: „było tego nie robić”. Być może powinniśmy tego nie robić. Albo cyzelować scenariusz dłużej. Być może. Ale nie myli się tylko ten, kto niczego nie robi.
CZYTAJ TEŻ | SERIAL "KORONA KRÓLÓW" W TVP: PIERWSZY OD LAT SERIAL HISTORYCZNY PUBLICZNEJ TELEWIZJI. DRAŻNI WIDZÓW, ALE CIESZY JACKA KURSKIEGO [RECENZJE] [OPINIE]
To prawda. Mam duży szacunek do ludzi, którzy coś robią, zwłaszcza jeśli to są twórcze działania. Ale jeśli już Pani o tym wspomniała, to jakie były Pani początki przy tym serialu? Co Pani zobaczyła?
Już o tym mówiłam w wywiadach. Scenariusze napisane przez poprzednie scenarzystki były, być może, doskonale udokumentowane faktograficznie, być może podawały więcej wiedzy historycznej w dialogach. Ale według mnie w tych scenariuszach nie było zupełnie emocji. Była chwilami niezrozumiała intryga. Zabiegi, jakie zastosowano, były dla mnie kompletnie zdumiewające - przez kilka odcinków Władysław Łokietek umierał gdzieś za drzwiami, a wszystkie dialogi na ten temat toczą się pod jego komnatą. A potem w kolejnych iluś odcinkach leży na marach. Można powiedzieć, że Łokietka w tym filmie w ogóle nie było, bo był nieobecny. Po co toczyć dialogi o królu, który umiera zamiast go pokazać? Aldona - to zostało w scenariuszu - chce się wymknąć z zamku na spotkanie z bratem, prosi więc swoją dwórkę, żeby zamieniła się z nią płaszczem i nakryciem głowy. Pierwotnie miało być tak, że Kazimierz miał przez dwie minuty ganiać tę kobietę po ogrodzie zamkowym czy krużgankach, i rozmawiać z nią cały czas myśląc, że to jego żona. Po głosie jej nie poznał? Po wzroście, po ruchach? Przecież to idiotyczne. Kazimierz od razu musiałby zauważyć, że coś nie gra. No, bo jak można z bliska nie poznać swojej żony, prawda? A takich absurdów było mnóstwo, więc scenariusz musiał zostać napisany na nowo i działo się to, jak mówiłam, w niezwykłym tempie. A przez to, że od lat nie robiło się jakichkolwiek produkcji historycznych w telewizji, ta praca była bardzo trudna. Z takim budżetem, jaki został przeznaczony na tę produkcję, z takim czasem realizacji, uważam, że wygląda to lepiej niż mogło wyglądać. Ale pewnie nie jestem obiektywna.
A ktoś jest? (śmiech). Nie jestem pewna.
Jasne, niech każdy sobie wyrabia własne zdanie, ale ja mam wrażenie, że zdanie o tej produkcji w pewnych kręgach było wyrobione, zanim jeszcze rozpoczęła się emisja pierwszego odcinka. Ba, zanim zaczęły się zdjęcia!
CZYTAJ TEŻ | SERIAL "KORONA KRÓLÓW" W TVP: PIERWSZY OD LAT SERIAL HISTORYCZNY PUBLICZNEJ TELEWIZJI. DRAŻNI WIDZÓW, ALE CIESZY JACKA KURSKIEGO [RECENZJE]
No tak, bo niewielki budżet, więc można się było spodziewać, że będą pisać, że „biednie, zgrzebnie, paździerzowo”. Tylko że krytycy wyszukują i skupiają się głównie na błędach. No i spodziewano się przede wszystkim interpretacji politycznych.
A ja od początku, odkąd zaczęłam pracować przy tym projekcie, mówiłam, że nie ma żadnych tego typu nacisków. Żadnych! Natomiast, jeśli komuś przeszkadza to, że bohaterowie się modlą, że są pokazywane sytuacje związane z kościołem, to przypomnę, że w Polsce średniowiecznej wiara miała niezmiernie ważne znaczenie. Tak było i już. Nie będziemy więc zakładać, że - dlatego że obecnie rządzący afiszują się ze swoim przywiązaniem do wiary i Kościoła - scen modlitw pokazywać nie będziemy. Wszyscy ci mądrzy krytycy powinni wiedzieć, że królowa Jadwiga, matka Kazimierza, była osobą nadzwyczajnie pobożną. Dlaczego więc mamy nie zacząć naszej opowieści sceną, kiedy ona się modli? Moim zdaniem, jest to bardzo naturalny początek, bo pokazuje kontekst historyczny, pokazuje sytuację, w której się znajdujemy, przez modlitwę pokazujemy też charakter królowej. No, ale oczywiście można też stwierdzić, że to zostało narzucone przez obecną władzę. Tylko że takie gadanie to bzdura. Ale jak ktoś w bzdurę chce wierzyć, to się na to nic nie poradzi.
Wezwano Panią, żeby przekuła katastrofę na sukces, więc...
…mam nadzieję, że będzie to sukces, choć na razie, po trzech odcinkach trudno jeszcze o tym wyrokować. Ale ja znam odcinki dalsze i wiem, że to wszystko się bardzo fajnie rozwija, rozkręca, że są odcinki zrobione na absolutnie najwyższym poziomie, w ramach tych możliwości, jakie mieliśmy. Wszyscy się przy pracy nad tym serialem wiele uczyli i to uczyli się bardzo szybko, jak to zrobić, jak to pisać, jak to grać. Jestem przekonana, że młodzi aktorzy z każdym odcinkiem są lepsi. Takie jest moje zdanie, a trochę się na tym znam. Ale, wie pani, jak utrzyma się wysoka oglądalność, to znajdą się inne argumenty. A to, że przy takiej reklamie to nic trudnego, a że to nie ta widownia, a że nie taki pomiar i tak dalej. Jak się chce w coś uderzyć, to kamień zawsze się znajdzie.
Wszyscy są bardzo mądrzy. Stańczyk mawiał, że w Polsce wszyscy są lekarzami. Dziś wszyscy stali się historykami
No, pan Jacek Kurski zapowiadał, że ta telenowela będzie trwała kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat.
Mówił o tym na konferencji, tak. Zabrzmiało to dla mnie dość przerażająco, jak jakiś wyrok, ale na całe szczęście ja ślubu z Prezesem Kurskim ani z Kazimierzem Wielkim nie mam. Jestem już starszą panią, na emeryturze, zajęłam się tym projektem z poczucia odpowiedzialności, w co zapewne niektórym trudno uwierzyć, ale to już ich problem. Uważam za to, że nikomu nie powinno zależeć na upadku telewizji publicznej. Ponieważ, jeśli ta telewizja upadnie pod obecnymi rządami, to nie podniesie się również pod następnymi. Straci swoich widzów i ci widzowie już do niej nie wrócą, choćby po zmianie władzy robiono Bóg wie co. Oglądalność spadnie na tyle, że nie będziemy mieli już telewizji publicznej tak silnej, jaka na razie jeszcze jest.
Pani również krytycznie patrzy na telewizję pod rządami pana Kurskiego.
Ależ oczywiście, pewnie, że tak. Wiadomości oglądać po prostu nie jestem w stanie. Ale wie pani, i tak pisano o mnie na różnych forach internetowych, że jestem kolaborantką - piękna nazwa, prawda? Nic, tylko czekać, aż mi głowę ogolą, jak podczas wojny. Czy jak prezesem był pan Robert Kwiatkowski z SLD, bo wtedy rządziła lewica, to ja też byłam kolaborantką, czy nie byłam? Wszyscy byliśmy wtedy kolaborantami? Wszyscy ci reżyserzy, którzy robili seriale, którzy stali w kolejce do telewizji po pieniądze na filmy, do których TVP naprawdę się ochoczo wówczas dokładała?
Wciąż robię to, co robię od właściwie już trzydziestu lat. Robię dla telewizji publicznej możliwie najprzyzwoitszą rozrywkę. I robię to najlepiej, jak umiem.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że „Korona Królów” to w końcu opowieść nie tylko o naszej, polskiej historii.
Owszem, to pokazuje kontekst, powiązania, to, że byliśmy w tej Europie od zawsze obecni. I naprawdę to nie jest żadna PiS-owska propaganda. To fakt historyczny, o którym się niewiele wie. Jeśli dotąd osiemdziesiąt procent społeczeństwa o Kazimierzu Wielkim mogło powiedzieć tylko tyle, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, a może ktoś jeszcze wiedział, że miał coś wspólnego z Uniwersytetem Jagiellońskim, a ktoś inny, że miał kochankę Esterkę - bo był w Kazimierzu nad Wisłą na wycieczce - to teraz będą też wiedzieli na przykład to, że jego żona była Litwinką i że to był początek sojuszu, który zaowocował Unią, że stąd się to wszystko zaczęło. Osobiście nie uważam, żebym zrobiła coś złego, jeśli paru osobom „Korona Królów” to uświadomi. A że można było to zrobić lepiej? Na pewno. Każdą rzecz można zrobić lepiej. Nawet każdy oscarowy film można zrobić lepiej, bo w każdym są jakieś błędy.
CZYTAJ TEŻ | CZY "KORONA KRÓLÓW" BĘDZIE SUKCESEM JAK "GRA O TRON"
Na czym więc, według Pani, powinni się skupić widzowie, podczas oglądania „Korony Królów”?
Moim zdaniem powinniśmy się skupić na tym, że jest to pierwsza od wielu lat próba przybliżenia w popularnej formie, dostępnej dla każdego, ciekawego okresu z historii Polski. Osobiście bardzo się cieszę, że moim przyszywanym wnukom, które mieszkają za granicą, będę mogła zgrać ten serial na płytkę i podarować. Wiemy o tym, że nauczanie historii w tej chwili nie jest na nadzwyczajnym poziomie, w związku z tym, jeśli jakiekolwiek zainteresowanie historią Polski zostanie wzbudzone wśród młodzieży, wśród pokolenia, które się tym bardzo mało interesuje, to uważam, że stanie się coś bardzo dobrego i o tym trzeba myśleć. O tym, że w lekkiej formie pokazujemy ten okres historii Polski, który był bardzo ważny.
Powinniśmy się zastanawiać raczej, czy w tej konwencji popularnej, bo telenowela do popkultury należy, „Korona” spełnia swoją funkcję, czy jej nie spełnia. Mówienie o tym, że stroje powinny być lepiej uszyte, że fałdka w sukni powinna biec od biustu do prawego boku, a nie odwrotnie, to są szczegóły ważne dla koneserów.
CZYTAJ TEŻ | HISTORYK O SERIALU "KORONA KRÓLÓW": KAZIMIERZ WIELKI TO BYŁ WYBITNY... ROZPUSTNY KRÓL
Akurat zarzutem jest to, że te stroje okazały się za dobrze uszyte, że są zbyt czyste i wykrochmalone.
Wykrochmalone nie są. Mam swoje zdanie na ten temat, uważam, że są zbyt mało spatynowane, zwłaszcza stroje rycerzy, którzy wracają po bitwach. Ale prawda jest taka, że w średniowieczu Polska była krajem czystszym niż zachodnia Europa. I ci wszyscy specjaliści, którzy się nagle nam objawili, mogliby to również sprawdzić.
Wrócę jeszcze do lekcji historii, o jakiej Pani wspomniała, bo też pewnie zauważyła Pani i to, że ostatnimi czasy historia wyjątkowo zyskuje na popularności i widać to choćby po dobrych notowaniach wszelkiej maści czasopism historycznych. Z czego to wynika?
Myślę, że niezależnie od tego, że moda na seriale historyczne na świecie pobudziła ten trend i u nas, to jest to opowieść o szlachetności, o wartościach. Pewnie złych rzeczy wtedy było tak samo wiele, jak i teraz, ale mimo wszystko, uważam, dzisiejsze czasy są trochę spsiałe. Również, jeśli chodzi o relacje między ludźmi, o wartości, o zasady. Historia dawnych wieków opowiada o sprawach dużych, ważnych. To nie jest błahe, tam zawsze chodzi o coś istotnego, o zwycięstwo bądź o klęskę, a nie o, kolokwialnie mówiąc, pierdoły. Myślę, że dlatego wielu z nas tak to pociąga. Podobnie jak to, że młodzież zarówno kibolską, jak i inną ciągnie do mitu powstania warszawskiego czy żołnierzy wyklętych, ponieważ uosabiają one walkę o coś ważnego, o rzeczy zasadnicze, pokazują sytuacje ostateczne. I to jest coś, co jest w historii ekscytujące. My szczęśliwie od kilkudziesięciu lat nie mieliśmy wojny; przetaczały się przez nasz kraj rozmaite zdarzenia, trudne i bolesne, ale jednak, mimo wszystko, nieporównywalne z okropieństwami dwóch wojen światowych czy powstań. Stąd też trochę osiedliśmy w miękkich pieleszach i zajmujemy się sprawami mniej istotnymi: dbaniem o swój dobrostan, patrzeniem na to, czy mamy lepszy samochód, czy większy dom niż inni.
Za czym więc tęsknimy, tak naprawdę?
W odróżnieniu od krytyków „Korony Królów” nie znam się na wszystkim. To jest pewnie pytanie do socjologów, psychologów. Ja nie uważam, że mogłabym się kompetentnie wypowiadać na takie tematy.
Jest Pani autorką scenariuszy i przez nie pokazuje, jak dobrze zna tę naszą polską duszę.
Może wiem trochę o społeczeństwie polskim, mam nieco intuicji, która podpowiada mi, co się polskim widzom może spodobać. To jednak nie znaczy, że jestem specjalistą w tej dziedzinie i nie chcę się wypowiadać jako mentor, człowiek omnipotentny, który na każdy temat ma coś mądrego do powiedzenia, albo wydaje mu się, że jest to coś mądrego.
Idiotyczne i absolutnie nieuprawnione jest porównanie „Korony Królów” do „Gry o tron”. To jest telenowela historyczna
To w takim razie, co nam się podoba, co lubimy oglądać?
Myślę, że dla widzów najważniejsze są silne emocje. Po prostu. Pokazanie przez nie historii sprawia, że opowieść zyskuje dzięki prawdzie i sile tych emocji. Dzięki temu zbliżamy się do czegoś, czego być może sami, we własnym życiu nie odczuwamy, bo nasze życie stało się lekkie, bez gór i dołów, emocjonalny constans. W „Koronie Królów” próbowaliśmy podejść więc do historii nie poprzez precyzyjny wykład uniwersytecki, tylko właśnie poprzez emocje. To jest nasz punkt widzenia. Myślę, że poprzednie scenarzystki bardziej myślały o wykładzie. Ja myślałam o emocjach, ponieważ uważam, że to jest metoda, przez którą można wszystko pokazać. Sprawdziło mi się to już w wypadku rozmaitych, bardzo trudnych tematów, które poruszałam w swoich serialach. Wszyscy na przykład przestrzegali, żeby nie wprowadzać wątku geja w „Barwach szczęścia”, a to jest jeden z bardziej lubianych wątków, akceptowanych i odgrywających szalenie ważną rolę edukacyjną. Za ten wątek dostałam Europejską Nagrodę Tolerancji. Gdybym chciała pokazać ten temat nie poprzez emocje, ale na zasadzie sztywnego wykładu o potrzebie tolerancji, akceptacji inności i tym podobnie, nie poprzez taką historię, która nas angażuje, ponieważ najpierw bohatera lubimy, a potem dowiadujemy się, że jest gejem, to pewnie byłoby inaczej. Ale to tylko moje zdanie; być może nie mam racji.
Na koniec, jako, że jesteśmy na progu Nowego Roku, to ciekawa jestem, jak ten rok zapowiada się dla Pani?
Zapowiada się pracowicie, niestety.
Jak to? W serialu, jak czytam, Pani udział ma być do czasu „ugaszenia pożaru” i wyprowadzenia scenariusza z katastrofy.
Obiecałam, że zostanę do końca prac nad pierwszym sezonem, a do tego jeszcze trochę nam brakuje. Pierwszy sezon ma mieć ponad osiemdziesiąt odcinków i trwać do połowy czerwca, do czasu rozpoczęcia Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Tak została zakreślona ramówka. Myślę, że potem zespół literacki już sobie poradzi beze mnie. Ale gdyby to była tylko „Korona Królów”, to czułabym się jak na wczasach. Mam też inne projekty. Doglądam trochę „Barw szczęścia”, pracuję z zespołem nad nowym serialem, który zaczyna się w dzień rozpoczęcia I wojny światowej w 1914 roku, no i napisałam scenariusz do filmu „Kogel-mogel 3”; zapewne będziemy produkować go w tym roku.
CZYTAJ TEŻ | PIERWSZE ODCINKI "KORONY KRÓLÓW" ZA NAMI. CO JEST PRAWDĄ, A CO FIKCJĄ W SERIALU TVP?
Ale przecież życie nie polega tylko na robocie.
Na pewno będziemy się starać gdzieś od czasu do czasu wyjeżdżać choć na kilka dni. Mój mąż też jest zajętym człowiekiem, musimy więc obydwoje znaleźć na to czas. A to nie jest takie proste. Chciałabym już trochę odpocząć i ciągle mi się nie udaje. Mówiąc szczerze, ta „Korona Królów” potrzebna mi była jak zającowi dzwonek. Nie zrobiłam tego dla pieniędzy. Gdyby ci wszyscy hejterzy, którzy wycierają sobie to i owo moim nazwiskiem, mówiąc, jak to jestem łasa na kasę, dowiedzieli się, ile przy tym serialu zarabiam, stwierdziliby, że jestem kompletnie głupia. Więc nie powiem.
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!