Sprawa Iwony Wieczorek. Kto zabił dziewczynę? Premiera nowej książki Janusza Szostaka?
– Z początku ta historia wydała mi się banalna – podczas wieczoru autorskiego w hotelu Hampton by Hilton Gdańsk Old Town wspominał dziennikarz śledczy Janusz Szostak. – Takich jak ta jest wiele. Dziewczyna wychodzi na dyskotekę i nie wraca.
– Sprawą zainteresowałem się późno, bodajże w 2015 roku, a w 2013 w magazynie Reporter popełniliśmy pracę zbiorową na ten temat i wtedy wzbudziła nieco moją ciekawość – dodał. – Ona mi się skojarzyła z moim ulubionym serialem „Miasteczko Twin Peaks”. A im bardziej wdrażam się w temat, tym widzę jeszcze więcej podobieństw.
Z tą różnicą, że tam już w pierwszym odcinku udaje się odnaleźć ciało Laury Palmer. W przypadku Iwony – jedną z hipotez dziennikarza jest to, że zwłoki nie odnajdą się już nigdy.
– To jest moja obsesja, bo ja wiem kto zabił – podkreślał. – Ale nie wiem, gdzie znajduje się ciało.
– Myślę, że bardzo łatwo byłoby Iwonę zapakować do samochodu, ten samochód sprasować i wysłać do huty – mówił. – Jest to jedna z wersji, które przyjmuję. Ale to, że nie ma ciała, nie oznacza, że nie można wskazać sprawców. Udało się to w przypadku sprawy Joanny Gibner. Na początku śledczy w ogóle nie sprawdzili męża zaginionej. Został skazany dopiero po 6 czy 7 latach, bo dopiero wtedy zorientowali się, że mógł zabić żonę.
Podkreśla, że w przypadku każdego śledztwa osoby najbliższe ofiary powinny zostać sprawdzone jako pierwsze.
– Paweł P. był przesłuchiwany ok. 100 razy – mówił Szostak. – Czasami nawet dwa razy dziennie, a niektóre osoby zostały przesłuchane raz albo wcale. Nie przesłuchano ojca biologicznego ani babci, a oni mogli mieć wiedzę, co się w tamtym czasie działo w życiu Iwony. Żadna z jej sióstr także nie została przesłuchana, a Marta pomagała jej przecież przygotować się do matury. Wielu osobom nie sprawdzono billingów, tak było np. w przypadku matki Iwony. A bilingi Patryka? To wszystko zginęło.
– Do dzisiaj nikogo nie dziwi, że chłopak, który był blisko zaginionej, który mógł mieć jakiś motyw, nie mówię, że miał, ale mógł mieć, nagle po zaginięciu na jakiś czas zniknął. Nie ma bilingów, nie ma tego chłopaka. On się zjawia trzeciego dnia. Dlaczego go nie było? Tego do tej pory nie wiemy.
– O tym się zapomina, ale 80 proc. morderstw w Polsce popełnianych jest w gronie najbliższych – podkreślał. – I jestem przekonany, że tu też tak było. Rodzina i znajomi zabijają się nawzajem. Często jest tak, że zabijamy tego, kogo kochamy. Policjanci brzydko nazywają to: domowy ubój.
– Uważam, że to się stało w jej bliskim otoczeniu. I osoby jej bliskie wiedzą, co się stało. Myślę nawet, że te osoby odwiedzają miejsce, gdzie jest Iwona. Ja wiem, kto to zrobił, ale nie wiem, gdzie ona jest. (...) Łatwo pozbyć się ciała człowieka, jeżeli wie się, jak to zrobić.
Janusz Szostak nie ukrywa, że jednym z bodźców do napisania drugiej książki na temat zaginięcia słynnej gdańszczanki było nietypowe – jego zdaniem – zachowanie matki Iwony Wieczorek.
– Kiedy mama Iwony Wieczorek zarzuciła mi, że robię na jej córce biznes, otworzyły mi się oczy – tłumaczył. – Szukałem wielu zaginionych i wcześniej nie było przypadku, żeby matka powiedziała, że nie życzy sobie szukania jej dziecka. Ja sobie nie wyobrażam, żebym miał tak komuś powiedzieć. Ktoś szuka, z własnej woli, za własne pieniądze, z innym ludźmi, którzy poświęcają swój czas. „Nie życzę sobie, bo się boję” – ja to tak widzę. – „Bo się bardzo boję, że ja mogę to dziecko znaleźć”.
Przypomniał, że wcześniej wspomniana sprawa Joanny Gibner znalazła swój finał po 24 latach. Fundacji Na Tropie udało się odnaleźć zwłoki kobiety, które spoczywały na dnie Jeziora Dywickiego.
– Nie znalazła ich policja ani Marynarka Wojenna, która przeszukiwała to jezioro – podkreślił. – Myślę, że każda matka szybciej nabrałaby zaufania do osoby, która ma w tej dziedzinie jakieś sukcesy, niż do osoby, która nie znajduje nikogo, a podrzuca fanty w różnych miejscach – dodał, pijąc tutaj do detektywa Krzysztofa Rutkowskiego.
Odnośnie matki Iwony, Janusz Szostak przywołał tu jeszcze inną historię, w której nie chciała wpuścić do domu Krzysztofa Jackowskiego. O pomoc miał zwrócić się do niego przyszywany wujek Iwony, któremu zależało na tym, aby jasnowidz mógł wywołać wizję przy pomocy rzeczy zaginionej.
Dziennikarz odniósł wrażenie, że jego stosunki z matką dziewczyny uległy drastycznemu pogorszeniu, po tym gdy ten dostarczył jej do wglądu akta sprawy. Kobieta wydawała się być szczerze poruszona treścią protokołów. Janusz Szostak podejrzewa, że matka Iwony mogła później wejść w interakcję ze sprawcą i zostać przez niego zastraszona.
Uważa również, że swego rodzaju happeningi, jak twierdzi, organizowane przez Krzysztofa Rutkowskiego, mają na celu odciągnięcie uwagi od prawdziwych poszukiwań i tropów.
– Przykro mi jest, że mama Iwony ufa Rutkowskiemu – skwitował. – Dziwne jest dla mnie, że nie pamięta, kiedy zgłosiła zaginięcie córki, ale pamięta, kiedy przyjechał Rutkowski. Wiem, i policjanci też wiedzą, że ona nie mówi prawdy. Nie zabiła tej dziewczyny, ale wie więcej niż mówi.
Janusz Szostak zapytany o to, co powinno się stać, aby śledczy przybliżyli się do rozwiązania zagadki, odparł, że, przede wszystkim, należy przesłuchać osoby, które dotąd ominęło składanie wyjaśnień, oraz skupić się na kręgu najbliższych dziewczyny. Uważa, że wśród nich panuje zmowa milczenia, ale ma nadzieję, że po tylu latach wreszcie ktoś pęknie.
Masz informacje? Redakcja Dziennika Bałtyckiego czeka na #SYGNAŁ
Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!