Zacznijmy od tego, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie przewiduje nagród finansowych dla medalistów letnich i zimowych igrzysk olimpijskich. Mało tego - tacy sportowcy nie zarobią też na przykład na reklamach, bo nie mogą ich mieć na swoich strojach. Medal? Cenna rzecz, ale złota jest tam tyle, co kot napłakał... Cztery lata temu w Londynie złoty medal olimpijski ważył 412 gramów, z czego tylko 6 gramów to było złoto. Aż 93 proc. stanowiło srebro. Stacja CNN szybko wyliczyła, że gdyby taki krążek sprzedać na wolnym rynku - bez patrzenia na sentymenty - to można zarobić jedynie ok. 650 dolarów amerykańskich. Srebrny medal - składający się ze srebra i brązu - warty był 335 dolarów, a za ten brązowy moglibyśmy iść co najwyżej na kawę do Starbucksa, bo dostalibyśmy za niego w skupie… najwyżej 5 dolarów.
To wszystko starają się sportowcom zrekompensować krajowe związki, które przyznają nagrody pieniężne za konkretne miejsce na podium. Kwoty są tu przeróżne. Najlepiej reprezentować niektóre kraje Dalekiego Wschodu czy też państwa dawnego ZSRR. Cztery lata temu w Londynie najlepiej opłacani za złoto byli reprezentanci Singapuru, którzy dostawali za nie premię w wysokości - bagatela - 780 tys. dolarów. W Rio natomiast najlepiej dorabiali się na zwycięstwach Azerowie - pierwsze miejsce na pudle to premia na poziomie 2 mln zł! No ale w końcu tam śpią na ropie, więc kto bogatemu zabroni?
Drugie miejsce w tym zestawianiu za IO w Rio zajęła Indonezja (1,47 mln zł), a trzecie Kazachstan (780 tys. zł). Gdy chodzi o europejskie stawki, to medalistą olimpijskim najbardziej opłacało się być we Włoszech (650 tys. zł) oraz na Węgrzech i na Ukrainie (po ok. 490 tys. zł).
Polacy? Pierwsze miejsce - 120 tys. zł, drugie - 80 tys. zł, trzecie - 50 tys. zł (cztery lata temu było to 100, 80 i 50 tys. zł). To całkiem niezłe stawki, biorąc pod uwagę na przykład to, że medaliści gospodarzy dostaną po 42 tys. zł (niezależnie od koloru krążka). Co ciekawe, mniej od polskich sportowców dostaną na przykład Amerykanie i Niemcy - odpowiednio 97 i 87 tys. zł w zamian za tytuł mistrza olimpijskiego.
Są też i takie kraje, które za medal nie płacą nawet złotówki i nie wynika to wcale z tego, że państwo pogrążone jest w kryzysie. Mocno do serca ideę olimpizmu wzięli sobie Brytyjczycy. Tam mistrzowie olimpijscy finansowego bonusu nie dostają, ale mogą się za to pochwalić tytułem szlacheckim, a niektórzy trafiają na znaczki pocztowe! To jest dopiero chwała, która nie przeminie! Szwedzi za medale mają otrzymać… maskotki.
W przypadku Polski - ale też zapewne innych krajów - po wylądowaniu w ojczyźnie medaliści mogą liczyć na dodatkowe profity. Stypendia funduje zazwyczaj Ministerstwo Sportu, swoje dokładają też często urzędy marszałkowskie. Rzadko, ale czasem bywa i tak, że ekstrapremię wypłacają również kluby, na przykład wioślarska Lotto-Bydgostia. Wszystko dzięki bogatemu sponsorowi.
Co ważne, każdy medal na igrzyskach od pewnego czasu gwarantuje emeryturę olimpijską. Wielu sportowców, zwłaszcza w tych niszowych dyscyplinach, po zakończeniu kariery pozostawiano samych sobie, ale od 2000 roku mają zagwarantowane dożywotnie świadczenie, niezależnie od tego, jaki medal zdobyli na igrzyskach olimpijskich. W tej chwili to 2648 zł na rękę, bez podatku, bo nie tak dawno prezydent podpisał ustawę, która zwolniła olimpijczyków z jego płacenia. Pieniądze zaczynają wpływać po ukończeniu 40 lat pod warunkiem, że nie uprawia się już czynnie sportu.
Czytaj dalej na kolejnej stronie (KLIKNIJ)
Jest zatem o co walczyć, a czasem sprawa emerytury olimpijskiej nie jest oczywista. Nieżyjący już Marian Szeja, bramkarz drużyny Kazimierza Górskiego, która w 1972 roku w Monachium wywalczyła olimpijskie mistrzostwo, świadczenie dostał dopiero w 2007 roku, bo na turnieju był rezerwowym i nie zagrał ani minuty. Otrzymać ją może całkiem niespodziewanie ciężarowiec Marcin Dołęga - w Pekinie był czwarty, ale właśnie brązowego medalistę przyłapano na dopingu i prawdopodobnie zostanie zdyskwalifikowany. No ale nagrody od PKOl-u już nikt mu raczej nie zwróci, a było to wtedy 100 tys. zł za trzecie miejsce. Nasz komitet był zresztą 8 lat temu bardzo hojny. Ci ze złotem dostawali 200 tys. zł oraz samochód!
Wychodzi zatem na to, że właściwie każdy sport może nam się „opłacić”, jeśli tylko zdobędziemy na igrzyskach medal. Kiedy jednak na przykład planujemy przyszłość naszego dziecka i marzymy o tym, aby kiedyś usłyszało „Mazurka Dąbrowskiego”, to warto pomyśleć, w której dyscyplinie stosunkowo najłatwiej dojść w Polsce wysoko.
Pracować i ciężko trenować trzeba wszędzie - wiadomo. Są jednak takie konkurencje, które co cztery lata właściwie gwarantują naszym reprezentantom jakiś medal na igrzyskach. Tak jest na przykład z wioślarstwem czy kajakarstwem, z tym że ludzie uprawiający tę dyscyplinę na co dzień nie mają życia usłanego różami.
- Jeśli wioślarstwo trenujesz już na światowym poziomie, czyli powiedzmy na międzynarodowych imprezach zajmujesz miejsca 1-8, to można spokojnie z tego żyć, chociaż szału nie ma - mówi Paweł Rańda, srebrny medalista z Pekinu w tej dyscyplinie. Jak wyjaśnia, w wioślarstwie na żadnych zawodach nie ma nagród finansowych, ale sportowcy dostają stypendia, dzięki którym mogą spokojnie trenować. - Czasem tylko organizowane są jakieś komercyjne zawody. Tak robił m.in. Red Bull - wyjaśnia Rańda.
To może pływanie? Polska reprezentacja, chociaż w Rio de Janeiro medalu żadnego nie zdobyła, była jedną z najliczniejszych w historii: składała się z 21 pływaków (w tym aż pięcioro to Dolnoślązacy). No cóż - najpierw trzeba spędzić setki godzin w basenie, a w całej Polsce system szkolenia jest taki, że poranne treningi zaczynają się o 6 rano. Nie zazdrościmy...
Tu jednak - w przeciwieństwie do wioślarstwa - można liczyć na nagrody finansowe nawet w krajowych zawodach, z tym że nie powalają one na kolana. W październiku ubiegłego roku pływaczka Juvenii Wrocław Alicja Tchórz poinformowała, że za wygranie zawodów Polskiej Ligi Pływackiej w Ciechanowie dostała... 200 zł. Cały jej klub, który okazał się najlepszy drużynowo, otrzymał 1500 zł do podziału na około... 20 osób.
Lekkoatleci? Zapomnijcie o konkurencjach biegowych - te są zdominowane przez sprinterów z USA i Karaibów albo przez długodystansowców z Afryki. Zostają nam konkurencje techniczne jak rzut dyskiem czy młotem. Tu wszystko zależy od nas, a i najlepsi - na prestiżowych mitingach - mogą sporo zarobić między jednymi i drugimi igrzyskami. Nasz srebrny medalista z Rio Piotr Małachowski tylko za 12 (z 14) mitingów Diamentowej Ligi dostał w tym roku na konto 47 tys. dolarów.
Złośliwi powiedzą, że najlepiej to i tak mają piłkarze. Na igrzyska co prawda trudno się dostać (w olimpijskim turnieju bierze udział tylko 12 drużyn), ale nawet ci najsłabsi w polskiej Ekstraklasie zarabiają po kilka tysięcy złotych miesięcznie. Do tego jeden trening dziennie - dwie godziny i do domu...
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!