Społeczeństwo
Jeszcze w XIX wieku higiena nie była dla człowieka tak ważna, jak dzisiaj. Może i słusznie, bo zbyt częste mycie, zbyt częste sprzątanie wcale nie uczyni nas ani szczęśliwszymi ani zdrowszymi.
Katherine Ashenberg we wstępie do swojej książki „Historia brudu” pisała tak: „To czy coś uznajemy za czyste, mniej zależy od naszego wzroku czy powonienia, a daleko bardziej od sposobu myślenia. Każda kultura odmiennie definiuje czystość, samodzielnie określając zloty środek między abnegacją a pedantyzmem”.
Według danych Państwowego Zakładu Higieny blisko 40 proc. Polaków deklaruje, że kąpie się codziennie. A David Leffell, ordynator chirurgii dermatologicznej w Yale School of Medicine w Stanach Zjednoczonych tłumaczy, że wystarczy wymyć całe ciało jedynie dwa razy w tygodniu. I nie jest jedynym, który apeluje, by nie przesadzać z mydłem, żelami pod prysznic, szamponami. Bo substancje w nich zawarte usuwają z powierzchni skóry nie tylko kurz, ale i warstwę tłuszczu, który odpowiada za naturalną ochronę człowieka. Zbyt częste mycie wysusza skórę, przez co staje się bardziej podatna na uszkodzenia. Podobnie zbyt częste mycie włosów - usuwa naturalne łój i naturalne oleje, co powoduje ich przesuszanie, utratę blasku czy łamanie. Specjaliści i fryzjerzy sugerują, by odświeżać włosy maksymalnie raz lub dwa razy w tygodniu.
Co do dzieci, te w wieku między 6 a 11 lat powinny się kąpać co najwyżej raz w tygodniu, bo to jedynie wzmocni ich naturalną odporność. Od ponad 30 lat pediatrzy odradzają utrzymywanie przesadnej czystości wokół niemowlaków, bo ta może się przyczynić się do wystąpienia astmy i alergii, ostatnio mówi się nawet o chorobach serca powodowanych sterylnymi warunkach, w jakich przez pierwsze lata swojego życia przebywa noworodek.
Ludzki układ immunologiczny ewoluował, by zwalczać codzienne zagrożenia w świecie pełnym różnorodnych bakterii. Jeśli w dzieciństwie nie stykamy się z wystarczającą ilością patogenów, organizm nie uczy się ich rozpoznawać ani z nimi walczyć. Gdy więc w starszym wieku narażeni będziemy na kontakt choćby z mikrobami, które zwykle żyją z nami w symbiozie, organizm może zareagować stanem zapalnym w postaci poważnej infekcji. Ta właśnie reakcja, jak twierdzą badacze, odpowiedzialna jest za coraz częstsze występowanie alergii i astmy.
Anna Kowalczyk, matka dwójki dzieci: - Lekarze mówili mi o tym, już po urodzeniu pierwszej córeczki, Ewy. I doświadczyłam tego na własnej skórze. Bo kiedy urodziła się Ewa, nie poszłam do pracy: nie posłałam małej ani do żłobka, ani do przedszkola. Kiedy poszła do pierwszej klasy, kilka miesięcy przeleżała w do-mu, cały czas chorowała. Młodsza Patrycja, wychorowała się w przedszkolu, do szkoły poszła już uodporniona. No i z czasem przestałam też wycierać córkom co pięć minut buzie, kazać im co chwila myć ręce, włączać pralkę dwa razy dziennie, bo ściągałam z Ewy i Patrycji nawet lekko przybrudzone ubrania.
Niby racja. Wiadomo, że brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. Ale co do dorosłych, to jednak większość z nas nie wyobraża sobie dnia bez porannego czy wieczornego prysznica.
Małgorzata, bizneswomen, pracownica dużej korporacji mówi wprost, że musi rano i wieczorem wejść pod prysznic. - Nie znam też nikogo w swoim otoczeniu, kto przychodziłby rano do firmy nieświeży. Naprawdę jest różnica między kimś, kto weźmie rano kąpiel czy prysznic, a tym, kto tylko popsika się perfumami czy dezodorantem - mówi. W jej korporacji obowiązują zasady: ubioru, zachowania, także higieny.
Jedna z internautek pisze: „Prysznic rano to rytuał na dobry początek dnia; wieczorem - na dobranoc. Nie wiem, z czym miałabym „nie zdążyć”, poranny prysznic włącznie z myciem włosów (mam krótkie) zajmuje mi około 10 minut. Ubranie się, wysuszenie włosów i szybki makijaż - kolejne 10. Bezcenna inwestycja w dobre samopoczucie o poranku”
Ale są też takie głosy: „Biorę co drugi, trzeci dzień, chyba że są upały albo idę na wyjątkowo intensywny spacer. Wieczorem najczęściej. Nie, nie śmierdzę, nie mam problemów skórnych.”
Umówimy się, aż tak wyśrubowane zasady higieny, to wynalazek najnowszych czasów. I nie ma co wracać do średniowiecza, wystarczy wspomnieć, że jeszcze w XIX wieku najważniejsze były twarz, ręce i nogi - czyli to, co mogli dostrzec inni. W większości mieszkań nie było łazienek. W roku 1902 w Krakowie jedna łazienka przypadała na 389 mieszkańców, czyli na około 70 rodzin.
Co do sprzątania, tu także zdania są podzielone. Jedni sprzątają codziennie, inni raz na miesiąc, albo raz na kilka miesięcy.
Marta, 46 latka kiedyś sprzątała codziennie.
- Nie potrafiłam się na niczym skupić. Przychodziłam z pracy, sprzątałam mieszkanie, a potem dopiero odpoczywałam - przyznaje. W końcu sama doszła do wniosku, że to jakaś obsesja. Że w domu nie musi błyszczeć, żeby byli szczęśliwi - oni, znaczy mąż Waldek i córka Agnieszka.
- Byłam zmęczona: praca, gotowanie, sprzątanie - nie dawałam sobie chwili oddechu. Dzisiaj usiądę po pracy z książką, nawet jeśli nie wszystko w koło jest wypucowane. To coś było w mojej głowie - mówi. Oczywiście, jak dawniej sprząta pewnie częściej niż przeciętna Polka, myje okna kilka razy do roku, przynajmniej raz w tygodniu ściera kurze i szoruje podłogi, ale bez obłędu w oczach. No i nauczyła się żyć, może nie w brudzie, ale w kontrolowanym nieporządku.
Takich perfekcyjnych pań domu musi być całkiem sporo. Oto skargi panów.
„Moja żona ma obsesję na punkcie sprzątania(…). Zresztą z tym brudno to gruba przesada, bo nie jestem może wzorcowym czyściochem, ale utrzymuję otoczenie w ładzie i składzie. Żadnych porozrzucanych rzeczy, kuchnia zawsze czysta (zresztą jemy na mieście), łazienka i toaleta myta regularnie. Aczkolwiek Ona ma zawsze problem. (…). A na koniec najlepsze, przed każdą wizytą Ona sprząta jak najęta, a jak raz czy dwa razy zdarzyło mi się przyjąć gości bez sprzątania to dostała szału (ale tak naprawdę). Do tego jak jest w tym szale to potrafi wejść na pokoju dziecka i pozrzucać mu zabawki z półek, pokopać to co jest na dywanie i każe naszemu synkowi to sprzątać i to w godzinę, bo będzie na coś tam szlaban. Jak z tym żyć?” - pyta jeden z internautów.
Inny: „Też kiedyś tak miałem ze swoją byłą dziewczyną. Miała jakiś problem z tym sprzątaniem, chyba jakąś nerwicę natręctw. A teraz z tego co wiem jest sama i sobie może sprzątać do woli.”
Ale bywa i tak: „Nie ma mnie w domu od godz. 6.00 do godz. 18. 00. Zapewniam rodzinie godne warunki materialne. Planuję wydatki. Załatwiam sprawy urzędowe i administracyjne. Pomagam w zakupach. Wszędzie ją zawożę samochodem. Doradzam przy kupnie ciuchów, podobno mam niezły gust. Nie pomagam w domu (nic oprócz wynoszenia śmieci i załadowania zmywarki) i słabo zajmuję się naszą córeczką. Po prostu o godz. 21 jestem już w łóżku. Moja żona też pracuje. Nie musi gotować i nie gotuje (choć potrafi), bo często jemy na mieście. Fakt, że rano przygotowuje mi śniadanie i prasuje koszule. Czasem załaduje pralkę. Bardzo dużo czasu poświęca naszej córce. Jest niezorganizowana i ma totalnie gdzieś, czy jest posprzątane. W łazience brudne ubrania walają się po podłodze, kuchnia zarąbana jest garnkami i szklankami i talerzami, jak nie zaniosę po sobie talerza po obiedzie w niedzielę z salonu, to stoi do czwartku. Torby z zakupami nierozpakowane non stop stoją w przedpokoju, póki ich ja nie rozpakuję. Nigdy nie mogę nikogo zaprosić do domu, bo jest gorzej niż gdybym mieszkał z kolegą. Czy to jest normalne jesteśmy po ślubie od 5 lat? Czy u Was w domu jest podobnie? Czy to ze mną jest coś nie tak czy z nią?” - pyta zrozpaczony internauta o nicku „zmęczony2000”
Właśnie, sprzątanie sprzątaniem, ale zdrowy rozsądek warto zachować - jakąś równowagę znaleźć. Trzeba jednak wiedzieć, że płyn do mycia szyb, mleczko czyszczące, środek na kamień, tłuszcz i rdzę nie tylko czyszczą, ale i negatywnie wpływają na środowisko, a także na nasze zdrowie. Dostając się do organizmu poprzez drogi oddechowe czy skórę mogą wywoływać alergie i szereg innych chorób.
Na szkodliwość chemicznych środków czystości zwrócił uwagę zespół norweskich naukowców z Uniwersytetu w Bergen. Badacze wykazali, że kobiety, które regularnie używały detergentów miały mniej wydajne płuca. O odkryciu poinformowali na łamach „American Thoracic Society’s American Journal of Respiratory and Critical Care Medicine”.
Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące 6 tys. kobiet w wieku ok. 34 lat. Obserwacje prowadzili przez ponad dwie dekady, mając na uwadze długofalowe efekty kontaktu z detergentami. U kobiet, które regularnie używały chemicznych preparatów do czyszczenia, stwierdzono spadek czynności płuc. Okazało się również, że częściej chorowały na astmę. Negatywny wpływ regularnego stosowania chemicznych detergentów ma zbliżony wpływ na zdrowie, jak wypalanie paczki papierosów dziennie przez około 20 lat.
Oddajmy w takim razie głos kobietom.
Jednak z internautek: „W nas odkurzanie i większe sprzątanie odbywa się w weekend. W tygodniu nie mamy na to czasu, bo pracujemy, a dom duży. Czasem jak mnie kurz denerwuje, to odkurza się na szybko podłogę w tygodniu. Pewnie jakbym siedziała w domu, to by mnie to bardziej denerwowało i latałabym z odkurzaczem częściej. Ogólnie ogarniam wszystko na bieżąco, kuchnie sprzątam codziennie wieczorem (zlew, kuchenka, blaty, podłogi). Pralka też chodzi codziennie (ja lubię prać!), w weekend to nawet po kilka razy dziennie (ręczniki, pościel, itp). Ale u mnie porządne odkurzanie i sprzątanie, to jest pod wszystkimi meblami, wszystkie szafki, listwy przypodłogowe, mycie podłóg (nie mam dywanów), zajmuje około 4 godzin i takie robię średnio raz na miesiąc.”
I taki jeszcze głos: „Sprzątam, jak widzę, że trzeba. Przy dwóch kotach często odkurzam, ale codziennie tylko na wiosnę, podczas wzmożonego linienia. Na pewno nie zmieniam ręczników ani pościeli raz w tygodniu. Fajnie jest mieć porządek, ale ludzie z hoplem na tym punkcie (na ogół kobiety) wyzywające całą resztę od brudasów omijam, bo to może jest zaraźliwe, a na pewno niezdrowe.”
Forów i blogów, na których pisze się o tym, jak cieszyć się życiem jest chyba tyle, ile tych, o tym, co lepsze: brud czy astma. Wybrałam jeden, skoro już w sieci pozostajemy - „Marta Pisze. Blog o życiu z uśmiechem.” Autorka wymienia siedemnaście sposobów na to, aby osiągnąć w życiu szczęście. Osiemnasty punkt, ostatni, jest taki: „Nie kieruj się listami i zasadami, które musisz spełniać, by być szczęśliwy. Nie bierz wszystkich porad na blogach za pewnik. Nie uważaj poradników za swoją Biblię. Rób to, co cię uszczęśliwia. Bo tylko ty sam możesz zrobić to dobrze.”
I to byłaby bardzo dobra puenta.