Teresa Forcades urodziła się w 1966 r. w Barcelonie, w rodzinie, która do kościoła chodziła tylko z okazji chrztów czy ślubów, zazwyczaj spóźniając się i stojąc z tyłu, przy drzwiach. Rodzice Teresy uważali, że kościół katolicki jest przestarzałą instytucją, który - jak monarchia - wciąż istnieje, ale jest skazany na wymarcie i nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Dziadek twierdził, że ludzie do kościoła chodzą tylko po to, by myśleć o złu, które wyrządzą.
"Do zakonnic? Nigdy!"
Nic więc dziwnego, że decyzja matki Teresy o zapisaniu jej do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne była dużym zaskoczeniem. "Do zakonnic? Nigdy!" - odpowiedziała Teresa. Była to jednak jedyna możliwość, by nie straciła roku w związku z ciągłymi strajkami nauczycieli w szkołach publicznych.
"To był dla mnie nowy świat. Jeszcze w czasach Franco skończyłam katalońską podstawówkę. Uczyli nas nie tylko języka, który oficjalnie był zabroniony, ale też kultury demokratycznej, mieliśmy zgromadzenia, głosowania, debaty. Kiedy trafiłam do sióstr, myślałam z rozpaczą: gdzie ja jestem? Przezywali mnie "czerwona", komunistka" - wspomina siostra Teresa w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.
Przez 15 lat nikt mi nie powiedział, że istniał Jezus!
Być może wszystko byłoby jak dawniej, gdyby nie weekendowy wyjazd, na który Teresa Forcades pojechała, bo tematem spotkania miał być "sens życia", a to dla 15-latki wydawało się wyjątkowo atrakcyjne.
"Drugiego dnia przyszedł facet w dżinsach - potem okazało się, że jezuita - i powiedział, że porozmawiamy o Jezusie z Nazaretu. Na tablicy wypisał cytaty z Biblii do odszukania. (...) Czytałam i byłam coraz bardziej oburzona. Poczułam się oszukana, że przez 15 lat nikt mi nie powiedział, że istniał ktoś taki jak Jezus! (...) Pamiętam, że myślałam mniej więcej tak: przychodzi Bóg i mówi rzeczy, które wydają mi się fantastyczne. O miłości bliźniego, biedzie, sprawiedliwości. Zabijają go, ale okazuje się, że jego miłość jest silniejsza od nienawiści, i to nadaje sens całemu światu. A ja o tym nic nie wiem!" - wspomina Teresa Forcades. To było jak nagłe zakochanie, totalny szok.
Ekologia i polityka
Jezulita, który opowiedział Teresie o Jezusie, był członkiem stowarzyszenia Chrześcijanie dla Socjalizmu, w którym Forcades zaczęła aktywnie działać. Trafiła do parafii w biednej dzielnicy, gdzie wierni pomagali imigrantom, organizowali narady, walczyli o lepsze życie.
Była pełna energii i krytycznie patrzyła na otaczający ją świat, który chciała zmieniać. Wraz z przyjaciółmi założyła grupę Ekologia i Pacyfizm. W centrum Barcelony zorganizowała "Pogrzeb choinki", sprzeciwiając się wyrzucaniu świątecznych drzewek na śmietnik, całe miasto zamalowywała hasłami "Nie dla NATO, nie, nie nie!" - w związku z wstąpieniem Hiszpanii do organizacji.
Po skończeniu studiów medycznych na Uniwersytecie w Barcelonie w 1992 roku wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie w Instytucie Medycyny Uniwersytetu Buffalo specjalizowała się w medycynie wewnętrznej. Jednocześnie zdobyła stypendium i na Harvardzie zaczęła studiować teologię.
U benedyktynek
"Chciałam się zajmować bioetyką. Byłam zadowolona z życia, moja kariera nabierała rozpędu. Przytrafiło mi się jednak coś nieoczekiwanego. Coś, co, jak sądzę, pochodziło od Boga. Sądzę, bo papierów na to nie mam."
Szukając spokojnego miejsca, w którym mogłaby przygotowywać się do egzaminów, trafiła do zakonu Montserrat. "Tam, pośród notatek, wkuwania do egzaminu i codziennych modlitw, usłyszałam, że wzywa mnie Bóg".
Postanowiła wstąpić do zakonu. Siostra przełożona przekonała ją, by najpierw skończyła studia. Dwa lata później, we wrześniu 1997 roku, ponownie przestąpiła próg klasztoru benedyktynek.
Podobno, jak pisał „Guradian”, zanim przystąpiła do sióstr, postanowiła poddać je testowi. Zaczęła opowiadać o homoseksualistach-katolikach, którzy swoją seksualność celebrują jako dar od Boga. Siostry nie były oburzone, wręcz przeciwnie. Zaakceptowały to, że nie będzie jak one - cicha, posłuszna i niekontrowersyjna.
Już jako siostra benedyktynka, Teresa Forcades nie ograniczała się do modlitwy i prostych prac zakonnych. W 2004 r. uzyskała doktorat z zakresu zdrowia publicznego na Uniwersytecie w Barcelonie, w 2005 roku obroniła dyplom z teologii, w 2009 roku otrzymała doktorat z teologii katalońskiej.
Zakonnica w mediach
Chwilę później usłyszała o niej Europa, a to za sprawą protestów przeciwko szczepionce na świńską grypę. Siostra Teresa Forcades zawsze mówiła to, co myślała, a zdrowie publiczne było jej wyjątkowo bliskie. Tym razem uważała, że zagrożenie wielką epidemią świńskiej grypy, przed którą ostrzegała Światowa Organizacja Zdrowia, jest wymysłem firm farmaceutycznych, które chciały zarobić na szczepionkach.
Swoją opinię wyraziła podczas filmu umieszczonego na Youtube, który zdobył ogromną popularność. W jednym z wywiadów przyznała, że zainspirowała ją Ewa Kopacz, którą podziwia, i dzięki której Polska jako jedyny kraj w Europie stawiła czoło korporacjom farmaceutycznym, nie kupując szczepionek.
Lewicowa aborcjonistka
Rozgłos medialny siostra Teresa Forcades postanowiła wykorzystać do szerzenia swoich radykalnych poglądów i walki o prawa kobiet, m.in. do krytyki polityków dążących do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Uważała, że zakaz aborcji wiąże się z ograniczeniem wolności kobiet.
"Dopóki płód nie może przeżyć poza ciałem, to do kobietyj należy odpowiedzialność moralna i decyzja o jego przyszłości" - mówi. Swój pogląd tłumaczy przykładem ojca, który może być dawcą nerki dla syna potrzebującego przeszczepu. Jeśli odmówi, skazując tym samym syna na śmierć, nikt nie może go za to karać ani zmusić do przeszczepu. "Dlaczego w tym wypadku szanujemy jego wolę i decyzję dotyczącą własnego ciała, a w przypadku kobiety w ciąży - nie? Człowiek, osoba ludzka, nie może być nigdy środkiem, by uratować kogoś innego" - podsumowuje.
Nie kwestionuje faktu, że aborcja jest działaniem negatywnym, jednak uważa, że kobieta powinna mieć możliwość wyboru i żadne państwo nie może sobie przypisać prawa do zmuszenia jej, by została matką.
"Problemem jest wybór mniejszego zła. Zmuszanie kobiety, by donosiła ciążę, której nie chce, i przyznawanie państwu władzy, by ją karało, nawet zamknęło w więzieniu - to jest większe zło."
Uważa, że gwałt, poważne uszkodzenia płodu czy zagrożenie życia matki usprawiedliwiają aborcję. Jeśli kobieta nie chce urodzić dziecka, prawo powinno jej to umożliwić, jeśli zabieg odbędzie się w pierwszych tygodniach ciąży. Nie wolno karać kobiety tylko dlatego, że nie chce zostać matką.
Nie ma również nic przeciwko stosowaniu antykoncepcji awaryjnej czyli "tabletki po", którą np. w USA podaje się ofiarom gwałtów. "To rozwiązanie w przypadkach przemocy. Kobieta musi mieć oczywiście wybór. Jest przecież możliwość, że uzna ciążę za błogosławieństwo, nawet jeśli jest efektem gwałtu. Jak w Ewangelii: z przemocy może urodzić się miłość. Musi to być jednak wolny akt, inaczej to pogwałcenie jej wolności i godności." - mówi Forcades.
Miłość to błogosławieństwo. Homoseksualna również
Siostra Teresa publicznie broni praw homoseksualistów, wytykając w tej kwestii niekonsekwencje kościoła. Wg katolików nie ma nic złego w odczuwaniu miłości do osoby tej samej płci, grzechem jest dopiero realizacja pragnienia seksualnego.
"Jeśli homoseksualizm sam w sobie nie jest zły, dlaczego czymś złym mają być pocałunki, uściski? (...) Chciałabym, żeby Kościół uznał, że to nie tylko coś akceptowalnego, ale prawdziwe błogosławieństwo. To, że istnieją osoby, które przełamują binarny podział na męskie i kobiece, to dar (...). To bardzo pozytywne, że nie ma tylko jednego sposobu, by kochać".
Zakonnica też kobieta
Ona sama zakochała się 3 razy. Tak samo, jak każda kobieta, czuła pożądanie, tęskniła za bliskością fizyczną. Musiała wybrać - związek albo klasztor. Podjęła decyzję i pozostała w zakonie, który był dla niej ważniejszy.
"Zakonnica to pełny człowiek, odczuwający czasem agresję, mający porywy i pragnienia, także seksualne. Z całym tym "balastem" doświadcza wezwania Boga i decyduje się na życie we wspólnocie, by dać świadectwo pewnym wartościom. Ale pozostaje normalną osobą".
Feminizm w kościele
Teresa Forcades otwarcie krytykuje też Kościół za brak demokracji w swoich strukturach. Będąc doktorem teologii dowodzi, że ani z teologicznego, ani biblijnego punktu widzenia nie ma przeciwwskazań do kapłaństwa kobiet. Uważa, że w żadnej instytucji nie powinno być ograniczania funkcji ze względu na płeć. Od nowego papieża oczekuje, że powoła kobiety na kardynałów.
"Kościół jest patriarchalną, mizoginistyczną i archaiczną instytucją i potrzebuje radykalnej odnowy. Ale jest też grupą ludzi wiernych Ewangelii, a ja uważam, że feminizm to bycie wierną Ewangelii. (...) Coraz lepiej znana jest postać Marii Magdaleny. Wiele wskazuje na to, że była taką samą apostołką jak inni i że też zakładała wspólnoty religijne. Wymazano ją jednak z historii".
Kościołowi wytyka również nadmierne bogacenie się, które w czasach kryzysu uważa za skandaliczne, oraz skostniałe, niehumanitarne podejście do aborcji. Oczywiście, za swoje wypowiedzi została upomniana przez Watykan, ale reprymandą nie za bardzo się przejmuje.
"W latach 60. i 70. Kościół był pionierem, jeśli chodzi o obronę praw społecznych i ekonomicznych. To on upomniał się o płacę minimalną w USA. Teraz wydaje się, że katolika definiuje jego stosunek do antykoncepcji, homoseksualizmu i pigułki "dzień po". Panuje w Kościele rodzaj moralności, który mówi, że zdrada to większy grzech niż wyzysk ekonomiczny. Nie wydaje mi się, żeby to była właściwa perspektywa." - mówi w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.
Teologia, gender i niepodległa Katalonia
Od października mieszka w Berlinie, gdzie w ramach zastępstwa prowadzi wykłady z teologii feministycznej na Uniwersytecie Humboldta.
Popiera gender: "Pośród rzeczy, które muszą umrzeć, bo blokują duchowy rozwój, jest kurczowe trzymanie się roli przypisanej płci. To widać u mistyków - używają rodzaju męskiego, żeńskiego, jest im to obojętne, ponieważ poruszają się w innym wymiarze, tam, gdzie płeć nie ma znaczenia, bo liczy się tylko to, że każdy z nas jest niepowtarzalną cząstką."
Stoi na czele ruchu walczącego o niepodległość Katalonii, nową konstytucję i zmiany ekonomiczne. Chce obalić kapitalizm, jest ikoną lewicy. "Nie będę wolna, dopóki wszyscy nie będą wolni" - mówi.
- Można się z nią zgadzać lub nie, ale jest konsekwentna w swoim przekonaniu, że duch Ewangelii zawiera się w byciu z najsłabszymi. Nie boi się mówić tego, co myśli, nawet jeśli naraża się na kłopoty i krytykę - podsumowuje Teresę Forcades dziennikarka Eulalia Tort.
Czytaj również:- Prof. Ewa Graczyk: Nie możemy pozwolić, by kobietom odebrano ich prawa
- Krystyna Janda: Kobieta z marmuru
- Dalida: Liczyła się tylko miłość
- Małgorzata Wojtaczka: Biegun jest jak magnes
- Lena Dunham: Dziewczyna, prawie już kobieta