Na początku lipca 27-letnia suwalczanka pojechała do pracy w Chinach.
"Miały być 3 tygodnie kwarantanny i wolność. Trochę sporo, ale do przeżycia, nastawiłam się na to i byłam przygotowana mentalnie.." - informuje na Instagramie.
W Polsce, przed wylotem, dwukrotnie wykonała test na obecność SARS-CoV-2 i wyniki były negatywne. Jak mówi, nie zdziwiła się tym specjalnie, ponieważ w kwietniu przeszła koronawirusa. W Chinach została poddana kolejnemu badaniu i tym razem wynik był pozytywny. Suwalczanka wylądowała więc w szpitalu gdzie spędziła sześć tygodni.
Warunkiem wypuszczenia mnie ze szpitala były negatywne testy dwa dni pod rząd. Testów miałam robione całkiem sporo. Wyniki - przeróżne. Z tego samego nosa czy gardła, wymazy pobrane w przeciągu kilkunastu sekund - jeden pozytywny, jeden negatywny. Miałam już chyba wszystkie kombinacje oprócz 6 negatywnych pod rząd - opisuje swój koszmar.
Dodaje, że pobyt w szpitalu w pewnym sensie był gorszy niż więzienie.
"Śpiewam, chodzę po pokoju, płaczę, czytam, modlę się, błagam wszystkie istniejące byty o pomoc..." - relacjonuje.
15 sierpnia wieczorem okazało się, że testy w końcu są negatywne i Wawrzyn może opuścić szpital. Tyle tylko, że zamiast na kwarantannę trafiła do kolejnego szpitala.
- Pytałam dlaczego nie do hotelu? Okazało się że przez to iż przyjmowałam pół tabletki na sen muszę być pod obserwacją lekarzy. Przez kolejne 1,5 godziny próbowałam im tłumaczyć i przekonywać że ja tych tabletek wcale nie potrzebuje, nie chcę ich brać, że nie zgadzam się na szpital. Nie miałam pojęcia o tym, że zażywania tabletek będzie miało takie skutki. Inaczej nigdy na nie bym się nie zgodziła - opowiada.
Argumenty trafiły w próżnię. 27-latka usłyszała, że takie są procedury i musi być pod opieką lekarzy. Co dalej? Na szpitalnej kwarantannie ma przebywać dwa tygodnie. Po 7 i 14 dniach zostaną wykonane kolejne testy. Jeśli będą negatywne, będzie mogła wrócić do domu. Jeśli pozytywne - trafi do szpitala, w którym przebywała wcześniej.
Kiedy wróci do kraju, trudno ocenić. Z chińskiego portu Tianjin samolot lata do Warszawy raz na dwa tygodnie. Najbliższy lot odbędzie się 20 sierpnia ale nic nie wskazuje na to aby Katarzyna Wawrzyn znalazła się na pokładzie samolotu.
- Wielokrotnie prosiłam o pomoc Ambasadę Polską w Chinach ale urzędnicy są bezradni - dodaje.
Przypomnijmy, że w sprawie Katarzyny Wawrzyn interweniował również poseł Mieczysław Baszko.
"Nasza obywatelka, Katarzyna Wawrzyn z niejasnych przyczyn znalazła się w chińskim szpitalu i od wielu tygodni nie chcą jej lekarze wypuścić..." - napisał w piśmie skierowanym do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Krewni suwalczanki mówią, że jest ona na granicy wytrzymałości. - Ile ten koszmar może trwać ? - zastanawiają się.
Profesor Joanna Zajkowska, specjalista chorób zakaźnych z Białegostoku radzi wyjeżdżającym, aby przed podróżą do wybranego kraju sprawdzili obowiązujące w nim przepisy.
- Trudno jest odnieść się do tego konkretnego przypadku, ponieważ nie wiem jakie testy są stosowane w tym szpitalu - dodaje. - Natomiast warto pamiętać, że Chiny są krajem szczególnym.
Czym jest długi COVID-19?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!