Spis treści
Wyróżniały ją ogromne, ciemne oczy, szeroki uśmiech i zgrabna sylwetka, ale też skromność, talent i pracowitość. Elżbieta Zającówna to aktorka, na którą trudno było nie zwrócić uwagi. Co ciekawe, jej kariera to częściowo dzieło przypadku, a dokładniej rzadkiej, ale ciężkiej choroby.
Nie żyje Elżbieta Zającówna
O śmierci aktorki poinformował we wtorek (29 października) poprzez media społecznościowe Związek Artystów Scen Polskich.
Z wielkim smutkiem i niedowierzaniem żegnamy naszą koleżankę Elżbietę Zającównę, członkinię ZASP-u, absolwentkę krakowskiej PWST, którą ukończyła grając Dziewczynę i Bajaderę w przedstawieniu dyplomowym „Pieszo” Mrożka (...).
W jednym z wywiadów powiedziała: „Uwielbiam się śmiać, uwielbiam wesołych ludzi. Tak właśnie chcę żyć…”
I taką Cię zapamiętamy.
Żegnaj Elu! – napisano.
Do "Vabanku" trafiła ze szkolnego korytarza. Kariera Elżbiety Zającównej
Elżbieta Zającówna urodziła się w 1958 roku w Krakowie. Swoją przyszłość wiązała ze sportem, na co nie pozwoliła choroba Von Willebranda, związana z krzepliwością krwi. Dziewczyna zdecydowała się na zdawanie do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, do której dostała się już za pierwszym podejściem. Podczas studiów zadebiutowała rolą w „Vabanku”.
W filmie Juliusza Machulskiego zagrałam w czasie studiów na krakowskiej PWST. Wtedy, jako bardzo młoda i niedoświadczona osoba, byłam zachwycona tym, że mogę pracować z tak fantastycznymi artystami. W tamtych czasach nie było castingów. Producenci filmu wyłowili mnie po prostu na korytarzu szkoły i tak trafiłam do „Vabanku” – opowiadała w wywiadzie dla Onet Kobieta.
Jak wyjawiła, miała ona dużo szczęścia w życiu zawodowym. Po skończeniu pracy w jednym filmie, przychodziła kolejna propozycja. Po studiach pracowała w Teatrze Syrena, a kolejno w Teatrze Rampa.
Jakimś cudem trafiałam na prawdziwych artystów, pasjonatów, z którymi praca była fascynująca, i od których można się było wiele nauczyć. Że wspomnę tu choćby Janusza Józefowicza, Andrzeja Strzeleckiego czy Wojciecha Kępczyńskiego. Naprawdę bardzo miło wspominam ten czas – mówiła Onetowi.
Kolejnym rozdziałem pracy zawodowej aktorki była gra w niezwykle popularnym serialu Juliusza Machulskiego i Ryszarda Zatorskiego „Matki, żony i kochanki”. Jak zdradziła, uważa, że jest nieco podobna do granej przez siebie Hanki Trzebuchowskiej, ale nawet po latach zaskakiwało ją, jak bardzo z tą rolą utożsamiają ją widzowie.
Pod koniec lat 90. aktorka wraz z orkiestrą Zbigniewa Górnego wystawiała widowiska muzyczne. Jak mówiła, ekipa była bardzo zgrana i nikogo nie dziwił widok wielkich sal wypełnionych po brzegi. Po tym okresie aktorka ponownie powróciła na deski teatralne. Wyznała, że przyzwyczajona do grania przed wielotysięczną widownią, peszyła się, mając przed sobą 200 osób, jednak teatr ją porwał na nowo.
Elżbieta Zającówna zwolniła tempo. Powodem były życie rodzinne i choroba
Choć kariera Zającównej szybko się rozwijała, a ona sama kochała swój zawód, zdecydowała się na zwolnienie tempa. Aktorka postanowiła skupić się na rodzinie, czyli mężu Krzysztofie Jaroszyńskim i córce Gabrieli. Powodem była też choroba aktorki.
– Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie – cytuje aktorkę magazyn Viva.
Elżbieta Zającówna coraz rzadziej grała w filmach i serialach, choć decyduje się czasem na przyjęcie jakiejś roli. Ostatni film w jakim zagrała to „Szczęścia chodzą parami” z 2022 roku. Aktorka prowadziła programy telewizyjne „Sekrety rodzinne”, „Najzabawniejsze zwierzęta świata” i „Gotowe na zmiany”.
Od 2010 do 2013 roku była też wiceprezeską Fundacji Polsat.
Pomagam, bo tak zostałam razem z moją cudną siostrą wychowana. Rodzice, którzy już, niestety, nie żyją, zawsze byli nastawieni na innych, na ich potrzeby. Staram się postępować podobnie. Sama w dzieciństwie dużo chorowałam, stąd wiem, jak ważne jest wsparcie ze strony bliskich i zupełnie anonimowych osób – zdradziła w wywiadzie dla Onetu.
Elżbieta Zającówna wraz z córką prowadzłai firmę producencką „Gabi”, która odpowiada między innymi za takie seriale jak „Daleko od noszy” czy „Synowie”.
Elżbieta Zającówna prywatnie. Przyszły mąż wypatrzył ją na ekranie
Krzysztof Jaroszyński wypatrzył swoją przyszłą żonę na ekranie, w filmie „Va banque”, a poznał ją w Teatrze Syrena. Mężczyzna przygotowywał scenariusz sztuki i choć Zającówna wpadła mu w oko, nie powierzył jej roli w swoim przedstawieniu. Uznał, że aktorka jest za młoda i nie ma wystarczającego doświadczenia. To bardzo zabolało Zającównę. Co więcej, niewiele osób wierzyło w ten związek. Jaroszyński uchodził za osobę nerwową i ponurą. Mimo tego aktorka i scenarzysta zostali parą, a co więcej, pobrali się i doczekali córki Gabrysi.
Małżeństwo miało przechodzić kryzysy z powodu zdrad Jaroszyńskiego. Według doniesień medialnych najpierw zauroczył się on młodą modelką Iloną Felicjańską, a kolejno aktorką serialu „Daleko od noszy”.
Para musiała zmierzyć się też z kolejnym kryzysem, czyli wypadkiem samochodowym mężczyzny. W 2015 roku, na autostradzie A1, wjechał BMW w naczepę tira. Jak wyznał, to cud, że przeżył, a co więcej wyszedł z wypadku jedynie z powierzchownymi obrażeniami.
Małżeństwo przetrwało gorsze chwile. Para prowadziła ustatkowane życie, a 32-letnia córka Gabriela jest obecnie specjalistką od marketingu.
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Iwona Pavlović odcina się od problemów pasierba?! Skazali go za śmiertelne pobicie
- Nieoczywista stylizacja Grażyny Torbickiej na ściance. Z tej strony jej nie znacie
- Widzowie "Nasz nowy dom" są WŚCIEKLI! Piszą o "cwaniactwie" i "PATOLOGII"!
- Niepokojące wieści o synu Krawczyka. Stan Krzysztofa juniora nagle się pogorszył