Aktorka Ewa Kasprzyk: "Starzeć się można z godnością lub bez godności. Ja wolę z godnością"

Ryszarda Wojciechowska
Ewa Kasprzyk
Ewa Kasprzyk Sylwia Dąbrowa
- Mam takie wewnętrzne poczucie harmonii i zgodę na siebie i na to jak wyglądam. Czasu już nie cofniemy. Nie będziemy młodsze, tylko starsze. Często powtarzam, że starzeć się można z godnością lub bez godności. Ja wolę z godnością - mówi aktorka Ewa Kasprzyk.

Zapytam prowokacyjnie - życie zaczyna się po sześćdziesiątce?

Zdecydowanie tak. Polecam (śmiech).

To oczywiste - nowa miłość, nowe role i niezmiennie duża popularność. Jak to się robi?

W moim przypadku to przyszło samo, z wiekiem. U niektórych ten czas eksplozji życiowej przypada na lata młodości. A moje życie zawodowe nabierało rozpędu przez lata. Teraz wiem, że dla człowieka w każdym wieku niezwykle ważne jest to, że ciągle jest potrzebny, także zawodowo.

Czas dla kobiet bywa mniej łaskawy. Aktorkom jeszcze trudniej się starzeć, kiedy tysiące czy nawet miliony widzów obserwują na ekranie, jak upływ czasu się z nimi rozprawia. Pani wygląda jednak na osobę szczęśliwą.

Bo mam takie wewnętrzne poczucie harmonii i zgodę na siebie i na to jak wyglądam.

Czasu już nie cofniemy. Nie będziemy młodsze, tylko starsze. Często powtarzam, że starzeć się można z godnością lub bez godności. Ja wolę ten pierwszy wariant. Życie może być fajne także w mocno dojrzałym wieku. To tylko kwestia energii, którą się ma albo nie. Przez lata nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ja taką energię w sobie mam. Teraz często słyszę od przyjaciół i znajomych: "Ewa, ty jak tylko wchodzisz, to my się już energetycznie dzięki tobie ładujemy".

Mam też zgodę na różne, nieprzewidziane zdarzenia. Codziennie rano mówię sobie: "To będzie piękny dzień". W ciągu dnia powtarzam, że jutro też będzie piękny dzień. Programuję siebie na tę pogodę ducha, która ma nadejść wraz z kolejnym dniem. I zazwyczaj tak jest. Nie uprawiam czarnowidztwa.

Nowa miłość również dodaje energii. Nie uciekniemy od tego tematu.

Każda miłość dodaje energii. Polecam (śmiech).

To dzięki narzeczonemu Michałowi, pani znowu bywa w Gdańsku. Bo on tutaj mieszka i pracuje.

Tu się poznaliśmy. Pewnego, pięknego dnia nad Motławą uderzył w nas piorun sycylijski, jak ja to nazywam. Bo inaczej tego, co się stało, nie można określić. Człowiekowi już tak dojrzałemu jak ja, wydawało się, że pewne uczucia i emocje ma za sobą. I nie chce na nowo przeżywać czegoś, co może zburzyć jego spokój. A jednak dałam się znowu złapać w tę pułapkę miłości.

To poważny związek. Trwa już dwa lata. I został ostatnio przetestowany w programie rozrywkowym TVN pt. "Power Couple", w którym znane pary muszą zmierzyć siłę swego związku.

To było ekstremalne doświadczenie. Ale daliśmy z Michałem radę.

Pani Izabela z Debrzna tworzy prawdziwe czekoladowe dzieła s...

Nie mam wątpliwości. Bo wiem, że z tym energetycznym podejściem do życia potrafi być też pani ryzykantką.

Zawsze powtarzam, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ale nie igram ze swoim życiem. Kocham życie i bardzo mi na nim zależy. Jednak chcę spróbować czegoś nowego. Mówię wtedy sobie: "Nic ci się nie stanie, bo robisz to na pełnym luzie". Nie spinam się, że muszę... Nie muszę, ale chcę. Kiedy w programie katapultowałam się, okropnie się bałam. Podobnie jak przy skoku ze spadochronem, chociaż tam nie byłam sama, tylko w dobrych rękach instruktora. Strach towarzyszy mi przy takich ekstremalnych przygodach ze względu na moje ograniczenia fizyczne. Miałam już różne kontuzje. Chodziłam o kulach po kontuzji ścięgna Achillesa, jeździłam przez jakiś czas na wózku inwalidzkim po wymianie biodra. I boję się niepełnosprawności. Ale próbuję też dawać odpór lękom.

I dlatego wzięła pani udział w "Power Couple"?

Dałam się namówić także dlatego, że - nie ukrywam - to nie jest dobry czas również dla aktorów, którzy nie mogą grać. I brakuje nam także tych braw i tego spełniania się na scenie.

Ewa Kasprzyk - aktorka, która się chirurgom plastycznym nie kłania. Jako jedna z ostatnich może stawia pani na naturalność.

Nie oceniam innych w tej sprawie. Każdy ma swoją filozofię starzenia się i walki z tym problemem. Nie ukrywam, że korzystam z różnych zabiegów antyagingowych, ale takich, które są z daleka od skalpela.

Myślę, iż taka pogoń za minioną młodością, to też zamykanie sobie pola zawodowego. Bo co będziemy wtedy grać? Przecież ja już nie zostanę Ofelią, tylko mogę ciągnąć raczej w stronę Lady Makbet. Poza tym, dzisiaj nie da się nikogo oszukać. Datę urodzenia, nie tylko aktorki, można znaleźć w internecie. Uważam, że życie jest wspaniałe po upływie każdej dekady.

Pamiętam, jak mnie straszono: "Zobaczysz, kiedy skończysz czterdzieści lat, to się zrobi wokół ciebie zawodowa pustka. Będziesz się już czołgać w stronę cmentarza. A po sześćdziesiątce to już na pewno będziesz skończona". No i co? Na szczęście, w moim przypadku to nie działa. Ale odpukuję.

To prawda, że aktorsko ma pani dobrą passę w ostatnich latach. Była m.in. rola w głośnej "Polityce" Patryka Vegi...

Wspaniałe doświadczenie... Ale zagrałam też w czwartej części "Kogla-Mogla" i w animowanej wersji "Chłopów", w której jestem Dominikową. Są także nowe propozycje.

Aktorstwo nadal panią pociąga? Nie męczy?

Nie, ale też robię inne rzeczy. Udało mi się wyreżyserować dwie sztuki, jedną lepiej, drugą chyba gorzej (śmiech). Kiedy zaczęła się pandemia, zagraliśmy ostatni spektakl "Czarno to widzę". Teraz cieszyłam się na udział w spektaklu "Kto się boi Virginii Woolf", ale niestety teatry znowu zamknięto. Na szczęście można się jeszcze ruszać. Polecam nie siedzieć, nie zamartwiać się, tylko ruszać się. Nawet jeżeli mamy jakieś ograniczenia, to w głowie utrzymujmy myśl, że to minie. Polecam też takiego przyjaciela jak Shakira. Z nią zawsze można wyjść. Dzisiaj byłyśmy już na wspólnym, godzinnym porannym spacerze.

W Gdańsku oczywiście...

Tak, pamiętam ten czas, kiedy po studiach przyjechałam z Krakowa do Gdańska i zamieszkałam w teatrze przy Targu Węglowym. Codziennie rano wychodziłam pobiegać, zachwycając się Gdańskiem. I zachwycam się nim nieustannie. Ostatnio jeszcze bardziej wypiękniał. Dla mnie to jedno z najpiękniejszych europejskich miast, jeśli nie najpiękniejsze.

Ale przed laty bez żalu zostawiła pani Trójmiasto i przeniosła się do Warszawy.

Bo tam znalazłam miłość - teatr Kwadrat. Mówiąc językiem piłkarskim, to był transfer udany. Ale nie był to dla mnie łatwy czas. Musiałam zaczynać wszystko od nowa poznawanie terenu, ludzi.

Ale już ustaliłyśmy, że pani jest odważna i skacze w przygodę.

Bez asekuracji czasami (śmiech). Myślę, że Warszawa to nie jest moje ostatnie miejsce. Jeszcze ciągle szukam swojego miejsca na ziemi.

Myślałam, że suczka rasy papillon o muzycznym imieniu Shakira, z którą pani przyszła na wywiad, będzie kradła show. Ale ona wygląda na... niezainteresowaną.

Jest spokojna, bo przyzwyczaiła się już do wywiadów. W końcu też jest gwiazdą, która na swoim koncie ma kilka ról. Za udział w czwartej części "Kogla-mogla" dostała nawet przyzwoitą gażę. Otrzymała też rólkę w spektaklu, w którym graliśmy razem z Danielem Olbrychskim. Ja wcielam się w rolę brodwayowskiej gwiazdy. A gwiazda, jak wiadomo, musi mieć psa. I to Daniel mnie namawiał, żebym z Shakirą wychodziła do ukłonów. - Daniel, ale czy ty na pewno chcesz, żeby Shakira wychodziła do ukłonów? Tak, ale do drugich - odparł (śmiech). I wychodziła do drugich.

Widzowie kochają panią za "Kogel-mogel". A ja niedawno po raz kolejny obejrzałam "Komedię małżeńską" z panią. I pomyślałam, że to chyba pierwszy polski feministyczny film. Gra w nim pani kurę domową, która wykorzystywana przez męża, w pewnym momencie mówi dość. Zostawia go z dziećmi i wyjeżdża do Warszawy.

Mimo, że te filmy były kręcone w przaśnych, PRL-owskich czasach, to do dzisiaj widzowie oglądają je z sentymentem.

"Komedia małżeńska" może być instrukcją dla kobiet, które nie dają sobie rady z domowymi problemami. I cieszę się, że miałam swoją mają cegiełkę w tym budzeniu się kobiecej świadomości. Kiedyś usłyszałam od jednej z kobiet, że jak ma zły humor, to sobie odtwarza ten film i wtedy, marzy, że zostawi to wszystko, pojedzie w świat i zacznie od nowa.

Ale dla mnie pani wielką kreacją jest rola matki w "Bellissimie".

Kocham ten film..

Nagrodzono panią za tę rolę na gdyńskim festiwalu filmowym.

Na festiwalu w Wenecji też. Tylko nie mogłam tam pojechać. Dostałam zaproszenie na festiwal, ale w tym czasie w teatrze mieliśmy ważne próby. Dyrektor powiedział, że próba jest ważniejsza i nie puści mnie do Wenecji. Nie walczyłam o wyjazd. Zostałam. Nie wierzyłam w nagrodę. Ale reżyser mi ją przywiózł. Teraz bym zrobiła inaczej. Powiedziałabym - przepraszam was koledzy, zróbmy premierę bez tej próby. I pojechałabym.

Rozmowę wideo z Ewą Kasprzyk zobaczycie na zakończenie pierwszego internetowego Forum Seniora!

od 16 lat

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet