Skąd pseudonim „Lola”?
Pojawił się w czasach studenckich, gdy równolegle z nauką, pracowałam za barem w popularnym wówczas gdańskim klubie - Mechaniku. Jego historia jest wręcz banalna. Szef lokalu, pewnego intensywnego dnia w pracy, zawołał do mnie „Lola” zamiast Ola. Znajomy, który akurat siedział przy barze, usłyszał to przejęzyczenie, od razu je podłapał i tym sposobem „Lola” zagościła w moim życiu na dobre. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy przypisują infantylność temu pseudonimowi, jednak dla mnie ma on znaczenie sentymentalne. Co więcej, dorosłe życie bywa trudne i wymagające, tym bardziej powinniśmy czasem robić niepoważne rzeczy, które pozwolą pielęgnować nasze wewnętrzne dziecko. Dzięki temu, możemy zachować pewien dystans i nastrajać się pozytywnie do życia. W zasadzie „Lola” to moje osobiste wewnętrzne dziecko, które codziennie nastraja mnie optymistycznie.
Zanim przejdziemy do rozmowy na temat Twojej obecnej działalności, porozmawiajmy o historii zawodowej. W dzisiejszych czasach niewiele osób rozpoczyna pracę w wieku 16 lat.
W wieku 16 lat podjęłam się pierwszej pracy - byłam hostessą. To rodzice uświadomili mi, że jeśli chcę mieć swoje pieniądze, to muszę je zarobić. Jestem im za to niezwykle wdzięczna, bo dzięki temu w młodym wieku doceniłam wartość pieniądza i pozostało mi to na całe życie. Po maturze rozpoczęłam studia inżynierskie na Politechnice Gdańskiej, decyzja ta została podjęta pod wpływem presji ze strony bliskich oraz chęci podtrzymania rodzinnej tradycji. Co ciekawe, moją najmocniejszą stroną wcale nie była chemia i fizyka, będące codziennością na kierunku Environmental protection and managment. W trakcie studiów pracowałam jako barmanka w klubie studenckim, o czym już wspominałam, dorabiałam również jako korepetytorka języka angielskiego. A podczas wakacji latałam ze znajomymi do Dublina, gdzie początkowo byłam asystentką kucharza, a w późniejszych latach pełniłam funkcję pracownika biurowego w firmie ubezpieczeniowej. Przez chwilę rozważałam nawet przeprowadzkę na stałe do Dublina, górę wzięła jednak tęsknota za bliskimi i... studia, na ukończeniu których bardzo mi zależało. W późniejszym czasie pracowałam jako koordynator ds. imprez, jednak to nie była moja bajka i po kilku miesiącach zrezygnowałam. Wówczas kończyłam już studia i nie miałam pojęcia, jaką dalszą drogę zawodową wybrać. Zrobiłam sobie kilka tygodni wolnego od pracy i moje myśli coraz częściej zaprzątała ta jedna, natarczywa, powracająca jak bumerang - tak bardzo pragnęłam zostać dziennikarką… Pisanie było moją ogromną pasją od dziecka, jednak wybrana przeze mnie droga edukacji paradoksalnie zmierzała w przeciwnym kierunku. Pewnego dnia, przeglądając oferty pracy, trafiłam na ogłoszenie Wirtualnej Polski. Przygotowałam próbkę tekstu, załączyłam CV i wysłałam zgłoszenie. Jakież było moje zdziwienie, gdy zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną! Okazało się, że moje zamiłowanie do słowa pisanego i talent, którego tak naprawdę specjalnie nie rozwijałam, wystarczyły. Dostałam pracę w serwisie plotkarskim i na własnej skórze doświadczyłam niesamowitej potęgi marzeń. Po urodzeniu córki dostałam propozycję przeniesienia się do serwisu parentingowego. To było spełnienie kolejnego marzenia! Po czterech latach, gdy nabrałam wiatru w żagle, zrezygnowałam z pracy w redakcji na rzecz własnej działalności. Byłam wówczas copywriterem, tak zwanym „wolnym strzelcem”, jednak to nie wszystko. Z koleżanką otworzyłyśmy w centrum Gdańska showroom z ubraniami, biżuterią i obrazami polskich twórców. Niestety, pół roku później zrezygnowałyśmy z tego pomysłu, bo okazał się zupełnie nietrafiony. Choć ciężko było pogodzić się z porażką, nie załamałam się, tylko szukałam nowych rozwiązań. Postanowiłam rozwinąć prywatną działalność marketingową, w której zajmowałam się głównie promowaniem nowych marek i prowadzeniem ich social mediów.
Kiedy przyszła pora na VlogLolę?
Na świat przyszła moja wspaniała córka. Podczas urlopu macierzyńskiego zaczęłam oglądać lifestyle’owe filmy na YT, które nagrywały dziewczyny z Polski, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Finlandii, w zasadzie z całego świata. Fascynowało mnie, że ich treści trafiają do tak szerokiej publiczności, że siedząc w domu przed kamerą można nagrywać dla kogoś, kto mieszka za oceanem. Pewnego razu postanowiłam dołączyć do grona twórczyń i dzielić się z ludźmi moimi pasjami i miłością do życia. Założyłam kanał na YouTube. Początkowo hobbystycznie, dopiero z czasem stał się on moim sposobem na życie. W międzyczasie otrzymałam propozycję pracy na stanowisku koordynatora serwisu Deluxe w redakcji portalu Trójmiasto.pl. Spędziłam tam niespełna dwa lata. To był naprawdę cudowny, ale też niezwykle pracowity czas. W pewnym momencie zauważyłam, że praca ta pochłania mnie tak bardzo, że zaczęło brakować mi czasu dla najważniejszej w moim życiu rodziny. Postanowiłam to zmienić.
Co stało się potem?
Kontakty zdobyte w dziale Deluxe przydały mi się w przyszłości, kiedy to założyłam jednoosobową agencję marketingową. To było drugie podejście do prowadzenia własnej działalności, jednak dla odmiany - tym razem udane. W tym samym czasie mój kanał na YouTube zyskiwał coraz szersze grono odbiorców. Przyznam szczerze, że mogłam się już spokojnie utrzymywać z pieniędzy, które dzięki niemu zarabiałam. Zaczęłam również otrzymywać coraz więcej propozycji od firm, które potrzebowały wsparcia w influencer marketingu. To niesamowite, bo od ponad 8 lat tworzę treści na YT i na inne social media, a jednak wciąż jestem tą działalnością tak samo zafascynowana, jak na początku. Moja marka osobista na tyle się rozwinęła, że dwa lata temu zrezygnowałam z agencyjnej współpracy marketingowej. Zdarzają mi się spotkania z przedsiębiorcami, ale mają one raczej charakter doradczy.
Gdybyś miała podsumować swój dorobek zawodowy, które ze wspomnianych zajęć okazało się przełomowym momentem w Twoim życiu? Czy była to pierwsza praca, którą rozpoczęłaś w wieku 16 lat jako hostessa?
Tak, zdecydowanie. Kiedyś byłam bardzo niepewną i zalęknioną osobą. Nie wiedziałam też, co chcę robić w życiu - w przeciwieństwie do wielu moich rówieśników, którzy już w liceum wiedzieli, że chcą zostać lekarzami czy prowadzić konkretne działalności. Pasjonowało mnie tyle skrajnie różnych tematów, że nie mogłam zdecydować się na jeden. Podejmując pracę hostessy wyszłam ze strefy komfortu i... stałam się inną osobą - otwartą, bardziej komunikatywną i pewną siebie. Jeśli mowa o przełomowych momentach, nie mogę pominąć moich irlandzkich doświadczeń. Moi rodzice od zawsze przykładali dużą wagę do znajomości języka angielskiego. Mimo tego, gdy wysiadłam na lotnisku w Dublinie, nie rozumiałam, co mówią do mnie pracownicy tegoż. Byłam w obcym mieście, gdzie musiałam się porozumiewać w języku, którego dotychczas nie używałam w tak intensywny i płynny sposób - mimo że studiowałam w języku angielskim, to było zupełnie coś innego. Nie było wyjścia - musiałam się przełamać i tak też się stało. Czas tam spędzony niesamowicie otworzył mnie na ludzi z różnych kultur i o różnych mentalnościach, nauczył tolerancji i rozbudził rosnący apetyt na życie. Kolejnym przełomem była praca w redakcji Wirtualnej Polski - jako jedyna osoba, która nie skończyła studiów kierunkowych - dziennikarstwa, polonistyki, albo przynajmniej politologii - nie miałam taryfy ulgowej. Musiałam ciężko pracować na to, aby przekonać cały zespół, że „outsider” też może pisać całkiem niezłe teksty.
Co z dziennikarstwem?
Myślę, że to właśnie ta praca ukierunkowała wybór mojej ostatecznej ścieżki życiowej. Poszłam wtedy pod prąd, zajęłam się profesją, której moi bliscy do końca nie rozumieli.
Jak Twoja rodzina zareagowała na obranie przez Ciebie zupełnie innego kierunku życia zawodowego, niezgodnego z ich oczekiwaniami?
Nie mogę powiedzieć, żeby się ucieszyła. Rodzice byli rozczarowani moją decyzją. Internet był dla nich czymś zupełnie niezrozumiałym. Woleliby widzieć mnie za biurkiem w jednym z urzędów. Ale ja postawiłam na swoim i czas pokazał, że to był najlepszy wybór. Jeśli chodzi o znajomych, to dla wielu z nich byłam osobą inspirującą, dodającą motywacji i udowadniającą, że nie ma rzeczy niemożliwych. Byłam przykładem tego, że można skończyć studia inżynierskie na politechnice i być dziennikarzem. Najważniejsze, aby robić to, co się w życiu kocha, czego najbardziej pragniemy i w czym jesteśmy po prostu dobrzy. Moi rodzice, widząc mnie szczęśliwą, w końcu zaakceptowali te wybory. Spełniony człowiek rozsiewa wokół siebie niesamowitą aurę, której nie da się nie zauważyć.
Kto był dla Ciebie wzorem na płaszczyźnie vlogerskiej? Komu poniekąd zawdzięczamy VlogLolę?
Przez wiele lat śledziłam działalność wielu vlogerów, zarówno polskich, jak i obcojęzycznych. Największą sympatią darzyłam Polkę o nicku Nieesia25, która wyjechała do Anglii na stałe i stamtąd nagrywała filmy na YT. Podjęcie takiej decyzji wymagało niemałej odwagi, więc od razu ją polubiłam. Zawsze podziwiałam ludzi czynu, odważnych, silnych i działających trochę na przekór. To ona przez wiele lat była moją inspiracją, także do działania.
Jakie są zalety vlogowania?
Po pierwsze: jestem swoim szefem w pełnym tego słowa znaczeniu. Zarządzam moim czasem i - co najważniejsze - kreuję dokładnie taki content, jaki chcę. Ta praca pozwala mi połączyć życie rodzinne z zawodowym, a marzyłam o tym, odkąd zostałam mamą. To, co nieustannie pasjonuje mnie we vlogowaniu, to kontakt z ludźmi, których na moim kanale jest aktualnie ponad 86 tysięcy. A ja ludzi absolutnie kocham! Uwielbiam ich historie, wymianę doświadczeń, wzajemne motywowanie się, czy wspólne szukanie rozwiązań, gdy pojawią się problemy. Kolejnym plusem jest świadomość, że mogę wnieść coś wartościowego do ich życia. Cudownie jest budzić się i zasypiać z poczuciem, że jest się ważnym dla tylu wspaniałych osób, poza bliskimi. Dzielić się doświadczeniem, motywacją, humorem, miłością do życia, czy bardziej przyziemnymi tematami - jak choćby poleceniami kosmetyków, czy innych rzeczy materialnych. Pozostając w temacie materii - poruszę drażliwy w naszym kraju temat (choć zupełnie nie rozumiem, dlaczego wciąż taki jest) - zarobki. Praca na YT oraz wszystko, co robię z ramienia mojej marki osobistej, pozwalają mi zarobić kwoty, które są dla mnie bardzo satysfakcjonujące. Oczywiście nie było tak od początku - pierwsze poważniejsze sumy pojawiły się po ok. 4 latach regularnych publikacji. W tej branży trzeba być sumiennym, pracowitym i wytrwałym.
Czy vlogowanie ma wady?
Owszem, dla mnie istnieje jedna fundamentalna wada. Jest nią tworzenie treści w czasie, w którym my, twórcy, przechodzimy przez różne problemy o podłożu prywatnym. Zły nastrój naprawdę trudno ukryć przed widzami. Mój zawód jest moją pasją, dlatego nie ukrywam, że w trakcie trudnych momentów czy zawirowań i tak mam poczucie, że powinnam nagrywać i pokazywać swoje życie z wszystkimi jego blaskami i cieniami, co więcej - ciągnie mnie do tego. Nie chcę jednak przychodzić do widzów ze złą energią. Jeżeli w moim życiu wydarzy się coś niespodziewanego i niekoniecznie dobrego - muszę to przeżyć i jak każdy - potrzebuję czasu. Niekiedy znikam z internetu, co dla wielu moich widzów nie jest łatwe, bo mamy ze sobą bardzo bliski kontakt. To dlatego, że na Instagramie publikuję codziennie i jesteśmy ze sobą mocno zżyci, jak prawdziwi przyjaciele w realnym świecie. Drugą z nich jest wszechobecny temat hejtu. Chociaż przez większość życia szłam pod prąd i nawet w czasach, kiedy internet jeszcze nie istniał - jakkolwiek zabawnie to nie brzmi - spotykałam się z przeróżnymi plotkami na swój temat. Tak to już jest - im bardziej jest się aktywnym i im bardziej odstaje się od reszty, tym większe zainteresowanie wzbudza się w innych. Niemniej, przez lata zostałam na to zahartowana, co nie oznacza, że to czasem nie boli. Są osoby, które zarzekają się, że hejt ich nie dotyka, ale nigdy w to nie uwierzę. Problem ten nie jest bowiem zero-jedynkowy. Hejt bywa bardzo wysublimowany… Poza tym istnieją na tym świecie osoby, które namiętnie śledzą działania twórców internetowych i skrupulatnie oglądają wszystkie materiały, tylko po to, aby w pewnym momencie - najczęściej potknięcia - wykorzystać zdobytą wiedzę celem zranienia danej osoby. Nierzadko im się to udaje. Jednak mimo wszystko nie warto, a nawet nie wolno, na to reagować. Nie musimy nikomu niczego udowadniać, poza tym mi osobiście szkoda na to czasu i życiowej energii. Wolę spożytkować je na pozytywne rzeczy.
Twoje treści nie są zawsze cukierkowe i idealne.
To prawda. Nie jestem zwolennikiem kreowania contentu w internecie, który jest wyidealizowany, bo życie takie nie jest. Wiem z własnego doświadczenia, że gdy najdzie nas gorszy moment w życiu, oglądanie tego typu treści działa odwrotnie - pogłębia nasz smutek, zamiast dodawać motywacji i siły. Dlatego warto być wiarygodnym w internecie i przyznawać się do porażek, czy gorszego samopoczucia. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Czy spotkałaś się kiedyś z zarzutem mówiącym, że jesteś „chodzącą reklamą”?
Raczej nie. Nie dotarły do mnie informacje od widzów, z których wynikałoby, że jakikolwiek produkt, który im poleciłam, nie był warty zakupu. Wręcz przeciwnie - moi followersi często piszą do mnie i dziękują za ich polecenie. Uważam, że dzieje się tak dlatego, iż decyzję o współpracy z jakąkolwiek marką podejmuję świadomie. Nie polecam produktów, których nie lubię. Co więcej, nie promuję firm, z których filozofią się nie zgadzam. Każdy produkt, do którego odsyłam, kupiłabym sama prywatnie.
Co z momentami, kiedy człowiek czuje, że „ma dość” - nachodzą Cię?
Bardzo rzadko, ale tak. Zdarzają się chwile, kiedy mam spadek energii albo po prostu z jakiegoś powodu czuję się gorzej. Wówczas stosuję afirmacje i przypominam sobie o wszystkich dobrych rzeczach, które mnie spotkały i które osiągnęłam. Czasem wystarczy pooglądać staje zdjęcia, aby przypomnieć sobie, jak piękne jest życie. To prosty i skuteczny sposób na niejednego doła.
Jak sobie z tym radzisz?
Gdy moje samopoczucie nieco odbiega od dobrego, zajmuję się rzeczami, które lubię i wiem, że przyniosą mi ulgę i oczyszczenie. Mam na myśli kontakt z naturą, trening, rozmowę z mężem czy przyjaciółką, samotną jazdę samochodem w towarzystwie dobrej muzyki, ale także coś zupełnie innego - medytację. Każda sytuacja związana jest z inną reakcją. Czasem muszę się wyżyć fizycznie, innym razem - wyciszyć. Najważniejsze jest to, aby poznać samego siebie i wiedzieć, czego w danym momencie potrzebuje nasz organizm. Jestem wielką fanką rozwoju osobistego i zgłębiania tej tematyki, polecam absolutnie każdemu. Pamiętajmy, aby nigdy się nie poddawać, bo nie istnieją na tym świecie sytuacje bez wyjścia. Zawsze warto szukać rozwiązań. Jednocześnie mam w sobie dużo pokory, bowiem życie nieraz utarło mi nosa. Mimo tego, każda przeciwność losu sprawiła, że mam jeszcze większą chęć do działania i - co najważniejsze - bardziej doceniam to, co mam. Widzowie zauważają moje pozytywne podejście do życia. Jestem osobą, której większą radość od nowej torebki sprawia zjedzenie wspólnego obiadu z rodziną. Jeśli - zupełnie przy okazji - potrawa jest pyszna, jestem w siódmym niebie. Jedzenie to również moja wielka pasja… Rozmarzyłam się!
Co z czasem dla siebie?
To bardzo ważny aspekt mojego stylu życia. Przynajmniej dwa razy w tygodniu znajduję dla siebie 2-3 godziny. Wówczas telefon odkładam na bok i robię to, na co akurat mam ochotę, sama ze sobą - bez córki, męża czy przyjaciółek. Ten czas pozwala mi poukładać myśli w głowie, wyciszyć się i wsłuchać we własne potrzeby. Nie byłabym w stanie tego zrobić, pozostając w codziennej pogoni, pomiędzy mailami, obiadami, nagraniami, spotkaniami z kontrahentami, a nieustannie dzwoniącym telefonem. Nasz umysł potrzebuje ciszy i odcięcia wszystkich bodźców, aby mógł prawidłowo funkcjonować. Dlatego tak ważne jest, aby polubić samego siebie i niekiedy wtopić się w - jakże oczyszczające - ciszę i samotność. Choć za pojęciem „czasu dla siebie” kryją się też spotkania z przyjaciółmi, czytanie książek czy zabiegi pielęgnacyjne, które uwielbiam. Przez kilka lat zaniedbywałam te kwestie, ale w końcu świadomie doprowadziłam swoje życie do punktu, w którym na to wszystko mam czas.
Balans w życiu. Jak go znaleźć?
Bardzo ważna w tym kontekście jest asertywność. Wyznaczenie jasnej granicy pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Jeśli zaplanuję sobie, że wieczór spędzam z rodziną, to po wybiciu 17.00 - jestem tylko dla nich. Jeśli ktoś dzwoni służbowo po tej godzinie, nie odbieram, tylko oddzwaniam następnego dnia rano. Szanuję zarówno swój czas, jak i czas innych osób. Co ciekawe, często boimy się zakomunikować, np. kontrahentowi czy pracodawcy, że akurat nie możemy rozmawiać, bo wydaje nam się, że musimy być na każde zawołanie. Tymczasem zauważyłam, że wyznaczając określone granice, zyskujemy większy szacunek u drugiej osoby. Ludzie naprawdę są wyrozumiali, jednak podstawą dobrych stosunków zawodowych jest właściwa komunikacja.
Przed wyjazdami prywatnymi czy urlopem, z dużym wyprzedzeniem informuję wszystkich, że nie będę dostępna, a w sytuacjach alarmowych mogą kontaktować się z moją manager. Tutaj powraca temat komunikacji, która jest podstawowym narzędziem w byciu asertywnym.
Czy zawsze byłaś asertywna w tej kwestii?
Pewnie, że nie, sama musiałam się tego nauczyć, co zajęło mi dobrych kilka lat. Poza tym, kiedyś nie było to możliwe - mam tu na myśli szczególnie etap tworzenia własnej marki. Zawsze jednak stawiałam to sobie za cel. Potrzebowałam czasu i pracy nad sobą na wypracowanie pewnych schematów i cech, w tym wspomnianej asertywności.
Wróćmy na chwilę do technicznej strony Twojej pracy jako vlogerki. Widz otrzymuje gotowy produkt. Składa się nań wiele czynników, o których istnieniu nie mamy pojęcia. Co musisz zrobić, aby przygotować jeden kompletny materiał?
Najważniejszy jest pomysł. Muszę wiedzieć, co chcę nagrać. W zależności od jego charakteru, czasem sporządzam hasłowy scenariusz. Dzieje się tak w przypadku filmu będącego efektem współpracy z jakąś marką. Kolejnymi elementami są: nagranie, montaż, stworzenie miniaturki, opisu i tagów. Montaż jednego odcinka zajmuje od 1,5 do nawet 8 godzin. Uprzedzając kolejne pytanie - wszystko robię sama. Jest to dosyć wymagające zajęcie dla jednej osoby, a to dlatego, że łączy pracę kreatywną z tą nieco bardziej żmudną, techniczną. Specjalnie użyłam tego słowa, bo nie lubię montować filmów i co najśmieszniejsze - powtarzam to od 8 lat, od pierwszego vloga. A jednak wciąż robię to sama, bo mimo wszystko lubię mieć kontrolę nad własną marką.
Czy pracujesz zgodnie z ustalonym harmonogramem?
Przez długi czas wszystko miałam z góry zaplanowanie i ustalone. Pamiętam, że założeniem były dwa vlogi w tygodniu. Jednak nie wspominam tego zbyt dobrze, dusiłam się w takim trybie pracy - zaraz wyjaśnię, dlaczego. Z Instagramem od zawsze działałam bardziej spontanicznie. Od jakiegoś czasu pracuję intuicyjnie i jestem o niebo szczęśliwsza. Łączę planowanie z... otwartą furtką na działania spontaniczne, bo właśnie taką mam naturę. Nie zmuszam się do nagrywania, gdy nie mam pomysłu na ciekawy odcinek. Niezwykle ważne jest to, abyśmy poznali samych siebie i zaakceptowali swoją naturę - do takich wniosków też musiałam dojrzeć. Pewien coach powiedział mi kiedyś, że jestem typem intuicyjnym i nie powinnam sama siebie karcić za brak szczegółowego planu działań, bo takie podejście sprawia, że zamykam się w sobie i wszystkiego mi się odechciewa. Faktycznie tak było. Jego słowa mocno utkwiły mi głowie i pozwoliły wyluzować. Podziwiam osoby, które są świetnie zorganizowane, jednocześnie akceptuję to, że sama taka nie jestem. Teraz działam zgodnie ze swoją naturą i potrzebami, w konsekwencji czego jestem bardziej wydajna, szczęśliwsza i bardziej kreatywna. Świat jest pełen tak różnych ludzi i to właśnie jest w nim najpiękniejsze! Pozwólmy sobie być sobą, nie oglądając się na innych.
Nad jakimi projektami obecnie pracujesz?
Dużą część mojego czasu pochłaniają kanał na YouTube, działalność w social mediach i różnego rodzaju współpraca - również lokalna - z tym związana. Jednym z nich jest... mój własny produkt. Niedługo premiera, więc proszę o trzymanie kciuków. Poza tym pracuję nad kilkoma projektami, których szczegółów jeszcze nie mogę zdradzić.
Czy wejście kobiety w przestworza biznesu jest łatwe?
To zależy od branży, choć generalizując, kobietom faktycznie jest trudniej w biznesie. Moja najlepsza przyjaciółka prowadzi firmę w branży zdominowanej przez mężczyzn i niemal codziennie walczy o poważne traktowanie przez współpracowników, bywa że i klientów. Na szczęście jest prawdziwą lwicą, więc radzi sobie naprawdę dobrze. Oczywiście pewnym kosztem, bo ile można udowadniać całemu światu, że wiedza i kompetencje są niezależne od płci? Jeśli chodzi o moje prywatne doświadczenia, nie mogę powiedzieć, że jest mi szczególnie ciężko. Wykonuję specyficzny zawód - jestem influencerką - i ludzie patrzą na mnie czasami bardziej przychylnym okiem. Myślę, że to dlatego, że nie ciąży na mnie odpowiedzialność za - przykładowo - zespół ludzi, gdyż po prostu tworzę content na własnych zasadach. Rozważając powyższe względy nie mogę powiedzieć, że jest to trudne, ale…
Ale…?
… jest to bardzo ciężkie i niekiedy frustrujące pod innym kątem. Mowa o podejściu innych kobiet. Żyjemy w czasach, w których jesteśmy nieustannie oceniane. Kobiecie pracującej w domu i wychowującej dzieci przypisuje się łatkę lenia i utrzymanki. Z drugiej strony, takie kobiety jak ja, które są aktywne zawodowo, słyszą diametralnie inne komentarze, np: „Na pewno sama na to nie zarobiłaś”, „Ile taka kobieta, jak ty, może niby zarabiać?”, „Udajesz bogatą, a tak naprawdę dostałaś to od męża”. Nigdy tego nie zrozumiem. Facet ma firmę, która zarabia i uznawane jest to za coś oczywistego. Gdy jednak kobieta zaczyna odnosić sukcesy, są one nieustannie podważane - co najgorsze - przez inne kobiety. Przez tyle lat mojej działalności w internecie, nigdy nie dostałam komentarza o takim charakterze z męskiego konta. Od lat zastanawiam się, dlaczego na zarobki kobiet patrzy się przez pryzmat niedowierzania i umniejszania ich umiejętności. Przecież żyjemy w XXI wieku.
Co uważasz za swój największy sukces - życiowy i biznesowy?
Moim największym sukcesem życiowym jest moja córka. Oliwia to wspaniała, pozytywna, empatyczna i bardzo inteligentna dziewczyna. Łączy nas niepowtarzalna więź, być może dlatego, że był taki moment w życiu, kiedy to żyłyśmy we dwie. Bycie samotną mamą nie było łatwe, ale może właśnie dzięki temu zbudowałyśmy tak unikatową więź. Z kolei moim największym osiągnięciem zawodowym jest to, że robię to, co kocham. Po prostu.
A porażkę?
Jak każdy, popełniłam w życiu mnóstwo błędów. Może nawet jestem w tej kwestii rekordzistką. Jednak po każdej porażce, po każdej mojej fatalnej decyzji, następował pozytywny zwrot akcji, który zawsze doprowadzał mnie do czegoś dobrego. Jeśli miałabym wymienić typową porażkę, to myślę, że byłby to biznes związany z showroomem, który niestety skończył się utratą oszczędności ówczesnego życia i ogromnym stresem.
Czy masz poczucie samorealizacji?
W stu procentach. Na wszystkich płaszczyznach. Bez wyjątku. Odczuwam jedynie pewien niedosyt w kwestii zawodowej, ale zamierzam go wkrótce wypełnić.
Vloglola dosłownie w trzech słowach jest…
Pracowita, spontaniczna oraz bez pamięci zakochana w życiu i ludziach.
Kobieta
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!