Augustowianie są bardziej rozmowni. Tyle tylko, że nie wiadomo, czy trzymają się prawdy. Jedni mówią bowiem, że Beata mieszkała nad Nettą i była jedną z siedmiu pracujących w Albatrosie kelnerek. Drudzy, że nastolatka pochodziła z Suwałk. Miała być córką znanego notabla i wraz z koleżankami przyjeżdżać do Albatrosa na dancingi. Ale są też i tacy, którzy utrzymują, że słynna Beata jest białostoczanką i pół wieku temu spędzała nad Neckiem wakacje. Kto ma rację?
- Każdy chce mieć coś swego - śmieje się Bogusław Samel, prezes augustowskiej spółdzielni, w ramach której funkcjonuje restauracja Albatros. - Stąd tyle barwnych opowieści. Dla nas najważniejsze jest to, że Beata promuje naszą restaurację.
Pan Bogusław, choć miejscowy, dziewczyny nie zna. Gdy ona bawiła się na dancingach, był jeszcze nastolatkiem. Do lokalu wstępu więc nie miał. A jak wyobraża sobie Beatę?
- Pewnie była urocza, tak jak moja żona - wywija się od odpowiedzi.
Wszyscy chcieli Beatę
Augustowski Albatros to jedna z najpopularniejszych restauracji społemowskich w kraju. A już na pewno najbardziej znana w regionie. Otwarta w lipcu 1962 roku przyciągała nie tylko miejscowych, ale też śmietankę towarzyską z całego kraju.
- Była wtedy moda na ten lokal - uśmiecha się tajemniczo augustowianin Andrzej Zarosińki.
Akurat w tym czasie wrócił po studiach do rodzinnego miasta.
- W Albatrosie dancingi odbywały się codziennie - dodaje. - My również zaglądaliśmy tam każdego dnia. Beata? Nie zauważyłem. Pewnie jakaś była.
Są tacy, którzy uważają, że swoją sławę restauracja zawdzięcza właśnie Beacie - dziewczynie, w której miał zakochać się bez pamięci początkujący wówczas 20-letni muzyk Janusz Laskowski.
- Przyjeżdżał na Borki i grał do kotleta - opowiadają miejscowi. - Zakochał się w pięknej siedemnastolatce i napisał o niej piosenkę.
Utwór wkrótce stał się szlagierem. Śpiewano go na weselach, rodzinnych spotkaniach, prywatkach i przy ognisku. Niektórzy żartują, że piosenka uplasowała się bardzo wysoko na liście "narodowych" przebojów. Zaraz po "Sokołach" i "Cyganach". A może nawet je wyprzedziła.
Zobacz też Augustów. Ławeczka Beaty z Albatrosa. "To strzał w dziesiątkę" (zdjęcia)
Wojciech Batura, augustowski historyk, mówi, że z utworem zetknął się parokrotnie. Pierwszy raz usłyszał go od "ptysiowców". Tak nazywano młodych augustowian z zapuszczonymi włosami, którzy ignorowali zakaz chodzenia do miejscowej cukierni "Ptyś".
- Wędrowali po mieście z gitarą i śpiewali tę piosenkę - wspomina pan Wojciech. - Ale sądziłem, że tylko nad Nettą jest popularna.
Mylił się. W 1968 roku, gdy wybrał się na bazar Różyckie-go w Warszawie po płytę Nie-mena, doznał prawdziwego szoku. Otóż, przed stoiskiem z muzycznymi, winylowymi pocztówkami stał tłum. Wszyscy chcieli "Beatę".
- Czułem się trochę nieswojo prosząc o inną płytę - przyznaje.
Kelnerka, a może córka białostockiego notabla
W Augustowie, niewielkim, bo zaledwie 30-tysięcznym mieście prawie wszyscy się znają.
Dlatego wielu mieszkańców twierdzi, że wie, kto zauroczył Janusza Laskowskiego. Ale tożsamości dziewczyny ze słynnej piosenki nikt zdradzić nie chce. Zwłaszcza dziennikarzom.
Miejscowy plastyk, który sprzedaje obrazy na Rynku Zygmunta Augusta tłumaczy, że nie warto wracać do przeszłości. Dlatego nie poda ani nazwiska nastolatki, ani nie wskaże domu, w którym mieszkała. Choć podobno wie i jedno, i drugie.
- Kobieta ma rodzinę, męża, wnuki - tłumaczy. - Po co to rozdrapywać?
Jak wyglądała? Malarz z uśmiechem na ustach opowiada, że była szczupłą blondynką z długimi, falującymi lokami.
- Piękna była, pół miasta w niej się kochało - przekonuje. - Zresztą, mnie też się podobała.
Podobno miała dwie siostry, ale nie dorównywały jej urodą. Czym się zajmowała, artysta nie wie. Albo wie, ale mówić nie chce.
Wojciech Batura natomiast sugeruje, że Beata była kelnerką. A przynajmniej odbywała w Albatrosie praktyki. I tam miała wpaść w oko Januszowi Laskowskiemu.
- W zbiorach augustowskiego muzeum znajduje się zdjęcie siedmiu praktykantek - informuje Batura. - Wśród nich jest ta słynna nastolatka.
Dodaje, że to siostrzenica jego znajomej, która mieszka w Suwałkach. Wszystko wskazuje, że Beata też stamtąd pochodzi, tyle że wiele lat temu miała wyjechać do USA. Podobno bardzo się zmieniła. Nie jest już ani szczupła, ani blondynka.
W grodzie nad Nettą są też tacy, którzy twierdzą, że nastolatka urodziła się w Sejnach. W Augustowie zaś miała krewnych, u których spędzała niemal każde wakacje. Była wysoką, szczupłą brunetką z niebieskimi oczami. Lubiła szaleć na parkiecie. Ale do Albatrosa na dancingi nie przychodziła.
- Portier nie wpuszczał nieletnich do lokalu - tłumaczy były kelner. - Laskowski mógł ją widzieć w parku, albo na plaży.
Inni przekonują, że dziewczyna była białostoczanką.
- W Augustowie funkcjonowało dużo ośrodków wypoczynkowych - opowiadają. - Urlopowało tutaj wielu białostockich notabli. Jeden z nich miał urodziwą córkę. To była Beata.
Ale rozmawialiśmy także z takimi, którzy uważają, że Beata to postać zmyślona. Literacka fikcja odziana w zestaw nut. Nie było więc ani wspólnych wypraw na fregatę, ani spacerów "nad Neckiem w białe dnie".