Jest źle. Krzysztof Sarzała szef Centrum Interwencji Kryzysowej Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę w Gdańsku mówi, że wiele już widział, działając kilkadziesiąt lat w obszarze pomocy ludziom, ale dopiero praca w fundacji uświadomiła mu skalę zjawiska wykorzystywania seksualnego dzieci.
Nasze ubiegłoroczne badania pokazały, że co dziesiąte dziecko doświadczyło wykorzystania seksualnego, w tym znaczna część przez Internet - podkreśla.
Z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że fizycznie dzieci są wykorzystywane najczęściej przez bliskie im osoby - rodziców, babcie, ciocie, wujków, dziadków. Często na pozór sympatyczne, dobrze funkcjonujące w społeczeństwie.
- Trzeba rozróżnić klasycznych pedofili, którzy nie umieją w inny sposób, niż z dzieckiem, realizować potrzeb seksualnych, od znacznie większej grupy dorosłych wykorzystujących sytuację - tłumaczy psycholog. - Są to często osoby nadużywające alkoholu, który rozhamuje ich popędy, i samotnie opiekujące się dziećmi. Liczą, że nikt się nie dowie o tym, co robią. Czują się potencjalnie bezkarni. Jestem zdumiony zarówno tym, że często tak się dzieje, jak i faktem, że przez miesiące, lata nikt tego nie powstrzymuje. Zdawałoby się, że jest wokół dziecka tak dużo osób dorosłych, że już dawno ktoś powinien zareagować na krzywdę. Nic dziwnego, że te dzieci są głęboko zranione. Pomóc im odzyskać równowagę jest niezwykle trudno.
Portret sprawcy i ofiary
Jednak dopiero pandemia przeniosła relacje międzyludzkie do Internetu, którego dostępność "rozhamowała" wielu dorosłych. Czują, że mogą pozwolić sobie na dużo.
Możemy już stworzyć portret osoby dybiącej w Internecie na dzieci. Wiadomo, że raczej nie ma wśród nich kobiet. Psycholog określa takie osoby jako "łowców". Często odpowiadają obrazowi samotnego, starzejącego się mężczyzny, nadużywającego alkoholu. Nie ma on życia rodzinnego albo jest to życie nieudane.
- Jest sfrustrowany - twierdzi Krzysztof Sarzała. - Siedzi w tej sieci jak wędkarz nad jeziorem, zarzucający przynętę. Czeka, aż ktoś ją złapie, bo wie, że z drugiej strony jest cała masa dzieci złaknionych kontaktu z życzliwym dorosłym. Takim, który nie krytykuje, nie robi klasówek, potrafi wysłuchać z troską, pochylając się nad dziećmi.
Wędkarz jest otwarty, mówi językiem pełnym uważności, wstrzeliwuje się w potrzeby dzieci. Kiedy dziecko jest na haczyku, bywa już za późno na wycofanie się z tej relacji. Mały człowiek ma świadomość, że wpakował się w coś bardzo niedobrego i mrocznego.
Często nie umie z tego wyjść, bo na przykład wysłał "przyjacielowi z portalu" zdjęcia intymne. Słyszy, że jeśli nie zgodzi się na to, czego sprawca chce, ten ujawni zdjęcia w sieci. Lub w inny sposób zaszantażuje dziecko. Zdarza się także, że po złej stronie komputera siedzą młodzi mężczyźni. To nierzadko przestępcy, wykorzystujący szereg przynęt, by złowić dzieciaka.
Jakie dzieci są najbardziej narażone na przemoc w sieci?
- Ofiarami są dzieci potrzebujące kontaktu, takie, których rodzice mają swoje troski na głowie, albo są zwyczajnie niedojrzali, egoistyczni, koncentrujący się na sobie - tłumaczy Sarzała. - Nie zdają sobie sprawy, że w sąsiednim pokoju siedzi dziecko wpadające w łapy mrocznego łowcy. Nie mają świadomości, jak bardzo trzeba się postarać, by dziecku pokazać świat, towarzyszyć mu w trudnych momentach.
Wędkarz w sieci
Zapracowanych bądź nieuważnych rodziców zastępują tropiciele pedofili. Czasem przejmują rozmowę prowadzoną wcześniej przez dziecko z podejrzanym internautą, jednak częściej to oni logują się na portalach społecznościowych jako 10 - 15-latki ciekawe świata.
"Wabiki" nawiązują kontakt, korespondując z coraz bardziej pewnym swego "wędkarzem". A potem, z dowodami w rękach, spotykają się z nim i w oczekiwaniu na przyjazd policji rejestrują rozmowę, która później trafia, z wizerunkiem zatrzymanego, do sieci. Takim medialnym antybohaterem został 47-letni mieszkaniec Luzina, który dzień po zatrzymaniu popełnił samobójstwo.
Czy publikacja wizerunku przestępcy może być usprawiedliwiona stanem wyższej konieczności, jak uważa mec. Roman Nowosielski, czyli dobrem i bezpieczeństwem dziecka? Ujawnienie osoby o skłonnościach pedofilskich zabezpiecza inne dzieci przed niebezpiecznym kontaktem - uważa znany gdański prawnik.
Inaczej do sprawy podchodzi Wojciech Klicki, prawnik z fundacji Panoptykon.
- Te działania trudno określić inaczej niż jako samosądy. Publikacja wizerunku podpisanego jako „pedofil”, czy nawet „osoba podejrzana o pedofilię”, to rodzaj bardzo dotkliwej kary. Mógłby zezwolić na nią prawomocny wyrok sądu, w innym przypadku, mamy do czynienia z rażącym naruszeniem dóbr osobistych, dobrego imienia i reputacji. To na pewno podstawa do pozwów cywilnych z żądaniem odszkodowania czy zadośćuczynienia, a być może także do wszczęcia postępowania karnego dotyczącego zniesławienia - mówi dr Wojciech Klicki.
Doprowadzić do grzechu?
Niektórzy eksperci zwracają również uwagę na etyczną stronę prowokacji, w której najczęściej uczestniczy dwoje dorosłych już ludzi.
- W tym jeden często zaburzony, nie zawsze sprawny intelektualnie, co wyraźnie widać w prezentowanych na stronach tropicieli pedofili filmach - słyszymy od psychologa. - Przynajmniej w jednym przypadku słyszałem, że „złowionym" i „rozsławionym" w ostatnich dniach był niepełnosprawny intelektualnie chłopak, który z pewnością nie rozumiał tego, co robi. Podobne wrażenie sprawiał także mieszkaniec Gdyni, z którego udziałem film już zniknął z Internetu.
Karnista, profesor dr hab. Wojciech Cieślak:
- Podobne praktyki nasuwają długą listę wątpliwości, chociażby etycznych. W, podobno dość rozpowszechnionej w naszym kraju, moralności chrześcijańskiej, przywodzenie do grzechu jest wysoce naganne. Kolejna sprawa to motywacje „tropicieli”, którzy deklarują, że działają, by zatrzymać osoby niebezpieczne, a równocześnie zachowują się jak jakieś „zbrojne ramię” społeczeństwa; jakby chcieli poczuć smak władzy; posuwają się do perwersyjnej korespondencji, obnażania mrocznej i intymnej strony „tropionych” osób, konfrontują obiektyw kamery z ich autentycznym lękiem – wymienia.
Prof. Cieślak przypomina przy tym, że sama natura prowokacji, czyli aranżowania sytuacji w ten sposób, by uruchomić przeciwko komuś postępowanie karne, jest mocno dyskutowana, nawet jeśli jej autorami są funkcjonariusze państwowi.
- Nie brakowało w ostatnich latach przykładów tzw. operacyjnego wręczania korzyści majątkowych, które miały rzekomo ujawniać łapówkarskie zamiary - twierdzi karnista. - Nawet, jeśli one istniały, to niekoniecznie doczekałyby się realizacji. Tutaj mamy w dodatku do czynienia z prowokacjami „chałupniczymi”, które dość trudno wyraźnie oddzielić od „podżegania do popełnienia przestępstwa” - również przecież będącego przestępstwem. Nasuwa się też pytanie: czy jeśli ten domniemany pedofil nieświadomie prowadzi w sieci rozmowę z dorosłym prowokatorem, to nie mamy do czynienia z sytuacją, która w prawie określana jest jako „usiłowanie nieudolne”? Najbardziej obrazowy przykład to oddanie strzału z broni palnej do już nieżyjącej osoby - słyszymy.
Można się jeszcze pomylić
Krzysztof Sarzała także z dystansem podchodzi do działalności tropicieli pedofili.
- Jestem pełen złości i pretensji do służb, że tego nie robią, pozostawiając pole osobom prywatnym - uważa. - Trudno się potem dziwić, że człowiek złapany, postawiony przez tropicieli pod murem, popełnia następnego dnia samobójstwo. Tak zachowują się ludzie, którzy nie mają żadnego wyjścia. Po to przed wiekami powstały instytucje tworzące wymiar sprawiedliwości, żeby wendetta i samosąd nie miały miejsca w cywilizowanych społeczeństwach. Dziś cofamy się. To bandycki relikt dawnych czasów. Nie na to się umawialiśmy. Po to jest policja, prokuratura, sądy. Oraz cały system nie tylko karania, ale też resocjalizacji, leczenia, terapii.
Podobną opinię prezentuje prawnik z fundacji Panoptykon.
- Pamiętajmy, że w Polsce mamy instytucje powołane do walki z przestępczością i niezależnie od dobrych intencji przyświecających zapewne wielu „łowcom”, mają oni obowiązek zawiadomienia policji czy prokuratury, kiedy zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa - mówi Wojciech Klicki. - Takie jest prawo. Zamiast na własną rękę wymierzać „sprawiedliwość” i bawić się w szeryfów, należy zgłosić się do odpowiednich organów, zwłaszcza, że nic mi nie wiadomo, by policja była nieskuteczna w tego rodzaju sprawach. Absolutnie nie chodzi tu o jakąkolwiek obronę pedofilów. Podstawowe prawa człowieka, jak godność czy domniemanie niewinności przysługują każdemu, bez względu na to, czy podejrzewamy go o przestępstwo o charakterze pedofilnym czy np. terroryzm.
Do wymienionych już wątpliwości Krzysztof Sarzała dodaje jeszcze jedną. Przypomina, że zatrzymani mężczyźni nie żyją na samotnych wyspach, ale w społeczności.
- Są to trudne tematy - twierdzi koordynator Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. - Wewnętrzne poczucie sprawiedliwości mówi - łapcie tych drani! Jednak nie ma we mnie tej zgody. Trzeba sobie wyobrazić więcej szkód, które z ich akcji wynikają. Żyją przecież krewni, bliscy tych osób. Żony, rodzice, dzieci. A można się jeszcze pomylić. Kto ponaprawia wówczas te szkody?
Może więc lepiej, zamiast oddawać inicjatywę "szeryfom", służby wyposażone w odpowiednie narzędzia zaczną poważnie traktować ciemną sferę internetowej przemocy wobec dzieci? Wytypują "wędkarzy", zatrzymają, sprawdzą, kogo należy leczyć, a kogo ukarać. Odetną ich od potencjalnych ofiar, nie narażając równocześnie na lincz, samobójstwo, dramaty niewinnych rodzin.
Kobieta
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!