Specjaliści twierdzą, że dzieci po zdalnym nauczaniu są w fatalnym stanie psychicznym. Wynika to również z waszych badań. Dlaczego to, że dzieci więcej czasu przebywały w domach z rodzicami, miało na nie zgubny wpływ? Można by pomyśleć, że powinno być wręcz odwrotnie – przecież wcześniej tyle się mówiło o tym, że rodzice i dzieci za mało czasu spędzają wspólnie, że brakuje między nimi bliskości.
To, że rodzice spędzali więcej czasu we wspólnej przestrzeni z uczącymi się zdalnie dziećmi, niekoniecznie znaczy, że więcej czasu spędzali z nimi razem. Pracujący w domu rodzice nie zawsze mają więcej czasu wolnego. Niektórzy po godzinach pracy, podczas wykonywania zajęć domowych, jeszcze sprawdzają malie, dzwonią do szefa czy do klienta. Pojawił się przymus stałej dostępności, a granica między pracą a czasem wolnym się zatarła. Chociaż można zaoszczędzić czas na dojazdach, to jednak godziny pracy zdalnej w przypadku wielu osób wręcz się wydłużyły. I to staje się niepokojącym standardem. Z naszych badań wynika, że 20 proc. zapytanych przez nas rodziców pracowało zdalnie. A więc większość pracowała tak, jak przed pandemią. W ich przypadku trudno mówić, że mieli więcej czasu dla dzieci. Poza tym, wiele osób czuło lub nadal czuje poddenerwowanie i niepokój związany z pandemią. W czasie izolacji nie można było odreagować idąc do kina czy na zakupy. Ten czas nie miał więc charakteru wakacji. Był raczej aresztem domowym. W takiej sytuacji trudno o relaks, luz i efektywne spędzanie czasu wolnego z dziećmi. Ciągle z tyłu głowy była myśl o wzroście liczby zachorowań i zgonów. Pamiętajmy, że lęk odczuwały też dzieci – przecież widziały w telewizji karetki pogotowia, ludzi w kombinezonach. Bywało i tak, że nawet jeśli rodzice mieli czas i mogli go przeznaczyć dla dzieci, to nie wiedzieli jak, brakowało im pomysłu. Wcześniej nie mieli zwyczaju, żeby robić coś wspólnie z dziećmi. Pojawiały się nawet desperackie apele: „zróbmy coś razem”, i odpowiedzi: „ale co?”. Wykonując badania nie mieliśmy punktu odniesienia i danych dotyczących tego, ile czasu wolnego spędzali rodzice z dziećmi tuż przed pandemią. Spodziewam się, że po rozpoczęciu pandemii sposób wychowywania dzieci i zajmowania się nimi nagle się nie zmienił. W czasie izolacji rodzice prawdopodobnie tyle samo czasu poświęcali dzieciom niż przed nią, a być może nawet mniej ze względu m.in. na obciążenie związane z pracą zdalną.
Co to dokładnie znaczy, że dzieci są w złym stanie psychicznym?
O niepokojących objawach mówili nam rodzice i dzieci, które również zauważyły zmianę własnego zachowania. Z badania wynika, że 46 proc. rodziców przyznało, że ich dziecko częściej się złości. Co trzecie dziecko częściej się obraża. Zaniepokoiły nas tzw. emocje do wewnątrz, takie jak przygnębienie i zamykanie się w sobie. Dotyczyły one ¼ badanych dzieci. Badanie robiliśmy w czasie, gdy dzieci uczyły się zdalnie. Wygląda na to, że ta sytuacja powodowała w nich wiele emocji, które dzieci próbowały odreagować – niektóre robiły to złoszcząc się lub buntując, inne - zamykając się w sobie lub popadając w przygnębienie.
Czy rodzice, którzy zaobserwowali niepokojące zachowanie u dzieci szukają pomocy u specjalistów – np. u psychologów, psychiatrów?
Tego typu pomoc dla większości rodziców jest ostatecznością. Dla wielu z nich byłaby ona równoznaczna z porażką wychowawczą. Istnieje bariera wśród rodziców, by o taką pomoc się zwrócić. Czasem wiąże się ona z lękiem, że zostanie się źle ocenionym – według rodziców, inni mogą uważać, że matka i ojciec nie radzą sobie z własnym dzieckiem albo że z dzieckiem jest coś nie tak, że jest chore psychicznie. Z badania dowiadujemy się, że 88 proc. rodziców nie zwróciło się o pomoc do specjalisty. Natomiast 12 proc. skorzystało z tego typu wsparcia. Z kolei 20 proc. rodziców rozważa zgłoszenie się o pomoc np. do psychologa lub psychiatry. Mamy więc iskierkę nadziei, że dla części rodziców wizyta u specjalisty jest próbą poprawy relacji
z dzieckiem i przejawem ich odpowiedzialności i dojrzałości. W czasie pandemii również u dorosłych pojawiły się niepokojące zachowania, i choć terapeuci są wręcz oblegani, to jednak spora część społeczeństwa ciągle ma problem z tym, żeby poprosić o pomoc psychologa czy psychiatrę.
Z wielu rozmów dowiadujemy się, że rodzice i uczniowie bardzo negatywnie oceniają naukę zdalną. Czy wasze badania to potwierdzają? Obecnie dzieci wróciły do nauki stacjonarnej, ale wnioski z badania mogą być ważnymi wskazówkami w jakim kierunku zmienić szkolnictwo i jak lepiej zorganizować system, a także co zrobić w przypadku ewentualnej kolejnej fali zakażeń.
Rodzice uważają, że jakość zdalnych lekcji była zdecydowanie gorsza niż stacjonarnych. O tym mówią również dzieci. Oczywiście one cieszyły się, że nauka była lżejsza, że nie musiały wstawać wcześniej, żeby dojechać do szkoły. Uczniowie sygnalizowali jednak, że kontakt z nauczycielem był utrudniony. Co trzecie dziecko powiedziało, że wręcz brakuje mu bezpośredniego kontaktu z pedagogiem. Nauczyciele w mniejszym stopniu kontrolowali, czy dzieci nadążały z nauką materiału i czy go przyswoiły, a w związku z tym, czy wystąpił efekt edukacyjny. Zdalna nauka wymagała większego zaangażowania nauczyciela i dziecka. Uczniowie musieli wykazać się samodyscypliną, a nauczyciele musieli ich mobilizować do tej samodyscypliny i np. do tego, żeby włączali kamerki, co w wielu przypadkach było wyzwaniem. Dzieci miały duże opory, żeby prezentować się rówieśnikom. A to powodowało, że nauka była niepełna. Czterech na dziesięciu uczniów stwierdziło, że lekcje online są nudne i monotonne. Wydaje się, że technologia daje ogromne możliwości, żeby lekcje zdalne urozmaicić, wprowadzając choćby multimedia. Ale było z tym bardzo różnie. Niektórzy nauczyciele rzeczywiście sięgali po ciekawe rozwiązania, inni niestety nie. Ten problem dobrze pokazują lekcje wychowania fizycznego.
No właśnie, co na ten temat mówią wasze badania?
Dla mnie przerażające było to, że co piąty nauczycieli wychowania fizycznego wymagał, aby dziecko napisało mu np. w mailu, że zrobiło jakieś wskazane ćwiczenie. Przecież uczniowie mogli nawet nie wiedzieć, jak prawidłowo wykonać zadanie. Bardzo trudno w tym przypadku mówić o zaangażowaniu nauczyciela czy o tym, że kontrolował uczniów i oceniał to, jak ćwiczą. Jak wobec tego oczekiwać od dzieci samodyscypliny czy ich zaangażowania na lekcjach? Były też pozytywne przykłady, o których mówiły nam dzieci. Niektórzy nauczyciele podsyłali filmiki z instrukcją, jak wykonać ćwiczenie. Inni prosili, by dzieci ćwiczyły w pokoju przy włączonych kamerkach lub nagrali filmik, jak ćwiczą. Nauczyciele prosili też o korzystanie z aplikacji sportowych, które np. mierzą liczbę kroków czy przebiegniętych kilometrów. Dzieciaki miały im wysyłać raporty z tych aplikacji. To są pozytywne przykłady. Na pewno zabrakło systemowych rozwiązań. Nauczyciele szukali ich na własną rękę lub w ogóle nie szukali. To spowodowało, że jakość nauczania była bardzo różna i uzależniona od inwencji pedagoga.
Pozamykane w domach, pozbawione spotkań z rówieśnikami, muszące uczyć się zdalnie - nasze dzieci cierpią przez lockdown
Jak było z aktywnością fizyczną poza lekcjami?
W badaniu 2/3 rodziców deklaruje, że aktywność fizyczna ich dzieci spadła. Kilka procent przestało uprawiać jakąkolwiek aktywność fizyczną. W związku z tym, wystąpiły problemy z nadwagą i otyłością u dzieci. 22 proc. zapytanych rodziców przyznało, że ich dziecko ma nadwagę lub że jest otyłe. Z tego połowa stwierdziła, że ten problem pojawił się w czasie pandemii, a wcześniej go nie było. Przy tych szacunkach można powiedzieć, że co dziesiąte dziecko nabawiło się otyłości lub nadwagi w czasie pandemii. To bardzo niepokojące zjawisko. I dotyczy ono również dorosłych. Był taki czas, że dzieci nie mogły wychodzić z domu same. Potem mogły, ale wielu rodziców miało obawy, że dziecko może się zarazić i przynieść do domu koronawirusa, więc nie pozwalało im wychodzić. W czasie lockdownu nie bardzo było też, gdzie iść. Dzieciaki przebywały więc notorycznie w tym domowym kokonie.
I w tym kokonie siedziały przed komputerami?
Oczywiście. Nawet, gdy już skończyły się lekcje zdalne, to dzieci nadal siedziały przed komputerami. Zmieniały sobie zakładkę i przełączały się na grę lub portale społecznościowe. Nawet, jeśli chciały porozmawiać z kolegami, to robiły to przez komunikatory. Tak najłatwiej było wypełnić czas wolny. Blisko połowa przebadanych przez nas dzieci przed komputerami spędzała więcej niż 8 godzin dziennie! Myślę, że możemy teraz spodziewać się oblężenia gabinetów okulistycznych.
Jedna z nauczycielek stwierdziła, że dzieci w czasie nauki zdalnej okrutnie się nudziły.
Tak. Lekcje były podobne do siebie, brakowało urozmaicenia, bodźców. Nie można było zagadać się na przerwie z kolegą czy choćby w czasie lekcji puścić samolotu z papieru czy zrobić jakiegoś psikusa. Poza tym, emocjonalna kotłowanina spowodowała,że dzieci stały się bardziej pasywne. Pamiętajmy też, że my jako społeczeństwo nie mamy wpojonych sposobów na aktywne spędzanie wolnego czasu. Gdy mamy czas wolny to co robimy najczęściej? Odsypiamy, oglądamy telewizję, siedzimy w internecie lub zajmujemy się nicnierobieniem. I u dzieci jest podobnie. Internet ma takie właściwości, że im dłużej siedzimy przed ekranem i nawet jeśli myślimy, że oddajmy się rozrywce, to jednak w istocie się męczymy. Internet w nadmiarze otępia i wysysa energię do tego, żeby zrobić coś innego. Im dłużej siedzimy przed komputerem, tym mniej chce nam się wyjść z domu. A im mniej chce nam się wyjść i zrobić coś innego, to tym dłużej siedzimy przed ekranem. To zamknięte koło.
Jak wyglądały sprawdziany i odrabianie lekcji podczas zdalnej nauki?
Od rodziców dowiedzieliśmy się, że ponad 60 proc. z nich pomagało dzieciom podczas sprawdzianów. Rodzice usprawiedliwiali ten fakt np. tym, że dziecko czuło się zagubione albo tym, że nauczyciele nie przekazali dziecku wiedzy, która była wymagana na sprawdzianie. Gdy pytaliśmy dzieci, to 80 proc. z nich powiedziało, że ściągało podczas sprawdzianów czy odpytywań. Nie mamy systemu, aby rzetelnie weryfikować wiedzę dzieci w czasie lekcji online. Ale też w tym momencie ta weryfikacja chyba nie powinna być najważniejsza.
Niektórzy nauczyciele twierdzą, że ściąganie nie jest złe, bo jest przejawem zaradności. Ale są też tacy, którzy powtarzają, że bez uczciwych ocen nie da się uczyć.
Tak, mamy argumenty, które przedstawia jedna, jak i druga strona. Ściąganie to forma oszustwa i jest ona wątpliwa etycznie. Jeśli rodzic pomaga dziecku w oszukiwaniu, to dziecko może mieć problem z oceną uczciwych zachowań w przyszłości. Z drugiej strony, ściąganie w czasie zdalnych lekcji było formą adaptacji do trudnej sytuacji. Wnioski z nauki zdalnej prowokują do stawiania wielu ważnych pytań. Dziś trzeba się zastanowić, jakie umiejętności i kompetencje powinny nabyć dzieci w czasie nauki. Czy uczniowie powinni być dyskami twardymi, które pamiętają wszystkie wzory i daty? Czy raczej powinni wiedzieć, gdzie i jak szukać potrzebnych danych oraz jak poruszać się świadomie po świecie informacji?
Czy pandemia i zdalne lekcje miały jakiś pozytywny wymiar?
Ta sytuacja zmusiła nas do przyspieszonej transformacji cyfrowej i oswojenia technologii w szkolnictwie, ale i w życiu codziennym. Ta zmiana była potrzebna. Lekcje zdalne lub hybrydowe, w czasie trwania nauki stacjonarnej, powinny zostać na stałe wdrożone do systemu nauki. Oczywiście wymagają poprawek, muszą być ciekawsze, prowadzone z pomysłem. Wyobrażam sobie, że chory uczeń będzie mógł uczestniczyć w lekcjach online nawet, jeśli jego uczestnictwo byłoby pasywne. Dzięki temu w mniejszym stopniu będzie musiał nadrabiać zaległości. W oparciu o nabyte doświadczenia można więc wprowadzić wiele pozytywnych zmian, tylko trzeba je zainicjować mądrze.
O badaniu
Badanie „Dzieci w pandemii" zostało przeprowadzone przez firmę Difference na zlecenie Radia ZET w ramach kampanii społecznej #Razemzawszelepiej. Badanie przeprowadzono we współpracy z psychologami z Uniwersytetu SWPS, partnerami są również: Fundacja Radia ZET i Wydawnictwo Natuli.
Edukacja
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!