- Karmienie piersią to bliski mi temat, między innymi za sprawą moich osobistych doświadczeń – mówi Gosia Hapon, fotografka z Opola oraz mama 7-letniego Piotrka i niespełna 4-letniej Gabrysi. – Żartuję czasami, że jestem mamą długodystansową, bo karmiłam naturalnie tak długo, jak się dało. Syna ponad dwa, a córkę – ponad 3 lata i wiem, że było warto. Karmienie piersią nie tylko świetnie wpływa na zdrowie i rozwój dziecka, ale również buduje niesamowitą więź. Dlatego boli mnie, gdy kobiety są za to atakowane, a widok piersi w miejscu publicznym sprowadza się – w ocenie niektórych - do epatowania golizną. Jestem fotografką, więc postanowiłam walczyć z tym tabu tak, jak potrafię najlepiej, a więc za pomocą zdjęć.
Gosia Hapon nie mogła przejść do porządku dziennego nad podwójnym standardem w traktowaniu atrybutów kobiecego ciała.
– Jak to jest, że wielkie billboardy na ulicach, z roznegliżowanymi paniami reklamującymi bieliznę, są smaczne, a matka karmiąca dziecko na ławeczce w parku wywołuje święte oburzenie? Dla maluszka pierś jest często jedyną formą karmienia. Nie widzę powodu, żeby kobiety musiały wstydzić się tego, co naturalne, czy chować się po toaletach, bo ktoś może poczuć się zgorszony – przekonuje fotografka. - Sam pomysł sesji podczas grupowego karmienia nie jest mój. Podobne wydarzenia odbywały się już zarówno w kraju, jak i za granicą. Odkąd zobaczyłam efekty, ten pomysł chodził za mną, zwłaszcza, że na Opolszczyźnie nikt jeszcze się tego nie podjął. Tu nie chodziło tylko o piękne wrażenia estetyczne, ale również o cel prospołeczny. O ważne kwestie niekoniecznie trzeba walczyć szablą. Uznałam, że jedno zdjęcie może wyrazić więcej, niż tysiąc słów. Nie chciałam szokować, ale pokazać piękne emocje, jakie towarzyszą karmieniu piersią, dlatego ogromne znaczenie przywiązywałam do tego, by zdjęcia były po prostu smaczne.
Pomysł zrodził się ponad 2 lata temu. Gosia – wówczas mama karmiąca – specjalizowała się w fotografii rodzinnej i wielokrotnie klienci prosili ją, by uwieczniła właśnie ten moment. Tym razem opolanka postanowiła jednak pójść o krok dalej i zatrzymać w kadrze mamy grupowo karmiące swoje pociechy.
– Pomyślałam, że skoro innym się udało, to muszę i ja spróbować – wspomina. - Wiedziałam, że czeka mnie spore przedsięwzięcie logistyczne, dlatego dojrzewałam do tej decyzji. Uwielbiam sesje rodzinne, ale tutaj w jednym momencie musiałam skoordynować blisko 30 osób, z których połowa to dzieci. Z drugiej strony uznałam, że jeśli mój przekaz ma mieć moc, to nie mogę ograniczyć się do kilku mam.
Swoim pomysłem fotografka podzieliła się w mediach społecznościowych i na odzew nie musiała długo czekać. Zgłosiło się ponad 60 chętnych pań, z których finalnie zostało wybranych 14 mam i 15 dzieci (jedna z pań jest mamą bliźniaków).
– Wybieranie osób do współpracy było bardzo trudne, bo wszystkie mamy były cudowne. Pierwsza sesja wypadła obiecująco, dlatego w przyszłym roku chcę pójść o krok dalej i zaprosić przed obiektyw 20 mam – zdradza Gosia Hapon.
Sesja odbyła się pod koniec lipca, na tydzień przed Światowym Dniem Karmienia Piersią (przypada on 1 sierpnia). Mali modele mieli od trzech tygodni do ponad trzech lat. – To taki wiek, gdy dzieci są już bardzo autonomiczne i zapanowanie nad nimi jest ogromnym wyzwaniem. Wiedziałam, że muszę działać szybko i sprawnie, by nie wystawiać na próbę ich cierpliwości. Już po godzinie czułam, że mam wszystko to, co chciałam pokazać – wspomina fotografka. - Staram się nie ingerować za bardzo w to, co dzieje się przed obiektywem, pozwalając grać emocjom, bo wtedy zdjęcia są prawdziwe.
Plenerem dla sesji w stylu boho miały być wały przy wyspie Bolko w Opolu, skąpane w promieniach zachodzącego słońca.
– Szukając stylizacji dla mam wybrałam biel i ciepłe, karmelowe barwy, bo one kojarzą się sielsko, z mlekiem i miodem. Część mam miała na głowach wianki. Wszystko to stworzyło piknikowy klimat, pięknie dopełniony złotem zachodzącego słońca – opowiada autorka. – Na kilka godzin przed sesją plan zaczął się sypać i niewiele brakowało, a zdjęcia w ogóle by nie powstały. Pojechałam rano na wały, by sprawdzić, czy wszystko jest tak, jak sobie wyobraziła i wpadłam w popłoch, bo okazało się, że ruszyło koszenie traw. Na nasze szczęście pracownicy nie zdążyli skosić całości i do wieczora zostało dokładnie tyle, ile potrzebowałyśmy do zdjęć.
Sesja rozpoczynała się o godzinie 20, bo właśnie wtedy chowające się za horyzont słońce najpiękniej skrzy się złotem. Dla części maluchów była to już pora spania. – Ich mamy spisały się na medal i tak przeorganizowały dzień swoim pociechom, że z małymi modelami pracowało się świetnie, choć tego obawiałam się najbardziej – wspomina fotografka.
Efektem sesji jest ponad 100 zdjęć. Widać na nich przede wszystkim bliskość. Maluchy patrzą na swoje mamy wręcz z nabożną czcią. Ich spojrzenia wyrażają bezgraniczną miłość.
- Gdy oddaję zdjęcia zawsze czuję ukłucie niepewności, bojąc się, czy przypadną do gustu tym, dla których je tworzę – mówi Gosia Hapon. – Odkąd podzieliłam się z mamami efektami naszej wspólnej pracy, usłyszałam wiele miłych słów i to dodaje mi energii do kolejnych działań. Mam nadzieję, że klatki z tej sesji zachowają się w albumach rodzinnych i będą wspaniałą pamiątką. Dziś dla rodziców, a za kilka lat również dla ich pociech.