Zdziwienie budziło to, że chce studiować na Sorbonie. Na jej roku na studiach kobiety stanowiły zaledwie niewielki odsetek studentów. Skłodowska-Curie była pierwszą kobietą, która obroniła doktorat na Sorbonie. Mimo jej niezwykłego talentu mało brakowało, a nie dostałaby Nobla w 1903 r. Nominowano tylko jej męża Piotra Curie, a dopiero ostre postawienie przez niego sprawy, że wkładu jego żony w pracę nad polonem i radem nie da się pominąć, sprawiło, że Maria też otrzymała nagrodę.
MARIA SKŁODOWSKA-CURIE - oficjalny zwiastun filmu
Po śmierci Piotra Maria otrzymała prawo kierowania laboratorium fizycznym na Sorbonie. Ale nie pozwolono jej objąć katedry po nim. Dopiero po serii odwołań otrzymała nominację. Była pierwszą kobietą, która wygłosiła wykład na Sorbonie. Gdy weszła na salę wykładową w 1907 r., trzymała oklaski.
3 marca na ekrany polskich kin wchodzi film „Maria Skłodowska-Curie”. - Myślę, że my w Polsce wciąż jej nie doceniamy. Kiedy z gramem radu, jaki ufundowały jej kobiety w Ameryce przyjechała do Warszawy, aby go podarować, to ówcześni ministrowie nie mieli ochoty się z nią spotkać. A ta żałosna dyskusja, jaka się toczyła, czy nazwać jej imieniem most w Warszawie? Uważam, że moglibyśmy więcej zadbać o jej pamięć. Może najnowszy film o Marii Skłodowskiej-Curie, okaże się tym hołdem? Artyści potrafią pokazać coś, czego my nie potrafimy.
polskatimes.pl/x-news
Śmierć rodzica to dla dziecka wydarzenie tragiczne, jedno z najbardziej dramatycznych zdarzeń, które mogą spotkać człowieka w czasie całego życia. Dziecko, zostając sierotą, doznaje traumy, u wielu staje się ona piętnem, które noszą do końca życia. Amerykański psycholog Felix Brown oszacował, że osoby, które w dzieciństwie zostały sierotami lub półsierotami, mają dwu-, trzykrotnie większe szanse, by trafić do więzienia, niż przeciętny obywatel.
Ale jest też druga strona tego medalu, którą opisał kanadyjski publicysta Malcolm Gladwell w książce „Dawid i Goliat”. Zwrócił on uwagę, że osoby, które wcześnie tracą choć jednego rodzica, częściej niż przeciętnie odnoszą sukces. Połowa brytyjskich premierów zostawała sierotami przed 16. rokiem życia. 12 z 45 prezydentów USA (w tym George Washington, Thomas Jefferson, Bill Clinton czy Barack Obama) straciło w młodości przynajmniej jednego rodzica - podobnie jak dwóch z czterech Bitelsów. Obliczenia psychologa Marvina Eisenstadta (cytowane przez Gladwella) mówią, że wśród osób opisanych w encyklopediach na więcej niż jedną stronę aż 45 proc. straciło przynajmniej jednego rodzica przed ukończeniem 20. roku życia. Lepszy dowód na to, jak bycie sierotą determinuje człowieka na przyszłość, trudno znaleźć.
Czytaj także: Madame Curie. Gdyby teraz żyła, byłaby idolką milionów kobiet
Ta reguła znalazła także zastosowanie w przypadku Marie Skłodowskiej-Curie. Straciła ona matkę w wieku zaledwie 11 lat - Bronisława Skłodowska zmarła na gruźlicę, pozostawiając półsierotami czwórkę dzieci (jej najstarsza córka Zofia zmarła trzy lata przed nią na tyfus). Mimo dwóch tak potężnych ciosów Maria zdołała przezwyciężyć traumę i stać się najwybitniejszym chemikiem i fizykiem swej epoki. Jak zdołała to osiągnąć?
Siła sióstr
Bo trauma potrafi złamać, ale też zahartować - i sprawić, że nagle wyjątkowego znaczenia zaczynają nabierać sprawy często drugoplanowe. W przypadku Marii Skłodowskiej taką stała się więź z rodzeństwem. W chwili śmierci jej matki najstarsza w rodzinie (oprócz ojca) była jej najstarsza siostra Bronisława, licząca wtedy 13 lat. Bronia (tak na nią mówiono w domu, by odróżnić ją od matki) niemal automatycznie przejęła obowiązki gospodyni domowej. Miała doświadczenie, gdyż wcześniej jej matka kilka razy zapadała na poważne choroby (m.in. cierpiała na gruźlicę, zapadła też na tyfus, który doprowadził do śmierci Zofii) i ona musiała brać na siebie ciężar odpowiedzialności - jednak tym razem musiała już zająć się domem nieodwracalnie.
„Podczas gdy Maria i Hela cieszą się idylliczną młodością, Bronia dźwiga na swych barkach obowiązki domowe. Zarządza pensją ojca, prowadzi księgi rachunkowe, sprawdza zapasy w spiżarni. Dla niej nie ma mazurka do świtu i sfatygowanych pantofli po tańcach. Jest natomiast odpowiedzialność. Właśnie skończyła łatać prześcieradło, wstaje, bierze torbę i idzie udzielać korepetycji za pół rubla za godzinę” - opisuje ten moment życia sióstr Natacha Henry w książce „Uczone siostry. Rodzinna historia Marii i Broni Skłodowskich”.
Rola Broni jako gospodyni domowej jest tym ważniejsza, że jej ojciec Władysław myślał przede wszystkim o pieniądzach. W 1873 r. (pięć lat przed śmiercią żony) stracił pracę w gimnazjum za zbytnie demonstrowanie propolskiej postawy. Zainwestował oszczędności w budowę wiatraków, ale poniósł straty. W domy Skłodowskich było więc biednie, a głowa rodziny troszczyła się przede wszystkim o to, w jaki sposób zdobyć pieniądze. Pomoc najstarszej córki, która zajmowała się domem, a nawet sama trochę zarabiała, była nieoceniona.
W tym okresie wykształciła się niezwykle silna więź między dwiema siostrami: Bronią i Marią. Obie nastolatki (Maria jest młodsza od siostry o dwa i pół roku) napędza wspólna myśl: chcą się uczyć. Trudno się spodziewać innego podejścia u dziewczyn wychowanych w domu nauczycielskim (ich dziadek był znanym pedagogiem w Lublinie, ojciec m.in. uczył fizyki i matematyki, matka prowadziła pensję dla dziewcząt z dobrych domów). Tyle że był to także dom bardzo biedny, a nauka kosztuje.
Czytaj także: Magdalena Niedźwiedzka: Nie trzeba ukrywać wad, by ktoś pozostał wielki. Jak nasza noblistka
Ale w tym miejscu ujawniła się siła sióstr. Gdy Bronia skończyła maturę, uznała, że będzie studiować medycynę w Paryżu. Problem stanowiły oczywiście pieniądze - z korepetycji, których udzielała, miała odłożone na zaledwie rok nauki. Mająca wtedy 16 lat Maria złożyła jej propozycję. Sama pójdzie do pracy w Warszawie jako guwernantka, a zarobione pieniądze będzie przesyłać do Paryża. Z zamian Bronia ściągnie ją do siebie, gdy Maria skończy maturę. Starsza siostra się zgodziła i wyjechała na studia do stolicy Francji. Zgodnie z umową młodsza siostra regularnie przesyłała jej pieniądze, a trzy lata później dołączyła do niej. Jesień 1891 r. Wiele wskazuje na to, że bez tego właśnie momentu losy chemii i fizyki na świecie na przełomie XIX i XX w. wyglądałyby zupełnie inaczej.
Garść ziemi znad Wisły
Przeskoczmy w czasie o cztery dekady. Rok 1933. Mieszkająca wtedy w Warszawie Bronia przyjechała do siostry do Paryża i razem wyjechały na wakacje do Luz w Pirenejach. Starsza siostra po raz kolejny w stolicy Francji pojawiła się w marcu 1934 r. Obie siostry wyjechały na południe kraju, do Cavalaire, gdzie Maria posiadała dom.
Bronia, choć starsza, była w lepszej kondycji niż jej siostra. Maria - wtedy już uznana chemiczka i fizyczka mająca własną katedrę na Sorbonie, podwójna laureatka Nagrody Nobla, przyjaciółka Alberta Einsteina - czuła się coraz gorzej. Dręczyła ją choroba, której objawy przypominały grypę, ale której nie dawało się wyleczyć. Czuła się ciągle zmęczona, marzyła o odpoczynku. „Coraz bardziej odczuwam potrzebę zamieszkania w domu z ogrodem i pragnę żarliwie, aby ten projekt doszedł do skutku. Cena tej konstrukcji powinna odpowiadać środkom, które posiadam. Będzie można zatem kłaść fundamenty” - pisała do Broni w maju 1934 r. (cytat za „Uczonymi siostrami” Natachy Henry).
Tego marzenia Skłodowskiej-Curie nigdy nie udało się spełnić. Gdy jej siostra wróciła do Warszawy, ona pod koniec czerwca 1934 r. trafiła do szpitala z podejrzeniem gruźlicy. Gdy tylko do jej siostry dotarła wiadomość o sytuacji, zareagowała natychmiast. Bronia poszła nad Wisłę, wzięła garść ziemi, po czym udała się na dworzec i wsiadła w pociąg relacji Warszawa - Paryż. Nie zdążyła.
4 lipca Maria Skłodowska-Curie zmarła, jej siostra dotarła do stolicy Francji po tym fakcie. Wzięła jedynie udział w pogrzebie. Gdy trumnę złożono do grobu, wysypała na nią nadwiślańską ziemię.
Faktem jest, że obie siostry były ze sobą połączone bardzo silną więzią przez całe życie. Były dla siebie najlepszymi przyjaciółkami, wsparciem w trudnych chwilach, partnerem do dyskusji naukowych czy projektów biznesowych. Mimo że Bronia praktycznie całe życie spędziła w Warszawie, a Maria większą jego część w Paryżu, były tak blisko siebie, jak to tylko było możliwe.
Gdy Maria w 1932 r. otwierała w Polsce Instytut Radowy (drugą tego typu placówkę na świecie, pierwszą stworzyła w Paryżu), to właśnie siostra nadzorowała na miejscu jego tworzenie, a także została jego pierwszym dyrektorem. Maria po prostu nie wyobrażała sobie nikogo innego na tym stanowisku, do nikogo bowiem nie miała większego zaufania. A przecież do warszawskiego instytutu przekazała skarb - gram radu, dzięki czemu można było w nowo stworzonej placówce prowadzić nad nim badania.
Serce nie sługa
Co właściwie sprawiło, że Maria osiadła w Paryżu, a Bronia wróciła po studiach do Warszawy? Odpowiedź brzmi równie banalnie, co romantycznie: miłość. Młodsza siostra w czasie studiów poznała Piotra Curie. Gdy jeszcze pracowała w Polsce jako guwernantka, miała narzeczonego, ale ich związek nie zakończył się ślubem (rodzice chłopaka uznali, że byłby to mezalians). W Paryżu Maria długo stroniła od męskiego towarzystwa - zraniona wcześniejszym związkiem uważała, że miłość nie jest dla niej, i koncentrowała się na studiach.
Jednak Piotr, który zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, szukał możliwości przekonania do siebie błyskotliwej, choć upartej Polki (w pewnym momencie proponował nawet, że przeprowadzi się z nią do Warszawy) - i w końcu dopiął swego. Wzięli ślub w 1895 r. W prezencie ślubnym od rodziny dostali dwa rowery, sprzęt wyjątkowy, bardzo wtedy modny.
Gdy Maria przyjeżdżała do Paryża na studia w 1891 r., Bronisława na nią nie czekała. Wcześniej pojechała do Warszawy pomóc siostrze się spakować - i uznała, że zostanie w stolicy dłużej, by nacieszyć się rodzinnymi stronami. Maria w podróż do Paryża wyruszyła sama - ale na dworcu Gare de l’Est czekał na nią Kazimierz Dłuski, mąż Bronisławy. Para poznała się rok wcześniej, a ślub wzięli na początku września 1891 r.
Kazimierz, 10 lat starszy od żony, zdążył już w Paryżu zapuścić korzenie. Ukończył w tym mieście studia: nauki polityczne i medycynę. Miał mieszkanie, które stało się ważnym adresem dla francuskiej Polonii. Otwarcie dyskutowano w nim o szansach odzyskania niepodległości przez Polskę, regularnie pojawiali się w nim politycy angażujący się w walkę o suwerenność, m.in. Ignacy Paderewski czy przyszli prezydenci Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki. W takiej sytuacji poznała go Bronia, studentka medycyny na Sorbonie. Szybko wzięli ślub, a rok po nim urodziło się ich pierwsze dziecko - córka Helena.
Kazimierz zaopiekował się także Marią. Dostała ona swój pokój w ich mieszkaniu, mąż Broni pisał w listach do ojca sióstr w Warszawie zapewnienia, że będzie się nimi dwiema starannie opiekował. „To osóbka bardzo niezależna i chociaż mianował mnie Pan jej oficjalnym opiekunem, nie tylko nie okazuje mi żadnego respektu ani posłuszeństwa, lecz kpi sobie z mojego autorytetu i powagi jak z podartego trzewika” - pisał o Marii w liście do Władysława Skłodowskiego.
W 1898 r. urodziło się drugie dziecko Bronisławy i Kazimierza Dłuskich - syn George Casimir. Wtedy Kazimierz coraz mocniej zaczął naciskać na żonę, by wrócili do Polski. Ona nie chciała. Miała w Paryżu stabilną pozycję zawodową, prowadziła gabinet ginekologiczny. Poza tym nie chciała zostawiać siostry - a ona coraz lepiej sobie radziła na uczelni, poza tym wtopiła się we Francję przez małżeństwo, więc jej wyprowadzka z Paryża w grę nie wchodziła. Kazimierz jednak naciskał. Sięgał przede wszystkim po argumenty patriotyczne, podkreślał, że miejsce Polaków jest w Polsce. Bronia w końcu uległa. Ze łzami w oczach wsiadła do pociągu na Gare de l’Est.
Razem z Paderewskim i Sienkiewiczem
Byłoby niesprawiedliwością, gdyby Bronia w historii zapisała się jedynie jako starsza siostra sławnej Marii, gdyż ona przez całe życie systematycznie pracowała także na własne nazwisko. Choć nie osiągnęła tyle co siostra (ale powiedzmy sobie szczerze: kto jest w stanie osiągnąć więcej niż ona?), to jednak jej również należy się szacunek za jej sukcesy. Choćby to, że ukończyła studia medyczne w Paryżu - była jedną z pierwszych kobiet, które zdołały tego dokonać (jej siostra Maria była pierwszą kobietą, która obroniła doktorat). Czy to, że prowadziła badania związane z opieką nad małymi dziećmi - była jedną z osób, które doprowadziły do zatrzymania sprzedaży butelek do mleka dla dzieci z wężykiem, które stawały się wylęgarnią zarazków. Albo to, że stworzyła Instytut Radowy - istnieje on do dziś (po kilku zakrętach), jest znany jako Instytut Onkologii na warszawskim Ursynowie.
Jej najbardziej autorskim dziełem jest stworzenie sanatorium gruźliczego w Kościelisku, cztery kilometry od Zakopanego, największej tego typu placówki na ziemiach polskich. Właśnie z myślą o jego budowie zdecydowała się wrócić z mężem do kraju z Paryża. Bronia, która straciła matkę z powodu tej choroby, dobrze wiedziała, jak ona jest groźna - nic więc dziwnego, że z determinacją włączyła się w prace. Udało się pozyskać donatorów, którzy zgodzili się współfinansować obiekt. Wśród nich byli m.in. przyjaciel domu Dłuskich z Paryża Ignacy Paderewski czy Henryk Sienkiewicz, który także osobiście ucierpiał z powodu gruźlicy (na tę chorobę zmarła jego żona cztery lata po ich ślubie, zostawiając go z dwójką małych dzieci).
Sanatorium - zgodnie z zamysłem Dłuskiego - miało przypominać to, które wcześniej widział w Davos. Na początku XX w. Zakopane przeżywało prawdziwe oblężenie, stało się znanym w całej Europie górskim kurortem. To dlatego Dłuscy chcieli tam zainwestować. Mając jednocześnie świadomość, że sanatorium gruźlicze w centrum miasta może mu bardziej zaszkodzić, niż pomóc, wybrali oddalone o cztery kilometry Kościelisko.
Sanatorium zostało otwarte w 1902 r. i okazało się sukcesem. Imponowała bryła budynku, jego wykończenie, a także jakość obsługi. Choć pobyt w nim był dość drogi, właściwie zawsze był w nim komplet - Dłuscy już po kilku latach jego funkcjonowania zdecydowali się na jego rozbudowę. Zresztą przetrwało ono wojnę i działa do dziś, ale jako zakład państwowy, nie prywatny.
Instytucji uruchomionych przez Dłuskich jest więcej. Oboje zaangażowali się w stworzenie Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, a także Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR - Dłuski był jego pierwszym prezesem). Po wojnie Bronia najpierw otworzyła w Otwocku hospicjum dla sierot, a potem (wspierana przez Marię) w warszawskim Aninie uruchomiła prewentorium gruźlicze - ale zamknęła je w 1930 r., gdy (na prośbę siostry) zaangażowała się w stworzenie Instytutu Radowego. Z kolei Kazimierz był jednym z przedstawicieli Polski na konferencję pokojową w Wersalu w 1919 r. - znał się z Piłsudskim, który go tam wysłał ze względu na jego patriotyzm oraz znajomość francuskiego i lokalnych realiów.
Choć życie Broni i Marii toczyło się równolegle, a nie wspólnie, to jednak ciągle były bardzo blisko siebie. Wspierały się w najtrudniejszych momentach, takich jak śmierć ich ojca Władysława w 1902 r., syna Broni George’a rok później czy w chwili śmierci Piotra Curie (został przejechany przez dorożkę) w 1906 r. Kolejne dramaty spadały na siostry Skłodowskie regularnie - ale one wspólnie przez nie przechodziły, odwiedzając się regularnie w Paryżu i Warszawie.
Na tym właśnie polegała siła sióstr. Żyły w tragicznych czasach (ich ojczyzny nie było na mapie przez całą ich młodość, przeszły przez koszmar I wojny światowej, szczególnie dotkliwej dla Francji, w której żyła Maria). Nieustannie były doświadczane przez traumatyczne doświadczenia jak bieda, choroby, śmierć osób najbliższych. Mimo to nie pozwalały sobie na słabość, zwątpienie, wycofanie się. I jedna, i druga ciągle podnosiły sobie poprzeczkę wyzwań, które przed sobą stawiały. I za każdym razem nad tą poprzeczką obie przeskakiwały. Razem, do końca. Bronia zwolniła dopiero, gdy Maria zmarła w 1934 r. Dalej pracowała w Instytucie Radowym. Zmarła w 1939 r., na kilka miesięcy przed wybuchem wojny.