Randki w internecie. Z pamiętnika kobiety poszukującej, ale nie zdesperowanej

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Niektórzy e-randkowicze kreują się na barbie, macho, bogaczy albo naukowców. A najlepiej, gdyby pozostali sobą.
Niektórzy e-randkowicze kreują się na barbie, macho, bogaczy albo naukowców. A najlepiej, gdyby pozostali sobą. Karolina Misztal/zdjęcie ilustracyjne
Poeta-kierowca autobusu i przedstawiciel handlowy, wciskający zniżkę na zakup narzędzi nie przypasowali bydgoszczance, szukającej prawdziwej miłości w niezbyt prawdziwym świecie.

Zobacz wideo: Będzie wakacyjny boom? Polacy stęsknieni za podróżami.

Zimą dostałam nagrodę roczną w firmie. Pobyt w luksusowym hotelu nad morzem. Sęk w tym, że dla dwóch osób i w tym, że ja jednoosobowa jestem. Znaczy: singielka, lat 33. A że to styczeń był, wymyśliłam sobie postanowienie noworoczne. Do lata, ale za to na lata, znajdę faceta.

Nie było opcji, żebym czyhała na niego w restauracji czy kawiarni. Działały w ograniczonym zakresie z powodu koronawirusa. Koleżanka z pracy namówiła mnie na randkowanie w internecie. W ten sposób znalazła swojego przyszłego męża. Znajdę i ja!

Jeszcze nie zaczęłam się spotykać, a już zainwestowałam w związek. 40 złotych kosztował dostęp do serwisu. To był abonament premium, na miesiąc. Mogłabym nie zapłacić, ale użytkownik za darmo zobaczy jedynie propozycje kandydatów. Może wysyłać też emotki osobom, które mu się spodobają i otrzymywać je od tych, którzy zainteresują się jego profilem. Kto nie płaci, ten nie widzi zdjęć kandydatów, pełnych opisów i nie może korespondować.

Weekendowy rozkład jazdy

Kandydaci pojawili się w ciągu 15 minut od pierwszego mojego zalogowania. Zaczęłam pisać z Michałem. Kawalerem. Bezdzietnym, bo dzietni kawalerowie tak samo czatowali. Na pierwszą randkę, właśnie z nim, wybrałam się w lutowy weekend. I żałowałam, że w dzień wolny. Pojechałam miejskim autobusem. W soboty i niedziele one kursują rzadziej, a ja po chwili zdecydowałam zwinąć się ze spotkania. Facet był, jak ja, pracownikiem biurowym, ale tylko wykonywany zawód nas łączył. Był bardzo pewny siebie i tego, że jest macho. Mnie, szarej myszce, się nie spodobał.

Był jakiś sztucznie napakowany. Szeroki w barach, szczupły w pasie. Jak go zobaczyłam, przez myśl przemknęło, że napompowany gość zaraz poleci, jak balon i będę musiała go ratować, dając mu rękę i sprowadzając na ziemię. Non stop mówił o swoich treningach. Dzięki krótkiej znajomości dowiedziałam się, że jest coś takiego, jak białko na rzeźbę i przedtreningówka. Kolega-niczym-Arnold-Schwarzenegger zaproponował mi podwózkę do domu, ale odmówiłam. Odprowadził mnie więc na przystanek. Pech, bo do przyjazdu autobusu pozostało kilkanaście minut. Trwały wieczność.

Konto zablokowane

Musiałam ochłonąć. Na randkę nr 2 wybrałam się półtora tygodnia później, w dzień powszedni. Tym razem z kierowcą autobusu. Kamil wpadł mi w oko i vice versa. Po spacerze poszliśmy do kawiarni. Mieliśmy chęć znowu się zobaczyć. Do ponownego spotkania nie doszło. Po pierwszej randce kierowca chyba za bardzo chciał mi się spodobać. Wyszło odwrotnie. Na spotkaniu wspomniał, że pisze wiersze. Nie przypuszczałam natomiast, że będzie je układał dla mnie, o mnie, i że będzie wstawiał każdy swój utwór na Facebooka, oznaczając przy tym moje nazwisko. Znajomi od razu to zauważyli. W ciągu trzech dni zostałam oznaczona cztery czy pięć razy. Prosiłam Kamila, żeby tak nie robił. Nadaremnie. Być oznaczana przestałam, gdy kolegę zablokowałam.

Na następnej randce pojawiłam się jeszcze w tym samym tygodniu. Stwierdziłam, że skoro dotychczasowe spotkania nie wypaliły, muszę zintensyfikować poszukiwania.

Moim celem zainteresowań stał się Łukasz, przedstawiciel handlowy. Miły był - do tego stopnia, że gdy mnie odprowadzał, wręczył mi kupon. 5 procent zniżki na zakup narzędzi, produkowanych w jego firmie. Nazajutrz Łukasz zadzwonił. Myślałam, że z zaproszeniem na następne spotkanie. A on zapytał, kiedy wykorzystam kupon. Nie wykorzystałam nigdy.

Kolejne spotkanie było z chwilowo bezrobotnym absolwentem biologii. Chwilowo, wszak parę tygodni wcześniej wrócił z rocznego stażu za granicą i szukał pracy tutaj. Nie zobaczyliśmy się więcej, ponieważ dopiero na spotkaniu napomknął, że ma żonę. Niby żona dla niego już nie istnieje. Dla mnie w tamtym momencie przestał istnieć.

Sąsiedzi z osiedla

O tym, jaki świat jest mały, przekonałam się na następnym rendez-vous. Nowy internetowy kolega wysłał mi zdjęcie w okularach słonecznych i czapce z daszkiem. Twarzy nie było widać. Tak samo wysłałam mu fotkę, jak siedzę bokiem. Gdy się ujrzeliśmy w realu, oboje myśleliśmy, że szczęki nam opadną do kolan. Przecież to był pracownik spółdzielni mieszkaniowej, do której należy mój blok. Mieszka parę bloków dalej. Też mnie kojarzył. W sumie liczyłam na powtórkę ze spotkania. Na koniec, niby dla żartu, powiedział: z tej mąki chleba nie będzie (nie znałam tego powiedzenia). Dał odczuć, że nie spotkamy się więcej. Chciałam zapaść się pod ziemię, ale nie miałam szans. Stałam na drodze asfaltowej. Taka nie ugnie się pode mną. Od feralnego dnia mijaliśmy się na osiedlu parę razy. „Cześć” nie powiedział, buc jeden. Przestał mi się podobać.

Miałam iść na randkę z nowym kolegą, ale koleżanka, moja personalna doradczyni ds. sercowych, po zdjęciu go skojarzyła. Z czasów, gdy ona surfowała po sieci, szukając miłości. Odpuściłam.

Nie obracam się w luksusach, ale gdy następny kandydat na powitanie zaproponował bar mleczny i jedzenie w cenie do 15 złotych za osobę (podkreślił!), odechciało mi się kontynuować znajomość. Spacer byłby bezpłatny, ale tego dnia padało.

Obiekt ostatniej randki pochodzi - dla mojego bezpieczeństwa - spoza Bydgoszczy. Pracuje w sądownictwie. Sędzią nie jest, ale i tak ma ciekawą pracę. Zaskoczył mnie nie tylko historyjkami z pracy, ale i różańcem. Wyjął go z kieszeni, pokazując na pożegnanie. Nie przeszkadza mi to. Jestem katoliczką. Po powrocie do domu dostałam sms-a od nowego kolegi. Liczyłam na coś w stylu: „Miło było. Może jeszcze się zobaczymy?”, a napisał: „Uwierz w Pana Boga”. Wierzę, ale w powodzenie naszego związku – nie.

***

Na polskim rynku istnieje około 70 portali randkowych i nie brakuje chętnych z nich korzystać. Centrum Badania Opinii Społecznej wskazuje, że 97 proc. ankietowanych uważa miłość za ważne uczucie. Jednocześnie dla prawie wszystkich Polaków miłość jest tak samo istotna, jak udane życie rodzinne. Wybrani szukają jej w wirtualu.

Z danych Megapanelu PBI/Gemius wynika, że z serwisów randkowych co miesiąc korzysta nawet 3,5 mln Polaków. To zatem tak, jakby prawie co 10. rodak się na nich logował. 25 proc. użytkowników ma średnie wykształcenie, a 20 proc. - zasadnicze zawodowe. Ubywa na tych portalach osób po studiach, natomiast przybywa gorzej wykształconych, chociażby po podstawówce i nieukończonej podstawówce. Serwisy randkowe odwiedza coraz więcej osób mieszkających na wsi i w miastach do 20 tys. mieszkańców.

Oprócz serwisów ogólnych, są niejako branżowe czy przeznaczone dla grup o podobnych wartościach. Mamy więc strony dla szukających miłości rolników, dla puszystych, dla więźniów, dla seniorów czy dla bogatych.

O skuteczności parowania za pośrednictwem stron randkowych również można rozprawiać. Pewien serwis posiada prawie 500 tys. użytkowników. Zachwala, że za jego pośrednictwem pobrało się już ponad 3 tys. par, a 9 tys. osób się zaręczyło. W jaki sposób to obliczono, prowadzący portal nie tłumaczą.

Z nieznajomym po drugiej stronie ekranu można pogadać o pracy, podróżach, planach na przyszłość, niekoniecznie wspólnych. Dokładne adresy, numery kart kredytowych (niekiedy takie pytania padają), numery ubezpieczenia społecznego powinny pozostać tematami tabu. W razie czego warto zgłosić typka administratorom.

Przykrych zdarzeń nie brakuje. Ślusarz z Warszawy też e-randkował. Podawał się przykładowo za biznesmena. Umawiał się, rozkochiwał i naciągał kobiety na kasę. Do każdej zwracał się per malutka, żeby nie pomylić imion. Ulatniał się po otrzymaniu gotówki, a jego panie pozostawały z długami. Policja poszukiwała go dwoma listami gończymi w związku z oszustwami matrymonialnymi. Wpadł w kawiarni w Gdańsku, gdy czekał na spotkanie z kolejną potencjalną zdobyczą. Przyszedł z kwiatkami, wyszedł w kajdankach.

Pandemia sprzyja zawieraniu znajomości w sieci. Europejskie Centrum Konsumenckie alarmuje, że tym bardziej teraz trzeba uważać. Wiosną 2020 roku, czyli na początku doby koronawirusa, centrum odnotowało wzrost skarg transgranicznych na portale randkowe (przede wszystkim z Niemiec i Luksemburga). Główny problem konsumentów stanowi automatyczne przedłużanie konta. Jeśli klient nie złoży pisemnej rezygnacji, konto samoczynnie się odnawia. Wtedy z karty nieświadomego użytkownika pobrana zostaje opłata członkowska.

Bydgoszczanka nadal jest jednoosobowa. - Na razie dziękuję za randki. Mimo tego, że ponoć maj jest miesiącem zakochanych. Mnie on kojarzy się z dodatkowymi płatnościami. Za ten miesiąc mam przelać znów 40 zł za dostęp do portalu. Nie wiem, czy wpłacę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Randki w internecie. Z pamiętnika kobiety poszukującej, ale nie zdesperowanej - Gazeta Pomorska

Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet