Zobacz wideo: Powrót do szkół w reżimie sanitarnym.
Miała 22 lata, fajną pracę w sklepie, marzenia o ślubie i o tradycyjnej rodzinie. On był 4 lata od niej starszy i od razu wpadł jej w oko.
- Mieszkał w Warszawie, a przyjechał do Bydgoszczy do pracy w delegacji – opowiada dzisiaj 35-latka. - Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw randkowaliśmy sobie, chodząc po mieście, kawkując i spacerując nad Brdą. Wiedziałam, że mu się podobam. Nie liczyłam jednak na deklaracje z jego strony, bo on tu jedynie gościł. Jego dom czekał w stolicy.
Sytuacja wymknęła się dziewczynie spod kontroli. Zakochała się. - Wtedy też usłyszałam od niego, że już nie wraca do Warszawy i chce zostać ze mną – opowiada kobieta. - To był mój pierwszy poważny facet. Na razie ostatni.
Szybko stworzyli parę i rodzinę
Rodzice bydgoszczanki nie żyją, ale dalsi krewni dziwili się, że tak szybko pozwoliła chłopakowi wprowadzić się do swojego mieszkania. Znowu się dziwili, gdy po pół roku okazało się, że będzie dziecko. Urodziła się pierworodna córka. Potem następna. I jeszcze jedna.
Nie spełniło się jej marzenie o weselu z pompą, ale spełniło to o rodzinie.
Ona: - On nie chciał ślubu. Przekonywał, że wydatek niepotrzebny. I papierek na potwierdzenie tego, jak nam jest, tak samo niepotrzebny. Nazywaliśmy siebie nawzajem żoną i mężem. Wystarczyło.
35-latka kontynuuje: - Byliśmy samowystarczalni, chociaż on nie pracował, odkąd mnie poznał i kontrakt w Bydgoszczy mu się skończył. Prawie wszystko ja ogarniałam. Pracowałam, zajmowałam się dziewczynkami, domem. Robiłam zakupy, a po przeprowadzce na większe mieszkanie - też remonty. Z niego był taki majster, że jak miał wymienić przepaloną żarówkę, to lampkę potłukł.
A propos lampki: kobiecie nie zapalała się czerwona lampka w głowie, gdy zaczynał się temat rodziny narzeczonego. - Nigdy nikogo z jego strony nie poznałam. Ani razu mnie, ani dziewczynek, nie zaprosił w swoje strony. Wszystkie święta spędzaliśmy u nas. Jego mama zmarła dawno temu. Z tatą miał słaby kontakt. Brat czasem do niego dzwonił, ale gdy mąż odbierał telefon, a byłam w pobliżu, odpowiadał, że oddzwoni, bo jest zajęty. Zajęty nie był. Siedział na kanapie i oglądał film.
Bydgoska Karta Rodziny dla tej rodziny
Tajemnica wypłynęła przypadkiem. - Postanowiłam wyrobić Bydgoską Kartę Rodziny, upoważniającą do korzystania ze zniżek. To dla rodzin wychowujących przynajmniej troje dzieci. Nie tylko małżeństwa mogą się o nią ubiegać. Rodzice, pozostający w nieformalnym związku, też. Musiałam jednak partnera zameldować u siebie. Żaden problem. Złożyłam w ratuszu wniosek o kartę. Czekałam na odpowiedź.
Zanim przyszła odpowiedź, przyszedł dzielnicowy. - Do męża, nie do mnie. Poprosił o rozmowę sam na sam. Poszli do drugiego pokoju, zostawiając uchylone drzwi. Nie miałam w zwyczaju podsłuchiwać, ale tym razem ciekawość zwyciężyła.
Słyszała urywki, coś o żonie. - O mnie beze mnie gadają? - pomyślała, ale myliła się.
Kiedy policjant wyszedł, zapytała męża, co się dzieje. - Odparł, że dzielnicowy przyniósł mu mandat za szybką jazdę. Zdumiałam się, bo przecież funkcjonariusz nie musiał wręczać tego świstka na osobności.
Kobiecie wizyta dzielnicowego nie dawała spokoju. Tak długo naciskała męża, żeby powiedział, co jest grane, aż to zrobił. Wtedy ona zamarła.
- Ma żonę. Nie byłą, lecz obecną, i dwie nastoletnie córki - wzdycha bydgoszczanka. - Zostawił je 13 lat wcześniej w domu, w Warszawie. Po przyjeździe do Bydgoszczy kontakt z nimi urwał. Żona przez 1,5 roku z adwokatem go szukali po całym kraju, żeby dostarczyć mu pozew o rozwód. To ten pozew przyniósł wtedy do naszego domu dzielnicowy. Parę dni wcześniej namierzyli łajdaka.
Gdy bydgoszczanka poznała prawdę, powiedziała: wynocha! Tego samego dnia spakowała facetowi walizki. Zmieściły się tylko ciuchy. - Dałam mu tydzień na zabranie reszty rzeczy. Miał szczęście, że się wyrobił. Inaczej wyrzucałabym przez okno, jak w filmach pokazują. Zresztą tamten etap mojego życia przypominał film. Horror, dokładnie.
Okazało się, że z jego rodziny tylko brat wiedział o podwójnym życiu brata. - Pewnie dlatego, gdy dzwonił do mojego męża, przepraszam: eksmęża, ten wychodził z pokoju albo obiecał oddzwonić.
Tata przez telefon
35-latka nie ma pojęcia, gdzie mieszka ojciec ich córek. - Nie będę wnikać - przekonuje. - Z dziewczynkami ostatnio kontaktuje się jedynie telefonicznie. Przed koronawirusem jeszcze je u nas odwiedzał. Odkąd nastała pandemia, odpuścił spotkania. Ustaliłam natomiast, że oficjalnie nigdzie nie pracuje. Nie płaci więc na dzieci. Państwo przekazuje mi alimenty na dziewczynki. Plus taki, że one przyzwyczaiły się, że tata jest tylko przez telefon. Na telefon to on nie jest, bo my nie mamy jego numeru. Dzwoni z zastrzeżonego.
Żona warszawska i żona bydgoska nigdy się nie spotkały. - Nie było takiej potrzeby. Wiem tylko, że rozwiodła się z nim. Ja papierami rozwodowymi rzucić mu nie mogłam, bo ślubu nie braliśmy. Na odchodne rzuciłam się za to na niego z pięściami. Nie żałuję.
Podobne historie też się działy. - Po śmierci dziadka odkryliśmy, że miał dwie żony - zaczyna inna bydgoszczanka. - Znaleźliśmy pożółkłe zdjęcia i listy. Dzięki nim przejrzeliśmy na oczy. Z pierwszą żoną, tą oficjalną, miał córkę, jedynaczkę, czyli moją mamę. Z drugą ożenił się, nie mając rozwodu z moją babcią.
Popełnił bigamię. Oba małżeństwa zawarł krótko po wojnie, w odstępstwie paru lat. Wtedy o komputerach nikt nie słyszał. Urzędy stanu cywilnego prowadziły rejestry papierowe. Nie sposób było sprawdzić, czy osoba, podająca się za stanu wolnego, naprawdę taką jest.
Wnuczka znalazła w Bydgoszczy grób drugiej żony dziadka. - Zobaczyłam obok jej pomnika miejsce zarezerwowane dla dziadka. Miał nawet przygotowaną tabliczkę. Imię, nazwisko, data urodzenia się zgadzały. Druga żona wierzyła, że spocznie w małżeńskim grobie. Tyle, że miejsce obok niej pozostało puste, ponieważ dziadka pochowaliśmy na cmentarzu kilkadziesiąt kilometrów dalej, z jego pierwszą żoną. Ironia losu: żona nr 1 i żona nr 2 o sobie wiedziały. To wyczytaliśmy w listach.
Bigamia to przestępstwo przeciw rodzinie i opiece
Bigamia, czyli pozostawanie w związku małżeńskim z osobą, która już jest w takim związku, stanowi przestępstwo „przeciw rodzinie i opiece”. Tak wskazuje Kodeks karny, art. 206: kto zawiera małżeństwo, pomimo że pozostaje w związku małżeńskim, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Co roku polska policja stwierdza maksymalnie 4 tego rodzaju przestępstwa. Wyjątki się zdarzają. W 2011 roku padł rekord. Ujawniono 10 przypadków bigamii.
Mieszkanka Żar, lat 60, wyjechała do Stanów Zjednoczonych. W Polsce zostawiła męża, ale za oceanem poślubiła drugiego. Drugi małżonek, 62-latek, też miał wcześniej żonę. I też z nią się nie rozwiódł, gdy ponownie stawał na ślubnym kobiercu, tym amerykańskim. Bigamia wyszła na jaw 4 lata później. Do USC w Żarach wpłynął amerykański akt zawarcia małżeństwa wraz z wnioskiem o zarejestrowanie go w tutejszej księdze.
W wybranych krajach z dominującym islamem bigamia jest dozwolona, chociażby w Iranie. Pierwsza żona musi natomiast zgodzić się na drugi ożenek męża. Poligamia z kolei, inaczej wielożeństwo, to małżeństwo z więcej niż jedną osobą w jednym czasie. Jest legalna m.in. w Arabii Saudyjskiej, Sudanie, Nigerii i Senegalu. Z tym, że dopuszcza się tam małżeństwo mężczyzny z więcej niż jedną kobietą równocześnie, nie odwrotnie.
Oscar Wilde, irlandzki poeta i prozaik, mawiał: - Bigamia polega na tym, że ma się o jedną żonę za dużo. Monogamia też.
- Po tych moich przejściach czuję, że miałam o jednego męża za dużo, choć on mężem tak naprawdę nie był - kończy 35-latka.
Szukasz prezentu dla dziewczyny, partnerki, żony?
Szukasz prezentu dla chłopaka, partnera, męża?
Słodki prezent sprawdzi się na pewno
A może coś bardziej szalonego?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!