"Sanatorium miłości". Jadwiga Schwebs-Kostkiewicz opowiada o swoim życiu po programie, książce i hejcie, jaki ją spotkał

"Sanatorium miłości". Jadwiga Schwebs-Kostkiewicz opowiada o swoim życiu po programie, książce i hejcie, jaki ją spotkał. Czy żałuje konflik
"Sanatorium miłości". Jadwiga Schwebs-Kostkiewicz opowiada o swoim życiu po programie, książce i hejcie, jaki ją spotkał. Czy żałuje konflik mat. prasowe Telewizji Polskiej
Jadwiga Schwebs-Kostkiewicz skradła serca widzów 3. edycji „Sanatorium miłości”. Uczestniczka opowiedziała nam o swoich marzeniach, ale i pracy. Jednym z jej celów jest napisanie książki. Przyznała również, że program zmienił jej życie. Jakich rad udzieliłaby osobom zgłaszającym się do niego? Czy jej przyjaźnie z programu przetrwały? Zobacz nasz wywiad!

Do programu zgłosiła Panią koleżanka. Jak z perspektywy czasu myśli Pani o tej decyzji? Dlaczego wzięła Pani udział w "Sanatorium miłości"?

Wracając z Niemiec do Polski, nie bardzo znałam ten program. Namówiła mnie jedna z koleżanek. Moja pierwsza reakcja była oczywiście, że może kiedyś (śmiech), ale moja przyjaciółka Ewa „Ruda” namówiła mnie i wszystko prowadziła. Pisała, zrobiła ze mną wywiad i film, a potem pojechałyśmy do warszawy na casting. Jej rodzina bardzo mnie dopingowała. W pewnym momencie nawet chciałam zrezygnować, ale powiedzieli, że to jest życiowa szansa, żeby przeżyć coś jeszcze w życiu w tym wieku i mieć trochę więcej odwagi. Bardzo jestem im za to wdzięczna (śmiech).

Kiedy zdecydowała Pani, że jednak nie rezygnuje z udziału w programie, była Pani nastawiona, że znajdzie miłość, przyjaźń, przeżyje jakąś przygodę, czy właściwie poszła Pani zobaczyć, co się wydarzy?

Wiadomo, że program jest w tym kierunku, żeby jakieś pary się potworzyły, a ja uważam, że każde miejsce jest dobre, czy sklep, czy wczasy, żeby zdobyć nowych znajomych. Myślałam, że poznam ciekawych ludzi, może przyjaciół, zdobędę nowe doświadczenia i na to poszłam. Na pewno liczyłam na to, że odnajdę moją drugą połówkę, ale tak się nie stało. Poznałam przyjaciela, przyjaciółki, jestem z tego bardzo zadowolona.

Czy udział w programie zmienił coś w Pani życiu? Czy ma Pani inne nastawienie i inaczej postrzega Pani samą siebie?

Ludzie mają swoich fanów i swoich przeciwników. Trochę mnie to przytłoczyło, ale powiedziałam sobie, że jak mnie choroba nie zabiła, to na pewno nie hejt. Odwróciło się to szybko na taką moc, siłę, dlatego wysyłam teraz zdjęcia, mam dużo fanów, dużo miłych komentarzy i poczułam się osobą, która jest rozpoznawalna. Ludzie mnie lubią, podchodzą, robimy sobie zdjęcia, rozmawiamy. To jest bardzo sympatyczne. Miło jest w tym wieku coś takiego przeżyć.

Czy przyzwyczajenie się do tej rozpoznawalności było czymś łatwym? Czy przyszło to Pani naturalnie?

Muszę powiedzieć, że naturalnie na pewno nie, bo człowiek musi się do tego przyzwyczaić, ale to jest tak miłe. Na początku zastanawiałam się, co usłyszę, czy zostanę skrytykowana, ale właśnie przeważnie ludzie, którzy podchodzą, są mile nastawieni, bardzo sympatyczni. Bardzo fajnie się z tym czuję. Ostatnio fani nawet zaprosili nas na mazury na jacht. Potem zaprosili nad morze mnie i Janeczkę. Cały czas trwa coś fajnego. Coś się dzieje cały czas. Jak byliśmy na dyskotece, DJ witał Sanatorium Miłości (śmiech). Naprawdę wspaniale być taką osobą, która jest rozpoznawalna.

Czyli wnosi to do Pani życia dużo radości, ale nie każdy poczułby się z tym dobrze. Dla niektórych mogłoby być to przytłaczające.

Wydaje mi się, że te osoby, które się zgłaszają do programu, to się z tym liczą. Nawet zgłoszenie wymaga odwagi. Jak rozmawiam z ludźmi, to mówią: „Ja bym chciała, ale ja nie jestem taka jak ty, bo ty jesteś odważna”. Ja też potrzebowałam odwagi. Przez moje występy w teatrze wszyscy myślą, że jestem silniejsza, ale to jest cos całkiem innego. Oczywiście namawiam wszystkich, żeby się zgłaszali. To jest taki inny świat.

Czy uważa Pani, że "Sanatorium miłości" zmienia sposób patrzenia w społeczeństwie na osoby po 60. roku życia? Czy osoby w Pani wieku po obejrzeniu programu dostają motywację do zmian? Czy ma naprawdę tak dużą moc działania?

Muszę Pani powiedzieć, że to ma naprawdę dużą moc. Ja sama tego doświadczyłam i zaczęłam w siebie bardziej wierzyć. Po prostu jestem w tym wieku, że powinnam jeszcze korzystać życia, nie powinnam się zasłaniać, że już coś się skończyło. Muszę walczyć, iść naprzód i mieć jeszcze plany, działać. Wiek nie może zamknąć mojego życia. Dostałam kopa i chce mi się żyć. Chce mi się pracować i iść z głową podniesioną do góry niezależnie, czy się ubiorę ładnie, czy mnie ktoś skrytykuje. Chcę być taka, jaka jestem. Chcę korzystać z życia ile można i ile zdrowie da.

Mówi Pani o energii do działania, to chciałabym zapytać Panią o taniec, bo tym zajmuje się Pani zawodowo. Czy przez to, że Pani pasja jest też pracą, nie stało się to tylko codziennym obowiązkiem? Czy dalej czerpie Pani z tego radość?

Tak. Czerpię dużo radości. Prowadzę zajęcia z dziećmi, teraz oczywiście przez pandemię na razie nie, ale prowadzę też taniec i ruch dla osób 60+. To mi daje tyle satysfakcji. Kiedy widzę, że te kobiety inaczej już się ruszają, są rozciągnięte, tańczą, pamiętają te kroki, ich zadowolenie, humor, to daje mi tyle energii i zadowolenia. Ale ja nie tylko tańczę. Od dwóch lat, jak wróciłam z Niemiec, jeżdżę na nartach i na koniu. Szukam dużo możliwości w tym wieku, bo można i chcę to pokazać. Nawet moi fani piszą do mnie, że ja jestem wzorem nie tylko dla starszych, ale dla młodych ludzi, którzy zamykają się w sobie i nie mają żadnego celu. To jest najgorsze, jak się nie ma celu.

W Internecie potrzebne są też takie osoby, takie jak Pani, które dają dużo energii, ciepła i motywacji nawet dla młodych, bo jest wśród nas bardzo dużo nienawiści.

Ten hejt, jak już Pani mówiłam, całkowicie odwróciłam na coś pozytywnego. Daje mi to siłę, wtedy działam i daje mi to jeszcze większą satysfakcję.

Myśli Pani, że taniec jest czymś dla każdego? Czy każdy może się nauczyć tańczyć i dzięki temu otworzyć?

Taniec jest na wszystko i dla wszystkich. Ja uczę dzieci już trzy pokolenia tańczyć, a teraz seniorki, babcie moich najmłodszych uczniów. Widzę tę radość. Taniec jest na psychikę, na pamięć, na radość, na szczęście. Możemy przez to pokazać swoje uczucia, wyrzucić coś. To wiąże się ze wszystkim. Pamiętam, że jak mieszkałam w Niemczech, miałam depresję. W nocy wstawałam, włączałam muzykę i tańczyłam. Taniec mnie ukajał i zapominałam o wszystkim. No może nie tak zupełnie o wszystkim, ale po prostu dużo mi taniec pomógł. Daje mi dużo satysfakcji.

Trudniej jest prowadzić zajęcia z dziećmi, czy z osobami w Pani wieku. Czy to jest coś zupełnie innego?

Najbardziej lubię zajęcia z maluszkami od 4 do 6 lat, bo to są takie dzieci jeszcze niewykształcone w tym kierunku, bez różnych nawyków. Z seniorami też bardzo lubię. To jest kontrast. Z seniorami też trzeba trochę jak z dziećmi. Wolniej niż normalnie, wytłumaczyć, dużo powtarzać, ale mogę więcej dopracować ich ruch i kontakt jest lepszy. Starsze dzieci to już tak troszkę trudniej, chociaż też lubię. Zawsze prowadziłam zajęcia dla osób w różnym wieku. Starsze dzieci zawsze mają coś do powiedzenia, a z młodszymi, ja rządzę (śmiech).

Mówiła Pani o swoich innych zainteresowaniach – nartach i koniach. W trakcie programu było zadanie z tyrolką i powiedziała Pani wtedy, że jest to początek do spełnienia marzenia o skoczeniu ze spadochronu. Czy udało się Pani spełnić to marzenie, czy może jest to dopiero cel na przyszłość?

Nie, nie udało się (śmiech). Cały czas o tym myślę, ale czym człowiek starszy to na wielką karuzelę nie wejdzie. Jakbym miała motywację, to bym na pewno to zrobiła. Mój syn bardzo martwi się o moje pomysły (śmiech).

Czy ma Pani inne marzenia do spełnienia takie jak skok ze spadochronu? Czy jest coś, czego chciałaby się Pani jeszcze nauczyć?

Chciałabym jeszcze spróbować nurkowania, bo na pewno się nie nauczę, ale chociaż raz pod wodą popłynąć w morzu. Co ja bym chciała jeszcze? Zaczęłam pisać książkę i chciałabym ją skończyć. Życie zawsze daje coś, co się zobaczy i potem się tego chce. Trzeba do tego dążyć. Jak się dąży, to na pewno się to wykona i jakoś ubarwi swoje życie. Przecież ja nie umiałam jeździć na nartach, miałam dopiero kilka lekcji, a ja już pojechałam w Alpy i z najwyższego szczytu zjechałam. To był koszmar (śmiech)! Takie mam przeżycia piękne.

O czym będzie Pani książka? To będą Pani wspomnienia?

No właśnie taka moja biografia. Na koniec programu dostałam od Marty Manowskiej książkę największej polskiej primabaleriny „Taniec na gruzach” i tak mnie namawiała, żebym może spróbowała napisać swoją książkę. Powiedziałam, że to nie dla mnie. Żeby coś takiego napisać, trzeba mieć marzenie i umieć, ale po przeczytaniu tej książki jednak wzięłam się za pisanie. Nie wiem, czy dokończę, ale to mi daje też dużo satysfakcji. Dużo przeżyłam w moim życiu. Życie Niny Novak to były czasy wojny. Straszne miała życie i walczyła o to, żeby tańczyć. U mnie wyglądało to inaczej, ale też walczyłam o pewne sprawy i wydaje mi się, że mam dużo do pisania. Zobaczymy, jak mi to wyjdzie.

Czy ma Pani wspomnienie z programu „Sanatorium miłości”, które najbardziej zapadło Pani w pamięci?

Nigdy nie zapomnę ostatniej randki. To było tango, scenografia bardzo romantyczna. Ja byłam przebrana w piękną suknię z wachlarzem, jak z lat 30. I puścili nam tango. Zatańczyliśmy przy muzyce tango z kroków, które poznaliśmy w „Sanatorium miłości”. To było tak wielkie przeżycie dla mnie! Czułam się jakbym była na scenie. Wspomnienia wróciły. Ja miałam łzy w oczach. Byłam szczęśliwa. To były w kropelce moje wszystkie wspomnienia z operetki i teatru. Już mam łzy w oczach (śmiech).

Pan Andrzej w odcinku, w którym uczestnicy spali w kamperze, mówił, że zaczyna czuć się z uczestnikami jak z rodziną. Czy też poczuła Pani, że są to dla Pani bardzo bliskie osoby i czy ma Pani z nimi kontakt?

Oczywiście, że były takie momenty, że czuliśmy, że jesteśmy bardzo zżyci. Myśleliśmy wtedy, że to jest najlepsza grupa, jaka była i jaka będzie, ale stało się troszeczkę inaczej. Nie wiem, co było powodem. Nie chcę wspominać tego, co wydarzyło się z moją Halinką. Wyszło, jak wyszło. W ogóle nie czułam się winna. Szkoda, że z Halinką nie wyszło, ale mam kontakt z Janeczką, Krystyną, Andrzejem. Z Janeczką byłam na urlopie dwa razy. Z Krystyną też się spotkałyśmy. Teraz zapraszam je do siebie na konie. Chce, żeby dziewczyny też poczuły wiatr (*śmiech*) i tę radość. Na narty zapraszam. Chciałabym zaprosić wszystkich, ale zorganizowałyśmy teraz z Janiną urlop. Sponsor dał nam za darmo domek. Napisałyśmy zaproszenia dla wszystkich z programu, ale nikt nawet nie odpisał.

W mediach od jakiegoś czasu pojawiają się informacje o castingach do nowego sezonu „Sanatorium miłości”. Czego życzyłaby Pani i jaką dała radę osobom, które decydują się wziąć udział w programie?

Powiedziałabym, żeby się nie bali, bo słyszałam, że dużo osób się boi. Trzeba być sobą i traktować to z przymrużeniem oka, żeby się nie przejmować za bardzo. Ja byłam za bardzo przejęta wszystkim. Po prostu brać to, co proponują. Wiem, że będzie jeszcze ciekawiej w nowym sezonie. To jest takie korzystanie z nowej przygody i z możliwości brania udziału w takim programie w telewizji. Powinni być dumni, że to właśnie oni są wybrani. To jest zabawa!

[przycisk_galeria-

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kobieta

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet