Choć data, w której pierwsze dawki szczepionek przeciwko COVID-19 dotrą do Polski nie jest jeszcze znana, rząd przymierza się do uruchomienia powszechnego programu sczepień przeciwko COVID-19 i szykuje wielką akcję mającą do tego zachęcać Polaków.
Tymczasem Polacy są coraz bardziej sceptyczni wobec szczepionek przeciwko COVID. Odsetek chętnych do szczepień ledwo sięga w Polsce połowy. Pokrywa się to z sytuacją w części innych krajów Zachodu - na przykład w Stanach Zjednoczonych również tylko około połowy obywateli deklaruje, że zamierza poddać się szczepieniom.
We wtorek rząd ogłosił założenia Narodowego Programu Szczepień, który ma ruszyć wtedy, gdy do Polski dotrą pierwsze dawki jednej z pięciu różnych zamówionych szczepionek przeciwko COVID-19.
Szczepienia mają się odbywać w czterech etapach ponumerowanych od „0” do III. Szczepionka ma trafić najpierw tam, gdzie jest najbardziej niezbędna, a w kolejnych etapach zgodnie z gradacją potrzeb do kolejnych grup społecznych.
W pierwszej kolejności, czyli w etapie „0” mają zostać zaszczepieni pracownicy służby zdrowia - niezależnie od tego, czy pracują z pacjentami chorymi na COVID-19, czy w pozostałych sektorach ochrony zdrowia. To bardzo logiczne - bo w ten sposób zmniejszane jest ryzyko przeciążenia systemu na skutek zamykania z powodu zakażeń i kwarantann całych przychodni, oddziałów i nawet szpitali. Analogiczne rozwiązanie zostało przyjęte w zdecydowanej większości krajów szykujących swój program szczepień.
W kolejnym etapie - określonym mianem etapu I mają zostać zaszczepieni pensjonariusze domów opieki i innych miejsc stacjonarnego pobytu i pracujący w nich personel. Wtedy też program szczepień ma objąć wszystkie osoby powyżej 60 roku życia - z racji wieku należące do grupy ryzyka i statystycznie najczęściej borykające się z przewlekłymi schorzeniami zaostrzającymi przebieg COVID-19, jak cukrzyca, nadciśnienie, choroby układu krwionośnego, nowotwory, otyłość etc. W etapie I zaszczepieni mają zostać również policjanci, funkcjonariusze innych służb mundurowych
W etapie II szczepione będą osoby poniżej 60 roku życia chorujące na wyżej wymienione schorzenia i tym samym kwalifikujące się do grup ryzyka. Jednocześnie zaś szczepienia mają objąć pracowników branż szczególnie istotnych dla funkcjonowania kraju i jednocześnie dość mocno narażonych na zakażenia - między innymi nauczycieli, pracowników transportu i infrastruktury krytycznej (elektrownie, wodociągi, łączność etc) oraz urzędników zaangażowanych w zwalczanie epidemii (np. w sanepidzie).
W etapie III w pierwszej kolejności szczepieni mają być pracownicy branż objętych obostrzeniami - po to by te obostrzenia można było jak najszybciej zdejmować, a w drugiej kolejności wszyscy chętni dorośli Polacy.
Szczepienia mają być dobrowolne - jednak zaszczepieni przestaną być objęci sporą częścią obowiązujących obostrzeń sanitarnych. Nie będą musieli odbywać kwarantanny w wypadku kontaktu z zakażonym, nie będą wliczani do limitów spotkań i zgromadzeń, będą mogli też bez przeprowadzania testów bez ograniczeń korzystać z usług służby zdrowia.
Szacowany koszt zakupu szczepionek ma wynieść 2,4 miliarda złotych.
Według deklaracji rządu, Polska ma umowy na 62 miliony dawek podpisane łącznie z pięcioma różnymi firmami farmaceutycznymi: Pfizer i BioNtech, Johnson&Johnson i Jannsen Phaermaceutica NV, Moderna, CureVac oraz AstraZeneca. Z tej trójki obecnie tylko konsorcjum Pfizera i Biontechu ma szczepionkę, która została dopuszczona do użytku w jakimkolwiek kraju Zachodu - na razie tylko w Wielkiej Brytanii. W Stanach Zjednoczonych Pfizer i Biontech czekają na zgodę regulatora - wniosek został złożony pod koniec listopada. Za to Szwajcaria zdążyła już analogiczny wniosek odesłać, stwierdzając, że firmy dostarczyły za mało danych, by sprostać tamtejszym wymogom.
Z Wielkiej Brytanii płyną zaś dość niepokojące doniesienia o przypadkach wstrząsów anafilaktycznych odnotowanych po szczepieniach. Stwierdzono je u dwojga pracowników służby zdrowia, którzy poddali się szczepieniom. Choć oboje cierpią na ciężkie alergie i nie rozstają się z ampułkostrzykawkami z adrenaliną, brytyjski regulator wydał już zalecenie, by osoby z alergiami powstrzymały się od udziału w programie szczepień.
Szczepionka Pfizer-Biontech, która weszła już do użytku w Wielkiej Brytanii, opiera się na matrycowym RNA (mRNA) wirusa SARS-Cov-2. Do jej opracowania użyto wyłącznie fragmentu kodu genetycznego z informacją o specyficznym białku koronawirusa „odpowiadającym” za jego wnikanie do organizmu. Po kontakcie ze znajdującym się w szczepionce „portretem pamięciowym” tego białka, nasz organizm ma nauczyć się jego rozpoznawania i reagować produkcją przeciwciał zdolnych do zwalczenia koronawirusa natychmiast po kontakcie z zakażonym. W efekcie ma to prowadzić do pełnej odporności na COVID-19.
Szczepionki oparte na mRNA są w świecie biotechnologii i farmaceutyki relatywnie nowe. Prace nad nimi prowadzono jednak już na lata przed pojawieniem się koronawirusa. Niemiecka firma Curevac już w 2017 roku informowała na przykład o zawansowanych pracach nad opartymi o mRNA szczepionkami na grypę. Spore doświadczenie w ostatniej dekadzie w tym obszarze zyskał także współpracujący z Pifzerem BioNtech. Z pomocą szczepionki mRNA udało się też pokonać śmiertelnie groźnego dla dzieci w okresie płodowym wirusa Zika. W szczepionkach mRNA naukowcy upatrują wreszcie szansy na pokonanie części nowotworów.
W ostatniej dekadzie, w oparciu o mRNA opracowane zostały eksperymentalne szczepionki m.in. na niektóre postaci raka piersi, raka skóry, raka prostaty, raka płuc (NSCLC), raka nerki (RCC). Powstają również szczepionki przeciw chorobom wirusowym: wściekliźnie, wirusowi RSV, wirusowi grypy H10 oraz H7, wirusowi HMV, wirusowi Zika, oraz wirusowi HMPV. Na mRNA może być również oparta szczepionka przeciwko HIV- o ile oczywiście w ogóle uda się ją ostatecznie opracować. Wszystkie wymienione szczepionki mRNA znajdują się obecnie w fazach pogłębionych testów i badań przedklinicznych - do ich ewentualnego wprowadzenia do użytku miną jeszcze długie, długie lata.
W wypadku szczepionek przeciwko COVID-19 to powolne tempo prowadzenia prac badawczych zostało przyspieszone - i to kilkunastokrotnie. Z tym właśnie wiąże się główny pakiet zarzutów sceptyków wobec tym szczepionkom.
Tak, to prawda, testy kliniczne szczepionki Pfizer-Biontech (i wszystkich pozostałych szczepionek biorących udział w wyścigu, którego stawką jest pokonanie koronawirusa) były prowadzone w bezprecedensowo szybkim tempie. Podczas gdy w wypadku innych znanych nam współczesnych szczepionek kolejne fazy testów klinicznych i dopuszczania do użytku trwały po kilka do kilkunastu lat, tym razem naukowcy i regulatorzy uwijali się w tempie kilku miesięcy.
W kluczowych testach klinicznych szczepionki Pfizer-Biontech wzięły udział 44 tysiące ochotników. Połowa z nich została zaszczepiona, pozostały 22 tysiącom wstrzyknięto placebo.
Do momentu zakończenia testów w pierwszej grupie na koronawirusa zachorowało 8 osób, w drugiej zaś - nieszczepionej - 170. Właśnie ta proporcja pozwala przedstawicielom Pfizera-Biontechu mówić o 95 procentach skuteczności szczepionki - na jednego zaszczepionego, który zachorował, przypada bowiem około 20 nieszczepionych, którzy również w tym samym czasie zachorowali.
To bardzo obiecujące wyniki, jednak nie da się ukryć, że odsetek zakażonych w grupie kontrolnej do zakończenia badań (które nastąpiło jeszcze przed drugą falą pandemii) pozostawał relatywnie niewielki. Bardzo ciekawe byłyby dane o dalszych losach obu grup - zwłaszcza w okolicznościach lawinowych wzrostów liczby zachorowań podczas II fali pandemii, które skutkowały z całą pewnością zwiększeniem odsetka chorych przynajmniej w grupie kontrolnej. Na razie Pfizer nie ujawnił żadnych danych na ten temat.
Innym związanym z wiodącymi projektami szczepionek pytaniem bez odpowiedzi pozostaje to, dlaczego szczepionka Astry Zeneki jest bardziej skuteczna w mniejszej dawce. To spotrzeżenie -zawarte również w opublikowanym w czasopiśmie „Lancet” oficjalnym sprawozdaniu z badań klinicznych - naukowcy zawdzięczają błędowi popełnionemu przez jednego z kooperantów. W jego wyniku jedna z grup ochotników uczestniczących w badaniach (1367 osób) otrzymała o połowę mniejszą pierwszą dawkę szczepionki niż zakładano. W efekcie w tej grupie skuteczność szczepionki sięgnęła aż 90 proc., podczas gdy u pozostałych zaszczepionych wyniosła 62 procent. Badacze z Astry Zeneki wciąż nie wiedzą, dlaczego tak się stało i próbują znaleźć naukowe uzasadnienie zaobserwowanego efektu. W świecie naukowym cała historia z pomylonymi dawkami wywołała jednak lawinę zarzutów pod adresem firmy - na część z nich nadal brak przekonującej odpowiedzi.
Tempo prac nad szczepionkami, skracanie procedur dopuszczających i luki w informacjach na temat badań mogą być przyczynami, dla których Polacy podchodzą do szczepionek przeciwko COVID-19 coraz bardziej nieufnie. To pod wieloma względami wyjątek - bo osób niechętnych do szczepień przeciwko koronawirusowi jest w Polsce znacznie więcej niż tych, które deklarują ogólną sympatię dla argumentów ruchów antyszczepionkowych.
Minister zdrowia Adam Niedzielski na posiedzeniu senackiej komisji zdrowia przytaczał badania, według których Polacy, którzy chcą się zaszczepić są w mniejszości. - Badania opinii prowadzone wśród obywateli mówią, że 47 proc. nie będzie chciało się zaszczepić, a chęć zaszczepienia deklaruje 37 proc. - mówił Niedzielski senatorom.
Może być jednak jeszcze gorzej. Z przeprowadzonego w połowie listopada sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM wynika, że nie chce się zaszczepić przeciwko COVID-19 aż ponad połowa Polaków (50,2 proc.). W dodatku odsetek sceptyków znacząco wzrósł od października - w analogicznym badaniu było ich wtedy 42,5 procenta. Aż 28 procent Polaków deklarowało w listopadzie, że zdecydowanie się nie zaszczepi. Dalsze 22,2 procenta wskazało na odpowiedź „raczej nie”.
Dlatego rząd zapowiada szeroko zakrojoną kampanię informacyjną mającą zachęcić do szczepień. Problem tylko w tym, że doświadczenia związane z drugą falą epidemii dość mocno podważyły zaufanie Polaków do oficjalnych źródeł informacji na temat COVID-19. Regularnie przypominane są słowa premiera wypowiedziane 1 lipca w Tomaszowie Mazowieckim. - Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii i to jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się jego bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca - mówił Morawiecki tuż przed wyborami prezydenckimi. W październiku zaś prezydent Andrzej Duda powołując się na wcześniejsze słowa byłego szefa GIS Jarosława Pinkasa bardzo twardo zapowiadał „wypłaszczenie” się zachorowań od połowy miesiąca. W drugiej połowie listopada analityk Michał Rogalski prowadzący ogólnopolską bazę danych o epidemii wykazał znaczące rozbieżności między statystykami wykazywanymi przez powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne a danymi resortu zdrowia. Skończyło się to zakazem publikowania bieżących danych przez PSSE i utworzeniem rejestru centralnego. Nie do końca wyjaśniony zostaje problem „nadmiarowych” zgonów - notowanych w coraz bardziej zastraszającym tempie od drugiej połowy września - z rejestrów stanu cywilnego wynika, że w tym roku zmarło już o
Dziś jednak na nadwyrężonej wiarygodności władz w kwestii epidemii opiera się przyszłe powodzenie programu szczepień - a tym samym nasza szansa na możliwie szybkie rozstanie się z pandemią koronawirusa.
Z analiz epidemiologów wynika dość jasno, że cała akcja masowych szczepień będzie miała sens wtedy, gdy zaszczepiona zostanie co najmniej połowa populacji. Rzecz jasna, im większy odsetek zaszczepionych, tym mniejsze ryzyko, że koronawirus będzie mógł się skutecznie rozprzestrzeniać. Z deklaracji premiera i ministra zdrowia wynika jasno, że rząd stawia sobie za cel zaszczepienie co najmniej połowy dorosłych Polaków. Zakupionych szczepionek - o ile wszystkie dostawy zostaną zrealizowane - starczyłoby zaś dla 31 milionów obywateli RP.
Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!