Bardzo głośno zrobiło się o Musze na początku 2011 roku, choć znowu niekoniecznie w kontekście, jakiego by sobie życzyła. Udzieliła wówczas wywiadu partyjnej gazetce "POgłos". Mówiła tam m.in. o starszych ludziach, którzy "są przyzwyczajeni do traktowania wizyt u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki" i poddawała w wątpliwość sens wykonywania operacji biodra u 85-latka. Tłumaczyła później, że jej słowa zostały przeinaczone.
W wywiadzie dla Kuriera Lubelskiego Joanna Mucha wyjaśniała, że krytykowała fakt, że pacjent jest często odsyłany od lekarza do lekarza, nie zawsze mając pojęcie - po co. Mimo to, jak sama przyznawała: - Błoto, które się do mnie przylepiło i próba zrobienia ze mnie jakiegoś monstrum, na pewno częściowo się udała.
O Musze nie raz mówiono, że ma we własnej partii sporo zwolenników, ale też wielu wrogów. - Część doświadczonych politycznych wyjadaczy zazdrośnie na nią patrzyło. Szybko pięła się po szczeblach partyjnej kariery. Za szybko. Na przykład w komisji zdrowia odsuwano ją na boczny tor, nie chciano mieć konkurencji – ocenia dziś były już poseł PO. - Bardziej widoczna była niechęć do niej kobiet, niż mężczyzn. Proszę sobie odpowiedzieć, dlaczego – dodaje z przekąsem.
W 2011 roku winda jej kariery znowu ruszyła w górę. W wyborach w 2011, startując z drugiego miejsca zdobyła ponad 45,5 tys. głosów. Był to wówczas najlepszy wynik w okręgu lubelskim. Nawet Elżbietę Kruk, od lat funkcjonującą w polityce, startującą z „jedynki” listy PiS, poparło wówczas zaledwie 30 tys. osób.
Po wygranych przez PO wyborach została ministrem sportu i turystyki (sama postulowała, żeby nazywać ją „ministrą”). Na zdjęciu - 18 listopada 2011 roku, zaprzysiężenie nowego rządu Donalda Tuska, Joanna Mucha odbiera ministerialną nominację od Bronisława Komorowskiego