Agnieszka Niezgoda wciela się w rolę wybitnej malarki Olgi Boznańskiej

Karina Obara
Agnieszka Niezgoda: - Mój pies, Kleks zgodził się nawet zagrać rolę suczki Kiki. Przekonałam go smakołykami, jest bardzo otwarty i tolerancyjny, pokorny jak prawdziwy aktor.
Agnieszka Niezgoda: - Mój pies, Kleks zgodził się nawet zagrać rolę suczki Kiki. Przekonałam go smakołykami, jest bardzo otwarty i tolerancyjny, pokorny jak prawdziwy aktor. Julia Andruszko
Rozmowa z Agnieszką Niezgodą, aktorką Teatru Baj Pomorski, o jej autorskim spektaklu inspirowanym postacią malarki Olgi Boznańskiej pt. „Mój portret”.

Zobacz wideo: W Bydgoszczy pojawiła się instalacja "Kadr na miłość"

- Cała jest pani Olgą Boznańską!
- A zaczęło się od mojego psa Kleksa. Trzy lata temu moja koleżanka przyniosła mi zdjęcie Olgi Boznańskiej z psem. Okazało się, że mój Kleksik jest identyczny jak Kiki, suczka Boznańskiej. Niektórzy twierdzili, że to kolejne wcielenie psa Boznańskiej. Zaczęłam głębiej wnikać w twórczość tej malarki, odwiedzałam muzea, gdzie były jej obrazy. Zachwyciła mnie jej twórczość. Zamówiłam perukę u profesjonalnej perukarki, Magdaleny Mikowskiej, byłam pewna, że kostium pomoże wykreować tę postać. Pół roku rozmawiałyśmy o kolorze włosów Boznańskiej. Mój pies jest małym aktorem, reaguje na słowo „TEATR!, ożywia się i popisuje, spędził dużo czasu w teatralnej garderobie, zna zapach sceny i kostiumów. Myślę, że jest gotowy, aby grać ze mną w spektaklu. To on zainicjował mój projekt. Kleks zgodził się nawet zagrać rolę suczki Kiki. Przekonałam go smakołykami, jest bardzo otwarty i tolerancyjny, pokorny jak prawdziwy aktor. Mając perukę i psa ruszyłam w tę twórczą podróż budowania spektaklu: Kraków – Warszawa – Poznań – Wrocław – tam kilkadziesiąt minut oglądałam jeden obraz. Byłam poruszona wielkim talentem artystki. Delikatne światło z jej obrazów dociera w głąb mojej duszy. Spektakl rodzi się we mnie z mrówczej pracy, także z lektury, doświadczania sztuki, pozowania i malowania. Obecnie znalazłam przychylne miejsce do realizacji prób w XIX-wiecznej sali kolumnowej Towarzystwa Naukowego Torunia.

Czytaj też: Ważne jest, żeby mieć kogoś, z kim można prawdziwie rozmawiać. Do rozpaczy i smutku mamy pełne prawo

- Wygląda to wszystko bardziej na performance. Widz jest jednocześnie uczestnikiem pani sztuki.
- Tak, jednak w ostatecznej wersji przedstawienia oprócz działania będzie także oryginalny tekst literacki. Teraz go komponuję jak partyturę utworu scenicznego. Kiedy miałam już psa i perukę, moje przyjaciółki, toruńskie malarki zaproponowały, że namalują moje portrety. Zaprosiłam je do projektu. Pierwsza z nich to Ewa Zielińska, teraz zawodowa malarka, a zaczynała tak, jak Boznańska – robiąc kopie. W czasach młodości Boznańskiej kobiet nie przyjmowano do Akademii Sztuk Pięknych. Drugą malarką jest bardzo ekspresyjna portrecistka Joanna Dąbkiewicz-Luścińska, a trzecią Iwona Liegmann, która nie tylko maluje, ale też działa na rzecz dobrostanu zwierząt. Przez wiele dni przygotowując się do roli, przebywałam w ich w pracowniach. Trzy obrazy ich autorstwa, które powstały, będą eksponowane w moim spektaklu.

- Obrazy jako aktorzy w spektaklu?
- No właśnie! Nigdy nie słyszałam, aby coś takiego miało miejsce na scenie, a u mnie w spektaklu obrazy zagrają bardzo ważną rolę. Połączenie prawdziwych malarek z wykreowaną postacią jest kluczowe w tej inscenizacji. Nie mogłabym „być” Boznańską, gdybym nie weszła w świat współcześnie żyjących i tworzących portrecistek. Obserwowałam, jak nakładają farby, jak trzymają pędzle. Rozmawiałyśmy o malowaniu.

- Teraz rozmawiamy w zainscenizowanej pracowni Olgi Boznańskiej w sali kolumnowej, gdzie czuję się tak, jakbym przeniosła się w czasie.
- Taka uniwersalna pracownia może być wszędzie – w Paryżu, Monachium, Krakowie albo w Toruniu. Zapraszam tu gości, tak jak ona. Można tu zjeść chleb z dżemem, tak jak u niej, napić się herbaty czy kawy. Jeśli ktoś ma ochotę, może też pozować mi do obrazu, tak jak robili to goście Boznańskiej. Na żywo, podczas swobodnej rozmowy, malując portrety pracuję nad rolą. Jedna z pozujących pań, powiedziała mi: czuję się tak, jakbym już była obrazem. To o tym jest moja sztuka. Oczywiście nie jestem malarką. To nie ja maluję, tylko postać, którą stwarzam na scenie. Nie jestem też biografką ani historyczką sztuki, chcę jedynie stworzyć metaforyczny, uniwersalny obraz artystki. I zaprosić widzów do uczestniczenia w procesie twórczym, który jest przecież ciężką pracą, zazwyczaj niewidoczną dla odbiorcy sztuki. Zapraszając tu ludzi, rozmawiając o ich przeżyciach, podobnie jak każda malarka, która maluje portret, wnikam w osobę portretowaną. To bardzo ważna intymna relacja, często nie ma na nią czasu w naszym świecie, a zwłaszcza gdy dzieją się rzeczy straszne. Nie rozumiem, wiec nie komentuję, wszystkich okropności świata - śmierci, pandemii, która nas wszystkich dotknęła, nieszczęść, ani tego zła, które człowiek robi człowiekowi. Rozumiem za to jedną rzecz i chcę ją przekazać w spektaklu, że sytuacja, w jakiej znajduje się portretowany model-widz, jest jedyną znaną mi formą bezpośredniego uczestniczenia odbiorcy w procesie twórczym artysty. Sztuka według mnie jest wyższą forma komunikacji między istotami. Portretowany stwarza dzieło wraz z artystą.

- A co teraz pani maluje?
- Jak to co? Panią! W ten sposób uczestniczy pani w procesie twórczym. Pozowanie to jedyna taka wyjątkowa okazja do współtworzenia. To spotkanie twórcy i odbiorcy sztuki, w którym przeżywamy wspólnie ważny moment narodzin sztuki. Tylko nieliczni wiedzą, że akt twórczy trwa wiele godzin, podczas których artysta zmaga się z tym, co robi, ma gonitwę myśli, jest głodny, ktoś mu umarł, życie trwa. Podczas każdego spektaklu będę malować nowy obraz. Uczestnicy-widzowie to maksymalnie 40 osób. Mój projekt stypendialny trwa do grudnia 2021 r. Spektakle chcę zagrać w nietypowych miejscach– w galeriach sztuki, w liceach plastycznych, wszędzie, gdzie uczestnicy zechcą doświadczyć, czym jest świat stwarzania sztuki. Na początku narodzin sztuki teatralnej widz, podobnie jak aktor, był performerem. We wspólnym tańcu przy ogniu aktor i widz był jednym. Tę ideę przekładam na przenikanie się świata portrecisty i portretowanego. Myślę, że taką granicę przekraczała właśnie Boznańska, mówiono, że wnikała w duszę portretowanego.

- To panią w niej urzekło?
- Urzekła mnie jej wielka pasja malowania. Powiedziała, że w dzień, w którym nie będzie mogła malować, umrze. I tak się stało. Odeszła następnego dnia, po tym, jak ciężko chora znalazła się w paryskim przytułku. Swojego modela potrafiła malować po kilka tygodni, miesięcy albo i lat. Nawet Stryjeńska się z niej śmiała, że model czasami przytył, umarł, a ona wciąż go malowała. Jej obrazy to arcydzieła. Postaci unoszą się, są przezroczyste, jakby rzeczywiście malowała duszę portretowanego. Bardzo była oddana sztuce. Urodziła się w 1865, a zmarła w 1940 r. Zahaczyła o dwie wojny, mieszkała w Krakowie, Monachium i Paryżu, nie ustawała w malowaniu. Gdy miała 35 lat rozstała się ze swoim ostatnim narzeczonym, namalowała jego portret, z którym później wszędzie podróżowała. Powiedziała wówczas, że czas się dla niej zatrzymał. Została w XIX-wiecznych sukniach, niemodna, zatrzymana w czasie. Zrezygnowała z życia osobistego, poślubiła sztukę. Malarstwo to nie był jej zawód, ale jej życie. Wielu uznało ją za dziwaczkę, zwłaszcza po samobójczej śmierci siostry Izy. Wtedy Boznańska nie wiedziała często, w jakim mieście się znajduje, w której pracowni. Ale gdy stawała przed sztalugą, odzyskiwała wyprostowaną postawę, świadomość i radość istnienia.

- Czy tak samo, jak Boznańska bez malowania, nie może pani żyć bez teatru, bez grania?
- Nie chodzi o grę, ale o kreację, o tworzenie. Bez tego nie umiem żyć. Moja poprzednia autorska kreacja to metaforyczna „pamięć miasta” Pani Durabo, czyli 800-letnia mieszkanka Torunia, która m.in. była żoną kata i nianią Kopernika. Kocham tworzyć, wymyślać światy i w nich mieszkać jako kolejna postać. Teraz myślę, że my artystki wszystkie jesteśmy Boznańskimi. Takie osobowości jak ona nie umierają, ale żyją w nas wszystkich, które wybieramy sztukę jako swój dom. Jeśli Boznańska wybrała sztukę portretu, to nie była samotną osobą. Żyła wśród ludzi, musiała ich kochać. Godzinami patrzyła w ich oczy, a ich dusze zapisywała drobnymi dotknięciami pędzla na płótnach. Była delikatna, szlachetna, wręcz naiwna. To, co zarobiła, często rozdawała potrzebującym, ale i nędzarzom, którzy niejednokrotnie ją naciągali.

- Taki spektakl, jak pani, wymaga odwagi. Jak wielu ludzi odważy się wejść w świat uczuć i nie wystraszyć się ich?
- Dopóki nie wejdą do mojej pracowni, nie dowiedzą się, jak ważna jest dla nich sztuka. Każdy z portretowanych przeze mnie mówił mi, że doświadczył niesamowitej chwili: uważności, bliskości, relaksu. Znikają niepokój i lęk, a czas przystaje.

- Jedno mnie jeszcze zastanawia. Właśnie zmarła pani przyjaciółka, a pani nie przestaje malować. Jest pani w żałobie i w procesie twórczym? To musi być bardzo trudne do pogodzenia.
- Tak, umarła Jolanta Gutkowska, starsza koleżanka ze sceny - aktorka, była mi bardzo bliska. Kochała życie, sztukę, teatr i ludzi. Zawsze mnie wspierała. Kilka dni temu odeszła, ale w przedziwny sposób wpisała się w ten projekt, bo właśnie czas, który pokazuję w przedstawieniu, to dni po śmierci siostry Boznańskiej. W obliczu śmierci wszystko staje się nierzeczywiste. Tylko obrazy zatrzymane na płótnach są prawdziwe. Teraz jest podobnie. Sztuka zmieszała się z życiem. Obie z moją przyjaciółką doświadczałyśmy wielkiej miłości do teatru. A przecież w teatrze nie ma prawdziwej śmierci. Gdy byłam w Krakowie w domu Boznańskiej zobaczyłam, jak światło słoneczne wpadające przez okna do pracowni malarki wciąż trwa, to samo od ponad stu lat.

Projekt „Mój portret” finansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Sportu będzie pokazywany w wielu miejscach w całej Polsce, o czym będziemy Państwa informować w prasie i w mediach społecznościowych.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet