Anna Apel jako dziewczynka chorowała na nowotwór, teraz pomaga chorym dzieciom

Bożena Kończal
Bożena Kończal
Anna Apel, szefowa Fundacji Na Ratunek dzieciom z Chorobą Nowotworową
Anna Apel, szefowa Fundacji Na Ratunek dzieciom z Chorobą Nowotworową Łukasz Gawroński
Życie jest pełne niespodzianek. Gdyby 30 lat temu ktoś powiedział Annie Apel, że będzie kierowała Fundacją „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”, pewnie by nie uwierzyła. Tymczasem dawna pacjentka wrocławskiej kliniki onkologicznej dla dzieci rozpoczęła 1 września pracę w Fundacji. Tego też dnia po raz drugi ruszyła najważniejsza, ogólnopolska kampania Fundacji „Złota Wstążka”. Dodajmy, że mieszkająca w Warszawie Anna podjęła współpracę z Fundacją zaledwie przed rokiem od udziału w przygotowaniu tejże kampanii.

Wrzesień jest na świecie miesiącem świadomości nowotworów dziecięcych, a jej symbolem jest właśnie złota wstążka – mówi Anna Apel. - Wstążki są pozawerbalnym symbolem nadziei, solidarności i świadomości. Uważam, że każde dziecko powinno mieć realną szansę na wyzdrowienie, na szczęśliwe, wolne od choroby dzieciństwo. To stało się powodem, dla którego w ubiegłym roku zainicjowaliśmy Kampanię Złotej Wstążki, której celem było zwiększenie świadomości nowotworów dziecięcych w Polsce oraz pozyskanie środków na leczenie dzieci z Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”.

Mimo pandemii koronawirusa, kampania przed rokiem przyniosła więcej niż dobre rezultaty.

- Realizowaliśmy ją w czasie, gdy większość firm w ramach działań społecznych ukierunkowywała się na pomoc w walce z pandemią, a fundraising oparty o eventy czy imprezy masowe nie był możliwy. Większość partnerów kampanii nie współpracowała dotąd z Fundacją, nie mieliśmy zatem wspólnych doświadczeń we współpracy, dopiero się poznawaliśmy. Paradoksalnie, to skierowało nasze myślenie na nowe formy fundraisingu i pozwoliło wypracować innowacyjne i skuteczne, obopólnie korzystnie rozwiązania realizowane po raz pierwszy na taką skalę, nie tylko w Polsce – wyjaśnia Anna Apel, która w kampanii odpowiadała za budowanie relacji z partnerami biznesowymi z całej Polski.

- Celem tegorocznej Kampanii „Złota Wstążka" jest edukacja, profilaktyka i wsparcie w chorobie. Skupiamy się na białaczce, jej objawach, leczeniu i profilaktyce, ponieważ zachorowalność na białaczkę rośnie, sięgając do 300 przypadków rocznie i jest drugą najczęstszą przyczyną zgonów ze wszystkich powodów zdrowotnych - wyjaśnia Bartłomiej Dwórnik z Fundacji. – Założenia kampanii to: uczulić rodziców, by nie bagatelizowali niepokojących objawów, podpowiedzieć, jakie badania wykonać i jak często, co robić, żeby ograniczyć ryzyko choroby. Chcemy też zwrócić uwagę na dzisiejsze, bardzo skuteczne metody leczenia, ale też doradzić, jak być oparciem dla chorej osoby i jej najbliższych. Białaczka to nie wyrok i można ją pokonać. Na stronie Kampanii www.zlotawstazka.pl znajduje się wiele materiałów edukacyjnych, informacyjnych, udostępnione są na wolnej licencji Creative Commons, tak by można było z nich korzystać i legalnie udostępniać wszędzie, gdzie to tylko możliwe – dodaje Bartłomiej Dwórnik.

W ubiegłym roku, podczas pierwszej edycji kampanii, Fundacja dotarła do 7 mln odbiorców (radio, telewizja, prasa, internet), 3 mln unikalnych użytkowników w social mediach, ponad 260 tysięcy unikalnych użytkowników na stronie www.zlotawstazka.pl. W tegorocznej edycji, wzorem ubiegłego roku, dosłownie każdy będzie mógł aktywnie wesprzeć dzieci chore na nowotwory i nie trzeba koniecznie sięgać do portfela – wystarczy wziąć udział w rekreacyjnym wyzwaniu RakReaton. Za milion kilometrów zrobionych przez jego uczestników partnerzy akcji przekażą na pomoc dzieciom z wrocławskiej kliniki onkologicznej Przylądek Nadziei 100 tys. zł.

Smutna statystyka

Nowotwór u dzieci zwykle rozwija się w szybszym tempie niż u dorosłych. Jeśli na czas nie zostanie postawiona diagnoza i nie rozpocznie się leczenie, jeśli wszystko nie zostanie zrobione natychmiast zgodnie ze standardami światowymi, to dziecko ma małe szanse na przeżycie. Chorują dzieci w każdym wieku, zdarzają się nawet przypadki, kiedy noworodek przychodzi na świat już z rakiem. Choć np. w przypadku białaczek da się określić okres szczytu zachorowań. W przypadku białaczki 3 na 4 przypadki to tzw. ostra białaczka limfoblastyczna, przypada na 2-5 rok życia (uleczalność 90 procent). W przypadku ostrej białaczki szpikowej, zachorowalność występuje do 2. roku życia albo w wieku nastoletnim (uleczalność 65 proc.).

Statystyki mówią, że w Polsce co roku na raka choruje ponad 1000 dzieci, co stanowi około 1 procent ogółu zachorowań na nowotwory w społeczeństwie. Najczęściej występują; białaczki 28,7 proc., guzy mózgu 16,3 proc., chłoniaki 14,3 proc., rak układu współczulnego 6,6 proc., nerek 6,5 proc., retinoblastoma 2,7 proc., nowotwór wątroby 1,5 proc. Według danych krajowego konsultanta w dziedzinie onkologii pediatrycznej, każdego roku w naszym kraju leczeniu przeciwnowotworowemu poddawanych jest 2000-2200 dzieci, a około 10 tys. wymaga monitorowania stanu zdrowia. Około 80-85 procent małych pacjentów udaje się uratować. Wyleczalność i jakość leczenia w Polsce nie odbiega od standardów europejskich. Nowotwory dziecięce stanowią w krajach Unii Europejskiej, w tym także w Polsce, drugą, po wypadkach, urazach i zatruciach - ale pierwszą chorobową - przyczynę zgonów dzieci i młodzieży od 1. roku życia do 19 lat.

W krajach UE każdego roku rozpoznaje się nowotwór złośliwy u ponad 15 tys. dzieci i młodzieży. Każdego roku z tej przyczyny umiera około 3000 dzieci. W sumie w krajach UE żyje blisko 500 tys. dorosłych, którzy w dzieciństwie zmagali się z chorobą nowotworową, przy czym szacuje się, że w latach 2020-2025 liczba ta sięgnie miliona osób.

Co mogą zrobić rodzice, aby zadbać o swoje dziecko? Podstawą są badania profilaktyczne, nie wolno bagatelizować niepokojących objawów, trzeba naciskać na lekarza pierwszego kontaktu, żeby zlecił komplet badań, a nie działał rutynowo. W przypadku białaczek, którym dedykowana jest tegoroczna edycja Złotej Wstążki, warto zwrócić uwagę na takie objawy, jak: bladość, krwawienie, częste infekcje, apatia, senność, duszności, ból kości lub stawów, powiększone węzły chłonne, bóle brzucha i osłabienie, utrata wagi i słaby apetyt, pojawianie się większej ilości siniaków czy wybroczyn to powód do zrobienia badania. Ważne, żeby zrobić to szybko. W przypadku białaczek pojawiła się duża szansa, dla dzieci w postaci terapii CRA-T – koszt refundowany od września 2021 roku.

Pokonać raka

Anna Apel, nowa szefowa Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”, jest wrocławianką. Chętnie wraca do tego miasta, chociaż właśnie tu przeżyła najgorsze chwile. Miała dziewięć lat, gdy pewnego dnia jej oko zaczęło łzawić krwią. Może to problem okulistyczny? - zastanawiali się rodzice. Rozpoczęły się konsultacje lekarskie. Dopiero z czasem pojawił się guzek w okolicy prawego oka. Z tamtego okresu pamięta przede wszystkim kolejki do rejestracji, do gabinetów lekarskich, ponure ściany szpitali pomalowane emalią, drewniane krzesła z metalowymi nogami, które z tak nieprzyjemnym zgrzytem poddają się jakimkolwiek ruchom, zepsute mrugające jarzeniówki, szpitalne korytarze na poziomie -1.

Pani Anna śmieje się, że może dlatego nigdy w życiu nie obejrzała ani jednego horroru. Wtedy raczej podążała za rodzicami, bardziej miała poczucie, że coś jest nie tak jak być powinno, ale nie miała jeszcze świadomości z iloma wyzwaniami przyjdzie się im zmierzyć. Pierwszy szpital był nawet przyjazny. Miał swój rytm, jak wszystkie inne szpitale. W ciągu dnia nawet nie tak deprymujący z uwagi na kontakt z innymi dziećmi-pacjentami. Dopiero noce były nieprzyjemne, kiedy najtrudniej było znieść rozłąkę z rodzicami, okropnie skrzypiące szpitalne łóżko na sprężynach i koc w sztywnej pościeli. Wielkie ciemne okna.

Leczyła się prawie dziewięć lat, w wielu ośrodkach w kraju i za granicą. Najpierw była chemioterapia, potem operacje, naświetlania. Leczenie rozpoczęło się w Polsce, głównie przy Bujwida w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu, było kontynuowane we Francji w prywatnym szpitalu, a potem znów w Polsce. Z tego czasu pamięta przede wszystkim ludzi -profesor Bernardę Kazanowską, doktora Marka Pudełko i doktora Bernarda Luboinskiego z Francji – osoby o wielkich sercach, zaangażowanych, uważnych, wspierających, którzy ratowali życie w tych najbardziej krytycznych momentach, ale też obdarzyli swoim ciepłem, troską całą jej rodzinę.

Co choroba zmieniła w życiu jej i jej bliskich?

Wszystko. Choroba nowotworowa dziecka zmienia całą rodzinę. Każdego doświadcza inaczej, ale wszystkich niezwykle głęboko. Każdy doświadcza innego wymiaru cierpienia, gniewu, złości, smutku, żalu, ale też nadziei i determinacji.

Mama małej Ani, która – jak ocenia jej córka – jest raczej delikatnej konstrukcji psychicznej, w trakcie choroby objawiła swoje waleczne oblicze. Jej determinacja w walce o zdrowie i życie dziecka, przeogromne poświęcenie, upór, pokonywanie własnych chwil słabości i strachu sprawiły, że dziś jej córka jest na świecie i może cieszyć się szczęśliwym życiem, być żoną i mamą.

Pamięta też tatę, który całą noc siedział przy jej szpitalnym łóżku na krześle, a rano szedł do pracy. I nigdy nie okazał zwątpienia czy braku siły. To była ta jasna strona życia w chorobie, na tyle, na ile być mogła. Na pewnym etapie choroby mama Ani zrezygnowała z pracy, aby być przy chorej córce. To konieczność. Tak postępuje wielu rodziców, ale często powoduje to utratę finansowej stabilności rodziny, co dodatkowo ją obciąża.

Leczenie kosztuje i to sporo. Jej rodzina doświadczyła wiele dobrego od wypróbowanych przyjaciół. Fundusze na leczenie Ani to opowieść o ludziach, o wrażliwych sercach. Przyjaciel taty sprzedał samochód na jej leczenie i zagroził zerwaniem przyjaźni, gdyby rodzice chcieli kiedyś te środki zwrócić. Irena, najlepsza przyjaciółka mamy, namawiała ją, aby zwolniła się z pracy i zaoferowała finansowe wsparcie. To historia pracodawcy, który utrzymał dla mamy miejsce pracy, wiedząc, że leczenie córki może potrwać. Historia o zajętej linii w konsulacie w Paryżu (wtedy nie było telefonów komórkowych), kiedy mama Ani zdecydowała, że nie rozłączy się, dopóki konsul nie zadeklaruje pomocy w fundraising na leczenie we Francji.

- Dziś jest łatwiej dotrzeć z pomocą. Dla wszystkich tych osób, które chciałyby wspierać dzieci chore na nowotwory, uruchomiliśmy #5dla Przylądka, czyli możliwość automatycznej systematycznej comiesięcznej formy wsparcia w dowolnie wybranej kwocie, począwszy od 5 zł – mówi pani Anna. – Myślałam o tym ostatnio, jak pandemia i lockdown naraziła nas wszystkich na dyskomfort w decydowaniu o sobie, samostanowieniu. COVID-19 zamknął nas w domach, dla niektórych był źródłem strachu, obaw, niepokojów, dla innych dyskomfortu z powodu utraty dotychczasowego życia, a jeszcze innym odebrał bliskich, przyjaciół. Rodzina, w której pojawia się choroba nowotworowa dziecka, doświadcza takiego fizycznego i emocjonalnego lockdownu przez bardzo długi czas. I nie można wstrząsnąć ramionami i pozbyć się trudności, niekiedy perspektywa wyzdrowienia nie jest dana – nie wiadomo, jak długo jeszcze i z czym przyjdzie się jej zmierzyć. Tym bardziej jest mi bliska Klinika Mentalna, autorski program Fundacji w Przylądku Nadziei, dzięki któremu dzieci, rodzice, a także pracownicy opieki medycznej mogą skorzystać z bezpłatnej pomocy psychologicznej, nie tylko w trakcie leczenia, ale również po jego zakończeniu. Reintegracja ze środowiskiem szkolnym, powrót do pracy to proces, w inny sposób obciążający życie rodziny. Dobrze jest mieć przy sobie osobę, psychologa, który nam w tym pomoże. Chciałabym, aby taka codzienna pomoc psychologiczna, wsparcie mogły dotrzeć do rodziców wszystkich chorych dzieci w Polsce. I do tego między innymi projektu będę szukać partnerów - dzieli się przemyśleniami Anna Apel.

Choroba kształtuje charakter

Dziś jako dorosła osoba potrafi swobodnie mówić o swojej chorobie. To część jej życia, którą szczęśliwie ma już za sobą i wyniosła z niej wiele dobra. Widać to dopiero retrospektywnie. Chorowała blisko dziewięć lat. Przyjmowała chemioterapię, miała wiele operacji i naświetlań. Konsekwencją operacji ratujących życie było to, że twarz i szyja pani Anny zostały trwale oszpecone. To zwracało uwagę, do dziś zwraca. Ale doświadczenie fizycznego bólu, społeczna i rówieśnicza alienacja wraz z dojrzewaniem i dorastaniem stały się, jak mówi, źródłem jej siły.

- Jestem silna psychicznie, bo wiem, jak wiele mogę znieść. Mam w sobie wiele odwagi, hardości, co przypisuję temu, że przeszłam chorobę nowotworową. W różnych momentach życia inaczej odczuwam to, co choroba zmieniła w moim życiu. Jako nastolatce zabrała mi ten ważny dla młodej kobiety aspekt atrakcyjności, w zamian ukierunkowując mnie na inne rodzaje piękna – duchowego, intelektualnego. Cierpienie i walka z chorobą umocniły mnie, lepiej przyjmuję porażki, inaczej stawiam priorytety i rozkładam akcenty w życiu.

Początkowo bardzo zależało jej na chodzeniu do szkoły, bo szkoła była wówczas dla niej nie miejscem zdobywania wiedzy, ale doświadczeń, normalnego życia, takie, jakie mieli rówieśnicy. Dawała szansę na budowanie relacji koleżeńskich, przyjacielskich. I to była jej wartość. Z czasem, w indywidualnym trybie nauczania, kiedy do szkoły podstawowej chodzić nie mogła, odkryła piękno niezależności od rygoru szkolnego. Bardzo dobrze się w nim odnalazła. W konsekwencji później, w liceum, utrzymała ten tryb. Sama decydowała, kiedy, czego i jak dokładnie się uczyć. Szkoda było życia i czasu na uczenie się rzeczy, do których nie miała serca. Rodzice przystali na taką argumentację. Post factum wypisywali jej zwolnienia z lekcji, bo lubiła chodzić na wagary… do duszpasterstwa. Dzięki temu miała czas, aby rozwijać pasje – teatr, operę, pisanie, czytanie, twórczość własną, śpiewanie. Ten wiek, który jest nacechowany młodzieńczym buntem, miała dobrze poukładany i niezwykle intrygujący intelektualnie, duchowo, emocjonalnie. Poznała wtedy przyjaciół, z którymi przyjaźni się do dziś.

Pani Anna zna dobrze języki angielski i francuski oraz włoski raczej biernie. Czy leczenie we Francji sprawiło, że postanowiła uczyć się języków obcych i zostać poliglotką?

- Poliglotą jest kolega mojego synka Jasia, lat 5, który mówi biegle w czterech językach i za każdym razem, jak się spotkamy, uczy mnie nowych słówek – mówi z uśmiechem pani Anna i dodaje. – Z angielskim było tak. W jednym z najtrudniejszych momentów mojej choroby, gdy nie było wiadomo, co ze mną będzie, tato wysłał mnie na naukę angielskiego do Anglii. To była ta jego supermoc – walczymy niezależnie od tego, jakie są rokowania, bo nadzieja odchodzi ostatnia. A kiedy wyjechałam na leczenie do Francji, obiecałam sobie, że kiedyś nauczę się francuskiego i wrócę podziękować doktorowi Luboinskiemu za to, że zrezygnował ze swojego honorarium i w prywatnym szpitalu leczył mnie za darmo. Po dwudziestu latach spełniłam obietnicę, pojechałam do niego do Paryża. Doktor był zaskoczony i wzruszony, zresztą oboje byliśmy.

Gdy chorowała, paradoksalnie bała się, ale nie śmierci. Bała się kilku rzeczy związanych z cierpieniem fizycznym – punkcji w kręgosłup, pobierania krwi z palca i tego, że jak pękną jej wszystkie żyły na rękach i nogach od chemii, to lekarze zrobią jej wkłucie na szyi albo na głowie. To była jej trauma. Pamięta, jak na zakończenie jednego z cyklów chemioterapii ostatnią kroplówkę trzeba było podać, wkłuwając się do żyły na stopie. I to wkłucie poszło bokiem i spuchła jej cała stopa. Miała zabandażowane obie ręce jak mumia i nogę, której nie mogła włożyć do buta. Siedziała na łóżku i płakała, bo wydawało się jej, że właśnie spełni się koszmar i będą kłuć ją w szyję.

Dziś dzieci mają wkłucie centralne, tzw. cewnik Broviaca i zamiast kilkuset kłuć do podania leków czy pobrania krwi - jedno. Ale cewnik wymaga regularnego przepłukiwania i absolutnej sterylności, dlatego najczęściej stosuje się je w szpitalach pod kontrolą personelu medycznego. Fundacja „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” od 2019 roku prowadzi program wyposażania małych pacjentów w zestawy do samodzielnego przepłukiwania cewnika Broviaca w domu – to ważne, bo dzięki temu spędzają one mniej czasu w szpitalu, co daje im radość i zapewnia bezpieczeństwo. I to jest kolejny obszar wsparcia podopiecznych Fundacji, do którego pani Anna chciałaby zaprosić darczyńców indywidualnych i firmy.

Głodna wiedzy i świata

Choroba nie pozbawiła obecnej prezes Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” marzeń o studiach. Przeciwnie. Była i jest głodna wiedzy oraz świata. Najpierw studiowała więc nauki polityczne – w Polsce na Uniwersytecie Wrocławskim i we Francji (Strasbourg). Potem – ekonomię na Uniwersytecie Wrocławskim. Ubiegły rok upłynął pod znakiem Sustainable Finance na Frankfurt School of Finance and Management oraz Sustainable Business Strategies na Harvard Business School. Pracowała jako menedżer ds. CSR w wielkich bankach, m.in. w Santanderze, prowadziła też własną firmę consultingową w obszarze CSR i zrównoważonego rozwoju oraz odpowiadała za projekt systematyzacji współpracy międzynarodowej Banku Gospodarstwa Krajowego. Skąd takie zainteresowania?

- Podczas studiów we Francji pracowałam w Parlamencie Europejskim dla szkockiego eurodeputowanego, ponieważ Polski nie było wtedy w Unii Europejskiej. To był ciekawy staż, który związany był między innymi ze współpracą Unii Europejskiej z krajami Afryki, Karaibów, Pacyfiku, którego jednym z wymiarów był zrównoważony rozwój i pomoc dla państw się rozwijających. Niedługo po powrocie do Polski zajęłam się odpowiedzialnością przedsiębiorstw za ich wpływ społeczny i środowiskowy- zawodowo i naukowo – wyjaśnia Anna Apel.

Najwięcej satysfakcji daje jej praca, w której może realizować projekt w zespole z osobami, których wiedza i doświadczenie, kompetencje dawały jej szansę na rozwój, którzy byli lepsi od niej.

Zna swoje mocne strony i wyjątkowe kompetencje, podobnie jak zdaje sobie sprawę z tego, czego nie potrafi, jak również czego nie musi i nie potrzebuje się nauczyć. Nie chce w pracy być człowiekiem orkiestrą, raczej wirtuozem, ale nie solistą. Jej zdaniem ważne jest, kiedy na koniec dnia można przyczynić się do realizacji czegoś więcej niż wynik finansowy, choć trochę kontrybuować do większego dobra… Może dlatego jej współpracownicy oceniają, że ma dobre podejście do ludzi, umie rozmawiać i słuchać, a w realizacji zadań jest zorganizowana jak... personifikacja Excella. Teraz zaczyna nowy rozdział, pracę w Fundacji.

Pomagać, ale jak

Pani Anna uważa, że każdy z nas może ofiarować coś drugiemu człowiekowi, według własnych możliwości – wsparcie emocjonalne, obecność, pomoc materialną lub rzeczową, że w przypadku darczyńców indywidualnych nie tyle ważna jest skala pomocy, co wybór takiego obszaru zaangażowania, któremu będziemy wierni oraz systematyczność tego wsparcia. To daje dużą stabilizację organizacjom pozarządowym, ale też radość pomagającym, że jest się częścią rozwiązania jakiegoś ważkiego problemu społecznego.

Nie ma dnia bez apeli o pomoc w ratowaniu chorych dzieci. Czy to nie sprawia, że ludzie, nie wiedząc, komu pomóc, nie pomagają nikomu, a gdy wybucha jakaś afera, że ktoś zorganizował fałszywą zbiórkę, przestają w ogóle reagować? - Myślę, że niegodziwość innych ludzi, realizujących fałszywe zbiórki, nie usprawiedliwi naszej bierności. Natomiast wobec mnogości potrzeb osób chorych, braku środków na innowacyjne terapie czy kosztowne operacje, taka dezorientacja jest zrozumiała, bo konkurują o naszą atencję zbiórki ratujące zdrowie i życie – uważa Anna Apel.

- Właśnie wtedy pomaga wybór określonej fundacji, celu społecznego, co nie wyklucza przecież doraźnego wsparcia innych potrzeb, które przemówią do naszej wrażliwości – dodaje.

Jak nowa szefowa Fundacji zamierza przekonać przedstawicieli biznesu, że powinni pomagać właśnie Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”?

- Chciałabym najpierw stworzyć strategię rozwoju Fundacji, wyznaczyć jej obszary działań i programy, aby podstawą naszego partnerstwa był wspólny cel, który w ramach współpracy będziemy mogli zrealizować, a następnie rozliczyć się z rezultatów względem naszych podopiecznych – dzieci oraz ich rodzin, i dalej idąc, wszystkich kluczowych interesariuszy. I choć może zabrzmi to kontrowersyjnie, to równie ważne jak pomoc dzieciom z chorobą nowotworową, jest poznanie motywacji i potrzeb biznesowych naszych partnerów. Od tego zaczynam. To był punkt wyjścia do ubiegłorocznego fundraisingu w Kampanii Złotej Wstążki. Znając wartość, jakiej biznes poszukuje we współpracy z organizacją pozarządową, znacznie łatwiej jest nam stworzyć formułę współpracy, satysfakcjonującą obie strony – mówi Anna Apel.

Jaka pomoc ze strony Fundacji jest najpilniej potrzebna Klinice Przylądek Nadziei?

- Skala zadań jest ogromna. Klinika pomaga rocznie około 2000 dzieci. Na oddziałach jest 75 łóżek i szpital dzienny – ambulatorium. Każdego dnia około 100 dzieci „przewija się” przez klinikę. Najpilniejsze potrzeby dzisiaj to pomoc psychologiczna, zaniedbywana przez większość placówek, a u nas realizowana chyba najlepiej w Polsce przez Klinikę Mentalną. A jeśli chodzi o potrzeby bardziej materialne, to przede wszystkim dostęp do nierefundowanych leków, terapii i preparatów medycznych, których nie zapewnia szpital. I organizowanie jak najwięcej „normalności” i „codzienności” w szpitalu. Takiego zwykłego dzieciństwa – wylicza Anna Apel.

Gdzie nowa szefowa Fundacji widzi się za 10 lat? Wyznaje, że ma nadzieję współtworzyć największą w kraju, a może i w regionie, organizację pozarządową, która holistycznie będzie wspierać wszystkie dzieci chore na nowotwór oraz ich rodziny, obejmując trzy etapy choroby – diagnozę, leczenie i wsparcie dla ozdrowieńców, ale też współfinansować badania, przyznawać granty, prowadzić skuteczne kampanie informacyjne i edukacyjne, a nade wszystko – nieprzerwanie zapewniając dostęp do leczenia ratującego zdrowie i życie podopiecznym Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Anna Apel jako dziewczynka chorowała na nowotwór, teraz pomaga chorym dzieciom - Gazeta Wrocławska

Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet