Można powiedzieć, że tytuł "Pani Gadżet" został "uszyty" na miarę.
To moje drugie imię i nazwisko. Ilekroć ktoś słyszy Anna Nowak-Ibisz, myśli pani gadżet. I odwrotnie.
Wymyśliłyśmy ten tytuł wspólnie z ówczesną szefową stacji TVN Style Ivette Żółtowską-Darską. Nie mogłam zostać lady gadżet, ponieważ wówczas w telewizji, która jeszcze nie była tak narodowa jak jest dziś, lady gadżet już była. Zażartowałam, że może przez moje związki z niemieckim serialem powinnam zostać frau von gadżet. Ale wiedziałyśmy, że taki tytuł źle kojarzyłby się polskim widzom. I wtedy Ivette odparła: - Już wiem, ty będziesz panią gadżet. I jestem nią.
Od dziesięciu lat pokazuje pani Polkom najlepsze pomysły, patenty, rozwiązania... czyli jak żyć lepiej, wygodniej i bardziej luksusowo.
Ten program to przegląd poradnikowy. W listach od widzów czytam czasami, że reklamuję ten czy inny gadżet. W mediach społecznościowych tłumaczę więc, że nie reklamuję. Bo gdyby tak było, należałabym teraz do grupy milionerów. Ja tylko podsuwam pewne rozwiązania. Pokazuję, co w trawie piszczy. Tak naprawdę "Pani Gadżet" ma wiele wspólnego ze mną i z moim życiem. Potrafię sobie poradzić w różnych, nawet trudnych sytuacjach. Yvette (także autorka książek o wielkich piłkarzach m.in. o Ronaldo i Lewandowskim - dop. aut.) wspominała kiedyś, jak pojechałyśmy z naszymi synami w góry. Ona kompletnie niczego nie wiedziała o nartach, a ja prawie wszystko. Wiedziałam, jakie powinny być buty, jaki jest najlepszy sprzęt. Tak było też z przedmiotami, które się po nartach przydawały. Kiedy weszła do mojego mieszkania, które wynajmowałam podczas tego narciarskiego pobytu, było tam wszystko - kuchenka gazowa, garnek, sztućce, lampki do czytania, dywaniki pod nogi. Specjalnie to wiozłam, bo nie byłam pewna, czy będą na miejscu. Pamiętam, że ona spojrzała na to wszystko i powiedziała: - No to mam dla ciebie format. Wiem, co będziesz robiła.
To nie był pani pierwszy format.
Ivette już wcześniej bardzo mi pomogła. Kiedy zostałam bez pracy i byłam w trakcie rozwodu, wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. I podczas pierwszej rozmowy, zaproponowała pracę. Pierwszy format, który prowadziłam, nazywał się "Societa". To były wywiady z gwiazdami. Ale nagrałam tylko dwa odcinki, bo Ivette zobaczyła, że ja i życie gwiazd....
To dwa światy?
Nie czuję się gwiazdą, nie prowadzę celebryckiego stylu życia, tylko normalne, zwyczajne życie kobiety, która ze wszystkim radzi sobie sama.
Z czego się wzięła ta pani samodzielność i to radzenie sobie ze wszystkim?
Jako dziecko wychowywane tylko przez ojca, musiałam sobie dość wcześnie radzić sama. Mój tata w Dniu Kobiet nie wręczał mi kwiatów tylko... narzędzia. Zamiast tulipana dostawałam francuski klucz, śrubokręt, całe zestawy do samochodu, szczotki do mycia, odśnieżania, płyny do woskowania... Wychowywałam się w męskim świecie z tatą i moimi braćmi. I bardzo ten świat lubiłam. Tata wychowywał mnie w stylu gender. Nic co męskie nie było mi obce.
A to zamiłowanie do gadżetów?
Należę do pokolenia, które kupowało hurtem, ponieważ w sklepach brakowało wszystkiego. A dopiero potem człowiek zastanawiał się, czy to, co kupił, mu się przyda i jak to może wykorzystać. Podejścia do gadżetów nauczyłam się dopiero podczas pobytu w Niemczech, gdzie przez osiemnaście lat występowałam w serialu "Lindenstraße". Zaobserwowałam, że Niemcy nie lubią przepłacać. Chodzą, oglądają, zastanawiają się. I nie muszą tego mieć, bo czasami wystarczy im świadomość, że ich na to stać.
Na tym polega też moja rola, żeby pokazać ludziom, że coś takiego jest, opowiedzieć im o tym. Ale to nie jest na miłość boską reklamowanie.
Czy w tej dziesięcioletniej przygodzie z gadżetami były takie modele, które panią zaskoczyły?
Pamiętam, jak po raz pierwszy odkryłam dawno temu, pierwszą lampkę do torebki. Taką dotykową, na baterię. Wystarczyło włożyć rękę do środka i torebka była już podświetlona. Zachwycił mnie ten pomysł. Uznałam, że jest genialny w swojej prostocie. Przez dziesięć lat prezentowałam różne gadżety, także te śmieszne, zabawne. Powstała, na przykład, kategoria "bajer za frajer".
Format pani programu był modyfikowany.
Ale ma swoje grono stałych fanów. Bardzo miłe są te momenty, kiedy podczas wakacji, najczęściej nad polskim morzem, nad które jeżdżę od 30 lat, podczas spacerów słyszę głównie od kobiet: - Pani Aniu, dziękuję, jaki fajny garnek kupiłam, a jaki świetny nóż... Albo Jezus Maria, kobieto, ile ty fajnych rzeczy pokazujesz, a ja tylko do mojego chłopa mówię: - kup mi to.
Panowie mogą pani nie lubić za to, że żony po programie drenują im kieszenie.
Mężczyźni też oglądają mój program, zwłaszcza "Pani Gadżet erotycznie". To był strzał w dziesiątkę. Hitowa seria. Sama wymyśliłam ten format. "Wychodziłam" go u szefowej. Długo się zastanawiano, zanim wydano zgodę. Ale wiedziałam, że taki program jest potrzebny. W Niemczech są one bardzo popularne. Prowadzi się je z wielką swobodą, ale też z klasą, profesjonalnym podejściem do tematu, które ma pomóc, a nie szokować. W Polsce nie mieliśmy i nadal nie mamy dobrej edukacji seksualnej. Od pokoleń w związku z tym pokutujemy. Uczymy się erotyki na zabobonach, własnych błędach. I zazwyczaj nie mamy zielonego pojęcia o tym, czym ona jest. Przyznam, że byłam i jestem z siebie dumna, że ta seria tak się nam udała.
Teraz pojawił się nowy cykl, dotyczący wspierania kobiecych biznesów.
Bo tych małych, kobiecych biznesów przybywa. I trzeba je wspierać. Pokazując tym samym drogę innym kobietom, które być może siedzą w domu i zastanawiają się, czy może zmienić coś w swoim życiu.
Czas pandemiczny pozwolił na rozwinięcie się tych małych, kobiecych biznesów?
W jakimś stopniu, na pewno. Na I Targach Rzeczy Ładnych okazało się, jak wiele jest osób ze świetnymi pomysłami. Osób, które tworzą piękną biżuterię, fantastyczne, drewniane ozdoby na ścianę. To się zaczęło właśnie w czasie pandemii. Zamknięto nas w domu, nie mieliśmy co robić, no to zajęliśmy się czymś, co miało zabić czas. A potem z tego zrobił się biznes. Bo zdjęcie takiej robótki ktoś zobaczył na Instagramie. Ktoś inny przesłał dalej. Zobaczyli znajomi, zamówili. I tak poszło.
Często taki pomysł na biznes to dzieło przypadku. Ktoś potrzebował czegoś, czego nie było na rynku. Kupił więc obżynarkę, wycinarkę i stworzył, na przykład, piękną lampę dla dziecka. Potrzeba matką wynalazków. Tak było z dziewczynami z Lullalove, które wymyśliły termofor na kolki dla dzieci, który zrobił furorę. Dziewczyny poszły za ciosem i dzisiaj mają wspaniale rozwinięty biznes z marką LullaloveNRD. Jest tyle zdolnych, kreatywnych ludzi i tyle fajnych surowców, że nie musimy wszystkiego sprowadzać z zagranicy. Mam nadzieję, że powstanie z tego osobny format, bo te historie na to zasługują. A na razie cieszę się moim nowym programem "Patent na dom", który daje mi olbrzymią satysfakcję i w którym mogę realizować swoją pasję - dekoratorswo wnętrz. Na co dzień wyżywam się w swoim domu i ci którzy mnie znają, wiedzą że mam do tego rękę i wielkie zamiłowanie.
Wiedzą też, że Anna Nowak-Ibisz kocha zmiany.
W tym programie chcę udowodnić, że drobne metamorfozy w domach i mieszkaniach również mogą wywołać efekt wow! Nie trzeba mieć dużego budżetu, a jedynie ciekawy pomysł. Tutaj liczy się „Patent na dom”! W trzecim sezonie razem z projektantem Marco Belotto inspirujemy do szukania nietypowych rozwiązań! A widzowie mają szansę poznać mnie z jeszcze innej strony.
Ten program bije rekordy oglądalności.
To znaczy, że jest potrzebny. Pandemia zamknęła nas w domach. Nagle zaczęliśmy się przyglądać uważniej swojemu otoczeniu i mierzyć z prawdą, że może trzeba jednak coś zmienić. W tym programie podpowiadamy krok po kroku jak i co można zrobić. Potrzebny jest dobry pomysł, żeby niewielkim kosztem poprawić sobie jakość życia. I "Patent na dom" w tym pomaga.
Styl życia
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!