Jeden przewrócony blok domina zmienia rzeczywistość. Czasem jest to zaplanowane, czasem zdarza się przypadkowo. Co było tą pierwszą kostką domina serii „Obca”?
O tym, że będę powieściopisarką wiedziałam już w wieku ośmiu lat. Odbyłam wtedy krótką rozmowę z Bogiem na ten temat i powiedział, że to bardzo dobry pomysł. Niestety, nie miałam kompletnie pojęcia, jak to zrobić. Tak naprawdę nikt nie ma o tym pojęcia. Każdy, kto chce napisać powieść, musi sam odkryć, jak to zrobić. Wygląda na to, że tym blokiem domina były moje zbliżające się wtedy 35. urodziny. W międzyczasie zostałam naukowcem, a przecież wiedziałam, że powinnam być powieściopisarką. Pomyślałam sobie wtedy: „Mozart już nie żył w wieku trzydziestu sześciu lat, moja mama zmarła w wieku czterdziestu lat, więc jeśli chcę napisać powieść, to może powinnam zacząć”. Przyszło mi do głowy, że – jeśli nie umrę młodo – to nie chcę skończyć 60 lat i doświadczyć poczucia, że powinnam była spróbować, gdy byłam młodsza. Pomyślałam więc: „OK, spróbuję” i najwyraźniej Bóg i ja mieliśmy rację – miałam być powieściopisarką. Na jedno tylko jest już za późno: umrzeć młodo...
Diana Gabaldon – pisarka, autorka sagi „Obca”. Ukończyła trzy uczelnie, jest doktorem w zakresie ekologii. Mieszka z mężem w Arizonie, ma troje dorosłych już dzieci.
Dlaczego Szkocja w tamtych czasach?
Chciałam napisać powieść, żeby poćwiczyć, nauczyć się jak to robić, bo tak naprawdę nie ma innej drogi. Pierwsze pytanie, jakie sobie postawiłam brzmiało: „Od jakiego rodzaju powieści powinnam zacząć?”. Myślałam o tym przez chwilę, ale wydało mi się oczywiste, że na początek powieść historyczna byłaby dla mnie prawdopodobnie najłatwiejsza. Byłam naukowcem z trzema stopniami akademickimi, znakomicie odnajdowałam się w bibliotece, a przede wszystkim wydawało mi się, że łatwiej znaleźć potrzebne fakty, niż je zmyślać. Gdyby mi – tak pomyślałam – zabrakło wyobraźni, to zawsze będę mogła zapożyczyć treści z historycznych zapisów. Z perspektywy czasu wiem, że miałam rację. To rzeczywiście działa. Szukając atrakcyjnego okresu historycznego i zastanawiając się nad różnymi możliwościami, zdarzyło mi się obejrzeć naprawdę stare odcinki serialu „Doktor Who”, w którym Doktor zyskał młodego Szkota jako towarzysza po bitwie pod Culloden. Ów młody człowiek miał na sobie kilt, a ja pomyślałam: „Cóż, to jest dość pociągające”. Kilka dni później stałam po mszy świętej na kościelnym parkingu. Myślałam o mężczyźnie w kilcie, a wokół tych myśli zaczęła niepostrzeżenie wiązać się fabuła. Tego właśnie potrzebowałam, by zacząć codziennie pisać. Każdego dnia choć kilka słów musi się pojawić, żeby stać się początkiem drogi. Wyszukałam kartki papieru, czegoś na czym mogłabym zanotować te kilka słów. To była stara lista zakupów, która spadła najwidoczniej pod siedzenie. Zanotowałam. To było coś, o ile sobie przypominam, o grobie. Następnego dnia na uniwersytecie poszłam do biblioteki i w zdigitalizowanej kartotece zaczęłam szukać: „Szkocja, Highlands, XVIII wiek”. I tak się zaczęło.
Rodzina ze strony Twojej mamy pochodzi z Yorkshire. Twój pradziadek wyemigrował z Anglii do Arizony około 1860 roku. Byłaś w Yorkshire? Ja nadal jestem w drodze na wrzosowiska wokół Haworth, gdzie mieszkały siostry Bronte. Mam wrażenie, że tam i dalej na północ w kierunku Szkocji jest jakiś mistycyzm.
Byłam w Yorkshire, dwa razy, ale na krótko. Pierwszy raz w 1992 roku, kiedy razem z mężem pojechaliśmy do Szkocji. Wynajęliśmy samochód w Londynie i spędziliśmy w podróży dwa tygodnie. Było fantastycznie. Nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem kogokolwiek w Szkocji – nawet Glaswegów [mieszkańców rejonu Glasgow posługujących się dialektem – red.], ale nie mogłam zrozumieć ani słowa z tego, co mówili do mnie w Yorkshire. Pojechałam tam ponownie dwadzieścia pięć lat później na zaproszenie Sheffield Hallam University w Yorkshire. Mój prapradziadek Godfrey Sykes był zastępcą dyrektora College of Design. Nowy administrator postanowił przejrzeć wszystko dogłębnie i odkrył kilka ważnych dzieł sztuki wykonanych przez Godfreya, przechowywanych w szopie i całkowicie zapomnianych. Zdecydowali się na retrospektywę jego twórczości i podczas badania jego życia odkryli mnie. Wysłali do mnie e-mail z informacją: „Czy wiesz, że jesteś praprawnuczką Godfreya Sykesa?”. Odpowiedziałam: „Tak, a o co chodzi?”. Opowiedzieli mi o swoim programie retrospektywnym i zapytali, czy mogłabym wygłosić przemówienie. Oczywiście wygłosiłam, to było bardzo wzruszające.
A wrzosowiska?
Masz rację co do wrzosowisk. Większość bardzo dzikich miejsc wciąż inspiruje nieuchwytnym poczuciem tajemnicy.
Ludzie zawsze marzyli o podróżowaniu w czasie. Umożliwiłaś to czytelnikom. Spełniłaś nasze marzenie. Pokazałaś ludziom, jak by to było, gdybyśmy mogli zmienić swoje przeznaczenie. Nie wszystko jest możliwe, a zmiana na lepsze w jednym miejscu skutkuje zmianą na gorsze w innym.
Cóż, kiedy piszesz o podróżowaniu w czasie, musisz zastanowić się, jaki to rodzaj historii. Niektóre opowiadają o tym „jak?”, a inne o tym „dlaczego?”. Moja mówi o „jeśli”. Co się stanie, jeśli… Co podróż w czasie uczyni z podróżnikiem? Nie tylko fizycznie, ale psychicznie i moralnie. Niektóre rzeczy, będąc złe w pewnym czasie, mogą być nieszkodliwe, konieczne lub nawet właściwe w innym. W jaki sposób podróżujący w czasie zadecyduje? Czy dokonując wyboru, zastosuje swój nowoczesny zmysł moralny, czy będzie przestrzegać etyki sytuacyjnej XVIII wieku? Często nie jest to jasna decyzja; systemy społeczne są elastyczne i dość łatwo się przystosowują, ale są, jakie są z jakiegoś powodu. Próba przeciwstawiania się okolicznościom, które istnieją, tylko dlatego że istnieją, to dobry sposób na zabicie siebie i całkiem możliwe, że także kilku innych niewinnych ludzi. Jest taka scena w „Jesiennych werblach”, w której Claire i Jamie znajdują niewolnika wbitego na hak. Z punktu widzenia XX wieku po prostu nie robi się takich rzeczy! Ale ludzie, którzy powiesili niewolnika na haku, żyli w systemie, który zezwalał na takie straszne rzeczy.
Gdyby Claire próbowała nalegać, żeby zabrać go do domu i leczyć jego obrażenia, byłoby to po pierwsze bezcelowe, ponieważ mężczyźni, którzy go tam umieścili, nie pozwoliliby jej na to, a po drugie niebezpieczne. Jamie jest również zszokowany, ale ma znacznie lepszy ogląd sytuacji i rozumie tych ludzi. Wyjaśnia to Claire i chroni ją. Claire robi już jedynie to, co jest w jej mocy, bez narażania na śmierć siebie i Jamiego.
Wydaje nam się, że cofając się w czasie z naszą wiedzą, moglibyśmy zrobić znacznie więcej. Ty udowadniasz, że stanęlibyśmy przed wyzwaniami, którym mimo wiedzy nie bylibyśmy w stanie sprostać, że wszystko ma swój czas i że jakość naszego życia nie zależy od momentu czasu w historii nam danego, ale od tego, jak go wykorzystamy.
Jeśli zamierzasz pisać o podróżach w czasie, musisz podjąć kilka decyzji. Jedną z najważniejszych jest to, jak przenoszenie w czasie ma się odbywać. Niekoniecznie mechanizm, za pomocą którego odbywa się podróż, chociaż my – kiedy mówię „my”, mam na myśli mnie i moich bohaterów – stopniowo wyjaśniamy to w trakcie powieści, ale jak to działa w praktyce? Na przykład wiele fikcyjnych opowieści o podróżach w czasie opiera się na założeniu, że wiedza to potęga, niezależnie od okoliczności. Oznacza to, że podróżnik w czasie zawsze będzie miał przewagę dzięki swojej większej wiedzy i może zmienić przyszłość, zmieniając przeszłość. Pogląd, że przeszłość wpływa na przyszłość, jest niezaprzeczalny, ale sposób, w jaki to się dzieje, pozostaje istotnym pytaniem. W tym momencie musisz rozstrzygnąć, jak dużą moc może mieć pojedynczy podróżnik w czasie, aby wpłynąć na przyszłość? Zastanowiłam się nad tym i doszłam do wniosku, że możliwość rzeczywistego wpływania na przyszłość jest zarówno uniwersalna, jak i ograniczona okolicznościami. To znaczy, że każdy ma wpływ na przyszłość każdego dnia, niezależnie od możliwości poruszania się w czasie. Idziesz ulicą i słyszysz, jak ktoś krzyczy w pobliskiej alejce. Dzwonisz na policję – nie przybywają na czas, aby uratować życie danej osoby, ale łapią sprawcę. Gdybyś nie zadzwonił, ta osoba nadal byłaby na wolności, prawdopodobnie wyrządzając krzywdę innym ludziom. Albo sam śmiało wbiegasz w zaułek i spryskujesz bandytę gazem pieprzowym... Potencjalna ofiara zostaje uratowana, ale napastnikowi mimo wszystko udaje się uciec i nadal będzie stanowił zagrożenie dla innych osób. Albo przyspieszasz kroku i przemykasz chyłkiem, myśląc, że to prawdopodobnie kłótnia domowa, nie twoja sprawa i pozostawiasz sytuację swojemu biegowi. Rozumiesz? Nie musisz być podróżnikiem w czasie, aby wpłynąć na przyszłość dowolnej liczby ludzi; wszyscy robimy to rutynowo i nieprzewidywalnie. Czy podróżowanie w czasie daje ci dużo większą moc przewidywania skutków swoich działań? Może... A może nie.
Historia w rzeczywistości nie jest tym, co się stało. To jest to, co ktoś zapisał. Spora część tego, co nazywamy historią, zawiera umyślne kłamstwa. Zwróć uwagę, że głównym źródłem historycznym są zwykle gazety. Przeczytaj jakąkolwiek opublikowaną dzisiaj gazetę, gwarantuję, że zawiera ona setki fałszywych informacji. Niektóre z nich są umyślnymi kłamstwami lub błędnymi interpretacjami, inne to po prostu nieumyślne lub nieostrożne błędy, a czasem efekt prawdziwej ignorancji. Możliwe, że twoi podróżnicy w czasie myślą, że wiedzą, co się dzieje, ale tak naprawdę nie wiedzą, czym byłaby prawda w tej sytuacji. Historie są zawsze bardziej złożone, niż się wydaje, podobnie jak skutki działań jakiejkolwiek osoby w jakimkolwiek momencie. Jak zauważa Claire, ona zmienia przyszłość za każdym razem, gdy jej umiejętności medyczne pomagają uratować czyjeś życie, a to dlatego że każda z nich, prawie na pewno, umarłaby bez tej interwencji. Co wtedy, jeśli osoba, którą przychodzi jej ratować, jest złą osobą? Przysięga Hipokratesa powstrzymuje ją od osądu osoby, jeśli tylko ta pomoc jest potrzebna.
Opisywanie rzeczywistości nie jest skomplikowane. Wiemy to. Problemy pojawiają się, gdy opisujesz przeszłość, ponieważ musisz mieć wiedzę historyczną. Jak przygotowujesz się do pisania? Ile czasu poświęcasz na poznanie szczegółów tła historycznego?
Kiedyś, kiedy kręciłam się po Forum Literackim Compuserve – było to w połowie lat 80., kiedy internet istniał tylko w bardzo szczątkowej formie, poza przestrzeniami militarnymi, takimi jak DARPAnet, były w zasadzie tylko trzy „serwisy informacyjne” – CompuServe, GENIE i Delphi – znałam kilka osób, które „pracowały” nad powieściami historycznymi. Większość z nich w rzeczywistości nie pisała powieści, a prowadziła poszukiwania przygotowujące do tworzenia. Potrzebujesz badań do powieści historycznej, nie ma co do tego wątpliwości, ale ile badań – oto jest pytanie… Większość moich znajomych odpowiadała:„jeszcze nie wiem wystarczająco dużo, by zacząć pisać!”. Tak więc badali trzecie Imperium Bizantyjskie od dziesięciu lat i nie napisali ani słowa z powieści, którą mętnie mieli na myśli. Widziałam, że tak się działo wiele razy i rozumiałam, że to błędna droga.
Zawsze możesz wiedzieć więcej, więc nigdy nie zacząłbyś pisać. Wiedziałam, że moim celem nie było wiedzieć wszystkiego o osiemnastowiecznej Szkocji, a nauczyć się, jak pisać powieść. No więc zdecydowałam, że po prostu zacznę pisać i będę równolegle prowadzić poszukiwania. Okazało się, że to dobra technika. Pisanie i poszukiwania tworzą rodzaj pozytywnej pętli zwrotnej: rozpoczynam scenę, napotykam na szczegół, który powinnam znać i idę go poszukać. Kiedy znajduję detal, którego potrzebowałam, natrafiam na wiele fascynujących faktów, o których nie wiedziałam. Niektóre z nich inspirują nowe wątki, nowe sceny, nowe kierunki powieści czy postacie. Kiedy opisuję te wszystkie nowe rzeczy, znowu znajduję inne, które muszę poznać i idę szukać. Nie nazwałabym tego planem, ale to działa. Powiem ci, że w prowadzeniu poszukiwań historycznych jest wiele zbiegów okoliczności – ale im więcej robisz, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdziesz rzeczy, których potrzebujesz, niezależnie od tego, czy ich szukasz, czy nie.
Miłosierdzie głównej bohaterki jest prawie nieskończone. Podąża za ewangelicznym „siedemdziesiąt siedem razy”... Czy przebaczenie, tak po ludzku, ma granice?
Cóż, ma, bo życie ma granice. Natomiast pominąwszy to nie, nie sądzę. Zwłaszcza gdy zdasz sobie sprawę, że nie wybaczasz ludziom ze względu na nich, ale robisz to dla siebie. Przebaczenie to jedyny sposób, aby się wyleczyć, a w niektórych sytuacjach musisz to robić niemalże codziennie. Wrodzona pedanteria zobowiązuje mnie do przestrzegania fragmentu biblijnego, że nie „siedemdziesiąt siedem razy”, a „siedemdziesiąt razy siedem”, tj. 490 razy!
Claire zostawia Jamiego, by wrócić do przyszłości. Spływa na niego ta sama skala uczuć, z jakimi spotykają się rodzice dzieci zmarłych w trakcie lub bezpośrednio po porodzie. Wie, że jego dziecko gdzieś żyje... Wierzy pomimo wszystko i w końcu poznaje córkę. Piękna wiadomość.
Czasami wiara jest wszystkim, co masz, ale to wystarczy.
Dla mężczyzny bezradność jest najgorsza. Bezsilność, która polega na tym, że nie zawsze może chronić swoich bliskich. Wielokrotnie pokazujesz to w powieści... w różnych odcieniach.
To nie jest dziś popularna opinia, ale bardzo lubię mężczyzn. Ze względu na moje różnorodne wybory zawodowe prawie wszyscy moi koledzy i bliscy przyjaciele byli mężczyznami, dopóki nie skończyłam czterdziestu lat i nie napisałam książki, którą wydawcy postanowili skierować wyłącznie do kobiet... Mam trzy bardzo bliskie koleżanki – cztery, wliczając moją siostrę. Wszystkie z wyjątkiem mojej siostry „nabyte” w wieku czterdziestu lat – ale bliższa mi przyjaźń męska. Nie musisz spędzać z mężczyznami wiele czasu, by wiedzieć, jak pracują. Na najbardziej podstawowym poziomie ewolucyjnym jest to proste. Kobiety wiedzą, że muszą przetrwać, ponieważ ich dzieci nie mogą przetrwać bez nich. Mężczyźni zaś wiedzą, że muszą chronić swoje kobiety i dzieci, aby ich dzieci przeżyły, ale oni sami niekoniecznie muszą przeżyć.
Ten genetyczny imperatyw jest powodem, dla którego dążenie do ochrony jest tak potężne i to właśnie dlatego mężczyznę, który nie może ochronić swojej rodziny, przyjaciół, sprawy lub czegokolwiek, dotyka bezgraniczna rozpacz. Jamie cierpi z tego powodu, ale zdaje sobie również sprawę, że chronił oboje, zarówno żonę, jak i dziecko, najlepiej jak mógł, odsyłając ich z powrotem przez kamienie. Ta wiedza plus fakt, że nadal opiekuje się swoją siostrą i jej rodziną jest tym, co utrzymuje go przy zdrowych zmysłach przez lata samotności i niewoli. On sam to przyznaje – „miłość do nich utrzymywała mnie przy życiu”, tak mówi do Claire o więźniach z Ardsmuir. A potem… jest William.
Outlander stał się powieścią monumentalną. Takiej powieści nigdy wcześniej nie było. Odkrywasz nową literacką krainę. Nie możesz być porównywana z nikim.
Dziękuję. Kiedy zaczęłam pisać powieść, postanowiłam nikomu nie mówić o tym, co robię i nikomu tego nie pokazywać. Nie chodziło mi o publikację, chciałam tylko nauczyć się pisać powieść. Nie chciałam żadnej presji, żadnych życzliwych rad i nikogo, kto powiedziałby mi, że robię to „źle”. Ta decyzja pozwoliła mi pracować z całkowitą swobodą i jest powodem, dla którego „Obca” nie jest tak naprawdę podobna do czegokolwiek innego, chociaż oczywiście przypomina wiele historii, które przeczytałam przez całe moje życie i które zbudowały moją wrażliwość. Ponieważ to podejście bardzo się sprawdziło, postanowiłam zachować to poczucie wolności i chociaż zaczęłam pozwalać ludziom – choćby mojemu mężowi – czytać fragmenty podczas mojego pisania, nigdy nie martwiłam się: „Och, czy mój wydawca to polubi? Czy czytelnicy będą zirytowani, że nie zrobiłam X?” itd.
Twoja praca to nie tylko lekcja historii opowiedziana w porywający sposób, to także wnikliwa lekcja życia i wreszcie najpiękniejsza lekcja miłości.
Jeszcze raz dziękuję. Myślę, że wszystkie dobre – i niektóre niezbyt dobre – książki dotyczą miłości, czy to wprost, czy pośrednio, poprzez jej obecność, jej brak, jej trwałość lub przemijanie. Miłość zawsze tam jest. To powiedział mi mój tata.
Twoja powieść, można powiedzieć, jest przesiąknięta listem św. Pawła do Koryntian. Patrząc na wielką miłość Claire i Jamiego, zaczynasz rozumieć, co to znaczy, że „miłość jest cierpliwa”. Nie jest jak proroctwa, które się kończą, ani wiedza, która się wyczerpie. Miłość nigdy się nie kończy. Nigdy...
Jeśli zajmujesz się czasem, cierpliwość jest nieodzowna.
„Obca” to powieść utkana z nadziei, natchnięta wiarą w istnienie głębszego sensu, wykluczającego przypadkowość losu. Powieść o miłości nad miłościami.
Ludzie mają tendencję do pisania o tym, co znają, bez względu na to, czy jest to wiedza faktograficzna, emocjonalna czy duchowa.
Stałaś się nieśmiertelna dzięki swojej serii. Jak się z tym czujesz?
Cóż, nie jestem pewna, czy pożyję wystarczająco długo, aby mieć pewność nieśmiertelności. Ale cieszę się, że jak dotąd, książki tak dobrze się czytają.
Czy zdajesz sobie sprawę, że Twoje imię będzie wymienione jednym tchem z Jane Austen, siostrami Brontë, że wpisałaś swoją historię w historię literatury?
Czas pokaże, ale gdyby tak się stało, to na pewno byłabym w dobrym towarzystwie.
Niektórzy mówią, że ty i J.R.R. Tolkien to dwa największe zjawiska literackie wszech czasów. Czy ktoś ci to kiedykolwiek powiedział?
Niektórzy ludzie tak. Są jednak tacy, którzy odrzucają mnie jako „pisarkę romansów” myśląc, że piszę te same historie, które można znaleźć w supermarkecie, np. Harlequiny. To jest krzywdą nie tylko dla mnie, ale także dla autorów tych powieści, którzy na ogół w dobrej wierze, posługując się przyzwoitym warsztatem, tworzą historie, będące źródłem wielkiej przyjemności dla swoich czytelników. Jakkolwiek jednak i oni, i ja piszemy o miłości, to różnimy się diametralnie, co do sposobu jej opisywania. To, w jaki sposób ja to robię, jak sam zauważyłeś, nie jest zjawiskiem powszechnym.
Muszę zapytać. Ile Claire jest w tobie?
(śmiech) Standardowa odpowiedź to „32,4 proc.”, ale oczywiście nie jest to prawdą. Tak, jestem Claire. Ale sam fakt, że historia jest opowiadana w pierwszej osobie, przynajmniej na początku, nie powinien nikogo zwieść, bo w rzeczywistości jestem wszystkimi bohaterami, w tym Jamiem i Black Jackiem Randallem, o Lordzie Johnie nie wspominając. Kilka lat temu byłam na herbacie, którą przygotowała dla mnie sympatyczna grupa fanów. Zbierali się każdej wiosny i zapraszali mnie, aby przeanalizować to, co piszę. Przy jednej z tych okazji kobiety zaczęły rozmawiać o postaci Black Jacka Randalla: „Och, on jest taki odrażający! To taka szumowina! Jest obrzydliwy! Sprawia, że moja skóra cierpnie!”. A ja, wygodnie siedząc, racząc się kubkiem herbaty Earl Grey, uśmiechałam się w myślach: „Nie masz pojęcia, że rozmawiasz z Black Jackiem Randallem, nie masz pojęcia...”.
Nowa część historii będzie dostępna w listopadzie. Co dalej? Czy znasz już koniec historii Jamiego i Claire?
Nie, nie znam. Jest jednak dziesiąta księga, a także pre-quel o rodzicach Jamiego Frasera i ich przyjacielu Murtaghu.
Mam nadzieję, że po zakończeniu pandemii uda nam się umówić na wywiad na żywo.
Też mam taką nadzieję! Mój nowy polski wydawca zaprosił mnie do Polski w maju 2022. Zobaczymy, jaki będzie wtedy świat...
Nie zmuszasz nas do refleksji. Niepostrzeżenie nas w to wciągasz. Nawet nie wiemy, kiedy zaczynamy myśleć tak, jak Diana Gabaldon.
Nie sądzę, że można zmusić ludzi do refleksji. Można zmusić ich do powtarzania twoich opinii, można ewentualnie nakłonić ich do podzielenia się nimi i tylko delikatnie można spróbować zasugerować im możliwość nad nimi refleksji. To jest chyba największe marzenie powieściopisarza, żeby czytelnik patrzył na świat, na to, co się w nim dzieje, a wreszcie na swoje życie według jego kategorii rozumienia... Nigdy nie czytasz dwa razy tej samej książki. Każdy, kto czyta, musi koniecznie wejść w to doświadczenie, a ludzie się zmieniają. Zobaczysz zupełnie inne rzeczy w książce, którą czytałeś kiedyś. Książka się nie zmieniła, ty się zmieniłeś.