Spis treści
Trudno było o oryginalną zabawkę
W PRL-u rynek zabawek był słabo rozwinięty. Po wojnie zdarzało się, że dziecko dostawało do zabawy ręcznie uszytą szmaciankę, a zepsute lub podarte zabawki przeważnie się naprawiało, ponieważ stanowiły towar bardziej luksusowy niż obecnie.
W późniejszych latach dużą popularnością cieszyły się wielkie lalki udające niemowlaki, z którymi dziewczynki dumnie paradowały osiedlowymi uliczkami.
Dzieci przechodziły obok sklepowych witryn Peweksu ze świecącymi z podekscytowania oczami. Było to przedsiębiorstwo państwowe z siedzibą w Warszawie, prowadzące sieć sklepów i kiosków walutowych. Można było zaopatrzyć się tutaj w takie zabawki, jak te z Zachodu, ale stać na nie było tylko nielicznych.
Dużą popularnością cieszyły się także zabawki z drewna. Najmłodsi mieli do swojej dyspozycji drewniane klocki o rozmaitych kształtach. Z tego tworzywa wyrabiano również samochodziki, kolejki, wszelkiego rodzaju zabawki na kółkach oraz inne przedmioty, które można było nabyć w sklepie z zabawkami. Natomiast wielkim marzeniem niejednego malucha był koń na biegunach. Niestety, nie każdego rodzica było stać na taki wydatek.
Czytaj: Co roku tłumy ruszają do Częstochowy. Ich cel to Jasna Góra. Przypominamy pielgrzymki sprzed lat
Dziecko na trzepaku było częstym widokiem
Dzieci dużo czasu spędzały na świeżym powietrzu. Grały w piłkę, klasy, kwadraty, a także bawiły się w chowanego i jeździły na rowerze, np. na składaku Wigry 3. Na wielu osiedlach szczególną atrakcję stanowiły trzepaki, na których można było fikać lub robić tzw. kiełbaskę, czyli wisieć do góry nogami jak miś Koala. Dużą popularnością cieszyły się także: skakanka oraz gra w kapsle (te od butelek). Dzieci organizowały nawet wyścigi kapsli i kapslowe turnieje piłkarskie. Ponieważ na rynku brakowało zabawek, dzieci musiały wykazać się kreatywnością i inwencją własną.
Latem niektórzy rodzice zabierali swoje pociechy na wakacje. Pakowali wszystkie potrzebne rzeczy i rodzina ruszała w podróż „Dużym Fiatem" lub „Maluchem", czyli Fiatem 126p. „Duży Fiat" miał z tyłu wygodną kanapę, natomiast Fiat 126p był niewielkich rozmiarów. Mimo to nieraz bywało, że musiał pomieścić nie tylko rodzinę i liczne walizki, ale też wanienkę dla dziecka, wózek czy nocnik.
Niektóre zakłady pracownicze zapewniały osobom zatrudnionym i ich rodzinom pobyt w ośrodkach wypoczynkowych nad morzem lub w górach. Popularne było także spędzanie weekendu na działce, u dziadków na wsi lub wśród ogródków działkowych. Zaś młodzi astmatycy mogli pooddychać świeżym powietrzem w sanatorium.
Każde dziecko miało potrawę, której nienawidziło
Z racji tego, że Polacy mieli ograniczony dostęp do produktów spożywczych, dziecięcy jadłospis był mało urozmaicony i bogaty w znienawidzone dania. Na obiad dzieci często dostawały mielonego z buraczkami, ćwikłą lub szpinakiem zabielanym mąką, a wśród zup dużą popularnością cieszyły się tanie i proste do przyrządzenia rosół oraz krupnik. Jadało się także pomidorową, ogórkową i zupę ziemniaczaną. W biedniejszych domach posiłki spożywało się często aluminiowymi sztućcami.
Popularnym deserem był kogel-mogel, sporządzany z jajka ubijanego na surowo. Dzieci lubiły także pałaszować: watę cukrową, krówki, iryski i kolorowe landrynki. W sklepach maluchy płakały, żeby kupić im lizaka lub gumę do żucia Turbo, a w pewnym momencie prawdziwym hitem stała się oranżada w saszetkach. Maluchy sypały sobie proszek na języki i delektowały się jego smakiem. Z kolei babcie, które często opiekowały się wnukami, chętnie zabierały swoje oczka w głowie na pączka, szarlotkę, kawałek sernika lub lody w kulkach lub zajmowały się pysznymi wypiekami osobiście. Natomiast prawdziwy rarytas stanowiła gorąca czekolada Wedla, kręcąca się w wielkim automacie.
Nowa odzież stanowiła rarytas
Wybór dostępnych na rynku ubrań był skromny, dlatego wielu rodziców szyło je dla dzieci samodzielnie lub przerabiało odzież po starszych dzieciach u krawcowej. Maszyna do szycia wchodziła w skład wyposażenia niejednego mieszkania. Ponieważ maluchy nosiły to, co miały, najmłodsi nie przywiązywali do swojego ubioru, tak dużej wagi co współczesne dzieci. Nie można było przebierać w dostępnych kolorach czy fasonach, normą było też noszenie ubrań po starszym rodzeństwie. Prym wiodły wełniane, drapiące swetry, grube rajstopy, bawełniane koszulki i flanelowe piżamy. Natomiast do wielu szkół obowiązkowo trzeba było zakładać mundurek lub fartuszek.
Postrachem uczniów były pielęgniarki i higienistki
W szkołach dużą wagę przywiązywano do zdrowia dzieci. Ze względu na ubogi skład past do zębów, obowiązkowa była fluoryzacja. Przez długi czas normę stanowiła także obowiązkowa kontrola u dentysty, postrach wielu uczniów szkół podstawowych. Ponadto o zdrowie dzieci dbały szkolne higienistki, pielęgniarki i lekarze.