Irmina Mrózek Gliszczynska: Za medale płaci się potem, łzami i krwią [ROZMOWA]

Krzysztof Michalski
Rozmowa z Irminą Mrózek Gliszczynską, która została wybrana przez Kapitułę Sportowcem Roku 2017 na Pomorzu.

Byłaś zaskoczona tym, że otrzymałaś tytuł Sportowca Roku?

Tak, byłam zaskoczona, bo zdaję sobie sprawę, że żeglarstwo nie jest popularnym sportem, a w takich plebiscytach chodzi o popularność. Przeważnie nie dostaję głosów, a tutaj zostałam wybrana najlepszym sportowcem, więc było to miłe zaskoczenie.

Jak traktujesz tę nagrodę? Jako dowód na to, że Twoja praca jest doceniana?

Chyba tak. Po wygranych z Agnieszką Skrzypulec mistrzostwach świata cieszyliśmy się w swoim gronie, z rodziną i trenerami. Później dostałam wyróżnienie w Chojnicach, teraz ta nagroda... To pokazuje, że inni ludzie doceniają nasze sukcesy.

Nie ma chyba wątpliwości, że miniony rok był najlepszy w Twojej karierze?

Najlepszy i najcięższy. Teraz zdaję sobie sprawę, że za medale płaci się nie tylko potem i łzami, ale też w moim przypadku krwią. Jestem zmotywowana, żeby ten rok był równie dobry, ale też trochę łatwiejszy.

No właśnie, przez większość roku byłaś kontuzjowana. Jak sobie z tym radziłaś?

To na pewno nie jest łatwy czas dla sportowca, gdy z pułapu olimpijskiego spada się na pułap, kiedy nie możesz chodzić czy odkurzyć mieszkania. To jest aż absurdalne, jak ciężko przeskoczyć tę granicę w głowie. Rehabilitacja trwała dłużej, bo wcześniej nie mogłam pozwolić sobie na operację i rok chodziłam bez więzadła. Miało być pół roku, a było osiem miesięcy. Wróciłam więc naprawdę głodna żeglowania i to był może ten bodziec, który popchnął mnie do medalu.

Byłaś zaskoczona, że zaraz po kontuzji odniosłaś taki sukces?

Powiedziałam sobie, że wrócę silniejsza, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak silna. Byłam tak skupiona na tym, żeby po prostu wrócić, że nawet nie wiedziałam, w jakiej jestem formie fizycznej.

Co zrobić, żeby ten nowy rok był równie dobry albo nawet lepszy?

Mamy już rozpisany plan wyjazdów i treningów na siłowni. Nie będziemy dużo zmieniać, musimy znów powtórzyć te rzeczy, które pchnęły nas do medalu.

Twoja kariera to ciągły progres. Co będzie następnym krokiem?

Na pewno medal igrzysk, ale do tego jeszcze dużo czasu. Może to dziwnie zabrzmi, ale naszym celem nie jest wygrywanie, tylko dobre żeglowanie i zabawa. Może dzięki temu, że tak myślimy, mamy wyniki. Sporty olimpijskie mają to do siebie, że wszystko podporządkowane jest igrzyskom. Kończąc Rio wiedziałyśmy już, że przygotowujemy się do Tokio. Mamy to więc w głowach, ale na razie skupiamy się na małych celach. Musimy wywalczyć kwalifikację olimpijską, na co będziemy miały szansę w tym roku. To jest nasz pierwszy cel, a potem małymi krokami pójdziemy dalej.

Sprawdzasz już pogodę i charakterystykę akwenu olimpijskiego w Tokio?

Tak, w sierpniu miałyśmy mistrzostwa Japonii na akwenie olimpijskim, więc już go sobie „obadałyśmy”. Teraz sprawdzamy jeszcze w jakiej restauracji można tam zjeść dobrego steka, bo dla mnie to jest bardzo ważne, a w Japonii o to nie jest łatwo (śmiech). Trzeba poznać nie tylko akwen, ale też ludzi i kulturę, żeby potem nie przeżyć szoku.

Rok temu nasz plebiscyt wygrał Piotr Myszka, teraz Ty. Żeglarstwo rośnie w siłę?

Śmieję się, że to moi rodzice bardziej zauważają moją popularność, bo to ich ludzie zaczepiają na ulicy i pytają się, czy są rodzicami Irminy (śmiech). Ja tego nie odczuwam i może lepiej, bo nie grozi mi woda sodowa. Ale na pewno czuć sympatię kibiców.

A jak to wygląda pod względem sportowym? Za czołówką w postaci Ciebie, Myszki czy Gosi Białeckiej idą inni?

Jesteśmy silni. Mamy dobre wyniki nie tylko w konkurencjach olimpijskich, ale też w kategoriach juniorskich. My jako seniorzy będziemy musieli dbać o młodszych zawodników, gdy osiągną wiek seniora.

Chciałem się jeszcze spytać o dość nietypową pisownię Twojego nazwiska.

No tak, jestem Mrózek Gliszczynska bez myślnika i z „n” zamiast „ń”. Myślnika nie ma, bo to jest jedno rodowe nazwisko z przydomkiem. Co do drugiej kwestii, to brat mojego dziadka ma „ń”, a dziadek „n”, więc za moim nazwiskiem stoi widocznie błąd biurokracji (śmiech).

Orzeł wylądował. Samolot Philippe Coutinho w sobotę wieczorem dotarł do lotniska w Barcelonie

RUPTLY/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet