Kobiety II RP. Niezamężna nauczycielka, niemoralna kusicielka czy żona – tak, ale obywatelka – nie

Hanna Wieczorek
Grupa kobiet z dziećmi objętymi opieką łódzkiej przychodni „Kropla Mleka”
Grupa kobiet z dziećmi objętymi opieką łódzkiej przychodni „Kropla Mleka” NAC
Chwalimy się, że Polska, jako jeden z pierwszych krajów w Europie, przyznał prawa wyborcze kobietom. Czy to znaczy, że II RP stała się kobiecym rajem? O sytuacji kobiet w Polsce międzywojennej opowiada wrocławska historyczka, Joanna Hytrek-Hryciuk.

W pamięci zbiorowej mamy utrwalony taki oto obraz: mężczyzna idzie walczyć o niepodległość Polski, a kobieta zajmuje się wychowaniem patriotycznym synów. Czasem musi jeszcze zarobić na ich utrzymanie.

To, co pani powiedziała o chowaniu w duchu patriotycznym dzieci, jest jak najbardziej słuszne. Polki rzeczywiście dbały, by synowie przejmowali te tradycje, ale również córki tak wychowywano. Starano się kształcić dziewczęta, by mogły zostawać nauczycielkami lub pielęgnować tradycję kształcenia nieformalnego na przykład na wsi. To jedna strona medalu, bo przecież cała konspiracja, wszystkie ruchy niepodległościowe, które się pojawiają w okresie rozbiorów, nie mogłyby istnieć bez zaangażowania zarówno czynnego, jak i biernego kobiet.

W tym czasie w Europie kobiety zaczynają walczyć o swoje prawa.

W Polsce także. W 1905 roku w Krakowie odbywa się kongres feministyczny, na którym kobiety jasno formułują swoje postulaty. Pierwszy jawny trójzaborowy Zjazd Kobiet Polskich zwrócił się do partii politycznych z apelem o włączenie postulatu równouprawnienia do programów politycznych. Przyjął również uchwałę o agitacji na rzecz „powszechnego, równego, tajnego, bezpośredniego, czynnego i biernego prawa wyborczego bez różnicy płci”. Co ciekawe, jedną z delegatek była Maria Konopnicka.

W tym czasie kobiety angażują się w ruchy niepodległościowe.

Tworzą organizacje wojskowe i widać ich czynne zaangażowanie militarne. Smutne jest natomiast to, że po 1918 roku nie są beneficjentkami sukcesu, jakim było odzyskanie niepodległości przez Polskę.

Co też Pani opowiada? Przecież „dostają” prawa wyborcze, jako jedne z pierwszych w Europie!

No tak, mówi się, że „wytupały” sobie prawa wyborcze u Piłsudskiego. I faktycznie rok 1918 jest przełomem, jeśli chodzi o, powiedzmy sobie, włączenie w życie polityczne i obywatelskie kobiet. Jednak to co jest powszechnym prawem, nie staje się wcale powszechną praktyką.

Mężowie zabraniają żonom głosować?

Kobieta oczywiście może głosować, mamy jednak drugą warstwę domową, a więc praktykę kulturową i społeczną. Zamiast dużo mówić, posłużę się cytatem z Romana Dmowskiego. W początkach II Rzeczypospolitej to właśnie Endecja, której Dmowski był przywódcą, była, obok socjalistów, jedną z dwóch najbardziej liczących się sił politycznych.

I cóż takiego powiedział Dmowski?

Otóż w rozmowie z Marią Niklewiczową stwierdził: „Po co kobietom prawa wyborcze? Albo głosują zgodnie z mężem, tak jak on, a więc gdyby nie miała głosu to i tak nie zmieniłoby to niczego, albo głosuje przeciw mężowi, co wprowadza rozdźwięk w rodzinie i doprowadza do katastrofy”.

Pewnie socjaliści z entuzjazmem przyjęli włączenie kobiet do życia politycznego.

Jest pani optymistką. Faktycznie, część socjalistów miała jakieś pomysły w tej materii, ale na przykład w PPS-ie zdarzają się głosy, że sprawa kobieca rozbija jedność klasową. I wreszcie mamy konserwatywny Kościół katolicki, który uważa, że jest to zagrożenie dla porządku społecznego.

Kobieto, puchu marny...

Mamy więc z jednej strony ten rok 1918 i prawa wyborcze dla kobiet, ale tak naprawdę w warstwie mentalnej niewiele się zmienia. Przy tym trzeba sobie powiedzieć, że większość kobiet jest też konserwatywna, nie przyjmuje wcale tych zmian entuzjastycznie. To wszystko jest nowe, wymaga czasu i przełamywania stereotypów. Na dodatek przez cały okres międzywojenny mamy próby podkopania pozycji kobiet.

Policjantką mogła zostać panna lub bezdzietna wdowa, mierząca przynajmniej 164 cm, z krótkimi włosami

Wygrywa opcja „trzy K”? Jak to powiedział cesarz Wilhelm II: „Kinder, Küche, Kirche”, czyli „dzieci, kuchnia, kościół”.

Och, formalnie nikt tego tak nie nazywa. Co więcej, w 1921 roku mamy ustawę, która zrównuje teoretycznie kobietę w prawach z mężczyznami. Jednak po cichu pojawia się cały szereg przepisów, które kobietom te przyznane prawa odbierają. Na przykład jeszcze długo obowiązywało prawo małżeńskie, które mówiło, że kobieta w momencie wyjścia za mąż za cudzoziemca nie tylko traci polskie obywatelstwo, ale również prawo wykonywania zawodu. To już jest poważny problem.

Faktycznie niewesoło.

W 1919 roku pojawił się dekret o aplikacji sądowej, który mówił: „aplikantem sadowym może być obywatel Rzeczypospolitej płci męskiej”. Dopiero w Konstytucji Marcowej, dwa lata później, pojawia się zapis, że kobiety mogą odbywać aplikację, ale te pełniące funkcję sędziego pojawiają się dużo później, bo po 1935 roku.

Widać, że w końcu udało się przełamać stereotypy.

To nie jest takie proste, bo w grę zaczynają także wchodzić kwestie gospodarcze. Polska zmaga się z poważnymi problemami ekonomicznymi, które wynikają z konieczności scalenia trzech różnych przecież ziem zaborowych, efektami I wojny światowej oraz skutkami kryzysu światowego. I tak w 1924 roku mamy ustawę, która redukuje mężatki z urzędów państwowych. Ta ustawa to ewidentnie kwestia ekonomiczna. Mamy też nauczycielki. W 1926 roku została wprowadzona ustawa celibatowa, która mówi o tym, że kobieta zostaje w zawodzie nauczycielki jako panna, albo musi z niego zrezygnować.

Jeśli chce wyjść za mąż musi zrezygnować z pracy?

Tak. Mogła się jedynie starać o zgodę na kontynuowanie pracy w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Widać wyraźnie, że to, co kobiety formalnie osiągnęły, nie przekłada się w praktyce na ich samodzielność i swobodę decydowania. Pamięta pani przedwojenny film „Pani minister tańczy”? Zaczyna się on tym, że wąsaty staruszek opowiada, że taka sytuacja nigdy nie mogłaby się wydarzyć w Polsce. I faktycznie, założenie, iż kobieta może zostać ministrem było samo w sobie dowcipem.

W II RP żadna kobieta nie zasiadała w rządzie?

Była jedna pani wiceminister. Irena Kosmowska, działaczka ludowa, została wiceministrem propagandy i opieki społecznej w rządzie Ignacego Daszyńskiego. Potem mamy do czynienia z tak zwanym szklanym sufitem. Kiedy w państwowych urzędach pojawiają się młode, dobrze wykształcone i znające języki obce kobiety, okazuje się, że nie mogą one awansować poza pewien pułap. Na przykład stanowiska ministerialne są dla nich nieosiągalne. Panowie uznali, że są świetnymi sekretarkami. I na tym właściwie koniec. No chyba, że zaczniemy rozmawiać o aferach miłosnych, głośnych w Polsce międzywojennej, których bohaterkami były właśnie piękne sekretarki i ich wysoko postawieni szefowie.

To już wolę porozmawiać o filmach.

Proszę bardzo. Niech pani zwróci uwagę na przedwojenne polskie filmy. Jak przedstawia się w nich „porządną” kobietę? Musi skromnie spuszczać oczka, nosić spódniczki co najmniej do połowy łydek i mieć przylizaną fryzurkę. Każde odstępstwo od tej reguły sygnalizuje nam, że mamy do czynienia z ła­maczką serc lub niepoważną panną. Wszystko, co może sugerować, że kobieta jest samodzielna, choćby ostrzejszy makijaż czy wyprawa kajakiem w nieprzyzwoitym kostiumie, stawia filmową bohaterkę w dwuznacznym świetle.

Maluje się, więc się źle prowadzi?

Tutaj poruszamy kolejny ciekawy wątek. W II RP nie było kwestią tabu, że na świat przychodzą nieślubne dzieci. Jednak dopiero w roku 1934 roku przyjęto ustawę, która zrównywała prawa dziecka nieślubnego z dzieckiem urodzonym w związku małżeńskim. Niewiele wcześniej, bo w roku w 1929 r., a więc jedenaście lat po uzyskaniu przez Polskę niepodległości, pojawia się ujednolicone prawo małżeńskie. Dopiero wówczas zostaje zdjęta władza męża nad żoną i w prawie pojawia się słowo „małżonkowie”.

Kobiety się pokornie godzą na to?

O ile w 1918 rok weszły do działania, tak jak wspomniana już Irena Kosmowska, pełne energii i nadziei, o tyle później ta energia zaczyna się ulatniać. Kobiety szukają nisz, zadań, w których mogą się realizować. W tym czasie utrwala się stereotypowe myślenie o typowo kobiecych zajęciach czy też dziedzinach życia. Pojawiają się slogany typu: „sprawa kobieca a macierzyństwo” czy też „sprawa kobieca a oświata”.

Rozumiem, że biznes czy też wojsko lub policja to już nie są kobiece sfery?

W Polsce międzywojennej kobiety nie zajmują się prowadzeniem dużych firm, to jest poza sferą ich możliwości. Ale zdziwi się pani, policja już nie. Otóż Stanisława Filipina Paleolog w 1925 roku wstąpiła do policji i zajmowała się organizowaniem Policji Kobiecej. W większości krajów oddziały złożone z kobiet zajmowały się sprawami z zakresu pomocy społecznej, ewentualnie lekkimi wykroczeniami. W Polsce powierzono im sprawy poważniejsze: handlu żywym towarem, przestępstw obyczajowych, prostytucji, sutenerstwa i włóczęgostwa nieletnich. Polska służba policji kobiecej uznawana była za jedną z najlepszych w regionie i na świecie, a Zofia Paleolog awansowała do stopnia komisarza.

Nareszcie jakiś kobiecy sukces...

Hmm... Funkcjonariuszkami policji mogły być jedynie panny lub bezdzietne wdowy. Choć dla kobiety „najstosowniejsza” była praca związana z kształceniem, to zaczyna się pojawiać coraz więcej Polek wykonujących inne zawody. Na przykład lekarek, choć i tutaj były pewne ograniczenia. Kobieta zazwyczaj zostawała pediatrą. Teoretycznie kobiety mogły się kształcić we wszystkich zawodach, jednak bardzo nieliczne decydowały się na to. Tak jak historyczka sztuki, Karolina Lanckorońska, jedna z pierwszych kobiet, które ukończyły studia i uzyskały tytuł doktora.

A jak było z wyborami? Kobiety chętnie głosowały?

Jeśli oceniamy to z dzisiejszej perspektywy, to w liczbach wygląda to słabiutko. Nie chodziły tłumnie na wybory, a na palcach jednej ręki można policzyć kobiety w Sejmie i Senacie. Ciekawe, że w wyborach do Sejmu Ustawodawczego wygrała Gabriela Balicka. To jest ewenement, ponieważ została wystawiona przez Narodową Demokrację. Jej sukces Endecja wykorzystała zresztą do utrwalenia stereotypowego spojrzenia na kobietę i jej rolę w życiu.

A jakim cudem?

Posłużę się cytatem: „Komitet Wyborczy Narodowy Bloku Stronnictw Demokratycznych stawiając na jednym z pierwszych wejść kandydatkę kobiecą, złożył w ten sposób hołd należny kobiecie polskiej, która w długoletnim okresie zmagania się z losem i walki o wolność narodu naszego reprezentowała zawsze jego czynną i wysoko sztandar ideałów narodowych”.

No tak, miejsce dla Gabrieli Balickiej to jedynie hołd dla Matki Polki.

Nie chciałabym popadać w przesadę, ponieważ kobietom w II Rzeczpospolitej udało się pewne rzeczy osiągnąć. Choćby zrównanie praw męża i żony w nowym Kodeksie Małżeńskim, co przyniosło realną poprawę pozycji kobiet. Wydaje mi się jednak, że gdyby nie konserwatywne podejścia zarówno Kościoła, jak i władz oraz polityków, mogłoby to wyglądać jeszcze lepiej. Na wszystko trzeba czasu, zmiany mentalne nie zachodzą w ciągu jednego pokolenia. I być może, gdyby II Rzeczpospolita mogła trwać dłużej, wszystko potoczyłoby się inaczej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kobieta

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

r
res
W ZSRR miliony ludzi zmarły wtedy z głodu lub zostało rozstrzelanych. I tak samo w PRL, zarabiało się 20 dolarów miesięcznie, a na Zachodzie 1000 dolarów.
P
Paweł
A jaka bieda? Moja ŚP Babcia rocznik urodzenia 1920 opowiadała, ze jak dostali nowe buty, to szli boso do Kościoła i przed wejściem zakładali, bo było szkoda, a czasami, a mieszkali na wsi jedli tydzień czasu ziemniaki ze skwarkami taka vieda była. Stad zawsze powtarzała za nie byla zwolennikiem Komuny, ze"Ktos kto twierdzi ze za komuny była bieda i zacofanie, nigdy nie żył w biedzie "nie było obowiązku szkolnego, edukacyjnego, nie bylo lekarzy na fundusz, nie bylo, szczepień, itp. Po wojnie polowa społeczeństwa byko analfabetami, nie potrafiło czytac i pisać. Ot tak w ramach przypomnienia Babcinych wspomnień. Kocham Cie Babciu i dziękuję za wszystko.
T
Tfu, na psa urok
Druga er pe to był wyjątkowo dziadowski kraj, rozmodlony, zacofany i biedny. Dopiero po 1944 zaczęto cywilizować tę biedę z nędzą. W kilka lat p.Stalin zrobił tu porządek i wprowadził normale prawa i równouprawnienie.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet