Kseniia urodziła się w Rosji. Jej rodzice to Ukraińcy, którzy kiedyś wyjechali, jak wielu Ukraińców, w ramach programu rozwoju północnych terenów Związku Radzieckiego. Ma obywatelstwo rosyjskie podobnie jak jej mąż Maks, z którym mieszka od ponad 2 lat w Polsce. Płynnie mówi po rosyjsku, ale po ukraińsku także rozumie.
- Każdego lata w dzieciństwie jeździliśmy do Ukrainy do rodziny. Dla mnie jako dziecka to nie były dwa różne kraje, ale jak jeden, bo zawsze widziałam jedną rodzinę ze wspólnymi tradycjami. Nigdy tego nie dzieliłam. Teraz dalej mam bliskich zarówno w Rosji jak i na Ukrainie - mówi Rosjanka.
Dodaje, że wojna bardzo ją smuci. Czuje wielką samotność oraz pustkę po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę.
- Nadal mam krewnych po obu stronach granicy. I ta wojna podzieliła również moją rodzinę. Ojciec i wujek już nie mogą tak wprost pogadać o wszystkim, jak wcześniej. Wiele rodzin objął cień tej wojny. To, co się dzieje, jest największa tragedią w moim życiu - przyznaje Kseniia.
Zawsze myślała, że rodzina jest najgłówniejsza. Ale teraz, która część podzielonej rodziny jest ważniejsza? Nigdy się nie spodziewała, że taka okrutna wojna może wydarzyć w jej życiu.
Jej mąż Maks jakiś czas temu podjął się we Wrocławiu misji nauki języka polskiego uchodźców z Ukrainy. W parafii franciszkanów pw. Alberta Wielkiego przeprowadza lekcje dwa razy w tygodniu. Teraz dołączyła do niego jego żona.
Prowadzi ona swoją grupę chętnych, którzy uczą się języka polskiego od podstaw. Wcześniej nie znali go w ogóle. Ich przedział wiekowy jest szeroki. To ludzie od 18. do 65. roku życia. Wiedzą, że Ksenia pochodzi z Rosji. Nie mają z tym problemu.
- Na szczęście ludzie nie wrzucają wszystkich do jednego worka - mówi Ksenia. Jak dodaje, rozpoczęła nauczanie inaczej niż jej mąż. Ona zdecydowała się mówić do kursantów tylko i wyłącznie po polsku. Maks na początku miksował języki. Używał trochę rosyjskiego trochę polskiego.
- Kseniia uczy prawidłowo, zgodnie z teorią nauki języka. Eksperci podkreślają, że tak powinno się robić - przyznaje z uśmiechem mąż.
- Staram się składać zdania proste. Używać jak najczęściej słów zrozumiałych dla Ukraińców i Polaków. Jeśli w ogóle nic nie rozumieją, to w ramach wyjątku dodaję kilka słów po rosyjsku - uzupełnia żona.
Czemu zdecydowała się pomagać uchodźcom w ten sposób? - Mąż zaczął i to mnie zaciekawiło, że możemy pomagać ludziom w taki sposób, jak język. I naprawdę widzę, ile ludzi wśród uchodźców tego potrzebuje, na ile to ułatwia im życie. Mam czas, chęci i możliwość pomagać. Teraz odkrywam różnego rodzaju podręczniki, już nie jak uczeń, ale jak nauczyciel. Poznaję leksykę. Ostatnio czytałam na temat homonimów i błędów obcokrajowców w czasie nauki języka polskiego. Widzę tam też swoje błędy. Trochę inaczej patrzę w ogóle na język i to mi się podoba – opowiada z fascynacją Kseniia.
Polskiego nauczyła się będąc już w naszym kraju. Na początku skończyła kurs. Ciągle szkoli swoje umiejętności i stara się pogłębiać swoją wiedzę. Lekcje prowadzi dwa razy w tygodniu po 1,5 godziny. I widzi u swoich uczniów postępy.
Jej zdaniem język polski, żeby komunikować się na poziomie podstawowym – jest łatwy, jednak żeby mówić biegle i poprawnie pisać – to trudna sztuka. Dużo słów w polskim i ukraińskim czy rosyjskim jest podobnych, ale one mają inne znaczenie lub ich odmiana może być inna. Z tego wynikają niekomfortowe sytuacje.
- Kiedy sama się uczyłam podstaw, ciężko mi było używać dobrze końcówek odmienionych przez przypadki – opisuje Rosjanka.
W parafii pw. Alberta Wielkiego nauczanie uchodźców zaczęła od alfabetu, najpopularniejszych wyrazów oraz praktycznych zwrotów np. „Jak się masz?”. - Polskie litery są inne niż ukraińskie. Istnieją w alfabecie dźwięki, których nawet nie umieliśmy wcześniej wymawiać. Dlatego zaczynamy od czytania. Jeśli ktoś uczył się angielskiego, to poradzi sobie szybciej, ale jeśli nie, musi zacząć od kompletnych podstaw – mówi Kseniia.
Dużo trudności nasi sąsiedzi ze wschodu mają z rodzajem męskoosobowym i niemęskoosobowym, ponieważ ta odmiana nie istnieje w języku ukraińskim i rosyjskim.
Młode małżeństwo z Rosji ma zamiar uczyć uchodźców w swoim wolnym czasie tyle, ile będą mogli oni sami oraz ile będą mogli i chcieli ich uczniowie.
- Nie podchodzimy do tych lekcji rygorystycznie. Zawsze staramy się, żeby panowała miła atmosfera, żeby było luźniej. Uczymy bardziej przez zabawę i komunikację, stosując różne gry. Wiemy, bo sami tego doświadczyliśmy, że na początku język wydaje się trudny i skomplikowany. Chodzi więc o to, żeby rozładować napięcie. Klimat musi być przyjacielski i towarzyski – mówi Maks.
- Znalazłam ciekawy artykuł na temat tradycyjnych polskich imion, potem „przerabialiśmy” najpopularniejsze imiona, a później jeszcze najgorsze imiona. Było dużo śmiechu, ale przez takie rzeczy się właśnie uczymy. Oni ćwiczą czytanie, ale otrzymują ciekawą, lekką informację – dodaje Kseniia.
Małżeństwo planuje zorganizować swoim uczniom wycieczkę w atrakcyjne miejsce na Dolnym Śląsku, żeby posłuchali też przewodnika.
- Gala plebiscytu Mistrzowie Handlu Gazety Wrocławskiej. Nagrody zostały wręczone!
- Złodzieje grasują na Biskupinie we Wrocławiu. Ten ukradł rower w biały dzień!
- Wiemy, co może powstać w budynku dworca Wrocław Nadodrze. Właściciel jest ze Śląska
- Najbardziej klimatyczne miejsca we Wrocławiu. Tu zabierz gości, będą zachwyceni!
Edukacja
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!