Jakoś z początkiem marca zaskakuję moją mamę:
- Wiesz, zjadłabym kremówkę - mówię. Mama patrzy na mnie, jakbym się z choinki urwała, bo wszyscy wiedzą, że za słodkościami to ja raczej nie przepadam. Przekonuję ją więc, że za kilka dni mam dostać okres, więc pewnie stąd te nietypowe smaki.
- Pączka bym zjadła - mówię parę dni później do męża i już mi coś zaczyna świtać w głowie. Okres spóźnia się trzy dni. Czuję, że lada chwila go dostanę, brzuch mnie pobolewa i jestem strasznie ociężała. Ale...
Dwie kreski na teście
Trzy dni później robię domowy test ciążowy. Po pięciu minutach na teście pojawiają się dwie kreski - jedna zdecydowanie bledsza od drugie, ale jest. Jestem w ciąży.
– Gratuluję! - słyszę kilka dni później od lekarki. - Początek szóstego tygodnia - potwierdza.
Na monitorze USG malutka plamka. W opisie czytam: „w jamie macicy uwidoczniono pojedynczy pęcherzyk ciążowy o średnicy GSD 7,3 milimetra”. To ma być moje dziecko?
Na razie nic się nie dzieje. Chodzę normalnie do pracy, chociaż usypiam na stojąco. Zaczynają mnie męczyć nudności. Co ciekawe - nie poranne. Niedobrze mi zaczyna być koło 14, wieczorem jest już nie do wytrzymania. Leżę, a mąż donosi mi gorzką herbatę, która pomaga tylko na chwile.
Robię wszystkie potrzebne badania: morfologię krwi, mocz, wirusowe zapalenie wątroby typu B i C, różyczkę, cytomegalowirusa, HIV i grupę krwi. Kupuję witaminy dla ciężarnych. Rzucam palenie.
Kwiecień – dwa centymetry szczęścia
Mdłości się nasilają, a tu święta za pasem. Na razie ważniejsza jest jednak kolejna wizyta u mojej pani doktor. I tak w Prima Aprilis, w dziewiątym tygodniu ciąży pierwszy raz widzę ten cud, który rozwija się w moim brzuchu - ma 2 centymetry, widoczne nóżki i rączki oraz dużą głowę. Serce uderza dziecku miarowo.
Święta wcale mnie nie cieszą - nie mam na nic siły, zapachy gotowanych potraw nasilają tylko mdłości. Marzę tylko o jednym - spać i jeszcze raz spać. I tak przesypiam prawie całe święta. W lany poniedziałek katastrofa.
- Zbieraj się, jedziemy do szpitala. Krwawię i to bardzo - poganiam męża i miotam się po domu. Cholera jasna, tyle dziewczyn teraz roni ciąże, jednak mam jakieś wewnętrzne przeczucie, że będzie dobrze. Na izbie przyjęć od razu kierują mnie na patologię ciąży, zajmuje się mną dwóch lekarzy. Okazuje się, że dziecko żyje, wszystko w porządku. Nie wiadomo skąd to krwawienie. Mam zwolnić tempo i dużo odpoczywać.
Za dwa dni moja lekarka wypisuje mi zwolnienie, bo lepiej dmuchać na zimne. Leżę i śpię.
Za dwa tygodnie to samo - krwawienie. Znów pędem do szpitala. Tym razem zostawiają mnie trzy dni na obserwacji. Dostaję końską dawkę hormonów, krwawienie ustępuje.
Patologia ciąży to chyba najsmutniejszy oddział w całym szpitalu. Umęczone dziewczyny walczące o każdy dzień dla swoich maluszków. Nie chcę tu być!
Karta wypisu nie pozostawia wątpliwości: „Rozpoznanie: poronienie zagrażające. Pacjentka wypisana do domu w stanie dobrym, z ciążą utrzymaną. Zalecono oszczędzający tryb życia...”. Kwiecień zapowiada się więc na leżąco.
Pociesza mnie jedynie fakt, że nie każde krwawienie na początku ciąży musi oznaczać coś złego. Szacuje się, że zdarza się co piątej kobiecie. Przyczyny mogą być rożne - choroba szyjki macicy lub o obrębie pochwy czy niedobory hormonalne. Żadnego krwawienia nie można jednak bagatelizować! Koniecznie trzeba ustalić jego przyczynę i stan zdrowia maleństwa. W większości przypadków szybka interwencja lekarska umożliwia donoszenie ciąży.
Maj - smaczne rybki
Oddycham z ulgą. 12 tygodni ciąży już za mną, ryzyko poronienia spadło. Na razie w ogóle nie widać, że jestem w ciąży, przytyłam kilogram, ale to pewnie przez brak ruchu. Mogę już wstawać, ale mam się nie przemęczać. Dozwolone są spacery, ale jak tu gdzieś chodzić skoro leje i leje. Mdłości zniknęły jak ręką odjął. Mam straszną ochotę na ryby - w każdej postaci. Nie obżeram się jednak bez opamiętania. W głowie mam jedno mądre powiedzenie - w ciąży nie jemy za dwoje, tylko dla dwojga! Dzieciątko rośnie - w 13 tygodniu ma już 7 centymetrów, w szesnastym - 12 centymetrów.
Zmieściłoby mi się w dłoni.
Czerwiec – zabobony i pierwsze ruchy
Pierwszy trymestr mam już za sobą. Zaczynam najlepszy okres ciąży - mdłości już nie mam, brzucha jeszcze, czuję się coraz lepiej. Spokojnie wchodzę w rzeczy sprzed ciąży, chociaż w dwudziestym tygodniu jestem już na plusie dwa i pół kilo. Znajomi i rodzina wiedzą o moim odmiennym stanie i tu zaczynają się schody.
Nie wiem dlaczego, ale gdy ktoś widzi ciężarną to od razu i natychmiast zaczyna opowiadać o wszystkich patologicznych przypadkach, o których słyszał. Wysłuchamy zapewne, że komuś urodziło się dziecko z trzema głowami, inne było niedotlenione i stąd teraz jest jakieś dziwne, a w ciąży nie wolno nosić łańcuszków, bo się dziecko owinie pępowiną…
A już niech mnie pan Bóg broni obciąć włosy! W ten sposób skraca się życie dziecka! A jak będę zmywać naczynia, żebym przypadkiem nie ochlapała brzucha wodą, bo dziecko będzie alkoholikiem…
Dobrze, że mam zmywarkę.
Jedyna rada - nie słyszeć. Ani nie dopytywać cioć i innych krewnych o ciąże. Od tego ma się lekarza prowadzącego!
Cale szczęście, że trafiłam na panią doktor, która ma dla mnie czas. Cierpliwie odpowiada na wszystkie moje pytania, przy badaniu USG dokładnie wszystko pokazuje i cieszy się z tej ciąży razem ze mną.
Z niecierpliwością czekam, na pierwsze ruchy mojego dziecka.
Wyczytałam, że ruchy płodu w pierwszej ciąży zaczyna się odczuwać najczęściej między 18 a 20 tygodniem, w drugiej i następnych – między 16 a 18. Pierwsze ruchy są jednak bardzo delikatne, nieraz mylone z przelewaniem się treści pokarmowej w jelitach, dopiero z czasem stają się częstsze i wyraziste. Dziecko w tym okresie jest jeszcze na tyle malutkie, że ma wokół siebie dużo miejsca i dużą swobodę, łatwo więc niektóre ruchy pominąć. Najpierw są kojarzone z muśnięciem motyla, niedługo później - pełzania, aż w końcu zaczynają być odczuwane jako kopniaczki. Najintensywniejsze są najczęściej między 24 a 30 tygodniem ciąży.
Dokładnie w 20 tygodniu poczułam jakby coś przepływało w moim brzuchu. Na drugi dzień to samo. Tego nie jest się w stanie pomylić z niczym innym! Choć dziecko w dwudziestym tygodniu ma około 16 centymetrów i waży 260 gram czuję je wyraźnie.
Niepokoją mnie za to bóle brzucha. Ni to rozciąganie, ni to kłucie. Czasami to aż muszę się położyć. Lekarka mówi, że to normalne, macica się rozciąga, dziecko rośnie i to się czuje! W razie bólu mam zażyć nospe.
Lipiec – rośniemy. Obydwie!
Nie wiem, o co tyle szumu z tymi zachciankami ciążowymi. Ja nie mam żadnych. Oczywiście nie licząc tych lodów od czasu do czasu. A właściwie cały czas... Ale jest gorąco. Brzuszek już mi widać, a jak założę jakieś typowo ciążowe ciuchy, to mi nawet miejsca w autobusie ustępują! Czuję się dobrze, choć powiększająca się z dnia na dzień macica naciska na pęcherz, więc jestem częstym gościem w toalecie.
W 24 tygodniu decydują się na drugie USG genetyczne. Żeby mieć spokojną głowę.
USG genetyczne wykonujemy zazwyczaj pomiędzy 11 a 23 tygodniem ciąży jako badanie w kierunku zespołu Downa, innych wad w budowie DNA, wielu chorób genetycznych i wad rozwojowych płodu. USG genetyczne cechuje wysoki poziom wykrywalności chorób: ok. 80 proc. przypadków zespołu Downa u płodu, ponad 90 proc. przypadków zespołu Edwardsa i zespołu Patau.
Jeżeli ryzyko wystąpienia choroby jest podwyższone, lekarz proponuje dodatkowe badania, np. amniopunkcję, która w 100 proc. wyklucza lub potwierdza wadę w budowie DNA płodu.
Okazuje się, że z dzidzią wszystko w porządku. Poznaje płeć maleństwa - przeczucie jednak mnie nie myliło. Będzie dziewczynka!
Wybieram się na test obciążenia glukozą. To bardzo ważne badanie - pozwala wykryć ewentualną cukrzycę ciążową. Dzień wcześniej od obiadu mam nic nie jeść. Rano, na czczo pobierają mi krew i dają do wypicia glukozę. Po dwóch godzinach znów pobierają krew. I po bólu.
Niestety jestem już do przodu prawie 4 kilo! Ale jak tu sobie odmówić tych lodów? A może to maluch się ich domaga? Pod koniec szóstego miesiąca dziecko ma już po części wykształcone kubki smakowe. Najbardziej lubi słodkie. Coś w tym jest. Po tych lodach zawsze zaczyna się wiercić. Podobno szybciej przełyka.
Mały człowieczek waży około 900 gram i mierzy 23 centymetry. Co ciekawe - uszy są już całkowicie wykształcone i doskonale mnie słyszy.
Sierpień – syndrom wicia gniazda
Zaczynam siódmy miesiąc ciąży. Już mi ciężko, upał daje się we znaki. Coraz bardziej wsłuchuję się w swój organizm. Niepotrzebnie się tak stresuję, bo pewnej niedzieli wołam do męża:
- Zbieramy się do szpitala! Wczoraj ledwo czułam ruchy dziecka. Dzisiaj nic! Zjadłam śniadanie, położyłam się i powinno się ruszać. Zawsze po jedzeniu się rusza, a dzisiaj cisza!
Jedziemy. Położna podłącza mnie do KTG. Jest to takie sprytne urządzenie, które zapisuje częstość pracy serca płodu przy jednoczesnym zapisie czynności skurczowej mięśnia macicy. Ledwo mnie podłączyła, a tu dzieciątko zaczyna się wiercić. Kamień spada mi z serca. Położna mnie uspokaja, że sama nie raz nie czuła przez cały dzień ruchów dziecka.
- Ale dobrze, że pani przyjechała, bo lepiej dmuchać na zimne.
Nie raz się jeszcze przekonam, ze rośnie mi bardzo leniwe dziecko… Ciekawe po kim?
Bo ja zaczynam szaleć. Siódmy miesiąc, niby do porodu daleko, ale już zaczynam myśleć nad malutkimi ubrankami. Nie mam zielonego pojęcia w co takiego smyka się ubiera! Jak zwykle z pomocą przychodzi moja mama.
- Coś znajdziemy. Teraz jest zatrzęsienie. Jak ciebie rodziłam to ze specjalnym zaświadczeniem ze szpitala szło się do sklepu i przysługiwało - o ile dobrze pamiętam - 40 pieluch, 2 kaftaniki, jedna czapeczka, jedne śpioszki i mały kocyk. Także kochana nic się nie martw, wszystko kupię, bo muszę sobie odbić te bezbarwne, komunistyczne ciuszki.
No i tak dostaję maleńkie body, pajacyki, sweterki, spodenki, koszulki, czapeczki...Wybór jest ogromny, ale trzeba uważać, żeby nie kupować zbyt dużo, bo dziecko szybko rośnie!
Brzuch już mi widać, ale trudno się dziwić. W 28 tygodniu ciąży mały człowieczek mierzy już około 25 centymetrów i waży ponad kilogram.
Wrzesień - już mam dość
Skończyły się chyba najlepsze miesiące ciąży. Jestem gruba, niewyspana, chętnie bym już urodziła. A to dopiero ósmy miesiąc. W nocy co godzinę wstaję do toalety, rozbudzam się o 4-5 rano i nie śpię do siódmej. Potem odsypiam w dzień. Podobno to normalne - na bezsenność w ciąży skarży się aż 70 procent kobiet! Zaczyna dokuczać mi zgaga i skurcze łydek. Muszę pamiętać również o częstym smarowaniu brzucha, bo jest napięty do granic możliwości. Na szczęście na razie żadne rozstępy mi się nie pojawiły. Pępek chce mi odpaść. Trudno mi złapać oddech, bo powiększająca się macica uciska na przeponę.
Zaczynam odczuwać skurcze. To całkowicie normalne - macica zaczyna trenować przed godziną „zero”. Nie jest to bolesne, ale niezbyt przyjemne. Radzę sobie zmieniając pozycje lub spacerując.
Ale ze spacerami już jest ciężko. Przez całą ciąże starałam się wychodzić na godzinę, dwie. Teraz już nie dają rady. Po czterdziestu minutach czuję się jakbym zdobyła przynajmniej Kasprowy. Cóż - pod koniec ósmego miesiąca jestem do przodu 12 kilo. Dziecko w tym czasie waży około 2,5 kilograma i mierzy 45 cm długości. Jest więc co dźwigać.
Październik - ostatnia prosta
Widzieliście Egzorcystę? Ja widziałam i czasami wydaje mi się, że zachowuję się jak ta opętana dziewczynka. Rano potrafię wstać w świetnym humorze, by za chwilę nawrzeszczeć na męża. Potem go przepraszam, bo robi mi się smutno. I tak w kółko. Nie jest to zależne ode mnie, naprawdę. Poza tym wydaje mi się, że jestem w ciąży od zawsze.
Do tego wszystkiego dochodzi lęk przed porodem, no i fundamentalne pytanie - jak ja sobie poradzę z niemowlęciem...?
W 38 tygodniu ciąży moje dziecko waży już 3 kilogramy. Leży główką w dół, ma już bardzo mało miejsca, ale próbuje się jeszcze przeciągać. Wszystkie układy i narządy ma już wykształcone.
A we mnie chyba budzi się syndrom wicia gniazda. Wysprzątałam wszystkie półki, obmyślam gdzie co postawić. Przywieźliśmy łóżeczko, fotelik i wózek. Dostaliśmy wanienkę i bujaczek. Oczywiście moje dwie kotki od razu pomyślały, że to dla nich i skutecznie okupują nowe sprzęty. Mam nadzieję, że jak już obwąchają i się przyzwyczają do nowości, to stracą zainteresowanie.
A ja? No cóż - pozostaje mi jedynie cierpliwie czekać i przestać się bać porodu. Przecież nie ja pierwsza i nie ostatnia...
Źródło: Dzień Dobry TVN